Patrząc z perspektywy 25 lat na losy naszego państwa mogę powiedzieć tak: użyto w sposób niszczycielski słowa solidarność - aby nas zniszczyć, i to się udało, a od jakiegoś czasu używa się innego słowa, aby nas dobić, to – tolerancja.
Dzięki pierwszemu słowu do władzy w kraju doszli nie rycerze a giermki, dzięki drugiemu giermki przyzwolą na całkowite sponiewieranie rycerstwa. Państwo Polskie przestanie istnieć jako zbiór zdefiniowany przez swą tysiącletnią historię i giermki zrobią z niego klasyczny ogród zoologiczny. Takie ZOO Polska czyli Ogród z pełną tolerancją dla każdego (nawet plugawego) stworzenia, każdemu dadzą klatkę, opiekuna i odpowiedni jadłospis. I nie będzie to Ogród Dwojga - czy więcej - Narodów. Oczywiście niektóre płodne ponad przeciętną gatunki (nazwijmy to dzietnością) uzyskają ze względu na swoje zachłanne ambicje większe porcje i wpływy, większe i jeszcze większe.
I wystarczy z nazwy tego ogrodu skreślić słowo Polska, aby ZOO nabrało wymiaru bezpostaciowego – bez określenia regionu, a to przecież w prostej linii – EU. Tak, raczej trudno uwierzyć, aby na dłuższą metę twór ów mógł trwać w oparciu o wielość języków, a nie o jeden urzędowy. W końcu podzieli los każdego takiego tworu jak to było w przeszłości.
Po 25 latach wolności – które to określenie uważam za całkowicie nieuprawnione, bo bardziej pasowałoby tu słowo: swobody – okazuje się, że praca tłumacza jest pracą bardzo trudną.
No właśnie, spróbujcie wytłumaczyć współczesnym w jak fatalnym położeniu się znaleźli, po to by podjęli jakieś podstawowe środki obrony. To jest naprawdę trudnym zadaniem, a jeszcze – by zakończyć to sukcesem, to - drugie trudne.
Poddając ocenie sytuację i konieczność wybrania z bezmiaru docierających informacji tych naprawdę istotnych, trzeba to zrobić cofając się do tego co już było. O tym, że ten kto rządzi przeszłością, ten rządzi przyszłością wspominało wielu piszących. Właśnie upływ czasu daje podstawę do łagodzenia (z braku danych) nieciągłości krzywej, na której to podstawie oceniamy to samo (zdarzenie, zjawisko, osoby) w ciągu naszego życia.
Będąc małymi szczawikami odbieramy rodziców jako siłę nie do pokonania i bezgraniczny - że użyję tego zdewaluowanego słowa – autorytet. Jako młodzieńcy postrzegamy rodziców jako poczciwców uwikłanych w przymus pracy, dziwiąc się, że nie zrobili jeszcze tego czy tamtego. Osiągając wiek dojrzały zapominamy o tym młodzieńczym spostrzeżeniu, mimo iż teraz ono właśnie nas dotyczy, a jako już starzy dosłownie, oceniamy i rodziców i siebie – wreszcie - z właściwej perspektywy.
W naszej historii jest wiele cyklicznie pojawiających się zjawisk i nie musimy korzystać z historii innych narodów. Ci, którzy ją znają i chcą poznać - potrafią ją wykorzystać. Jedni dla dobra własnego, a reszcie na zgubę, inni zaś, dla dobra własnego i dla dobra pozostałych.
I znowu Anno Domini 2014 stajemy przed kolejnym wyborem: maszerować 13 grudnia z PiSem w proteście czy nie demonstrować tego społecznego niezadowolenia – ponownie wybór między HIVem a Ebolą.
Kolejny rok jesteśmy jak mówią: w czarnej... ale to nasza wina, nasza, twoja, moja – i pozwól to sobie powiedzieć. Przyczyn jest wiele, a choćby i taka: po magdalenkowym stole straciliśmy instynkt samozachowawczy i oddaliśmy wszystko w ręce tych, którzy byli aktywniejsi i ponoć mundrzejsi. Uważaliśmy, że wreszcie ci prawdziwi patrioci (tak wyglądali początkowo), a nie komuchy będą rządzić krajem. Czyż nie tak?
