W kwietniu 1945 roku oddziały 2 Armii WP, dowodzonej przez gen. Świerczewskiego poniosły gigantyczne straty podczas walk pod Budziszynem.
16 kwietnia 1945 roku 2. Armia WP, działająca w składzie 1. Frontu Ukraińskiego, przekroczyła Nysę Łużycką w rejonie Rothenburga. Forsowanie Nysy na ogół odbywało się gładko, a polscy żołnierze skutecznie spychali Niemców z kolejnych linii oporu. Świerczewski wydał rozkaz, aby 1. Korpus Pancerny dotarł do Drezna już drugiego dnia operacji. Decyzja okazała się tragiczna w skutkach, gdyż część dywizji piechoty, które nie nadążały za czołgami, zostały pozostawiona wsparcia broni pancernej. Dodatkowo oddziały2 Armii zostały rozciągnięte na przestrzeni 50 km i rozdzielone na trzy odrębne ugrupowania. 1. Korpus Pancerny razem z 8. i 9. DP nacierał na Drezno. W środku − w rejonie Budziszyna − znajdowały się 5. Dywizja Piechoty i 16. Brygada Pancerna, zaś nad Nysą walczyły dywizje 7. i 10.
Pierwsze sygnały, że armii zagraża niebezpieczeństwo pojawiły się już 16 kwietnia. Przede wszystkim 7 i 10 DP nie udało się przełamać obrony niemieckiej, a w następnych dniach mozolnie spychały Niemców na północny zachód. Ponadto do sztabu armii dotarły także informacje o niemieckich kontratakach wykonanych na skrzydła, lecz całkowicie je zignorowano. Sowiecki 7 Korpus Zmechanizowany i 254 DP zajęły Budziszyn, lecz na ich tyły zaczęły wychodzić niemieckie oddziały przebijające się na północ. Dowództwo niemiecki uważnie śledziło wydarzenia i postanowiło wykorzystać nadarzającą się szansę. W niemieckich sztabach w odróżnieniu od polskiego doskonale orientowano się w ugrupowaniu przeciwnika.
21 kwietnia 1945 roku silne zgrupowanie wroga, złożone z pięciu dywizji, w tym dwóch pancernych, uderzyło na polskie jednostki pod Budziszynem. W ciągu dnia Niemcy połączyli się z ugrupowaniem, które wiązało siły polskie na północy. W ten sposób główne siły 2 Armii zostały odcięte i okrążone. W czasie walk zginął dowódca 5 DP gen. Aleksander Waszkiewicz , a z 16 brygady pancernej ocalał tylko jeden batalion. Jednak sztab armii zupełnie zlekceważył zagrożenie i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Świerczewski rankiem 22 kwietnia wydał rozkaz dalszego natarcia na Drezno dwóm dywizjom piechoty i korpusowi pancernemu. W ten sposób najbardziej wartościowe jednostki zaczęły oddalać się od rejonu największego zagrożenia. 1 Korpus Pancerny dotarł pod Drezno w południe 22 kwietnia.
W tym samym czasie Niemcy zaczęli w wyłom wprowadzać nowe jednostki, a ciężar walk zdecydowanie przesuwał się w stronę Budziszyna. Na tyłach 2 Armii zaczynał się prawdziwy dramat. Polscy piechurzy musieli walczyć bez osłony czołgów i artylerii. Z kolei artyleria, również pozostawiona sama sobie, poniosła duże straty w bezpośrednich walkach z niemiecką piechotą i czołgami. W pewnym momencie zagrożony został sam sztab 2. Armii WP, usytuowany pod Budziszynem. Niemiecki atak spowodował pogłębiający się z godziny na godzinę chaos, który zapanował w sztabie armii i poszczególnych jednostkach. Zaczęła szwankować łączność, poszczególne jednostki otrzymywały sprzeczne rozkazy.
Dopiero w południe 22 kwietnia Świerczewski zdał sobie sprawę z grożącej armii katastrofy i wydał rozkaz wycofania spod Drezna 1 Korpusu Pancernego, który forsownym marszem przybył pod wieczór pod Budziszyn. Nie zadecydował jednak o wycofaniu 8 i 9 DP, które miały pozostać na pozycjach obronnych pod Dreznem.
23 kwietnia Niemcy wykonali kolejne uderzenie, tym razem bezpośrednio na Budziszyn, który został zdobyty następnego dnia. 1 Korpus Pancerny próbował kontratakiem odzyskać miasto, lecz próba się nie powiodła. 2 Brygada Pancerna poniosła ciężkie straty w boju spotkaniowym, a następnie została okrążona.
