Poeci, księża i magnaci

 |  Written by coryllus  |  10

Wczoraj w salonie24 opublikowano apel ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza do zachodnich dziennikarzy, apel, który miał wyjaśnić im co rzeczywiście dzieje się na Ukrainie. I to jest moim zdaniem coś bardzo dziwnego. Mamy rewolucję, mamy Majdan, mamy butelki z benzyną, szturmy pozorowane i trochę mniej pozorowane, mamy wyprowadzenia milicjantów z budynków i propozycje rządu. Mamy to wszystko, a ukraiński pisarz Andruchowycz uważa za stosowne pisać wyjaśnienia do zachodnich mediów? Oczywiście, jest reżimowa telewizja, która kłamie, ale na Ukrainie są chyba jakieś agencje prasowe? Muszą być, bo gdyby choć jedną wyrzucili wiedzielibyśmy o tym od dawna, a ten wyrzucony pokazywany byłbym dwa razy dziennie w prime time, jak ze łzami w oczach opowiada o swoich niedolach. Skoro są agencje i one mają informować, a w zachodnich mediach wieści z Ukrainy jest jak na lekarstwo, to może tak ma być? Może ich to po prostu nie obchodzi? Może to nie jest ich teren, tak jak Libia, Egipt czy Syria? Może ich to słabo interesuje z istoty i nie ma co zawracać Dniepru kijem? Ja tego nie wiem na pewno, ale dziwi mnie apel Jurija Andruchowycza, dziwi mnie z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że Andruchowycz jest jednym ukraińskim pisarzem, o którym się słyszy, a słyszy się, bo GW zrobiła mu kiedyś klakę. To nie jest zły autor, żeby nie było, ale nie jest to też autor, który ma stosowną legitymację do tego, by wypowiadać się w imieniu 50 milionowego narodu. Nie chce mi się wierzyć, by na całej, wielkiej Ukrainie był tylko jeden pisarz, który może z całym spokojem zaapelować do mediów zachodnich i wyjaśniać im sytuację, o której oni powinni wiedzieć lepiej od niego. Ich ludzie bowiem muszą być na Majdanie, a gdzie jest Andruchowycz, trudno doprawdy dociec, ale podejrzewam, że może być nawet w Nicei, albo wręcz w Monte Carlo. Dziwi mnie apel Andruchowycza, bo pamiętam go sprzed dwudziestu lat, kiedy się pokazywał w gazowni i robił wrażenie sympatycznego, młodego człowieka. Potem się wystylizował na unowocześnionego kozaka, zakłada włosy za ucho, w którym to uchu tkwi gruby złoty kolczyk i wystosowuje co jakiś czas te apele. To są wszystko działania uwodzicielskie obliczone na kogoś w rodzaju Agnieszki Kublik, albo wręcz Anity Gargas, bo musimy pamiętać, że teraz to już nie gazownia ratuje Ukrainę, ale GaPol i inne osoby będą się popisywać znajomością ukraińskich realiów i ukraińskiej poezji. No i mówi o niedolach kraju i narodu. I ja go do pewnego stopnia rozumiem, bo on liczy na to, że wywoła ten szczególny rodzaj wzruszenia, jaki towarzyszy zwykle kobietom, które znajdują na ulicy trochę pobitego, ale bardzo przystojnego mężczyznę i za wszelką cenę chcą mu pomóc. Jasne jest bowiem, że apel Andruchowycza nie jest skierowany do żadnych mediów, do żadnych dziennikarzy, którzy są przecież jeszcze gorsi niż ci faceci z „Berkuta”, a cynizmem wyprzedzają nawet braci Karnowskich, ale do nas. To jest apel do tak zwanych zwykłych ludzi, dla niepoznaki tylko, dla zmyły i nadania mu większej wartości zaadresowany został do dziennikarzy. Czy my możemy traktować Jurija Andruchowycza serio? Moim zdaniem nie. Przede wszystkim dlatego, że on nie przemawia do tej części Polaków, do której przemawiać powinien, jemu może się zdawać inaczej, ale prawda jaka jest dobrze wiemy. Poza tym w jego apelu jest zdanie, które unieważnia całkowicie ten tekst i unieważnia jakąkolwiek dyskusję z Andruchowyczem. On tam napisał, że szczególnym prześladowaniom na Ukrainie poddawani są pisarze i poeci. Miły panie Andruchowycz, weźże pan przestać pieprzyć, dobrze? Jesteś pan jedynym znanym pisarzem i poetą ukraińskim i pana akurat nikt nie prześladuje. Wypracowana zaś w byłym ZSRR formuła „płaczcie nad prześladowanym poetą” już niestety nie działa, a to ze względu na to, że budżety przeznaczone na poezję dzielone są przez ministerstwa i fakt ów ujawniono już jakiś czas temu. Każdy więc poeta musi mieć jakiegoś urzędnika-opiekuna, w Polsce tak jest i na Ukrainie pewnie też. Gdzie więc są ci prześladowani pisarze i poeci? Chętnie przeczytamy co tam pisali i czy czasem czegoś na nas nie napisali. Chcemy się dowiedzieć zanim wyrazimy dla nich swoje szczere poparcie i współczucie.