My swoje zrobiliśmy (znaczy się głośno wyraziliśmy swą chęć zmiany), a teraz wy (ci najgłośniej krzyczący) ciągnijcie to dalej. My otrzepaliśmy ręce, wytarliśmy z potu i brudu, no i poszło w dół...
Nie jesteśmy oddolnie przygotowani do niczego, tym bardziej do rządzenia krajem. Brak nam ludzi – zaangażowanych pro-polsko (nacjonalistycznie? Nie - na to określenie zlecą się wrony) i patriotycznie - w tym kierunku kształconych. Kto będzie tych ludzi kształcił, „za ile” i gdzie się znajdą tacy frajerzy, bo trzeba powiedzieć wprost – cała ta praca będzie za darmo! Nie potrafimy myśleć przyszłościowo, strategicznie i taktycznie. I to poraża, my - suweren kraju, my - naród (nic nie poradzę, ale kojarzy mi się to z występem Bolka w kongresie), nie potrafimy od tych, którym daliśmy prawo decydowania wyegzekwować spełnienia naszych wymagań i zaspokojenia oczekiwań.
Nie mamy z „czego” wybierać. Cała kształcona (o tyle o ile) kadra urzędnicza podlega presji rządzącej kliki i utraty pewnej, stosunkowo lekkiej, pracy. Ona uczepiona koryta nie zaprotestuje przeciw niczemu i nie zmieni swojego pana. Pozostała masa ludzka nawet nie myśli pogłębiać swej podstawowej wiedzy społecznej, gospodarczej czy politycznej. Kiedyś, pamiętam bo sam się przeszkoliłem, organizowano masowo kursy dla członków rad nadzorczych spółek. Wtedy trochę ludzi otworzyło się szerzej na wymagania rzeczywistości. Ale to był trend, była potrzeba i wizja korzyści. Dzisiaj nikogo to nie interesuje, nikomu to nie potrzebne. Później okazuje się, że gdy trzeba kogoś spośród siebie wybrać, to nie ma kogo i wybiera się osoby do tego celu – zupełnie nie przygotowane.
Nikt za nas tego nie zrobi!
A kiedyś nawet była taka inicjatywa... i tu zacytuję fragment internetowej informacji:
W 1998 r. swą posługę społeczną rozpoczął Instytut Edukacji Narodowej [IEN] w Lublinie [działający przy Radiu Maryja] prowadzony przez mgr Arkadiusza Robaczewskiego – Dyrektora tego Instytutu. Pod kierownictwem Arkadiusza Robaczewskiego IEN prowadził bardzo dynamiczną działalność w całej Polsce przeprowadzając liczne pojedyncze wykłady oraz wiele edycji dwu-semestralnego Studium Edukacji Narodowej, semestralne Studium Samorządowe oraz przeprowadzając wiele innych inicjatyw. Trwało to kilka lat aż do przegranego w 2003 r. referendum w sprawie wstąpienia Polski do UE, po czym jesienią 2003 r. zaprzestano nagłaśniania działalności IEN w Radio Maryja i Naszym Dzienniku, zwinięto działalność IEN do formy szczątkowej, a Arkadiusz Robaczewski odszedł z IEN. Gdyby IEN działał do dnia dzisiejszego – tak jak działał za mgr Arkadiusza Robaczewskiego – to na bazie efektów pracy tego instytutu Polacy mieliby zorganizowane struktury terenowe w całej Polsce.
No właśnie, nawet teraz gdyby jakieś kryterium uliczne przyniosło tzw. zwycięstwo w bitwie, to całą wojnę i tak przegrywamy, bo to co mają nam do zaoferowania „opozycjoniści” to stanowczo za mało: mało ich naprawdę, a ilu z nich fałszywych...