25 kwietnia marszałek Koniew musiał osobiście interweniować, by nie dopuścić do całkowitego rozbicia 2 Armii. Rozkazał skierować w rejon walk aż osiem sowieckich dywizji plus część sił 5 Armii Gwardii. Nakazał także ściągnąć spod Drezna 8 Dywizję Piechoty, co okazało się fatalne w skutkach dla pozostającej tam 9 Dywizji - która w ciągu najbliższych godzin została okrążona, tracąc ponad 30 procent żołnierzy, większość artylerii oraz dowódcę płk. Aleksandra Łaskiego, który dostał się do niewoli.
26 kwietnia Niemcy wykonali trzecie uderzenie, którego celem było całkowite rozbicie polskiej armii i przebicie się na północ. Próbując opanować sytuację, Świerczewski rzucił do walki wszystkie czołgi i działa samobieżne, którymi dysponował. Dopiero 28 kwietnia za cenę olbrzymich strat udało się ustabilizować sytuację pod Budziszynem, a w dniach 29 i 30 kwietnia przy pomocy nowych jednostek sowieckich natarcie niemieckie zostało zatrzymane.
W czasie walk pod Budziszynem poległo prawie 5 tys. polskich żołnierzy, ponad 10 tys. zostało rannych a około 2800 uznano za zaginionych. Zniszczonych zostało 170 czołgów i 56 dział samobieżnych oraz 350 dział i moździerzy.
Niemcom w warunkach całkowitej improwizacji udało się zorganizować i przeprowadzić silne kontruderzenie, które zmusiło Koniewa na pewien czas do zmiany planów operacyjnych. Na tle wysokiej jakości pracy sztabów niemieckich fatalnie wypadał sztab 2 Armii WP, a przede wszystkim koszmarne dowodzenie przez Świerczewskiego. Lista błędów popełnionych przez niego była bardzo duża. Zmienił przede wszystkim ugrupowanie armii, która według założeń sztabu frontu miała większość swoich sił zgrupować frontem na południe dla ochrony przed ewentualnym kontratakiem. Ta fatalna w skutkach decyzja zaważyła na losie tysięcy polskich żołnierzy.
„Winę za niepowodzenia i doznane straty ponosi dowództwo armii, - napisali Grzelak, Stańczyk i Zwoliński w monografii WP na froncie wschodnim - a po części także dowództwa związków taktycznych i samodzielnych oddziałów. Nie potrafiły bowiem w trudnych momentach walki zachować prężności dowodzenia, a często podejmowały decyzje sprzeczne z podstawowymi zasadami walki. (...) Największa odpowiedzialność spada jednak bezpośrednio na dowódcę armii, który (...) dopuścił do samorzutnego rozerwania jej sił, a w obliczu rysującego się niebezpieczeństwa nie potrafił ich w porę skoncentrować w najważniejszym miejscu”.
Podkreślić natomiast należy niesamowite poświęcenie zwykłych polskich żołnierzy, którzy braki w wyszkoleniu oraz doświadczeniu bojowym nadrabiali wielką walecznością i zaciętością w walce. To ich zaciekły opór, mimo nierzadko beznadziejnej sytuacji, uratował armię przed całkowitą klęską.
Sam Świerczewski nie poniósł żadnych konsekwencji swej totalnej nieudolności, wręcz przeciwnie − decyzją Krajowej Rady Narodowej z 11 maja 1945 został mianowany generałem broni z dniem 3 maja 1945 roku. Jako zwycięski wódz prezentował się na czele polskich szeregów podczas wielkiej Parady Zwycięstwa zorganizowanej na Placu Czerwonym w Moskwie 24 czerwca 1945 roku.
Wybrana literatura:
D. Czapigo – Berlingowcy. Żołnierze tragiczni
K. Kaczmarek – Polacy na polach Łużyc
E. Kospath – Pawlikowski - Wojsko polskie na Wchodzie 1943-1945
C. Grzelak, H. Stańczyk, S. Zwoliński - Bez możliwości wyboru: Wojsko Polskie na Froncie Wschodnim 1943–1945
16 kwietnia 1945 roku 2. Armia WP, działająca w składzie 1. Frontu Ukraińskiego, przekroczyła Nysę Łużycką w rejonie Rothenburga. Forsowanie Nysy na ogół odbywało się gładko, a polscy żołnierze skutecznie spychali Niemców z kolejnych linii oporu. Świerczewski wydał rozkaz, aby 1. Korpus Pancerny dotarł do Drezna już drugiego dnia operacji. Decyzja okazała się tragiczna w skutkach, gdyż część dywizji piechoty, które nie nadążały za czołgami, zostały pozostawiona wsparcia broni pancernej. Dodatkowo oddziały2 Armii zostały rozciągnięte na przestrzeni 50 km i rozdzielone na trzy odrębne ugrupowania. 1. Korpus Pancerny razem z 8. i 9. DP nacierał na Drezno. W środku − w rejonie Budziszyna − znajdowały się 5. Dywizja Piechoty i 16. Brygada Pancerna, zaś nad Nysą walczyły dywizje 7. i 10.
