
Ten tekst został napisany natychmiast po wydarzeniach brukselskich, ale nie zdołałam go „wrzucić” z powodów, powiedzmy, osobistych. Myślę, że tak bardzo się nie zdeaktualizował. No, cóż, najwyżej nie przeczytacie.
………………
Stało się coś, czego większość Szanownych chyba nie ogarnia, bo nie usłyszałam zbyt wielu słów na temat, nad którym wszyscy się jakoś gładko prześlizgują: Oto byliśmy świadkami niezwykłych zaiste wyborów!
Nie mogę pamiętać, jak wybierano towarzysza Stalina, towarzysza Bieruta, towarzysza Mao-Tse Tunga, ale pamiętam wybory towarzysza Gomułki i towarzysza Gierka, jak też towarzysza Gorbaczowa i towarzysza Jelcyna
. I zapewniam Was: choć nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że wymienieni zostaną wybrani ( a nawet – jakim procentem głosów, który to procent wcześniej zresztą zapodawało, dla czystej draki, Radio Wolna Europa)– nikt nie śmiałby od świtu ogłosić, że oto „wybierzemy sobie dziś Donalda Tuska i bardzo się cieszę na dalszą owocną współpracę”.
Świat poszedł naprzód! Przegoniliśmy komunę! „Wraca nowe”?
Acha, i tamte wybory zostawiały jakiś mikry margines opozycji, było to na przykład 97,8%. A Tusk został wybrany przez aklamację, jeśli nie liczyć Polski! Koniec świata! Kiedyś pół Europy odpowiadało Kremlowi „tak toczno”, teraz cała niemal Europa odpowiedziała „ Jawohl”.
Ludzie, warto było zjadać tę żabę?
Dla mnie kosmiczne zdziwienie to zachowanie Viktora Orbana. Nie jestem historykiem, jestem natomiast historycznym maniakiem – i poza nic nie znaczącymi epizodami – nie pamiętam, aby Węgry kiedykolwiek stanęły przeciw Polsce, w odróżnieniu od Czechów, którzy robili to zawsze.
Przyjmuję do wiadomości fakt, że Węgry mają własne kłopoty, a ich gest poparcia byłby wyłącznie pustym gestem. Odptaszkowujemy, ale ja zapamiętam – bo to naprawdę historyczna ciekawostka.
Odptaszkujemy też fakt niewątpliwy: Europa nie ma zielonego pojęcia o Polsce i jej sprawach, poza tym, co napiszą jej szukające taniej sensacji szmatławce, gorliwie obsłużone przez „histeryczną opozycję”. Tusk jest ogólnie znanym, sympatycznym leniem, jest „łatwy w obsłudze”, a funkcja w zasadzie mało ważna: dwa razy w ciągu półrocza ma przygotować zwyczajowy spęd. Tyle potrafi dobra sekretarka , czyli assistant manager.
Więc niedoinformowana „brukselska Europa” nie wie ani – kto to właściwie jest Tusk, ani - o co chodzi, ani dlaczego ma sobie zawracać głowę tą Polską, co to „i obozy zagłady i straszny faszyzm”, a w ogóle to polski wróbel ma dwie nogi, a przeważnie lewą.
I o tę informację, a raczej o jej brak, właśnie chodzi. Tu coś ewidentnie szwankuje: Polska naprawdę dała się zepchnąć na peryferie Europy. Niewiele o niej wiadomo, poza tym, co napiszą wspomniane szmatławce
Tyle, że kto nie ma pojęcia, to nie ma. I tu zaczynamy strome schodki.
Niemcy mają całą potrzebną wiedzę, nawet w nadmiarze. Dlatego w sprawach Polski są na wiele gotowi – i nic tu nie ma do rzeczy, że Angela Merkel de domo jest prawie Kaźmierczak, a jej kanclerski fotel ma praźródło w „Solidarności”, którą wzięliśmy na własny garb. Jak zwykle – zwariowani Polacy.