Prawda, że kryterium uliczne jest tak samo złe jak i dobre, ale samo kryterium to mało. Przespaliśmy tyle czasu, ale nie śpijmy nadal! Czas na gwałt zdobywać podstawową wiedzę społeczną i gospodarczą, czas organizować się oddolnie, aby nie zmarnować kolejnego zrywu społecznego – by znowu oddać wszystko w ręce giermków i służącym im cwaniaków.
Dziwne, ale przy całej argumentacji (niektórych publicystów) wyższości wieku XXI nad wiekiem XX nikt nie porusza kwestii ogólnego wykształcenia ludzi w dziedzinie prawa, gospodarki, polityki i dziedzin społecznych. Zamiast tego kształci się dzieci w zakresie technik seksualnych, a młodzież w tolerancji do wszystkiego. Dorośli zaś mają zajmować się tylko robotą od świtu do nocy (uwzględniając dojazdy).
Patrząc na nasze ostatnie dzieje i życiorysy współczesnych nam „dobroczyńców”, każdy z nich był wcześniej gdzieś uczony, szkolony i testowany. Tak przygotowany dopiero później był wykorzystywany... radki, jacki, leszki. Wszyscy oni w dowolnej debacie położą na łopatki nieprzygotowanych do takiego starcia, no może wyjątki.
A my, co - kształcimy się w jakiś sposób? Z przykrością mogę powiedzieć, że na wielu spotkaniach, cyklach wykładów poszerzających taką wiedzę widzę jedynie garstki ludzi i niestety, w przeważającej liczbie, są to - siwe głowy. Natomiast na promocji książki Ziemkiewicza – tłumy młodych i właśnie wtedy widać, że potencjał jeszcze jest, ale nie przeradza się w samodzielnie myślących.
Wracając do kryterium ulicznego: skoro „ludność regionu” nie zareagowała spontanicznie wtedy gdy powinna, wtedy gdy napluto jej w twarz, to organizowanie demonstracji akurat 13 grudnia ma niewiele sensu. Będzie legalna, uzgodniona, zaplanowana i poprowadzona przez jedynie słuszną opozycję. Poddana medialnej obróbce będzie dla świata tylko manifestacją upamiętniającą stan wojenny. Ten pomysł wygląda co najmniej dziwnie. Czy w nas samych nic nie może wybuchnąć bez koncesji?
Proszę się zastanowić i dostrzec: jak precyzyjnie i z planem wykorzystano niezadowolenie ludzi tworząc KOR, z jakim wyprzedzeniem i zaangażowaniem przygotowano Solidarność. Teraz proszę przyjrzeć się obecnej sytuacji i ocenić szanse... przy obecnej bierności kapitału ludzkiego regionu Poland i porównać np. z Powstaniem Styczniowym i z biernością ówczesnej masy chłopskiej. Niczego to nie podpowiada?
Liczyć tylko na koncesjonowaną opozycję to trochę za mało. Lepiej się naprawdę, ale to naprawdę, przygotować organizacyjnie i zrobić to w dniu kolejnej wpadki „nam panujących”. Bo musi być masa i w wielu miejscach całej Polski jednocześnie. I od razu, natychmiast - wtedy będzie miało to swój sens.
Taka godzina W – „W” jak wpadka.
Wtedy dyżurne media nie będą w stanie zareagować w sobie właściwy sposób i nawet dowolny dyżurny stefan nie zdąży na umówiony czas antenowy.
Mniej krzyku, a więcej rozsądku w działaniu, bo czasu zostało niewiele do ostatecznego rozdania kart. Już tylko pół roku.
Potem już tylko MHNP – wybudują nam Muzeum Historii Naiwnych Polskich.
Albo MHNPp100 czyli: jak wyżej, lecz – po stokroć.
Solidarność? Gdzie, w ludziach? Tolerancja? Raczej szaleństwo.
A mówią – mamy teraz wolność...
Ja widzę gwóźdź.
Ale to tylko moje zdanie.
