Mity rumuńskiego zamachu (2)

 |  Written by Godziemba  |  2
Rumuńska rewolucja 1989 roku była wielkim oszustwem, której celem było zlikwidowanie  zbyt jawnej i rzucającej się w oczy dyktatury Ceauşescu bez naruszania podstaw reżimu komunistycznego.
 
 
       Wszystko zaczęło się w Timisoarze  mieście położonym w pobliżu granicy węgierskiej.  W regionie tym żyła liczna mniejszość węgierska, która chciała przyłączenia do macierzy. Protestancki pastor  Laszlo Tőkés otwarcie popierał te tendencje. W październiku 1989 roku jego zwierzchnicy kościelni poprosili, aby wyjechał z Timisoary. Dodatkową presję na pastorze wywarło Securitate.  Duchowny zaprotestował przeciw wygnaniu, zamykając się w swojej świątyni.
 
 
      Tőkés, co było niezwykłe, został poinformowany, że Securitate aresztuje go w połowie grudnia. W Rumunii Ceauşescu nikt nigdy nikogo nie uprzedzał o aresztowaniu. Komuś zależało na sprowokowaniu zamieszek.
 
 
      Od 15 grudnia zwolennicy pastora Tőkésa bez przerwy gromadzili się w świątyni, tworząc wokół rodzaj ludzkiego łańcucha, aby uniemożliwić jego aresztowanie. Równocześnie  w centrum miasta „nieznani sprawcy” dokonywali aktów wandalizmu. Zamieszki szybko przekształciły się w rozruchy i manifestacje antyrządowe. Wysłane oddziały wojskowe ostrzelały demonstrantów z broni automatycznej. Padli pierwsi zabici.
 
 
      Zagraniczna prasa i telewizja donosiły o tysiącach zabitych oraz poddawaniu aresztowanych przez Securitate okrutnym torturom.  Informacje te podawano nie weryfikując ich. W niemieckiej telewizji pokazano np. kilka zwłok wyciągniętych z kostnicy w Timisoarze.
 
 
       Rozruchy przeniosły się do innych miast w kraju, także Bukaresztu. Doszło do gwałtownych walk. Na podstawie relacji przeciwników reżimu media zachodnie informowały o dziesiątkach tysięcy zabitych. Oficjalna liczba  60 tysięcy zabitych – „była tak duża, iż w pewnym w sensie sparaliżowała opinię publiczną krajów zachodnich. Jednak aby taki szacunek był rzetelny, należy być na miejscu, prowadzić dochodzenie na podstawie zeznań bezpośrednich  świadków, pracowników szpitali, lekarzy. Ta praca podjęta przez nas w Bukareszcie w poniedziałek 25 i we wtorek 26 grudnia polegała na przesłuchaniu odpowiedzialnych osób z organizacji humanitarnych, w większości zebranych w szkole francuskiej, wysłuchaniu wielu lekarzy rumuńskich i kierownictwa  miejskiego pogotowia ratunkowego. Na podstawie danych uzyskanych z wymienionych wyżej źródeł można ustalić, że w Bukareszcie i okolicy doszło do zabicia 500 osób. Począwszy od poniedziałku, kiedy dziennikarze prowadzący skrupulatne śledztwo w Timisoarze mogli wreszcie zbadać sprawę, okazało się, że dane mówiące o 4500, a następnie o 7000 zabitych nie były prawdziwe. Nie były też prawdziwe informacje o krwawych starciach w Braszowie, przemysłowym mieście leżącym 250 km na północ od stolicy, ani o krwawych masakrach w szpitalach, jakie miały im rzekomo towarzyszyć. Bez wątpienia 17 zabitych, wśród których znajdowały się, jak zresztą wszędzie, zwłoki „terrorystów” zwolenników straszliwych małżonków Ceausescu, to w każdym razie pierwsze wiarygodne dane dostarczone przez ekipę organizacji Lekarze bez Granic po ich powrocie w poniedziałek, 25 grudnia z Braszowa. Cyfry podane przez Bernarda Kouchnera, mówiące o 766 zabitych odnotowanych we wszystkich szpitalach Rumunii, a 364 w Bukareszcie, wydają się prawdopodobne”.
 
   
      Według  najnowszych danych podczas walk śmierć poniosło 1104 osób, a nie 60 tysięcy – jako podawali przewódcy grupy, która przejęła władzę w kraju.
 
 
      Manipulacja liczbą ofiar miała uzasadnić potrzebę szybkiego procesu Ceauşescu i jego żony oraz błyskawicznego wykonania na nich wyroku śmierci. Stworzono wrażenie, że z dyktaturą „Conducatora” wiąże się ogromna masakra.
 
 
       Sprawa pastora Tőkésa, stanowiąca pretekst do rozruchów, także została spreparowana. Po obaleniu Ceauşescu, 22 grudnia 1989 roku pastor zgodził się wyjechać z miasta, mimo że wcześniej zdecydowanie się temu sprzeciwiał. Pastor był tylko narzędziem wykorzystanym przez tych samych ludzi, którzy prowadzili operację dezinformacji na temat liczby zabitych.
 