Europa nie zmienia się od czasów - dla nas - historycznych, reakcje państw są przewidywalne Węgrzy zawsze z nami ( dobra, poczekajmy chwilkę z Orbanem), Czesi zawsze przeciwko nam.
A my sami, pamiętający gołe fakty martyrologiczne o wiele bardziej, niż niewiele znaczące w historii opinie, tak naprawdę zupełnie nie wiemy, jak nas postrzegają sąsiedzi. Stłamszeni przez komunę, źle uczeni historii, zapomnieliśmy – jak drzewiej bywało. Z Niemcami konkretnie, ale nie wyłącznie.
Denerwujące są głupie gadki o przyjaźni i „wielkiej, europejskiej rodzinie”. Niemcy nie są naszą rodziną, nigdy nie byli i nigdy nie będą. Myśmy zapomnieli, ale oni świetnie pamiętają – uczyli tej naszej wspólnej historii także wielkich strategów.
Grzegorz Schetyna jest historykiem. Nie ma cudów, żeby nigdy nie przeczytał słów „żelaznego kanclerza” Bismarcka: „Bijcie Polaków, ażeby aż o życiu zwątpili. Mam wielką litość dla ich położenia, ale jeśli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić.”( Z listu do siostry, 26 marca 1861).
I to się nie zmieniło. Zmieniła się tylko zewnętrzna forma. Kto pamięta, że zjednoczenie Niemiec w 1871 roku, dotąd rozdartych na liche księstewka, powstało trochę na bazie Prus, ale przede wszystkim - Wielkopolski?
I o tę ziemię, głównie zresztą o jej „duszę”, toczyła się nieustająca, bezpardonowa walka, ostatecznie przez Niemcy przegrana z kretesem.
„Jeśli chcemy istnieć”… Ktoś się nad tym zastanawiał? Może jednak warto?
Bo podobne słowa padały też z drugiej strony: generał Berg, kat Powstania Styczniowego, pisał w pamiętnikach o wielkim podziwie dla Polaków i ich męstwa, ale też o konieczności okrucieństwa represji i konieczności kacapskiego buta na polskim gardle, uzasadniając:
- „Nad Oceanem Spokojnym albo my, albo oni”.
Czyżbyśmy siebie nie doceniali? Gdzie nam wtedy było do Oceanu Spokojnego…. Czego się tak Ruskie bali?
A co do Niemiec -nic się nie zmieniło, poza metodami. „Drang nach Osten” pulsuje w niemieckich głowach jak zawsze, z lekka, ale konsekwentnie. Jak nie można militarnie, to mentalnie…
Od czasów Bismarcka Niemcy, systematycznie uczeni pogardy i nienawiści, uważają się za mentora, mającego prawo do rządu polskich dusz, choć w tamtych czasach przegrali wszystko, co mieli do przegrania. Ani ogniem, ani mieczem, ani rugami pruskimi, ani Hakatą – w żaden sposób nie można było pokonać ducha polskiego.
Ten cytat z Bismarcka ( bijcie Polaków…)pochodzi z 1861 r. – jeszcze nic się wtedy nie stało, poza (hmm…) rozbiorami. Wielki Otto uczył się polskiego, mieszkał w Prusach, do żony Joanny Puttkamer, Prusaczki zresztą, mówił po polsku – na ten przykład „Malinko”…
Ale już wiedział, że trzeba Polaków tępić, więc robił to z daremną zaciekłością, usiłując wyrwać im chociaż ziemię, aby zasiedlić ją niemieckimi osadnikami - jeśli już nie mógł wyrwać serca. Po trzydziestu latach daremnych usiłowań, represji, wynarodawiania - powstała osławiona Hakata, straszak z gatunku ostatecznych.
Żadne zabiegi nie osiągnęły celu. Można było „wyrugować” ludzi. Ziemia, niemal w całości, pozostała w polskich rękach, mimo wszelkich, znanych nam z historii szykan i sposobów mocno rozpaczliwych. No, cóż, dzięki temu mamy Wielkopolskę.
