
Specjalnością polityki prowadzonej przez koalicję PO – PSL były różnego rodzaju sztuczki propagandowe. Słynne „ucieczki do przodu”, ”tematy przykrywkowe”, „polityka narracyjna” – to wszystko całkiem otwarcie uchodziło za przejaw zręczności medialnej i wysokiego kunsztu politycznego ekipy Donalda Tuska i Igora Ostachowicza.
A realnie było to – nazywając rzeczy po imieniu – wykrzywianie rzeczywistego znaczenia poszczególnych wydarzeń poprzez fałszywe wrzutki informacyjne czy po prostu puszczanie w eter mediów zwykłych kłamstw po to żeby opinia publiczna zajęła się na chwilę wściekłym rozszarpywaniem „czerwonej płachty” w czasie kiedy władzy wymknęła się spod kontroli informacyjnej jakaś bardzo kosztowna dla państwa afera i potrzebowała trochę czasu i spokoju żeby sprawę zatuszować.
Taki sposób prowadzenia dialogu władzy ze społeczeństwem miał też inną bardo ważną funkcję – pozwalał przez dwie kadencje projektować w oczach społeczeństwa obraz wroga publicznego – wściekłego, nienawistnego, i zakompleksionego ( z powodu swoich deficytów intelektualnych ) „pisiora”, który posłuży się każdą podłością żeby zniszczyć wokół siebie każdego zaradnego o inteligentnego rodaka który sobie w życiu dobrze radzi. W ten sposób zresztą zaaplikowano ludziom absurdalne wręcz przeświadczenie, że każda informacja o miliardach złotych wyprowadzonych z kasy państwa do prywatnych kieszeni czy wręcz każda negatywna ocena dowolnego błędu i zaniedbania władzy nie jest szkodliwa dla kraju ale jest wyłącznie obrazem „genetycznego błędu” opozycji – pogłosem owej niebezpiecznej mentalności „pisiora” – zresztą nawet wtedy kiedy ów „pisior” z samą partią PiS czy tym środowiskiem nie ma i nigdy nie miał nic wspólnego (jak to miało miejsce choćby w przypadku państwa Elbanowskich czy protestu rodziców niepełnosprawnych dzieci ).
Kto dziś pamięta słynne 54 nielegalne podsłuchy zakładane przez „agentów IV RP” przeciwnikom politycznym? Kto pamięta masowe aresztowania o szóstej nad ranem, laptopy w pospiesznej histerii topione w wannie lub rozwalane młotkiem żeby zniszczyć dowody swoich przestępstw? Co się stało ze sprawą broni nielegalnie pozyskanej przez CBA, jak się skończyła sprawa trzech agentów polskiego wywiadu porwanych w Afganistanie po ujawnieniu raportu o likwidacji WSI? Wreszcie gdzie są zarzuty wobec Antoniego Macierewicza który przecież „został zatrzymany w samolocie do Kabulu” bo chciał tam jeszcze „uporządkować lewe interesy”. Nie wspominając już nawet „prowokacji pisanej cyrylicą” kiedy na jaw wyszły rozmowy ministrów rządu PO na temat faktycznej kondycji państwa. Wszystkie te sprawy okazały się wyssanymi z palca plotkami i kłamstwami, którymi przez kilka tygodni, miesięcy a nawet lat zajmowała się opinia publiczna rozpalając do czerwoności emocje społeczeństwa. A faktyczne problemy dzięki temu tuszowano.
A tak swoją drogą – co się stało z karierą polityczną byłego ministra Andrzeja Czumy, który po zakończeniu kilku lat pracy komisji sejmowej mającej udowodnić naciskowe „przestępstwa” CBA czy ABW w latach 2005 – 2007, powiedział że takich zarzutów nie postawi bo po prostu nie ma do tego podstaw? Przecież „wszyscy pamiętamy” jak straszne były to naciski i jak ręcznie sterowano oskarżeniami wobec opozycji, nieprawdaż? Cóż – nagle się okazało, ze premier Tusk podziękował panu ministrowi za współpracę a jako nieoficjalny powód owej dymisji „Polityka” wrzuciła w eter „informację” że Andrzej Czuma (uchodzący zawsze za człowieka krystalicznego) narobił w Chicago gigantycznych długów przy sprzedaży domu. I tak się skończyło dla ministra sprawiedliwości wyłamanie się z frontu jedności w przyprawianiu gęby PiS-owi.