Dzięki pierwszemu słowu do władzy w kraju doszli nie rycerze a giermki, dzięki drugiemu giermki przyzwolą na całkowite sponiewieranie rycerstwa. Państwo Polskie przestanie istnieć jako zbiór zdefiniowany przez swą tysiącletnią historię i giermki zrobią z niego klasyczny ogród zoologiczny. Takie ZOO Polska czyli Ogród z pełną tolerancją dla każdego (nawet plugawego) stworzenia, każdemu dadzą klatkę, opiekuna i odpowiedni jadłospis. I nie będzie to Ogród Dwojga - czy więcej - Narodów. Oczywiście niektóre płodne ponad przeciętną gatunki (nazwijmy to dzietnością) uzyskają ze względu na swoje zachłanne ambicje większe porcje i wpływy, większe i jeszcze większe.
I wystarczy z nazwy tego ogrodu skreślić słowo Polska, aby ZOO nabrało wymiaru bezpostaciowego – bez określenia regionu, a to przecież w prostej linii – EU. Tak, raczej trudno uwierzyć, aby na dłuższą metę twór ów mógł trwać w oparciu o wielość języków, a nie o jeden urzędowy. W końcu podzieli los każdego takiego tworu jak to było w przeszłości.
Po 25 latach wolności – które to określenie uważam za całkowicie nieuprawnione, bo bardziej pasowałoby tu słowo: swobody – okazuje się, że praca tłumacza jest pracą bardzo trudną.
No właśnie, spróbujcie wytłumaczyć współczesnym w jak fatalnym położeniu się znaleźli, po to by podjęli jakieś podstawowe środki obrony. To jest naprawdę trudnym zadaniem, a jeszcze – by zakończyć to sukcesem, to - drugie trudne.
Poddając ocenie sytuację i konieczność wybrania z bezmiaru docierających informacji tych naprawdę istotnych, trzeba to zrobić cofając się do tego co już było. O tym, że ten kto rządzi przeszłością, ten rządzi przyszłością wspominało wielu piszących. Właśnie upływ czasu daje podstawę do łagodzenia (z braku danych) nieciągłości krzywej, na której to podstawie oceniamy to samo (zdarzenie, zjawisko, osoby) w ciągu naszego życia.
Będąc małymi szczawikami odbieramy rodziców jako siłę nie do pokonania i bezgraniczny - że użyję tego zdewaluowanego słowa – autorytet. Jako młodzieńcy postrzegamy rodziców jako poczciwców uwikłanych w przymus pracy, dziwiąc się, że nie zrobili jeszcze tego czy tamtego. Osiągając wiek dojrzały zapominamy o tym młodzieńczym spostrzeżeniu, mimo iż teraz ono właśnie nas dotyczy, a jako już starzy dosłownie, oceniamy i rodziców i siebie – wreszcie - z właściwej perspektywy.
W naszej historii jest wiele cyklicznie pojawiających się zjawisk i nie musimy korzystać z historii innych narodów. Ci, którzy ją znają i chcą poznać - potrafią ją wykorzystać. Jedni dla dobra własnego, a reszcie na zgubę, inni zaś, dla dobra własnego i dla dobra pozostałych.
I znowu Anno Domini 2014 stajemy przed kolejnym wyborem: maszerować 13 grudnia z PiSem w proteście czy nie demonstrować tego społecznego niezadowolenia – ponownie wybór między HIVem a Ebolą.
Kolejny rok jesteśmy jak mówią: w czarnej... ale to nasza wina, nasza, twoja, moja – i pozwól to sobie powiedzieć. Przyczyn jest wiele, a choćby i taka: po magdalenkowym stole straciliśmy instynkt samozachowawczy i oddaliśmy wszystko w ręce tych, którzy byli aktywniejsi i ponoć mundrzejsi. Uważaliśmy, że wreszcie ci prawdziwi patrioci (tak wyglądali początkowo), a nie komuchy będą rządzić krajem. Czyż nie tak?