Ale czasem Niemcy mówili ludzkim głosem. I tu – bardzo proszę się nie śmiać – sam wielki Karl Marx ( tak, tak, ten sam), głosiciel poglądu, że „robotnicy nie mają ojczyzny” , nagle złożył oświadczenie treści następującej:
„Istnieje jedna tylko alternatywa dla Europy: albo azjatyckie barbarzyństwo pod przywództwem moskiewskim zaleje ją jak lawina, albo Europa musi odbudować Polskę, stawiając między sobą a Azją 20 milionów bohaterów, by zyskać na czasie dla dokonania swego społecznego odrodzenia.” (Londyn, październik 1866r.)
Prorok jaki, czy co? Gdyby nie ten Piłsudski… Bo lawina wtedy ruszyła.
Pomysł był zresztą dość cwany, iście niemiecki: znowu to „polscy bohaterowie” mają umierać, ratując tyłek Europie. W tym wypadku – żadnej Międzynarodówki! Według doktryny – robotnik nie powinien podnieść broni przeciw innemu robotnikowi.
Ale „polscy bohaterowie”, ratujący Europę przed barbarzyńcami, to coś zupełnie innego…
Tak, na marginesie: biedny Marx musiał przewracać się w grobie, kiedy to właśnie „azjatyckie barbarzyństwo” pierwsze zaczęło wcielać w czyn jego głęboką myśl…
Jej Bohu, ostatni cytat, tym razem z … samego Adolfa Hitlera ( pisane w bunkrze, w marcu 1944r) "Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie. Polacy według mojej opinii [...] są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyjąc ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany, (…)Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo. Uczeni nasi doszli do wniosku, że połączenie niemieckiej systematyczności z polotem Polaków dałoby doskonałe wyniki".
Tyle, że Polacy się do tej asymilacji nigdy nie rwali, pozostając jedynym narodem bez zapędów kolaboracyjnych.
Aż do dziś, kiedy to paczka cwaniaków, na kopach oderwanych od koryta, wielkim głosem przyznaje się do „europejskiej rodziny”, którą wzywa na pomoc w swoim sromotnym nieszczęściu, z którego usiłuje zrobić nieszczęście nasze, wspólne, polskie.
I jęzor im jeszcze nie skiełczał…
Kiedy kolejny raz zaczęto nas „tępić ogniem i mieczem”, tyle, że ogień nie pochodził już z wiązki słomy, tylko z bomb, spadających tak samo na chaty, jak na szpitale, a mieczem były czołgi – i tak znaleźli się parszywcy, którzy ustawiali się w kolejce po Deutsche Volksliste DVL.
I głowę daję, że każdy miał jakieś usprawiedliwienie! O bezsensie oporu, o konieczności w stylu „trzeba jakoś żyć”, albo o zapomnianej przynależności do Wielkiej Niemieckiej Ojczyzny, która to przynależność– wprawdzie pokryta kurzem – ale jednak woła z głębi stęsknionego serca, aby przyłączyć się do rydwanu zwycięzcy.
Czy nie słyszymy tego samego? Czy ta rozpasana banda nie powtarza sprawdzonych metod? Dziś nawet nie potrzeba podpisywać żadnej listy, do której podpisania niegdyś zmuszano – zwłaszcza, kiedy brakowało mięsa armatniego. Dziś sami wpraszają się do „rodziny”, która to rodzina chętnie przyjmuje zaloty – póki są przydatne jej celom.
Nie dziwię się Tuskowi: uciec stąd właściwie musiał, już pominąwszy, że bardzo chciał. Czemu mam się dziwić? Jakim cudem na polskiego patriotę mogły go wychować dwie panie Liebke – babcia Anne, która – nie zmuszona - do końca życia nie odezwała się słowem po polsku i Ewa Liebke – Tusk, z domu wprawdzie Dawidowska, ale znosząca to z wielkim trudem, o czym bez ogródek opowiada.