Ach jak trudno dziś przyznać, szczególnie dziennikarzom którzy na zwalczaniu PiS-u zbudowali w ciągu ośmiu ostatnich lat całą swoją zawodową wiarygodność, że „te wszystkie” świetnie przecież pamiętane dziś przestępstwa i nadużycia mimo kilku lat procesów sądowych w świetle kamer i kilku sejmowych komisji kończyło się uniewinnieniami. Lub też wręcz im bliżej było oczekiwanego postawienia zarzutów, tym ciszej się robiło wokół całej sprawy i zarzuty się rozpływały. Ale dzięki temu dziś – po tych ośmiu latach – w obiegu publicznym utarło się hasło-klucz: „wszyscy przecież pamiętamy jaka była atmosfera”.
I dokładnie takie też podłoże miał cały proces Mariusza Kamińskiego. Jeśli ktoś dzisiaj zarzuca prezydentowi Dudzie ze kończąc ten absurdalny korowód podjął decyzję polityczną, to może warto żeby najpierw czegoś się o tej sprawie dowiedział i przypomniał sobie choćby cały ten groteskowy spektakl wokół Kamińskiego, który całkowitym przypadkiem rozpoczął się w 2009 roku kiedy były szef CBA „zastawił pułapkę na premiera Tuska” informując go o tym, że w jego rządzie lobbyści wrzucają bez wiedzy a co gorsza przede wszystkim też bez zgody ministerstwa finansów i wiceministra Kapicy, ustawę regulującą rozliczanie rynku hazardowego. A sprawę pilotuje szef klubu parlamentarnego partii i minister sportu w jego rządzie.
To wtedy zaczęły się nagłe zarzuty wobec Kamińskiego, a nie w 2007 roku kiedy CBA wykryło i poprzez prowokację udowodniło korupcyjny proceder odralniania gruntów w Ministerstwie Rolnictwa. Co się stało z siedmioma zarzutami jakie podobno prokuratura w Rzeszowie miała postawić Kamińskiemu? Przecież przez wiele miesięcy informowały o tych zarzutach media. Co z bronią nielegalnie pozyskaną dla CBA? Co z nieprawidłowościami przy przyjmowaniu agentów? Czy ktoś kto dziś oskarża prezydenta Dudę o działanie polityczne nie wiedział że Kamińskiego najpierw uniewinniły sądy dwóch instancji, wyrok dostał za trzecim podejściem, w kampanii prezydenckiej a uzasadnienie ... pół roku później (!!!)... tydzień przed wyborami parlamentarnymi? Żeby oskarżać dziś Dudę o polityczne działanie trzeba być naprawdę albo skończonym idiotą albo skończonym cynikiem.
I proszę mi wierzyć – naprawdę nie potrafię rozstrzygnąć który z tych powodów jest decydujący. Tym bardziej że wina Kamińskiego – nawet jeśli taka była – to nie był przejaw nieuczciwości, pazerności czy politycznej rozgrywki wbrew prawu (przypominam że afera gruntowa polegała na wykryciu korupcji w ministerstwie rządu PiS) ale być może nagięciu procedur żeby zahamować kanał nagminnej korupcji w ministerstwie. Pomijam już nawet fakt że owi „biznesmeni” tak „okrutnie” i ”bezlitośnie” sprowokowani do przekupienia pracowników ministerstwa, żeby zarobić na przekręcie z wielokrotnym podbiciem wartości atrakcyjnego gruntu zostali skazani.
Sprawa Mariusza Kamińskiego to jeden z symboli sieci propagandowej jaka oplotła, jaka zakleiła debatę publiczną na potrzeby stylu uprawiania polityki przez środowisko PO i PSL. To jeden z tych „tematów przykrywkowych” który przez lata uniemożliwiał normalną merytoryczną debatę o istotnych dla kraju sprawach i problemach do rozwiązania. Jedna z owych słynnych „ucieczek do przodu” która najpierw miała przykryć sprawę nielegalnej ustawy hazardowej a potem pompować w zamierzonym kierunku emocje wyborców przed wyborami 2011 roku. Jeden z tych tematów w których co prawda nic się nie trzyma kupy ale za to Polacy wydrapują sobie oczy i wyrywają gardła.
