Czerwony szarlatan (2)

 |  Written by Godziemba  |  2
W 1948 roku Łysenko doprowadził do likwidacji nauczania genetyki w Związku Sowieckim.
 
        W dniu 31 lipca 1948 na konferencji w sowieckim ministerstwie rolnictwa Łysenko wygłosił referat, w którym dowodził, iż  „Socjalistyczne rolnictwo, kołchozowo-sowchozowy ustrój stworzył w istocie nową, własną, radziecką biologię, która rozwija się w ścisłej jedności z praktyką rolniczą jako biologia rolnicza. Przedstawiciele reakcyjnej biologii bronią tzw. chromosomowej teorii dziedziczności. Twierdzą, że w chromosomach istnieje jakaś swoista substancja dziedziczna, przebywająca w ciele osobnika jak w jakimś futerale, która zostaje przekazana następnym pokoleniom niezależnie od jakościowych właściwości ciała i jego warunków życiowych".

            „Zgodnie z tą teorią właściwości nabyte przez roślinne i zwierzęce organizmy nie mogą być przekazywane następnym pokoleniom – grzmiał Łysenko. - My, przedstawiciele radzieckiego, miczurinowskiego kierunku, twierdzimy, że dziedziczenie cech nabytych przez rośliny i zwierzęta w procesie ich rozwoju jest możliwe i konieczne".

            Łysenko powoływał się na Iwana Miczurina, ogrodnika, który wyhodował wiele odmian mrozoodpornych odmian jabłek. Mimo, iż nie nadawały się one do reprodukcji, Miczurin został w latach 20.  wykreowany na „bohatera ludowego" i „ojca jabłek", a tuż przed śmiercią, w 1935 roku., wybrano go na honorowego członka Akademii Nauk ZSRS.

            Łysenko ogłosił tezy, które będą obowiązywać przez kilka następnych lat: „Doktryna dialektyczna Miczurina, biologia awangardy, prowadzona przez geniuszy ludzkości, Stalina i Lenina, zwyciężyła nad idealistyczną, metafizyczną, burżuazyjną teorią dziedziczenia Mendla. Mendelizm-morganizm oparty jest na przypadkach i tym samym >nauka< ta zaprzecza istnieniu koniecznych zależności w przyrodzie żywej, przez co skazuje praktykę na bezpłodne oczekiwanie. Nauka, która nie daje jasnej perspektywy, siły i pewności, że praktyczne cele będą osiągnięte, niegodna jest nazywać się nauką. Nauka jest wrogiem przypadku. Towarzysze, nasza sesja jest historycznym drogowskazem w rozwoju biologii. Nie omylę się, jeśli powiem, że sesja ta jest wielkim świętem dla wszystkich pracujących w dziedzinie nauk biologicznych i rolniczych. Postępowa biologia jest wdzięczna geniuszom ludzkości Leninowi i Stalinowi za to, że dzięki nim do skarbnicy naszego poznania do nauki weszła jako złoty wkład teoria I.W. Miczurina. Chwała wielkiemu przyjacielowi i koryfeuszowi nauki - naszemu wodzowi i nauczycielowi, towarzyszowi Stalinowi!".
 
            Gdy zwolennicy genetyki mendlowskiej spróbowali bronić swoich pozycji, na trybunę ponownie wkroczył Łysenko i  oznajmił: „Dostałem kartkę z sali z zapytaniem, co sądzi Komitet Centralny o moim stanowisku. Otóż Komitet Centralny zanalizował mój referat i go popiera".
 
           W tej sytuacji trzech genetyków składa samokrytykę, podkreślając, iż „powinniśmy pomóc naszej Partii zdemaskować tę reakcyjną pseudonaukową zgniliznę, którą rozprzestrzeniają za granicą nasi wrogowie. Powinniśmy zrozumieć, że ta zgnilizna miała wpływ na niektórych radzieckich uczonych i że trzeba ją wyrwać z korzeniami". Jedynie Josif Rappoport, uznany genetyk, zasłużony też w czasie rewolucji, podtrzymuje swoje zdanie. Inni milczą.

            Następnego dnia „Prawda" napisała, że uczestnicy jednogłośnie potępili zachodnią genetykę.

            W niecały miesiąc później prezydium Akademii Nauk rozwiązało wszystkie placówki naukowe zajmujące się genetyką. Rozpoczęto weryfikację kadr naukowych. Specjalne komisje miały za zadanie ujawnić zwolenników odchylenia mendelo-morganowskiego. Zakazano nauczania genetyki, a poświęcone jej książki zostały wycofane z księgarń i bibliotek.