Pierwsze sygnały, że armii zagraża niebezpieczeństwo pojawiły się już 16 kwietnia. Przede wszystkim 7 i 10 DP nie udało się przełamać obrony niemieckiej, a w następnych dniach mozolnie spychały Niemców na północny zachód. Ponadto do sztabu armii dotarły także informacje o niemieckich kontratakach wykonanych na skrzydła, lecz całkowicie je zignorowano. Sowiecki 7 Korpus Zmechanizowany i 254 DP zajęły Budziszyn, lecz na ich tyły zaczęły wychodzić niemieckie oddziały przebijające się na północ. Dowództwo niemiecki uważnie śledziło wydarzenia i postanowiło wykorzystać nadarzającą się szansę. W niemieckich sztabach w odróżnieniu od polskiego doskonale orientowano się w ugrupowaniu przeciwnika.
21 kwietnia 1945 roku silne zgrupowanie wroga, złożone z pięciu dywizji, w tym dwóch pancernych, uderzyło na polskie jednostki pod Budziszynem. W ciągu dnia Niemcy połączyli się z ugrupowaniem, które wiązało siły polskie na północy. W ten sposób główne siły 2 Armii zostały odcięte i okrążone. W czasie walk zginął dowódca 5 DP gen. Aleksander Waszkiewicz , a z 16 brygady pancernej ocalał tylko jeden batalion. Jednak sztab armii zupełnie zlekceważył zagrożenie i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Świerczewski rankiem 22 kwietnia wydał rozkaz dalszego natarcia na Drezno dwóm dywizjom piechoty i korpusowi pancernemu. W ten sposób najbardziej wartościowe jednostki zaczęły oddalać się od rejonu największego zagrożenia. 1 Korpus Pancerny dotarł pod Drezno w południe 22 kwietnia.
W tym samym czasie Niemcy zaczęli w wyłom wprowadzać nowe jednostki, a ciężar walk zdecydowanie przesuwał się w stronę Budziszyna. Na tyłach 2 Armii zaczynał się prawdziwy dramat. Polscy piechurzy musieli walczyć bez osłony czołgów i artylerii. Z kolei artyleria, również pozostawiona sama sobie, poniosła duże straty w bezpośrednich walkach z niemiecką piechotą i czołgami. W pewnym momencie zagrożony został sam sztab 2. Armii WP, usytuowany pod Budziszynem. Niemiecki atak spowodował pogłębiający się z godziny na godzinę chaos, który zapanował w sztabie armii i poszczególnych jednostkach. Zaczęła szwankować łączność, poszczególne jednostki otrzymywały sprzeczne rozkazy.
Dopiero w południe 22 kwietnia Świerczewski zdał sobie sprawę z grożącej armii katastrofy i wydał rozkaz wycofania spod Drezna 1 Korpusu Pancernego, który forsownym marszem przybył pod wieczór pod Budziszyn. Nie zadecydował jednak o wycofaniu 8 i 9 DP, które miały pozostać na pozycjach obronnych pod Dreznem.
23 kwietnia Niemcy wykonali kolejne uderzenie, tym razem bezpośrednio na Budziszyn, który został zdobyty następnego dnia. 1 Korpus Pancerny próbował kontratakiem odzyskać miasto, lecz próba się nie powiodła. 2 Brygada Pancerna poniosła ciężkie straty w boju spotkaniowym, a następnie została okrążona.
25 kwietnia marszałek Koniew musiał osobiście interweniować, by nie dopuścić do całkowitego rozbicia 2 Armii. Rozkazał skierować w rejon walk aż osiem sowieckich dywizji plus część sił 5 Armii Gwardii. Nakazał także ściągnąć spod Drezna 8 Dywizję Piechoty, co okazało się fatalne w skutkach dla pozostającej tam 9 Dywizji - która w ciągu najbliższych godzin została okrążona, tracąc ponad 30 procent żołnierzy, większość artylerii oraz dowódcę płk. Aleksandra Łaskiego, który dostał się do niewoli.