 
      Działania dezinformacyjne były doskonale zgrane, oparte na scenariuszu napisanym zapewne wiele miesięcy wcześniej. W przeciwieństwie do tego, co twierdzili ludzie, którzy doszli do władzy po upadku Ceausescu, rewolucja nie była spontaniczna, czego dowodzi przebieg wydarzeń.
 
 
      „Conducator”, który nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, popełnił fatalny błąd - odmawiając anulowania swej oficjalnej wizyty w Iranie. Kiedy wrócił do Bukaresztu 20 grudnia, wydawało mu się, że jest w stanie zapanować nad  wydarzeniami.
 
 
      Po uzyskaniu potwierdzenia lojalności przez szefów armii i Securitate  Ceauşescu zorganizował ogromną manifestację w stolicy, aby odzyskać łaskę tłumu. Ciężarówkami podjeżdżającymi pod zakłady pracy zwożono robotników na wiec. Plac Komitetu Centralnego bardzo szybko zapełnił wielotysięcznym tłumem.  Gdy Ceauşescu zaczął przemawiać, zgromadzeni zamiast wodza z głośników usłyszeli  krzyki i odgłos broni automatycznej. Zgromadzonych ogarnął strach.  Ludzie obawiali się, że jak w Timisoarze będzie się do nich strzelać.
 
 
      W rzeczywistości dźwięki te były odtwarzane z taśmy. Tę akcję mogli przygotować tylko odpowiedzialni za ochronę wiecu agenci Securitate. Tajne służby z premedytacją zdradziły Ceausescu. Od tej chwili stało się oczywiste, że to koniec wodza.
 
 
      „Conducator”, całkiem zbity z tropu, obiecywał podwyżki zarobków, a tłum go przeklinał. Wśród zgromadzonych nagle pojawiły się transparenty z hasłami wrogimi Ceauşescu. Tego w Rumunii nigdy jeszcze nie widziano. Przeciwko manifestantom wysłano wojsko, lecz szybko doszło do bratania się żołnierzy z demonstrantami.
 
 
      Następnego dnia 22 grudnia radio rumuńskie podało wiadomość, że minister obrony gen. Vasile Milea popełnił samobójstwo. Rozpowszechniono plotkę, iż do jego samobójstwa doprowadził Ceauşescu zarzucając mu brak właściwej reakcji na zamieszki po wiecu.
 
 
     Niezależnie od tego, jak było naprawdę - śmierć Milea podziałała na korzyść spiskowców, którzy chcieli pozbyć się „Conducatora".  Od momentu śmierci ministra obrony niemal cała armia popierała powstańców.
 
 
      Wódz, nie mając wsparcia armii i części Securitate, był skończony.  Według oficjalnej wersji usiłował uciekać śmigłowcem z Bukaresztu. Podobno jednak pilot ich zdradził i wylądował na jakiejś zapadłej wsi, zmuszając małżonków Ceausescu, by dalej podróżowali samochodem. Zostali jednak rozpoznani i zatrzymani, podobnie jak Ludwik XVI i Maria Antonina w Varennes.
 
 
      Wersja ta nie wydaje się prawdopodobna.  W najgorszym razie pilot śmigłowca pod groźbą użycia broni mógł w ciągu 2 godzin wywieźć „Conducatora” i jego małżonkę poza granice kraju. Rozpowszechniając wersję o jego próbie ucieczki chciano ukazać małość wodza. Ucieczka jest traktowana jako przyznanie się do stawianych zarzutów oraz oznaka tchórzostwa.
 
 
      Następnie doszło do sfilmowanego i zmanipulowanego procesu. Formalnie 24 grudnia 1989 roku Rada Frontu Ocalenia Narodowego na podstawie dekretu podpisanego przez Iona Iliescu utworzyła Nadzwyczajny Trybunał Wojskowy mający osądzić państwo Ceauşescu. Podczas rozpoczętego już następnego dnia i trwającego zaledwie godzinę procesu  rzekomi adwokaci (Nicolae Teodoresci i Lucescu Constantin) dyktatora mocniej go potępiali niż prokurator.  Natychmiast po wyroku małżonkowie zostali rozstrzelani.
 
 
      Cały proces został sfilmowany a następnie pokazany w rumuńskiej telewizji. W marcu 1990 roku, zaledwie 3 miesiące po „procesie” samobójstwo popełnił gen. Gicá Popa - główny,  obok Ioana Nistora, sędzia w procesie.
 
 
      Nawet po śmierci Ceauşescu przywódcy spiskowców nadal twierdzili, że jego zwolennicy walczą z powstańcami. Wspominano nawet o arabskich najemnikach. Prawdą jest, że na ulicach Bukaresztu słyszano nocą liczne wystrzały. „Terroryści”, jak ich nazywano, działali. Ale w większości przypadków jedynie pozorowano strzelaninę, używając ślepych nabojów.
 