            Szacuje się, że Łysenko przyczynił się do zwolnienia z pracy tysięcy badaczy, setki naukowców trafiły do więzień czy na Sybir, a ponad pięćdziesięciu profesorów straciło życie. Dla przykładu Georgij Meister trafił do więzienia jako „wróg ludu", a za kratami dosłownie oszalał i w ciągu paru miesięcy zmarł. Nikołaj Kolcow, jeden z pionierów genetyki, kpił z Łysenki, że ten dzięki odpowiedniemu pożywieniu zdoła „zmienić karalucha w konia". Kolcowowi odebrano stanowisko i laboratorium. Wkrótce potem umarł na atak serca.
 
          W gronie ofiar znalazł się także polski naukowiec, chemik i pionier biochemii Jakub Parnas. Podczas posiedzenia prezydium Akademii Nauk ZSRR w odpowiedzi na stwierdzenie Łysenki, ze geny nie istnieją miał wykrzyknąć: „Kakoj durak. Gieny suszcziestwujut”  (Jaki głupiec. Geny istnieją). Następnego dnia został aresztowany i wkrótce zmarł w areszcie.

            Po 1948 roku portrety Łysenki zawisły we wszystkich instytucjach naukowych, w sklepach z pamiątkami można było nabyć jego popiersia, chór moskiewskiej filharmonii miał w swoim repertuarze hymn go sławiący, a dzieci uczyły się ze śpiewników ułożonych na jego cześć piosenek.
 
             Po klęsce suszy w ZSRS w 1951 roku  Łysenko twierdził, że choroba kartofla, na którą jest on szczególnie podatny w suchym i gorącym klimacie, nie jest chorobą wirusową i dziedziczną, lecz wynikiem „fazowego starzenia się dojrzewających podczas gorącego lata bulw". Zamiast więc hodowli odmian niepodatnych na choroby wirusowe i ich selekcji, kazał po prostu sadzić kartofle późno, by dojrzewały w porze chłodniejszej. Władze przez parę lat zalecały stosowanie tej metody. Plonów nie zwiększono, za to zawleczono choroby wirusowe do rejonów centralnych Związku Sowieckiego, gdzie ich poprzednio nie było.

         Kraje pozostające pod kontrolą Moskwy zostają zmuszone do wprowadzenia „nowej biologii”. Biuro Polityczne PZPR podjęło uchwałę o konieczności intensywnego wprowadzania miczurinizmu w Polsce. Do Warszawy przyjeżdżali sowieccy instruktorzy, dowodzący, że „zachodni genetycy są reakcyjnymi, wstecznymi i antynaukowymi sługusami Wall Street”.  
 
         Niektórzy polscy naukowcy zostali wysłani na naukę do Łysenki. Jednym  z nich był Wacław Gajewski, który wspominał potem: „Wszedłem do dużego biura. Pod ścianą w zupełnym milczeniu siedział rząd mężczyzn. Pozostali niemymi świadkami mojej wizyty aż do końca. „Jeśli nie zamierza pan uwierzyć w to, co powiem, to pańska wizyta jest bezcelowa” - oświadczył na wstępie gospodarz. Uśmiechnąłem się tylko. Potem Łysenko rozpoczął swój monolog. Trwał dwie godziny. „Ludzie myślą, że kukułki podrzucają jaja do wysiadywania innym ptakom” - mówił. – „Mylą się. W rzeczywistości kukułcze pisklęta rozwijają się z jaj gospodarza. To tylko jeden z przykładów przekształcania się jednego gatunku w inny”.

        Zdaniem Gajewskiego Łysenko wierzył w samorództwo: „Jeśli zamknięto by hermetycznie staw, a jego wodę i glebę wysterylizowano, gwarantuję panu, że po pewnym czasie pojawiłyby się w nim żaby, a także inne zwierzęta i rośliny”.
 
            „W trakcie wywodu  - wspominał Gajewski - w kącikach ust Łysenki pojawiła się piana, a ton stawał się coraz bardziej agresywny, mimo że nikt nie zgłaszał sprzeciwu. Łysenko wydawał się wypowiadać prawdy objawione. Był opętany jak Rasputin i fanatyczny jak Savonarola. Odniosłem wrażenie, że cierpiał na jakąś chorobę psychiczną".

          Dla wybranych młodych naukowców organizowano kursy ideologiczne. Najdłuższy odbył się latem 1952 roku w Dziwnowie. Uczestnicy przez cały miesiąc byli poddani intensywnemu praniu mózgów. Wykłady wydano pod tytułem  „Zagadnienia twórczego darwinizmu". Licząca ponad 750 stron książka stała się biblią „nowej biologii".

            Bardzo wielu zwolenników Łysenko znalazł we Francji. Kilka tygodni po ww. moskiewskiej konferencji na pierwszej stronie komunistycznego pisma „Les lettres francaises" ukazuje się artykuł, w którym napisano, że „zwolennicy genetyki mendlowskiej plasują się w obozie spadkobierców nazistowskiej ideologii".