Tak jak napisałem, w tego rodzaju apelach dominujący jest aspekt uwodzicielski. Znałem kiedyś pewnego faceta, postać gorzej niż ponurą, który przez całe życie był żonaty. Miał tych żon chyba ze 6 albo nawet 7, kiedy chciał się z jedną czy drugą rozstać, po prostu wychodził z domu zabierając swoje rzeczy. I już. Nic więcej nie czynił. Rozwody i inne podobne drobiazgi nie martwiły go wcale. I ja go parę razy widziałem w akcji. A kiedy przeczytałem ten apel Andruchowycza przypomniał mi się ów pan od razu. On też wiele mówił o poezji i prześladowaniach. Robił też znacznie gorsze rzeczy, które znajdują się nawet poza moimi percepcjami, potrafił na przykład ściągnąć przez Internet z odległych bardzo części globu jakieś wariatki, które przylatywały doń samolotami, bo się zakochały. I jeszcze przywoziły pieniądze. Był to dziadzisko stary już i bezecny i nie wiem doprawdy co on im tam pisał w tych mailach, ale myślę, że same konkrety. Od pewnego momentu w życiu bowiem liczą się już tylko same konkrety, lub jak kto woli hard core, a poezja schodzi na dalszy plan. Pan Andruchowycz jeszcze nie doszedł do tego punktu, ale niebawem dojdzie i dopiero wtedy będziemy mieli ubaw, a dziewczyny z gazowni i GaPola będą jechać na tę Ukrainę specjalnie wyczarterowanymi autokarami.

Prócz Andruchowycza i jego poezji nasładzać się możemy od niedawna frazami skreślonymi ręką Tarasa Szewczenki. Ja mam duży sentyment do Tarasa, to był dobry poeta, nieszczęśliwy człowiek, zniszczony przez opresyjny reżim i ciężkie choroby. Car wydał osobiście rozkaz, by Szewczenko nie dostawał do celi nawet kawałka ołówka, żeby nic nie mógł napisać. Jego życie zasługuje na to by opisał je artysta prawdziwy, ale takich na całej Ukrainie dziś nie ma. Jest tylko Andruchowycz, który opracowuje tematy moczo-płciowe i alkoholowe jak Pilch no i ci porwani przez Berkut, którzy tylko marzą, by gdzieś wyjechać, do Nicei albo Monte Carlo i tam szpanować swoją poezją. No i puszczają tu ten fragment wiersza o podawaniu ręki kozakowi i budowaniu raju cichego. To jest projekcja, która się może przyśniła kiedyś Tarasowi i on ją sobie zapisał, ale przecież o żadnym cichym raju nie było nigdy mowy, podawanie ręki zaś wchodziło w grę o tyle o ile w drugiej ręce były jakieś pieniądze. Ok, ktoś powie, że nie rozumiem nastroju i podniosłej atmosfery, rzeczywiście nie rozumiem, bo wszedłem już w ten wiek, kiedy liczą się same konkrety lub jak kto woli hard core. No i ktoś przypomniał wczoraj jak ten wiersz Tarasa idzie dalej. Tam jest później mowa o tym, że Lacha z kozakiem poróżnili księża i magnaci. I to jest coś co mógł wymyślić tylko taki Szewczenko, biedny niewolnik, obdarzony licznymi, ale niepotrzebnymi w okolicznościach mu danych, talentami. Domaga się bowiem od nas Taras byśmy porzucili księży, Kościół i magnatów, czyli własność i nadzy oraz bosi stanęli na wprost niego. To się nie uda, albowiem tu tkwi sedno konfliktu i wszystkich nieporozumień polsko-ukraińskich. My jesteśmy na swoim, a oni na pensji. I zawsze tak było. I to widać w tym wierszu i w apelu Andruchowycza, cała zaś ta rewolucja, podobnie jak inne przed nią rozgrywa się o to, by wszyscy już byli na pensji. Nie tylko kozacy. A także o to, by pensję tę od czasu do czasu rewaloryzować, czyli realnie zmniejszać, ogłaszając jednocześnie, że jest ona zwiększana.