Ale właściwie – dlaczego nie? Była dumna ze swojej niemieckości, dokładnie tak, jak ja – ze swojej polskości. I oczywiście będąc w takim położeniu, wychowałabym swoje dziecko tak samo – dla swojej Ojczyzny.
Tusk starannie przygotował sobie posag na mariaż z Niemcami: zniszczył, co miał zniszczyć w Polsce, aby rozkwitło po niemieckiej stronie, którą to działalność kontynuuje. Czemu się dziwimy?
Sami ze wzruszeniem słuchamy tęsknych piosenek, w stylu „Kraj rodzinny matki mej” . Tak został wychowany, wcale nie krył, że „polskość to nienormalność”, a jeśli odejmie się od tego wielkiego mitu Matkę Boską w koronie i Orła Białego – to nie zostanie nic.
Chyba niezbyt pilnie uczył się tej polskiej historii. Właściwie – po co miał to robić? Najważniejsze wartości wynosi się z domu, a w tym domu szanowano inne wartości.
Ale cała ta banda neofolksdojczów, a w najlepszym wypadku kandydatów do tej roli, nie ma żadnych „wartości sentymentalnych”: po prostu mają ten gen, o którym mówił Jarosław Kaczyński: gen donosicielstwa, załatwiania własnych interesów za każdą cenę: zdrady, „kolabora”, cynizmu politycznego – całego zespołu nędznych cech „ludzi gorszego sortu”.
Uważam, że trzeba albo stosować zapis w Konstytucji ( art., 127), albo zmienić jego brzmienie tak, aby jasno precyzował działanie na niekorzyść państwa polskiego – i nie dawał możliwości kombinacji, iż ”gorszy sort”, ( ależ broń, Boże!) nie działa na niekorzyść Polski, tylko partii rządzącej.
Partia rządząca została wybrana przez Suwerena i przez Niego zostanie rozliczona. Te parę setek szlifibruków, nie mogących wydukać - przeciwko czemu protestują, to nie są żadni „protestujący Polacy”, żadna reprezentacja polskości. To tylko głupcy, z głową nabitą sianem przez „zaprzyjaźnione telewizje”. Przynajmniej w znaczącej większości.
………………
Stało się coś, czego większość Szanownych chyba nie ogarnia, bo nie usłyszałam zbyt wielu słów na temat, nad którym wszyscy się jakoś gładko prześlizgują: Oto byliśmy świadkami niezwykłych zaiste wyborów!
Nie mogę pamiętać, jak wybierano towarzysza Stalina, towarzysza Bieruta, towarzysza Mao-Tse Tunga, ale pamiętam wybory towarzysza Gomułki i towarzysza Gierka, jak też towarzysza Gorbaczowa i towarzysza Jelcyna
. I zapewniam Was: choć nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że wymienieni zostaną wybrani ( a nawet – jakim procentem głosów, który to procent wcześniej zresztą zapodawało, dla czystej draki, Radio Wolna Europa)– nikt nie śmiałby od świtu ogłosić, że oto „wybierzemy sobie dziś Donalda Tuska i bardzo się cieszę na dalszą owocną współpracę”.
Świat poszedł naprzód! Przegoniliśmy komunę! „Wraca nowe”?
Acha, i tamte wybory zostawiały jakiś mikry margines opozycji, było to na przykład 97,8%. A Tusk został wybrany przez aklamację, jeśli nie liczyć Polski! Koniec świata! Kiedyś pół Europy odpowiadało Kremlowi „tak toczno”, teraz cała niemal Europa odpowiedziała „ Jawohl”.
Ludzie, warto było zjadać tę żabę?
Dla mnie kosmiczne zdziwienie to zachowanie Viktora Orbana. Nie jestem historykiem, jestem natomiast historycznym maniakiem – i poza nic nie znaczącymi epizodami – nie pamiętam, aby Węgry kiedykolwiek stanęły przeciw Polsce, w odróżnieniu od Czechów, którzy robili to zawsze.