To relikt polityki zarządzania konfliktem społecznym stosowanej przez osiem lat rządów socjotechników Platformy. I naprawdę dobrze ze ten obłęd się wreszcie skończy bo inaczej przez kolejne lata będziemy się kręcili w kółko. Jak w przewlekłym bólu mimo ustąpienia przyczyny.
ilustracja z:http://piotrdyminski.pl/wp-content/uploads/2015/04/Pitera.jpg
Hun
A realnie było to – nazywając rzeczy po imieniu – wykrzywianie rzeczywistego znaczenia poszczególnych wydarzeń poprzez fałszywe wrzutki informacyjne czy po prostu puszczanie w eter mediów zwykłych kłamstw po to żeby opinia publiczna zajęła się na chwilę wściekłym rozszarpywaniem „czerwonej płachty” w czasie kiedy władzy wymknęła się spod kontroli informacyjnej jakaś bardzo kosztowna dla państwa afera i potrzebowała trochę czasu i spokoju żeby sprawę zatuszować.
Taki sposób prowadzenia dialogu władzy ze społeczeństwem miał też inną bardo ważną funkcję – pozwalał przez dwie kadencje projektować w oczach społeczeństwa obraz wroga publicznego – wściekłego, nienawistnego, i zakompleksionego ( z powodu swoich deficytów intelektualnych ) „pisiora”, który posłuży się każdą podłością żeby zniszczyć wokół siebie każdego zaradnego o inteligentnego rodaka który sobie w życiu dobrze radzi. W ten sposób zresztą zaaplikowano ludziom absurdalne wręcz przeświadczenie, że każda informacja o miliardach złotych wyprowadzonych z kasy państwa do prywatnych kieszeni czy wręcz każda negatywna ocena dowolnego błędu i zaniedbania władzy nie jest szkodliwa dla kraju ale jest wyłącznie obrazem „genetycznego błędu” opozycji – pogłosem owej niebezpiecznej mentalności „pisiora” – zresztą nawet wtedy kiedy ów „pisior” z samą partią PiS czy tym środowiskiem nie ma i nigdy nie miał nic wspólnego (jak to miało miejsce choćby w przypadku państwa Elbanowskich czy protestu rodziców niepełnosprawnych dzieci ).
Kto dziś pamięta słynne 54 nielegalne podsłuchy zakładane przez „agentów IV RP” przeciwnikom politycznym? Kto pamięta masowe aresztowania o szóstej nad ranem, laptopy w pospiesznej histerii topione w wannie lub rozwalane młotkiem żeby zniszczyć dowody swoich przestępstw? Co się stało ze sprawą broni nielegalnie pozyskanej przez CBA, jak się skończyła sprawa trzech agentów polskiego wywiadu porwanych w Afganistanie po ujawnieniu raportu o likwidacji WSI? Wreszcie gdzie są zarzuty wobec Antoniego Macierewicza który przecież „został zatrzymany w samolocie do Kabulu” bo chciał tam jeszcze „uporządkować lewe interesy”. Nie wspominając już nawet „prowokacji pisanej cyrylicą” kiedy na jaw wyszły rozmowy ministrów rządu PO na temat faktycznej kondycji państwa. Wszystkie te sprawy okazały się wyssanymi z palca plotkami i kłamstwami, którymi przez kilka tygodni, miesięcy a nawet lat zajmowała się opinia publiczna rozpalając do czerwoności emocje społeczeństwa. A faktyczne problemy dzięki temu tuszowano.
A tak swoją drogą – co się stało z karierą polityczną byłego ministra Andrzeja Czumy, który po zakończeniu kilku lat pracy komisji sejmowej mającej udowodnić naciskowe „przestępstwa” CBA czy ABW w latach 2005 – 2007, powiedział że takich zarzutów nie postawi bo po prostu nie ma do tego podstaw? Przecież „wszyscy pamiętamy” jak straszne były to naciski i jak ręcznie sterowano oskarżeniami wobec opozycji, nieprawdaż? Cóż – nagle się okazało, ze premier Tusk podziękował panu ministrowi za współpracę a jako nieoficjalny powód owej dymisji „Polityka” wrzuciła w eter „informację” że Andrzej Czuma (uchodzący zawsze za człowieka krystalicznego) narobił w Chicago gigantycznych długów przy sprzedaży domu. I tak się skończyło dla ministra sprawiedliwości wyłamanie się z frontu jedności w przyprawianiu gęby PiS-owi.