My swoje zrobiliśmy (znaczy się głośno wyraziliśmy swą chęć zmiany), a teraz wy (ci najgłośniej krzyczący) ciągnijcie to dalej. My otrzepaliśmy ręce, wytarliśmy z potu i brudu, no i poszło w dół...
Nie jesteśmy oddolnie przygotowani do niczego, tym bardziej do rządzenia krajem. Brak nam ludzi – zaangażowanych pro-polsko (nacjonalistycznie? Nie - na to określenie zlecą się wrony) i patriotycznie - w tym kierunku kształconych. Kto będzie tych ludzi kształcił, „za ile” i gdzie się znajdą tacy frajerzy, bo trzeba powiedzieć wprost – cała ta praca będzie za darmo! Nie potrafimy myśleć przyszłościowo, strategicznie i taktycznie. I to poraża, my - suweren kraju, my - naród (nic nie poradzę, ale kojarzy mi się to z występem Bolka w kongresie), nie potrafimy od tych, którym daliśmy prawo decydowania wyegzekwować spełnienia naszych wymagań i zaspokojenia oczekiwań.
Nie mamy z „czego” wybierać. Cała kształcona (o tyle o ile) kadra urzędnicza podlega presji rządzącej kliki i utraty pewnej, stosunkowo lekkiej, pracy. Ona uczepiona koryta nie zaprotestuje przeciw niczemu i nie zmieni swojego pana. Pozostała masa ludzka nawet nie myśli pogłębiać swej podstawowej wiedzy społecznej, gospodarczej czy politycznej. Kiedyś, pamiętam bo sam się przeszkoliłem, organizowano masowo kursy dla członków rad nadzorczych spółek. Wtedy trochę ludzi otworzyło się szerzej na wymagania rzeczywistości. Ale to był trend, była potrzeba i wizja korzyści. Dzisiaj nikogo to nie interesuje, nikomu to nie potrzebne. Później okazuje się, że gdy trzeba kogoś spośród siebie wybrać, to nie ma kogo i wybiera się osoby do tego celu – zupełnie nie przygotowane.
Nikt za nas tego nie zrobi!
A kiedyś nawet była taka inicjatywa... i tu zacytuję fragment internetowej informacji:
W 1998 r. swą posługę społeczną rozpoczął Instytut Edukacji Narodowej [IEN] w Lublinie [działający przy Radiu Maryja] prowadzony przez mgr Arkadiusza Robaczewskiego – Dyrektora tego Instytutu. Pod kierownictwem Arkadiusza Robaczewskiego IEN prowadził bardzo dynamiczną działalność w całej Polsce przeprowadzając liczne pojedyncze wykłady oraz wiele edycji dwu-semestralnego Studium Edukacji Narodowej, semestralne Studium Samorządowe oraz przeprowadzając wiele innych inicjatyw. Trwało to kilka lat aż do przegranego w 2003 r. referendum w sprawie wstąpienia Polski do UE, po czym jesienią 2003 r. zaprzestano nagłaśniania działalności IEN w Radio Maryja i Naszym Dzienniku, zwinięto działalność IEN do formy szczątkowej, a Arkadiusz Robaczewski odszedł z IEN. Gdyby IEN działał do dnia dzisiejszego – tak jak działał za mgr Arkadiusza Robaczewskiego – to na bazie efektów pracy tego instytutu Polacy mieliby zorganizowane struktury terenowe w całej Polsce.
No właśnie, nawet teraz gdyby jakieś kryterium uliczne przyniosło tzw. zwycięstwo w bitwie, to całą wojnę i tak przegrywamy, bo to co mają nam do zaoferowania „opozycjoniści” to stanowczo za mało: mało ich naprawdę, a ilu z nich fałszywych...
Prawda, że kryterium uliczne jest tak samo złe jak i dobre, ale samo kryterium to mało. Przespaliśmy tyle czasu, ale nie śpijmy nadal! Czas na gwałt zdobywać podstawową wiedzę społeczną i gospodarczą, czas organizować się oddolnie, aby nie zmarnować kolejnego zrywu społecznego – by znowu oddać wszystko w ręce giermków i służącym im cwaniaków.
