Nie każdy może być każdym

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
samochodów i się złościł.
- No zobaczcie jak on jedzie! Co za... Co za...
- Nędzna fiucina - podpowiedział Łukaszek.
- Wyrażaj się - ofuknęła go babcia. - Przed nami jedzie jakiś młody człowiek, który robi prawo jazdy. Ma prawo jechać jak nę... kiepsko, bo dopiero się uczy.
- Właśnie - przytaknęła mama Łukaszka. - Wy, antyfeminiści, tacy mądrzy, a kiedyś też tak jeździliście. Każdy ma prawo robić prawo jazdy! Każdy ma prawo być kimś! Każdy ma prawo spełniać swoje marzenia! Każdy może dojść do największej firmy transportowej w kraju! Każdy może założyć swoją telewizję czy gazetę!
- Każdy może rządzić Polską! - zakrzyknął Łukaszek.
- O nie, o nie - zaperzyła się mama.
- No jak to? Przecież na tym polega demokracja, że każdy kogo wybiorą!
- Tak, każdy, ale nie każdy może być tym każdym! Nie może być tak, że rządzi facet, który nie ma prawa jazdy, konta w banku, pije tylko herbatę, nie ma żony ani dzieci, tylko kota! To jest dyktatura!
Dalszą dyskusję uniemożliwił gwałtowny manewr taty Łukaszka. Cały samochód aż się przechylił, kiedy ciasnym łukiem objechał auto nauki jazdy. Hiobowscy zaczęli krzyczeć, a tata tylko roześmiał się zwycięsko. Po chwili skręcił i zjechał na parking, bo byli już pod swoim blokiem.
A tam - niespodzianka. Samochód z błyskającym światłem na dachu.
- Policja - stwierdziła z satysfakcją mama Łukaszka. - Teraz dopiero dostaniesz mandat.
- Jakim cudem byliby tu przed nami? - wzruszył ramionami tata Łukaszka i mówił spokojnie, ale w jego głosie czaił się strach.
- Może niczego nie widzieli? - odezwała się siostra Łukaszka.
Tata Łukaszka podjechał chyłkiem na swoje ulubione miejsce i tak zaparkował Hiobowscy powoli opuścili pojazd i spojrzeli w stronę auta z błyskaczem na dachu. Wysiadało z niego dwóch barczystych panów ubranych po cywilnemu.
- To nie jest policja - szepnął dziadek.
- Siepacze reżimu! - jęknęła mama.
Pojazd nauki jazdy podjechał do nich i się zatrzymał. Zza kierownicy wysiadł niski, starszy, siwy pan.
- Gratuluję... Gratuluję... - drugimi drzwiami wysiadł pasażer i ścisnął kierującemu dłoń. Barczyści też podeszli z gratulacjami. Pasażer ścisnął dłoń raz jeszcze, po czym siadł za kierownicę auta nauki jazdy i odjechał. Niski, starszy, siwy pan w towarzystwie barczystych podszedł powoli do Hiobowskich.
Gdy był już blisko wszedł w krąg światła ulicznej latarni i wtedy go poznali.
Naprawdę, nie spodziewali się jego słów.
- Przepraszam, gdzie tu jest najbliższy monopolowy?
W Hiobowskich jakby piorun strzelił.
- Tam... Tam... - pierwszy oprzytomniał tata Łukaszka.
- Ale można tam płacić kartą?
- Przyjmują... Karty... Też...
- Dziękuję - i niski, starszy, siwy pan podał rękę babci, mamie i siostrze. Ucałował każdą w dłoń i w dwóch pierwszych przypadkach uważnie przyjrzał się obrączkom, a siostrę zapytał znienacka:
- Pani jest wolna?
- Mam już chłopaka - wykrztusiła siostra Łukaszka.
Nisk, starszy, siwy pan westchnął głęboko. Już na odchodnym zadał ostatnie pytanie. Łukaszkowi.
- Nie chcesz, chłopcze, kotka?
- Nie - Łukaszek osłupiał.
Pan odszedł, a jeden barczysty powiedział do drugiego:
- Ja z nim idę, a ty zostań i pilnuj wozu.
I poszli.
Kiedy zniknęli za zakrętem Hiobowscy eksplodowali pytaniami.
- No co - odparł zadowolony barczysty. - Chyba sami państwo widzieli. Prezes zdał prawo jazdy. Za pierwszym razem. To trzeba oblać. A te pytania? Cóż... Prezes... Szuka żony...
- Aaa! - krzyknęła strasznym głosem mama Łukaszka. - Jaka zdrajczyni rodzaju żeńskiego przyjmie jego DNA do swojej macicy?!
- Jej brzuch, jej sprawa - odparł pogodnie barczysty. - Poza tym mogę panią uspokoić. Prezes... Zapisał się na in vitro.
- Przecież takim jak on nie refundują - wyjąkał tata Łukaszka.
- Prywatnie się zapisał.
- A... A... Ale jak to? - nie mógł uwierzyć dziadek Łukaszka. - Jak to, on, katolik, a nie wie, że zapładniają dwadzieścia embrionów, z czego ludzie biorą jeden, a reszta...
- Bierze wszystkie dwadzieścia.
Dla Hiobowskich to był szok.
- Gdzie on znajdzie tyle kandydatek... - próbowała jeszcze słabo mama.
- Wczoraj ogłosiliśmy nabór. W kwadrans była wymagana ilość, do północy był tysiąc. Zgłoszenia nadal spływają.
- Same moherowe babcie...
- Nie chcę rzucać nazwiskami, ale powiem tylko, że zgłosiło się mnóstwo celebrytek - rzekł barczysty i dodał po krótkim namyśle:
- I paru celebrytów też.

--------------
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
http://grunt-rola.blogspot.com
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>