 
      Chodziło zapewne o to, by utwierdzić ludność w przekonaniu, że niebezpieczeństwo nie minęło, więc należy się zjednoczyć wokół nowego kierownictwa państwa.
 
 
      Kim byli spiskowcy? Byli to prominentni członkowie rumuńskiej partii komunistycznej, którzy w sporze między Ceauşescu i Gorbaczowem opowiedzieli się po stronie tego ostatniego.
 
 
      Gorbaczow chciał wyeliminować Ceauşescu, ale pod warunkiem, że rumuńska partia komunistyczna pozostanie u władzy. Nie przez przypadek informacje o rzekomych masakrach były rozpowszechniane przez zachodnie media.   Można przypuszczać, że Gorbaczow ubił interes z  Georgem Bushem. Transakcja została przygotowana podczas wizyty Brucana na Zachodzie.
 
 
      Likwidacja Ceausescu została wykonana przy pomocy Securitate infiltrowanej w przynajmniej w 50 procentach przez KGB. To wyjaśnia też, dlaczego rumuńskie służby specjalne nie zostały oczyszczone po rewolucji.
 
 
      Michel Castex, specjalny wysłannik AFP, uważał, że głównym zadaniem podżegaczy tej pseudorewolucji „było kamuflowanie manipulacji przez uwierzytelnianie tezy, że rewolucja była tylko i wyłącznie spontanicznym, krwawym powstaniem ludowym, z całym jego heroizmem: zmywano krwią 25 lat poddaństwa i haniebnej kolaboracji. Trzeba przyznać, że to świadczy korzystnie o narodzie rumuńskim. To nazywa się odkupieniem. To naród powstał i tylko on. Chodziło o to, aby jednocześnie ukryć fakty świadczące o tym, że byty jakieś kontakty z mocodawcami zagranicznymi i wcześniejsze przygotowania, inaczej mówiąc, aby ta rewolucja nie była tak bardzo transparentna”.
 
 
 
Wybrana literatura
 
 
P. Pesnot – Rosyjscy szpiedzy. Od Stalina do Putina
 
 
A. Cioroianu  - Nie możemy uciec przed naszą historią
 
 
T. Kunze - Ceausescu. Piekło na ziemi
 
 
 
5
5 (2)

2 Comments

katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
Teraz wiem, że wrażenie, jakie odniosłam z opisów "rumuńskiej rewolucji" - było właściwie. To była ustawka.
Oczywiście - małżeństwo Ceauşescu, bez wątpienia - stanowiło komunistyczny, dyktatorski duet. Cały system państwowy był okrutnie totalitarny. Rumunia była biedna, zacofana, zniewolona.
Sytuację materialną obywateli poprawiało nieco żebractwo, a rzadziej - praca na emigracji w państwach Europy Zachodniej. Przemysł hotelarski dostarczał środków materialnych opresyjnym władzom.
Nie zapomnę wystających z okien drapaczy chmur w Bukareszcie kominków węglowych pieców w mieszkaniach. Ani tragicznych wagonów pulmanowskich, bez szyb w oknach, bez drzwi, którymi podróżowali Rumuni na trasach krajowych. I tych regularnych, nocnych włamań do pociągów międzynarodowych, jadących tranzytem np. do Bułgarii. Złodzieje byli wprawieni - mieli klucze do wagonów, do przedziałów, konduktorzy nie ingerowali. I biednych kobiet, które starały się sprzedać, przejeżdżającym turystom haftowane obrusy, wyszywane bluzki i jakieś inne, ręcznie wykonane ozdoby czy przedmioty.
Wokół granic kraju stały zasieki z drutu kolczastego i w niewielkich odstępach - budki strażnicze, strażnikom towarzyszyły psy. Kościoły, z zewnątrz odremontowane (widok dla cudzoziemców) stały puste, nieczynne, kapłani albo szli na współpracę z Securitate, albo - do obozu, jeśli "przypadkowo" nie zostali zabici. Chyba nie zdajemy sobie sprawy z warunków w jakich przyszło żyć Rumunom pod rządami Ceauşescu. I z propagandą, że dzięki tym rządom - kraj nie jest międzynarodowo zadłużony. To wszystko powinno kiedyś upaść, wreszcie - upadło w opisany przez Ciebie bezprawny sposób, ale - jak jest w Rumunii teraz? Na ile zmienił się system?
Serdecznie pozdrawiam,
Godziemba's picture

Godziemba
Raz w latach 80. przejeżdżałem samochodem przez Rumunię. Nie można było się zatrzymywać, bo natychmiast samochód był oblegany przez Cyganów szukających okazji do kradzieży. Aby kupić benzynę trzeba było dać na stacji łapówkę w postaci kilku paczek Kentów.

Koszmarne wrażenie, w powrotnej drodze ominęliśmy ten kraj rozpaczy.

Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>