           Niektórzy związani z partią naukowcy nie chcieli zaakceptować „nowej biologii”. Na znak protestu partię opuścił Jacques Monod, przyszły noblista, wówczas szef laboratorium w Instytucie Pasteura. W tej sytuacji kierownictwo partii zwróciło się do zatwardziałego stalinisty  Louisa Aragona. Poświęca on cały numer redagowanego przez siebie pisma „Europa” potępieniu Mendla i podkreśleniu „przełomowych” dokonań Łysenki. Choć przyznaje, iż nie zna się na biologii, wskazuje, iż „Pierwsza teoria dziedziczności ukazuje bezradność człowieka, druga uznaje, że człowiek może zmieniać gatunki. Jeżeli badacz jest marksistą, jeżeli pojmuje swoją powinność nie tylko w tłumaczeniu świata, ale i w jego transformacji, jasne jest, że ta druga teoria musi być mu bliższa".

            Grono zwolenników Łysenki powołało w 1950 roku organizację „Association francaise des amis de Mitchourine" (Francuskie Stowarzyszenie Przyjaciół Miczurina). Badacze w kilku instytutach francuskich powtarzają eksperymenty sowieckie. P. Dommergue z Institut National de Recherche Agronomique de Versailles powtarza eksperyment Głuszczenki, polegający na uzyskaniu nowych odmian pomidorów. Badania trwają dwa lata i kończą się kompletnym fiaskiem. Ich autor wini siebie. Pisze do towarzyszy: „Kiedy armia walczy, nie może opłakiwać swoich rannych ani nawet swoich zabitych. Żywię wciąż nadzieję, że choć zostałem zraniony, pewnego dnia dołączę do awangardy".

          Francuskie Stowarzyszenie Przyjaciół Miczurina działało aż do 1963 roku.

           Po 1956 roku Łysenko znikł z pierwszych stron gazet, ale jego pseudonauka obowiązywała niemal do końca czasów Chruszczowa. Gdy po jego śmierci w 1976 roku rodzina poprosiła władze ZSRS o pochowanie ciała na prestiżowym cmentarzu przy Klasztorze Nowodziewiczym w Moskwie, podanie odrzucono bez podania uzasadnienia.
 
Wybrana literatura:
 
M. Panas-Goworska, A. Goworski - Naukowcy spod czerwonej gwiazdy
S. Ings – Stalin i naukowcy. Historia triumfu i tragedii 1905-1953

S. Amsterdamski - Życie naukowe a monopol władzy (casus Łysenko)

5
5 (4)

2 Comments

katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
w sposób oficjalny, to w jakimś stopniu "zmył" piętno zdrady.
Parnas - biochemik, podobnie jak filozof - Szaff (Adam Schaff - główny ideolog marksistowski w PZPR) - dobrowolnie wyjechał do Moskwy, po wkroczeniu Niemców do Lwowa, w roku1940.
W okresie międzywojennym Parnas "cierpiał" wielce, gdyż osobą najbardziej podziwianą w Świecie Nauki był nie on, a inny Lwowian - Polak pochodzenia austriackiego - Rudolf Weigl.
Parnas początkowo "dostał" w Moskwie, podczas wojny, więcej aniżeli kiedykolwiek Weigl - oprócz eleganckiego mieszkania miał daczę, dostał "pomoc domową", pensję i stanowisko akademika, profesora - wykładowcy, możliwość prowadzenia badań i publikowania ich na forach międzynarodowych. Weigl nigdy nie miał daczy ani "państwowej pomocy domowej", wykłady uniwersyteckie podczas okupacji w języku rosyjskim prowadziła zamiast Weigla "docentka" nazwiskiem Sałata. Badań naukowych podczas wojny praktycznie w Instytucie lwowskim nie prowadzono - cała aktywność skupiona była na produkcji szczepionki p-wtyfusowej.
 Nie mniej - Weigl zachował to, co najważniejsze - niezależność od "władz" w zakresie polityki personalnej w Instytucie. To pozwoliło uratować życie wielu Polakom zarówno podczas okupacji sowieckiej, jak też - niemieckiej. I chyba dlatego - oportuniści pokroju Szaffa czy Parnasa kreowali Weiglowi po wojnie czarny "pijar". Wbrew wszelkim zarzutom - zdrajcami byli jego oskarżyciele, nie Weigl.
Ten wpis - to oczywiście dygresja - obok tematu sowieckich naukowych szarlatanów, nie mniej  ciekawi mnie, czy Parnas został kiedyś w Rosji "zrehabilitowany".
Jeśli jednak od Łysenki, Miczurina czy Lepieszyńskiej Sowieci nigdy się nie odcięli, to Parnas podzielił jedynie los wielu takich, którzy Sowietom zaufali - przyjmując od nich "dary".
Serdecznie pozdrawiam
Godziemba's picture

Godziemba
Otóż to.

Historia Parnasa pokazuje, co czeka osoby, idące na służbę Sowietom.

Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>