Przyjmuję do wiadomości fakt, że Węgry mają własne kłopoty, a ich gest poparcia byłby wyłącznie pustym gestem. Odptaszkowujemy, ale ja zapamiętam – bo to naprawdę historyczna ciekawostka.
Odptaszkujemy też fakt niewątpliwy: Europa nie ma zielonego pojęcia o Polsce i jej sprawach, poza tym, co napiszą jej szukające taniej sensacji szmatławce, gorliwie obsłużone przez „histeryczną opozycję”. Tusk jest ogólnie znanym, sympatycznym leniem, jest „łatwy w obsłudze”, a funkcja w zasadzie mało ważna: dwa razy w ciągu półrocza ma przygotować zwyczajowy spęd. Tyle potrafi dobra sekretarka , czyli assistant manager.
Więc niedoinformowana „brukselska Europa” nie wie ani – kto to właściwie jest Tusk, ani - o co chodzi, ani dlaczego ma sobie zawracać głowę tą Polską, co to „i obozy zagłady i straszny faszyzm”, a w ogóle to polski wróbel ma dwie nogi, a przeważnie lewą.
I o tę informację, a raczej o jej brak, właśnie chodzi. Tu coś ewidentnie szwankuje: Polska naprawdę dała się zepchnąć na peryferie Europy. Niewiele o niej wiadomo, poza tym, co napiszą wspomniane szmatławce
Tyle, że kto nie ma pojęcia, to nie ma. I tu zaczynamy strome schodki.
Niemcy mają całą potrzebną wiedzę, nawet w nadmiarze. Dlatego w sprawach Polski są na wiele gotowi – i nic tu nie ma do rzeczy, że Angela Merkel de domo jest prawie Kaźmierczak, a jej kanclerski fotel ma praźródło w „Solidarności”, którą wzięliśmy na własny garb. Jak zwykle – zwariowani Polacy.
Europa nie zmienia się od czasów - dla nas - historycznych, reakcje państw są przewidywalne Węgrzy zawsze z nami ( dobra, poczekajmy chwilkę z Orbanem), Czesi zawsze przeciwko nam.
A my sami, pamiętający gołe fakty martyrologiczne o wiele bardziej, niż niewiele znaczące w historii opinie, tak naprawdę zupełnie nie wiemy, jak nas postrzegają sąsiedzi. Stłamszeni przez komunę, źle uczeni historii, zapomnieliśmy – jak drzewiej bywało. Z Niemcami konkretnie, ale nie wyłącznie.
Denerwujące są głupie gadki o przyjaźni i „wielkiej, europejskiej rodzinie”. Niemcy nie są naszą rodziną, nigdy nie byli i nigdy nie będą. Myśmy zapomnieli, ale oni świetnie pamiętają – uczyli tej naszej wspólnej historii także wielkich strategów.
Grzegorz Schetyna jest historykiem. Nie ma cudów, żeby nigdy nie przeczytał słów „żelaznego kanclerza” Bismarcka: „Bijcie Polaków, ażeby aż o życiu zwątpili. Mam wielką litość dla ich położenia, ale jeśli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić.”( Z listu do siostry, 26 marca 1861).
I to się nie zmieniło. Zmieniła się tylko zewnętrzna forma. Kto pamięta, że zjednoczenie Niemiec w 1871 roku, dotąd rozdartych na liche księstewka, powstało trochę na bazie Prus, ale przede wszystkim - Wielkopolski?
I o tę ziemię, głównie zresztą o jej „duszę”, toczyła się nieustająca, bezpardonowa walka, ostatecznie przez Niemcy przegrana z kretesem.
„Jeśli chcemy istnieć”… Ktoś się nad tym zastanawiał? Może jednak warto?
Bo podobne słowa padały też z drugiej strony: generał Berg, kat Powstania Styczniowego, pisał w pamiętnikach o wielkim podziwie dla Polaków i ich męstwa, ale też o konieczności okrucieństwa represji i konieczności kacapskiego buta na polskim gardle, uzasadniając:
- „Nad Oceanem Spokojnym albo my, albo oni”.