Warto się zastanowić do czego w tym wszystkim służy Putin. Zadzwonił tu wczoraj mój kolega, który ma talent do wynajdowania dobrych przykładów i powiedział, że Putin to jest zmiotka. Szufelka na długim kiju, na którą ktoś próbuje podmieść walające się po podłodze odpadki. Te odpadki to my, Ukraina i kto tam jeszcze ma jakieś kłopoty z Putinem. Taka jest alternatywa, albo walacie się zatomizowane śmieci po podłodze i my was od czasu do czasu przesuwamy z kąta w kąt albo na zmiotkę. I wiadomo, że każdy wybierze z kąta w kąt, a nie na zmiotkę, bo ze zmiotki trafić można tylko wprost do pieca. Pytanie istotne brzmi: czy można połamać szczotkę, albo chociaż powyrywać jej trochę włosia? Ja nie wiem. Sami musicie sobie na to odpowiedzieć.

 

Na stronie www.coryllus.pl mamy już cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8.

4 lutego zaś, w Gdańsku, w Manhattanie odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o godzinie 17.00.

3
3 (12)

10 Comments

Gadający Grzyb's picture

Gadający Grzyb
Nie rozumiem tej jazdy na Coryllusa, że przy okazji publikowania notek reklamuje swoje książki - ma wykupywac biboardy na mieście? Dla pisarza wydającego książki własnym sumptem blog jest praktycznei jedyną formą promocji. Gdybym wydał książkę robiłbym dokładnie tak samo.


 
pozdr.
GG
Ellenai's picture

Ellenai
Z całym szacunkiem i sympatią, jakie dla Ciebie żywię, chcę zwrócić uwagę, że nie jesteś jedynym możliwym miernikiem i jednak wiele innych osób nie reklamuje tu swoich książek lub nie robiłoby tego, gdyby je wydało. Jeśli nawet jednak przyjmiemy, że autor ma do tego prawo, to myślę, że irytująca jest w tym przypadku nachalność tego komunikatu. Nie przeszkadza mi, gdy ktoś w sygnaturce lub pod swoją notką podaje link do swojego innego bloga lub strony. Przeszkadza mi natomiast, gdy z uporem wypisuje adresy księgarni, w których można nabyć jego wiekopomne dzieła i informuje o kolejnych spotkaniach autorskich. Niech o tym zawiadamia na swojej własnej stronie. Jeśli będzie do niej link, to z pewnością każdy chętny trafi.
Druga sprawa, to reklamowanie swoich znajomych. Na kiego - przepraszam - grzyba - potrzebna jest nam pod każdą notką informacja o tym, że czyjaś żona wydała książkę kucharską dla alergików??? Obawiam się, że następna będzie informacja o możliwości okazyjnego zakupu rewelacyjnego środka na nagniotki.
 
Szary Kot's picture

Szary Kot
ja stosuję proste rozróżnienie - komercyjnych reklam nie powinno sie zamieszczać na takim blogu.
Czymś innym jest reklamowanie blogów, gdzie autor dzieli się swoimi przemysleniami, a czymś innym reklama zachęcająca do kupowania - w tym wypadku książek, ale dlaczego nie reklamować innych produktów???
Nawet jeśli napisałabym, zapewne w moim przekonaniu, wiekopomne dzieło  wink  , nie reklamowałabym go tutaj.