Dziwne, ale przy całej argumentacji (niektórych publicystów) wyższości wieku XXI nad wiekiem XX nikt nie porusza kwestii ogólnego wykształcenia ludzi w dziedzinie prawa, gospodarki, polityki i dziedzin społecznych. Zamiast tego kształci się dzieci w zakresie technik seksualnych, a młodzież w tolerancji do wszystkiego. Dorośli zaś mają zajmować się tylko robotą od świtu do nocy (uwzględniając dojazdy).
Patrząc na nasze ostatnie dzieje i życiorysy współczesnych nam „dobroczyńców”, każdy z nich był wcześniej gdzieś uczony, szkolony i testowany. Tak przygotowany dopiero później był wykorzystywany... radki, jacki, leszki. Wszyscy oni w dowolnej debacie położą na łopatki nieprzygotowanych do takiego starcia, no może wyjątki.
A my, co - kształcimy się w jakiś sposób? Z przykrością mogę powiedzieć, że na wielu spotkaniach, cyklach wykładów poszerzających taką wiedzę widzę jedynie garstki ludzi i niestety, w przeważającej liczbie, są to - siwe głowy. Natomiast na promocji książki Ziemkiewicza – tłumy młodych i właśnie wtedy widać, że potencjał jeszcze jest, ale nie przeradza się w samodzielnie myślących.
Wracając do kryterium ulicznego: skoro „ludność regionu” nie zareagowała spontanicznie wtedy gdy powinna, wtedy gdy napluto jej w twarz, to organizowanie demonstracji akurat 13 grudnia ma niewiele sensu. Będzie legalna, uzgodniona, zaplanowana i poprowadzona przez jedynie słuszną opozycję. Poddana medialnej obróbce będzie dla świata tylko manifestacją upamiętniającą stan wojenny. Ten pomysł wygląda co najmniej dziwnie. Czy w nas samych nic nie może wybuchnąć bez koncesji?
Proszę się zastanowić i dostrzec: jak precyzyjnie i z planem wykorzystano niezadowolenie ludzi tworząc KOR, z jakim wyprzedzeniem i zaangażowaniem przygotowano Solidarność. Teraz proszę przyjrzeć się obecnej sytuacji i ocenić szanse... przy obecnej bierności kapitału ludzkiego regionu Poland i porównać np. z Powstaniem Styczniowym i z biernością ówczesnej masy chłopskiej. Niczego to nie podpowiada?
Liczyć tylko na koncesjonowaną opozycję to trochę za mało. Lepiej się naprawdę, ale to naprawdę, przygotować organizacyjnie i zrobić to w dniu kolejnej wpadki „nam panujących”. Bo musi być masa i w wielu miejscach całej Polski jednocześnie. I od razu, natychmiast - wtedy będzie miało to swój sens.
Taka godzina W – „W” jak wpadka.
Wtedy dyżurne media nie będą w stanie zareagować w sobie właściwy sposób i nawet dowolny dyżurny stefan nie zdąży na umówiony czas antenowy.
Mniej krzyku, a więcej rozsądku w działaniu, bo czasu zostało niewiele do ostatecznego rozdania kart. Już tylko pół roku.
Potem już tylko MHNP – wybudują nam Muzeum Historii Naiwnych Polskich.
Albo MHNPp100 czyli: jak wyżej, lecz – po stokroć.
Solidarność? Gdzie, w ludziach? Tolerancja? Raczej szaleństwo.
A mówią – mamy teraz wolność...
Ja widzę gwóźdź.
Ale to tylko moje zdanie.
(6)
9 Comments
@jasieńko
29 November, 2014 - 13:50
"Proszę się zastanowić i dostrzec: jak precyzyjnie i z planem wykorzystano niezadowolenie ludzi tworząc KOR, z jakim wyprzedzeniem i zaangażowaniem przygotowano Solidarność."