Czyżbyśmy siebie nie doceniali? Gdzie nam wtedy było do Oceanu Spokojnego…. Czego się tak Ruskie bali?
A co do Niemiec -nic się nie zmieniło, poza metodami. „Drang nach Osten” pulsuje w niemieckich głowach jak zawsze, z lekka, ale konsekwentnie. Jak nie można militarnie, to mentalnie…
Od czasów Bismarcka Niemcy, systematycznie uczeni pogardy i nienawiści, uważają się za mentora, mającego prawo do rządu polskich dusz, choć w tamtych czasach przegrali wszystko, co mieli do przegrania. Ani ogniem, ani mieczem, ani rugami pruskimi, ani Hakatą – w żaden sposób nie można było pokonać ducha polskiego.
Ten cytat z Bismarcka ( bijcie Polaków…)pochodzi z 1861 r. – jeszcze nic się wtedy nie stało, poza (hmm…) rozbiorami. Wielki Otto uczył się polskiego, mieszkał w Prusach, do żony Joanny Puttkamer, Prusaczki zresztą, mówił po polsku – na ten przykład „Malinko”…
Ale już wiedział, że trzeba Polaków tępić, więc robił to z daremną zaciekłością, usiłując wyrwać im chociaż ziemię, aby zasiedlić ją niemieckimi osadnikami - jeśli już nie mógł wyrwać serca. Po trzydziestu latach daremnych usiłowań, represji, wynarodawiania - powstała osławiona Hakata, straszak z gatunku ostatecznych.
Żadne zabiegi nie osiągnęły celu. Można było „wyrugować” ludzi. Ziemia, niemal w całości, pozostała w polskich rękach, mimo wszelkich, znanych nam z historii szykan i sposobów mocno rozpaczliwych. No, cóż, dzięki temu mamy Wielkopolskę.
Ale czasem Niemcy mówili ludzkim głosem. I tu – bardzo proszę się nie śmiać – sam wielki Karl Marx ( tak, tak, ten sam), głosiciel poglądu, że „robotnicy nie mają ojczyzny” , nagle złożył oświadczenie treści następującej:
„Istnieje jedna tylko alternatywa dla Europy: albo azjatyckie barbarzyństwo pod przywództwem moskiewskim zaleje ją jak lawina, albo Europa musi odbudować Polskę, stawiając między sobą a Azją 20 milionów bohaterów, by zyskać na czasie dla dokonania swego społecznego odrodzenia.” (Londyn, październik 1866r.)
Prorok jaki, czy co? Gdyby nie ten Piłsudski… Bo lawina wtedy ruszyła.
Pomysł był zresztą dość cwany, iście niemiecki: znowu to „polscy bohaterowie” mają umierać, ratując tyłek Europie. W tym wypadku – żadnej Międzynarodówki! Według doktryny – robotnik nie powinien podnieść broni przeciw innemu robotnikowi.
Ale „polscy bohaterowie”, ratujący Europę przed barbarzyńcami, to coś zupełnie innego…
Tak, na marginesie: biedny Marx musiał przewracać się w grobie, kiedy to właśnie „azjatyckie barbarzyństwo” pierwsze zaczęło wcielać w czyn jego głęboką myśl…
Jej Bohu, ostatni cytat, tym razem z … samego Adolfa Hitlera ( pisane w bunkrze, w marcu 1944r) "Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie. Polacy według mojej opinii [...] są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyjąc ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany, (…)Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo. Uczeni nasi doszli do wniosku, że połączenie niemieckiej systematyczności z polotem Polaków dałoby doskonałe wyniki".
Tyle, że Polacy się do tej asymilacji nigdy nie rwali, pozostając jedynym narodem bez zapędów kolaboracyjnych.
Aż do dziś, kiedy to paczka cwaniaków, na kopach oderwanych od koryta, wielkim głosem przyznaje się do „europejskiej rodziny”, którą wzywa na pomoc w swoim sromotnym nieszczęściu, z którego usiłuje zrobić nieszczęście nasze, wspólne, polskie.