P.S. A przy okazji to, co napisał Tomasz A.S. - notka, która wnosi ciekawe treści, pod którą mogła zaistnieć merytoryczna dyskusja, zostaje przez czytelników nisko oceniona...
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Powtórzę, bo ten sam temat.

Mój wpis dotyczy głównie sprawy - cytat:

 "że nie spotyka się to z dobrym przyjęciem czytelników, co znajduje odzwierciedlenie w ujemnych ocenach felietonu - za pośrednictwem dostępnego narzędzia w postaci żółtych gwiazdek, którym to "karzą" za to blogera."

Każdy "lokujący swoje produkty" musi więc sobie zdawać z tego sprawę, że to nie jest dobrze przyjmowane. Jeżeli to lekceważy, lekceważy także tych czytelników pokazując, że reklama jest dla niego ważniejsza.
A odbiorcy po prostu nie muszą czytać.
A jak im się podoba, lub nie podoba, niech klikają na gwiazdki. No problem.

@ Kocie (szary)
Tak jak też pisałem, ciekawe treści felietonu, ujemne gwiazdki, i jak piszesz, mogłaby być ciekawa dyskusja. Szkoda!

Może - drogą kompromisu - "lokowanie produktu" powinno być w komentarzu, a nie bezpośrednio pod treścią? Chyba lepiej by było przyjęte?
Gadający Grzyb's picture

Gadający Grzyb
Powiem tak: czy komuś coś ubyło z tego tytułu, że Coryllus reklamuje swoje ksiązki? Poniósł ktos stratę? Zwrócę uwagę, że podobnie reklamuje się np. Kokos26, wcześniej swój "Alfabet" reklamował śp. Seawolf. Blog jako narzędzie promocji to nic złego, bo niby skąd czytelnicy mają się dowiedzieć o ksiązce? Autor ma liczyć, że sami na to wpadną?
pozdr.
GG
Ellenai's picture

Ellenai
Ty naprawdę nie dostrzegasz różnicy pomiędzy reklamą własnej jednej czy dwóch ksiażek, a reklamą swojego geszeftu? Przeczytaj moze raz jeszcze to, co zamieścił Coryllus pod swoją notką:
"Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki."
A poniżej jeszcze cała lista księgarni.
Czy to jest reklama "swojej książki"?

Pytasz czy komuś coś ubyło.
A czy komuś coś ubywa, gdy jest nagabywany przez akwizytora?
Nie. Tylko to potwornie irytuje i budzi niesmak.

Jak ma się autor reklamować? Przecież napisałam. Niech da link do swojej strony z informacją,
że mozna tam uzyskać informacje o jego książkach. To naprawdę wystarczy.
A na swojej stronie niech pisze co tylko mu się zamarzy i reklamuje wszystko, co zechce.
Są jeszcze media społecznościowe, gdzie może załozyć firmową stronę i reklamować swoją firmę.


I na koniec pytanie - o co właściwie chodzi?
Skoro Redakcja pozwala na takie reklamy, to one będą, a mnie czy innym osobom mogą się one nie podobać, czego wyrazem będą niskie oceny, co zresztą omawiany Autor ma w... głębokim poważaniu. Nie ma więc o co chyba kruszyć dłużej kopii.

 
Gadający Grzyb's picture

Gadający Grzyb
Fakt, nie ma o co się spierać ;) Mnie po prostu to nie razi - nawet, gdy Coryllus reklamuje swoje wydawnictwo. A czy jest to link, czy akapit na zakończenie notki - szczerze mówiąc, nie widzę specjalnej różnicy. Przypuszczam zresztą, że te negatywne reakcje wywołane są tym, że wiele osób Coryllusa po prostu nie lubi ;)
pozdr.
GG
chryzopraz's picture

chryzopraz
Reklamy na całym świecie są płatne.
Coryllus i inni mają tu i gdzie indziej reklamę darmową.

Wszystko w temacie.

 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>