Krytykujesz Pan Komitet Obrony Robotników. Ruch harcerski utworzony TYLKO do obrony i pomocy prześladowanych robotników. Wiesz Pan kto był (personalnie) wtedy w to zaangażowany? Chyba nie!
@Tomasz A S
29 November, 2014 - 23:17
A Pan nie zauważył jeszcze, że były dwa KOR-y? Jeden harcerski od pomagania robotnikom,
a drugi chytreńki od doradzania, ministrowania, wydawania gazety, zarządzania emocjami społecznymi itd.
Michnik, Kuroń, Wujec, Lityński wylądowali w zupełnie innych miejscach niż Macierewicz, Naimski, Wyszkowski czy Śreniowski. Polecam lekturę tekstów Krzysztofa Wyszkowskiego o kuroniadzie.
Waldemar Żyszkiewicz
Waldemar
29 November, 2014 - 23:50
To samo robi autor.
I dlatego dostal jedynke.
Ode mnie dwojke dlatego, ze zwrocil uwage na trick z tolerancja.
Natomiast rowniez bezensu jest stwierdzenie, " Brak nam ludzi – zaangażowanych pro-polsko (nacjonalistycznie? Nie - na to określenie zlecą się wrony) i patriotycznie .."
*** Nie brak nam ludzi, mamy jeszcze doskonaly kadry patriotyczne reprezentowane w AKO.
Kadry z AKO stoja do dyspozycji rzadu JK.
A z kim i czym mam docznienia wyjasnia to zdanie:
" znowu Anno Domini 2014 stajemy przed kolejnym wyborem: maszerować 13 grudnia z PiSem w proteście czy nie demonstrować tego społecznego niezadowolenia – ponownie wybór między HIVem a Ebolą."
Wybor miedzy Moskwa a Berlinem czy tez Izraelem.
Fritz,
30 November, 2014 - 00:34
Fritz nie było pierwszego i drugiego KOR-u.
Dwa KOR-y były w pierwszym KOR-ze.
Tak jak są np. dwa KUL-e w jedynym KUL-u.
Tomasz okazał się detalistą, Ty podobnie,
a to tekst syntetyczny :)
Nie brak nam ludzi, mamy jeszcze doskonaly kadry patriotyczne reprezentowane w AKO.
Mamy kadry w AKO i jeszcze przed AKO, nawet i bez AKO,
tyle że PIS ich nie bierze, w tym problem, Fritz. Poza tym,
Autorowi idzie o kadry dla Polski, nie dla jednej z partii.
A końcówka Twego komentu, Fritz, to szarada.
Piszesz jak Sfinks.
Waldemar Żyszkiewicz
Waldemar
30 November, 2014 - 10:50
JK bral ludzi do rzadu z poza PiS, najbardziej znanym przykladem jest prof. Gilewska, "siostra" Tuska ;)
Kryterium byl potencjal i akceptacja celow PiS.
AKO powstal po 2010 i stanowi do zaplecze PiS wlasnie po wygranych wyborach.
Zreszta juz miedtzy poslami PiS jest ich sporo, co kontrastuje z intelektualnym dnem PO.
Koncowka: wyrazisty statement ktory zacytowalem, pozycjonuje autora gdzies na tym froncie.
Fritz,
01 December, 2014 - 02:46
Bardziej istotne jest to, że partyjni rewizjoniści po przegranej w marcu '68 zaczęli ponownie studiować klasyków marksizmu i zrozumieli, że bez klasy robotniczej jako taranu rewolucji niczego nie zwojują. Dlatego po Czerwcu '67 powstał KOR. Oczywiście, harcerze mieli dobre intencje i chcieli pomagać potrzebującym, ale myślę, że starsi państwo kombinowali jednak trochę inaczej.
Wiem, kiedy i dlaczego powstał AKO, ale jeszcze trzeba z tego AKO skorzystać. Czy Zyta Gilowska to był akurat dobry pomysł? Nie jestem przekonany.
Wiesz, Fritz, mam do PiS tylko jedną pretensję: że wciąż zapowiadają, ale nie biorą władzy.