26 kwietnia Niemcy wykonali trzecie uderzenie, którego celem było całkowite rozbicie polskiej armii i przebicie się na północ. Próbując opanować sytuację, Świerczewski rzucił do walki wszystkie czołgi i działa samobieżne, którymi dysponował. Dopiero 28 kwietnia za cenę olbrzymich strat udało się ustabilizować sytuację pod Budziszynem, a w dniach 29 i 30 kwietnia przy pomocy nowych jednostek sowieckich natarcie niemieckie zostało zatrzymane.
W czasie walk pod Budziszynem poległo prawie 5 tys. polskich żołnierzy, ponad 10 tys. zostało rannych a około 2800 uznano za zaginionych. Zniszczonych zostało 170 czołgów i 56 dział samobieżnych oraz 350 dział i moździerzy.
Niemcom w warunkach całkowitej improwizacji udało się zorganizować i przeprowadzić silne kontruderzenie, które zmusiło Koniewa na pewien czas do zmiany planów operacyjnych. Na tle wysokiej jakości pracy sztabów niemieckich fatalnie wypadał sztab 2 Armii WP, a przede wszystkim koszmarne dowodzenie przez Świerczewskiego. Lista błędów popełnionych przez niego była bardzo duża. Zmienił przede wszystkim ugrupowanie armii, która według założeń sztabu frontu miała większość swoich sił zgrupować frontem na południe dla ochrony przed ewentualnym kontratakiem. Ta fatalna w skutkach decyzja zaważyła na losie tysięcy polskich żołnierzy.
„Winę za niepowodzenia i doznane straty ponosi dowództwo armii, - napisali Grzelak, Stańczyk i Zwoliński w monografii WP na froncie wschodnim - a po części także dowództwa związków taktycznych i samodzielnych oddziałów. Nie potrafiły bowiem w trudnych momentach walki zachować prężności dowodzenia, a często podejmowały decyzje sprzeczne z podstawowymi zasadami walki. (...) Największa odpowiedzialność spada jednak bezpośrednio na dowódcę armii, który (...) dopuścił do samorzutnego rozerwania jej sił, a w obliczu rysującego się niebezpieczeństwa nie potrafił ich w porę skoncentrować w najważniejszym miejscu”.
Podkreślić natomiast należy niesamowite poświęcenie zwykłych polskich żołnierzy, którzy braki w wyszkoleniu oraz doświadczeniu bojowym nadrabiali wielką walecznością i zaciętością w walce. To ich zaciekły opór, mimo nierzadko beznadziejnej sytuacji, uratował armię przed całkowitą klęską.
Sam Świerczewski nie poniósł żadnych konsekwencji swej totalnej nieudolności, wręcz przeciwnie − decyzją Krajowej Rady Narodowej z 11 maja 1945 został mianowany generałem broni z dniem 3 maja 1945 roku. Jako zwycięski wódz prezentował się na czele polskich szeregów podczas wielkiej Parady Zwycięstwa zorganizowanej na Placu Czerwonym w Moskwie 24 czerwca 1945 roku.
Wybrana literatura:
D. Czapigo – Berlingowcy. Żołnierze tragiczni
K. Kaczmarek – Polacy na polach Łużyc
E. Kospath – Pawlikowski - Wojsko polskie na Wchodzie 1943-1945
C. Grzelak, H. Stańczyk, S. Zwoliński - Bez możliwości wyboru: Wojsko Polskie na Froncie Wschodnim 1943–1945
(2)
5 Comments
Tej części naszej historii absolutnie nie znałam.
05 July, 2021 - 22:06
Wielka szkoda, że nie zdarzyło się to znacznie wcześniej. W Hiszpanii, w wojnie domowej, też się chyba nie odnaczył specjalnym talentem dowódczym.
W pewnym sensie Polska miała szczęście w roku 1920, gdy wśród Sowietów było więcej oficerów pokroju "Waltera". Naszym nieszczęściem stał się ten sam dowódca wśród polskich żołnierzy.
A całkiem nawiasem - pod Jabłonkami dostał dwie kule w plecy. Przypadek?
Serdecznie pozdrawiam,
@katarzyna.tarnawska
06 July, 2021 - 09:31
Zabili łąjdaka i to wszystko.
Pozdrawiam
Jego ostatnia partnerka wspominała,
06 July, 2021 - 17:32
Serdecznie pozdrawiam,
@katarzyna.tarnawska
13 July, 2021 - 08:14
Naraził się wielu ludziom, więc nic dziwnego, że obawiał się śmierci.
Pozdrawiam
@Katarzyna Tarnawska
20 July, 2021 - 06:36