I jęzor im jeszcze nie skiełczał…
Kiedy kolejny raz zaczęto nas „tępić ogniem i mieczem”, tyle, że ogień nie pochodził już z wiązki słomy, tylko z bomb, spadających tak samo na chaty, jak na szpitale, a mieczem były czołgi – i tak znaleźli się parszywcy, którzy ustawiali się w kolejce po Deutsche Volksliste DVL.
I głowę daję, że każdy miał jakieś usprawiedliwienie! O bezsensie oporu, o konieczności w stylu „trzeba jakoś żyć”, albo o zapomnianej przynależności do Wielkiej Niemieckiej Ojczyzny, która to przynależność– wprawdzie pokryta kurzem – ale jednak woła z głębi stęsknionego serca, aby przyłączyć się do rydwanu zwycięzcy.
Czy nie słyszymy tego samego? Czy ta rozpasana banda nie powtarza sprawdzonych metod? Dziś nawet nie potrzeba podpisywać żadnej listy, do której podpisania niegdyś zmuszano – zwłaszcza, kiedy brakowało mięsa armatniego. Dziś sami wpraszają się do „rodziny”, która to rodzina chętnie przyjmuje zaloty – póki są przydatne jej celom.
Nie dziwię się Tuskowi: uciec stąd właściwie musiał, już pominąwszy, że bardzo chciał. Czemu mam się dziwić? Jakim cudem na polskiego patriotę mogły go wychować dwie panie Liebke – babcia Anne, która – nie zmuszona - do końca życia nie odezwała się słowem po polsku i Ewa Liebke – Tusk, z domu wprawdzie Dawidowska, ale znosząca to z wielkim trudem, o czym bez ogródek opowiada.
Ale właściwie – dlaczego nie? Była dumna ze swojej niemieckości, dokładnie tak, jak ja – ze swojej polskości. I oczywiście będąc w takim położeniu, wychowałabym swoje dziecko tak samo – dla swojej Ojczyzny.
Tusk starannie przygotował sobie posag na mariaż z Niemcami: zniszczył, co miał zniszczyć w Polsce, aby rozkwitło po niemieckiej stronie, którą to działalność kontynuuje. Czemu się dziwimy?
Sami ze wzruszeniem słuchamy tęsknych piosenek, w stylu „Kraj rodzinny matki mej” . Tak został wychowany, wcale nie krył, że „polskość to nienormalność”, a jeśli odejmie się od tego wielkiego mitu Matkę Boską w koronie i Orła Białego – to nie zostanie nic.
Chyba niezbyt pilnie uczył się tej polskiej historii. Właściwie – po co miał to robić? Najważniejsze wartości wynosi się z domu, a w tym domu szanowano inne wartości.
Ale cała ta banda neofolksdojczów, a w najlepszym wypadku kandydatów do tej roli, nie ma żadnych „wartości sentymentalnych”: po prostu mają ten gen, o którym mówił Jarosław Kaczyński: gen donosicielstwa, załatwiania własnych interesów za każdą cenę: zdrady, „kolabora”, cynizmu politycznego – całego zespołu nędznych cech „ludzi gorszego sortu”.
Uważam, że trzeba albo stosować zapis w Konstytucji ( art., 127), albo zmienić jego brzmienie tak, aby jasno precyzował działanie na niekorzyść państwa polskiego – i nie dawał możliwości kombinacji, iż ”gorszy sort”, ( ależ broń, Boże!) nie działa na niekorzyść Polski, tylko partii rządzącej.
Partia rządząca została wybrana przez Suwerena i przez Niego zostanie rozliczona. Te parę setek szlifibruków, nie mogących wydukać - przeciwko czemu protestują, to nie są żadni „protestujący Polacy”, żadna reprezentacja polskości. To tylko głupcy, z głową nabitą sianem przez „zaprzyjaźnione telewizje”. Przynajmniej w znaczącej większości.