Waldemar Żyszkiewicz
To sedno sprawy:
29 November, 2014 - 23:10
Warto też pamiętać, jak jedynie słuszna opozycja zareagowała na próbę protestu na Wiejskiej i dążenie do rozmów z PKW, co mogło przecież (przy innej reakcji społecznej) stać się zaczątkiem potrzebnego wyrażenia niezgody na tak jawne lekceważenie suwerena, obrażające w dodatku jego inteligencję.
jak precyzyjnie i z planem wykorzystano niezadowolenie ludzi tworząc KOR, z jakim wyprzedzeniem i zaangażowaniem przygotowano Solidarność.
Wystarczy przypomnieć sobie, jak zachwycili nas Bujak, Janas czy Frasyniuk w sporze z młodymi partyjniakami i rozejrzeć się, gdzie oni są teraz, co robią i co mają. Wystarczy przypomnieć sobie trzy centra sierpniowych strajków i trzy nazwiska: Wałęsa, Jurczyk i Sienkiewicz. itd. itp.
Bardzo trafna synteza, słuszne uwagi o niekształceniu własnych kadr. Warto jednak pamiętać, że w kształcenie Cimoszewicza, Rosatiego, Belki i wielu innych funkcjonariuszy nowego ładu w Polsce inwestowały Fundacja Fullbrighta i Departament Stanu, czyli przyszły inwestor strategiczny. Sądzę, że w kształcenie przyszłych kadr prawdziwie suwerennej Rzeczypospolitej bankierzy globalistów nie zainwestują.
PS A co robi teraz Arkadiusz Robaczewski?
Waldemar Żyszkiewicz
Tak, były dwa KOR-y
30 November, 2014 - 14:52
Dlatego manipulacją jest udawać, że pierwszy i drugi to jedno i to samo.
Tak samo manipulacją jest w tytule pisać "gwóźdż do trumny bierność", a potem tę oczywistą prawdę dezawuować mówiąc:
organizowanie demonstracji akurat 13 grudnia ma niewiele sensu
- czyli pochwalać bierność.
Autor łumaczy to naiwnie złym terminem, i w paskudny sposób odnosi to do powstańczej godziny W, nazywając to jednocześnie "wpadką".
Z relacji wiem, że w ten sposób swe manipulacje przeprowadza Gazeta Wyborcza.
Mam nadzieję, że nie to było zamierzeniem autora.
A na demonstrację 13-go ci co mają iść, i tak pójdą. Ten tekst ich nie zniechęci.
Tak, były dwa KOR-y
01 December, 2014 - 02:32
Odróżniają się nawet nazwą.
Owszem, zmienili (doprecyzowali) nazwę w 1977,
ale w tym pierwszym KOR-ze też byli już brzydcy ludzie,
jak pisze Fritz. I harcerze, owszem pomagali, a tamci knuli.
Ale to wszystko detale, Panie Tomaszu. Rozumiem, że broni
Pan Antoniego Macierewicza, tyle że nikt go tu nie atakował.
Zupełnie też inaczej niż Pan odczytuję tekst autora,
który zasadnie krytykuje bierność, ale (moim zdaniem
rozsądnie) w rutynowej demonstracji 13 grudnia nie widzi
specjalnych szans na przełamanie tej bierności.
Same dobre intencje nie wystarczą. Pismo poucza:
bądźcie czyści jak gołębica, ale chytrzy jak wąż.
Śladów tej chytrości nieraz mi tu brakuje. Poza tym,
teksty rzadko prowadzą do zmiany poglądów czytelnika,
prędzej utwierdzają go we własnym zdaniu i ocenach.
Kto ma pójść - pójdzie, nie w tym rzecz. Pytanie,
czy piąta już demonstracja w rocznicę stanu wojennego
zdoła cokolwiek zmienić. Zwłaszcza w kwestii obecnych
wyborów. Wkrótce się o tym przekonany.
Waldemar Żyszkiewicz