Ach jak trudno dziś przyznać, szczególnie dziennikarzom którzy na zwalczaniu PiS-u zbudowali w ciągu ośmiu ostatnich lat całą swoją zawodową wiarygodność, że „te wszystkie” świetnie przecież pamiętane dziś przestępstwa i nadużycia mimo kilku lat procesów sądowych w świetle kamer i kilku sejmowych komisji kończyło się uniewinnieniami. Lub też wręcz im bliżej było oczekiwanego postawienia zarzutów, tym ciszej się robiło wokół całej sprawy i zarzuty się rozpływały. Ale dzięki temu dziś – po tych ośmiu latach – w obiegu publicznym utarło się hasło-klucz: „wszyscy przecież pamiętamy jaka była atmosfera”.
I dokładnie takie też podłoże miał cały proces Mariusza Kamińskiego. Jeśli ktoś dzisiaj zarzuca prezydentowi Dudzie ze kończąc ten absurdalny korowód podjął decyzję polityczną, to może warto żeby najpierw czegoś się o tej sprawie dowiedział i przypomniał sobie choćby cały ten groteskowy spektakl wokół Kamińskiego, który całkowitym przypadkiem rozpoczął się w 2009 roku kiedy były szef CBA „zastawił pułapkę na premiera Tuska” informując go o tym, że w jego rządzie lobbyści wrzucają bez wiedzy a co gorsza przede wszystkim też bez zgody ministerstwa finansów i wiceministra Kapicy, ustawę regulującą rozliczanie rynku hazardowego. A sprawę pilotuje szef klubu parlamentarnego partii i minister sportu w jego rządzie.
To wtedy zaczęły się nagłe zarzuty wobec Kamińskiego, a nie w 2007 roku kiedy CBA wykryło i poprzez prowokację udowodniło korupcyjny proceder odralniania gruntów w Ministerstwie Rolnictwa. Co się stało z siedmioma zarzutami jakie podobno prokuratura w Rzeszowie miała postawić Kamińskiemu? Przecież przez wiele miesięcy informowały o tych zarzutach media. Co z bronią nielegalnie pozyskaną dla CBA? Co z nieprawidłowościami przy przyjmowaniu agentów? Czy ktoś kto dziś oskarża prezydenta Dudę o działanie polityczne nie wiedział że Kamińskiego najpierw uniewinniły sądy dwóch instancji, wyrok dostał za trzecim podejściem, w kampanii prezydenckiej a uzasadnienie ... pół roku później (!!!)... tydzień przed wyborami parlamentarnymi? Żeby oskarżać dziś Dudę o polityczne działanie trzeba być naprawdę albo skończonym idiotą albo skończonym cynikiem.
I proszę mi wierzyć – naprawdę nie potrafię rozstrzygnąć który z tych powodów jest decydujący. Tym bardziej że wina Kamińskiego – nawet jeśli taka była – to nie był przejaw nieuczciwości, pazerności czy politycznej rozgrywki wbrew prawu (przypominam że afera gruntowa polegała na wykryciu korupcji w ministerstwie rządu PiS) ale być może nagięciu procedur żeby zahamować kanał nagminnej korupcji w ministerstwie. Pomijam już nawet fakt że owi „biznesmeni” tak „okrutnie” i ”bezlitośnie” sprowokowani do przekupienia pracowników ministerstwa, żeby zarobić na przekręcie z wielokrotnym podbiciem wartości atrakcyjnego gruntu zostali skazani.
Sprawa Mariusza Kamińskiego to jeden z symboli sieci propagandowej jaka oplotła, jaka zakleiła debatę publiczną na potrzeby stylu uprawiania polityki przez środowisko PO i PSL. To jeden z tych „tematów przykrywkowych” który przez lata uniemożliwiał normalną merytoryczną debatę o istotnych dla kraju sprawach i problemach do rozwiązania. Jedna z owych słynnych „ucieczek do przodu” która najpierw miała przykryć sprawę nielegalnej ustawy hazardowej a potem pompować w zamierzonym kierunku emocje wyborców przed wyborami 2011 roku. Jeden z tych tematów w których co prawda nic się nie trzyma kupy ale za to Polacy wydrapują sobie oczy i wyrywają gardła.
To relikt polityki zarządzania konfliktem społecznym stosowanej przez osiem lat rządów socjotechników Platformy. I naprawdę dobrze ze ten obłęd się wreszcie skończy bo inaczej przez kolejne lata będziemy się kręcili w kółko. Jak w przewlekłym bólu mimo ustąpienia przyczyny.
ilustracja z:http://piotrdyminski.pl/wp-content/uploads/2015/04/Pitera.jpg
Hun
(2)