Rekonstrukcja niemieckiego ataku na Pawełkowice

 |  Written by Marcin Brixen  |  1
- I po co to wszystko? - zirytowała się pani pedagog. - Po co to znowu odgrzebywać, szczuć i jątrzyć? Po co znowu o wojnie, o Niemcach? Są ważniejsze tematy! Ot, choćby uchodźcy.
- My też kiedyś byliśmy uchodźcami - odparł pan od historii.
- O!
- Tak, proszę pani. I to przez Niemców.
- A, wiem o co panu chodzi, my jeździliśmy do nich po pracę...
- Najpierw oni przyjechali do nas. I o tym właśnie jest to dzisiejsze widowisko!
Po czym zabrał klasę pierwszą a liceum i pojechali do Pawełkowic. Po drodze pan od historii opowiadał, że zjechała się specjalna grupa rekonstrukcyjna z Niemiec. Odtwarzać będą stosunkowo mało znany epizod szarży niemieckiej grupy pancernej na szpital w Pawełkowicach.
- Niemieckie wojska dopuściły się tam strasznych rzeczy, no ale o tym pewno nie będzie mowy - kontynuował pan od historii. - Ale za to sam atak pewno pokażą.
Dotarli na miejsce. Na polu pod Pawełkowicami stała grupa czołgów i kręciło się trochę ludzi. Pan od historii zorganizował spotkanie z panem Helmutem, koordynatorem przedsięwzięcia ze strony niemieckiej.
- Pokażemy szarżę niemieckiej grupy pancernej na polski obiekt wojskowy! - szczeknął pan Helmut.
- Moment! - zawołała dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza. - Przecież czołgi atakowały szpital!
Pan Helmut zmarszczył się gniewnie.
- No, no! Proszę mi tu takich bzdur nie opowiadać! Stare niemieckie przysłowie mówi, że kłamcy mają skrócone nogi! To nie był żaden szpital! To był poważny obiekt wojskowy, port marynarki wojennej.
- Port marynarki??? - nie wytrzymał pan od historii. - Przecież Pawełkowice nie są nad morzem!
- Ale ja nie powiedziałem, że port był morski! Polska przed wojną posiadała silną flotę śródlądową. Miała mnóstwo kajaków kontrtorpedowych, lotniskowych rowerów wodnych czy podwodnych łódek wiosłowych.
- Ale nie tu! Przecież na tej rzeczce ledwo się dwa kajaki miną!
- Za Niemców to była porządna rzeka, a teraz sam widzi, Polacy się porządzili tak, że nawet w rzeki nic nie zostało. No nic, zaraz ruszamy. Tędy! - i pan Helmut pokazał kierunek.
- Tędy się nie da - zauważył okularnik z trzeciej ławki. - Tu stoi dom... I sklep...
- Ale wtedy ich nie było - oburzył się pan Helmut. - Musimy trzymać się planu. Ruszamy!
- Wojsko się panu rozlazło - zauważył uprzejmie Gruby Maciek.
Pan Helmut znowu się zdenerwował. Biegał, krzyczał, że zaraz ruszają, że mają pamiętać, że są chlubą niemieckiej armii, a szpicę poprowadzą czołgi Ahmeta i Ismira.
- Ruszamy! - zakrzyknął ponownie pan Helmut.
Ale silniki kilku czołgów nie chciały zapalić.
- Gdzie są moi mechanicy? - pokrzykiwali czołgiści. - Mohammed! Tadeusz! Sasza!
- Nie ma żadnych obcych mechaników! - piał czerwony z irytacji pan Helmut. - To niemiecka wojna, a my jesteśmy niemieckim wojskiem! Tylko niemieccy mechanicy!
- Nie ma niemieckich mechaników - odpowiedzieli czołgiści. - Co pan, z Księżyca żeś się pan urwał? Przecież u nas wszystkie naprawy robią Polacy!
- Oni teraz walczą po drugiej stronie! Wszystko trzeba wam tłumaczyć!? - w krzyki zrozpaczonego pana Helmuta wdarł się basowy warkot. Nad nimi przeleciało kilka samolotów.
- O, patrzcie! Sztukasy już lecą! - wołał pan Helmut. - A my nadal stoimy w polu! Wstyd! Dobrze, że fuehrer tego nie dożył!
- Łatwo panu gadać, Luftwaffe ma zawsze lepiej!  Zawsze tak było! - wołali czołgiści. - Myśli pan, że sami sobie dali radę? Akurat! Tu, we wsi, jest serwis Junkersa...
- Oni lecieli też do Pawełkowic? – zapytał Łukaszek.
- Też – kiwnął głową pan od historii.
- Nieprawda! – zaprotestował pan Helmut – Zbombardowano strategiczną fabrykę zbrojeniową grabi i łopat! To wszystko w celu uratowania Żydów przed krwiożerczymi Polakami! I co z tymi czołgami, ruszamy czy nie?
Nie było wyjścia, pan Helmut musiał poprosić o pomoc kawalerzystów z polskiej grupy rekonstrukcyjnej. Wreszcie silniki wszystkich czołgów zagrały.
- Vorwarts!!! - zagrzmiał pan Helmut i odpowiedziała mu cisza. Wszystkie czołgi wyłączyły napędy, a czołgiści zaczęli z nich wysiadać. Ściągali hełmofony, oddawali mocz przy gąsienicach i szukali czegoś po czołgach.
- Co tym razem? - zapytał słabo pan Helmut.
- Trzynasta! Obiad! - zakrzyknęli radośnie czołgiści wyjmując menażki i poszli w stronę kantyny.
- Mam pytanie - odezwał się uprzejmie okularnik z trzeciej ławki. - Na pewno oni wygrali z nami wtedy we wrześniu? Przecież to niemożliwe.
- Niestety wygrali - westchnął pan od historii.
- Teraz już wiem czemu rozpoczęli wojnę o czwartej rano - zadudnił Gruby Maciek. - Żeby mieć jak najwięcej czasu przed obiadem!
- A dziadek mnie ciągle straszy, że wejdą Niemcy i nas zajmą - pokiwał głową Łukaszek. - Teraz mogę mu z czystym sumieniem powiedzieć, że pier... się myli.
- Chodźcie, nie będziemy patrzeć jak jedzą - zdecydował pan od historii. - Zwiedzimy okolicę i przyjdziemy tu za godzinę.
Gdy wrócili okazało się, że czołgiści nawet jeszcze nie wsiedli do swych maszyn.
- Czy te jedenaście maszyn ruszy wreszcie do ataku? - spytał poirytowany pan od historii.
- Nie ruszy.
- A dlaczego?
- Bo przed obiadem ich było dwanaście!!! - eksplodował pan Helmut. - Co to za kraj?! Czołg nam ukradli! Zaraz przyjedzie policja! W takich warunkach nie da się prowadzić wojny!!
- Idziemy do Pawełkowic, zaraz będzie inscenizacja podpisania aktu kapitulacji - pan od historii zagarniał swych podopiecznych.
Udali się na rynek. Akurat przedstawiciel wojsk niemieckich czytał treść aktu kapitulacji.
- Po pierwsze, bezwarunkowa kapitulacja wojsk polskich. Po drugie, macie przyjąć wszystkich uchodźców z Archipelagu Bismarcka...




ilustracja z:http://histmag.org/grafika/articles5/ambasador-dodd/dyktator.jpg
Hun


--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
5
5 (1)

1 Comments

Więcej notek tego samego Autora:

=>>