(11)
33 Comments
@Mona
11 March, 2017 - 21:36
Trzymac go na górze tak długo, jak się da.
Tu nie ma co komentować, ale przeczytać powinien każdy.
Nawet - a może zwłaszcza - historycy podobni Schetynie,. Tuskowi, Komorowskiemu.
Oczywiście, piątal bez dyskusji.
Pozdrawiam Panią z szacunkiem
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Z szacunkiem pozdrawiam
11 March, 2017 - 22:42
@Mona
11 March, 2017 - 22:09
Najprawdopodobniej to
11 March, 2017 - 22:38
@Mona
11 March, 2017 - 23:07
Rzekomego "memoriału Hitlera to Himmlera" - dobre sobie, Fuhrer pisze memoriały do Reichsfuhrera :-)))!!! - nikt nigdy na oczy nie widział.
W podobnej konwencji potraktowałaś Czechów, którzy rzekomo zawsze robili nam wbrew. No to powiedz mi, co Jan Żiżka i paru innych robiło pod Grunwaldem? Dywersję dla Zakonu :-)))?
Chyba chcesz się. kłócić? A co za tym idzie i
11 March, 2017 - 23:27
@Mona
11 March, 2017 - 23:41
Ale nie martw się, na fałszerstwa nabierali się nawet najwybitniejsi historycy, znawcy tematu i epoki ;-)!
Najlepszym przykładem może tu być sir Hugh Trevor-Rooper, który dał się nabrać na "pamiętniki Hitlera": https://pl.wikipedia.org/wiki/Dzienniki_Hitlera
Jeśli zaś uważasz, że każdy kto w dobrej wierze wytyka Ci błędy, nieścisłości i przeinaczenia, chce się kłocić... to pozostań w tym mniemaniu.
PS. No to co ci Czesi robili pod Grunwaldem ;-)?
Acha, Żiszka!
11 March, 2017 - 23:34
Acha, najemnikiem!
11 March, 2017 - 23:42
Ano...
12 March, 2017 - 00:15
Ale czemu usiłujesz tu zrobić jakąś quazi - historyczną dysputę?
Poza tym - ten rodzaj myślenia, że coś jest niemożliwe ( myślę o bunkrze) - bo... no, bo nauka nie potwierdza- wiedzie na manowce. "Kamienie nie spadają z nieba", "Ziemia jest jedyną zamieszkałą planetą", System Heliocentryczny, etc, etc.
@tł @Mona
12 March, 2017 - 09:04
Mimo wszystko
12 March, 2017 - 11:50
Powiedzmy tak:
12 March, 2017 - 13:13
Nikt nie wie, co w bunkrze w 44r. myślał Hitler, na ile przewartościował swoje poglądy. Należałoby pamiętać, że w kampanii wrześniowej stracił tu 30% sprzętu, choć z pewnością tego nie zakładał. Nie wiemy, po co był mu pakt Ribbentrop - Mołotow przy olbrzymiej przewadze militarnej - ale pakt jest faktem.
Nie ma żadnych dowodów na to, że Roosevelt wiedział, iż flota Yamamoto płynie na Hawaje, ale wszystko wskazuje na to, że nie jest możliwe, aby nie wiedział. W końcu ta flota wlokła się przez cały Pacyfik.Celem było przełamanie izolacjonistycznych tendencji w społeczeństwie, a pośrednio - oczywiście czysty zarobek przemysłu zbrojeniowego.
Jak wieść niesie - Churchil wiedział o planowanym nalocie na Chelsea. Poświęcił ją, żeby nie zdradzić faktu, że rozpracowano szyfry.
Itd, itd, itd, Takich faktów jest mnóstwo.
W tej konkretnej sprawie nie rozumiem założenia: usiłowano pozyskać wielkopolskie społeczeństwo, czy jakiekolwiek społeczeństwo w Polsce, metodą kantów, że Hitler myślał o Polakach w samych superlatywach??? Dość dziwne...
@Mona
12 March, 2017 - 13:45
1. W jakim bunkrze przebywał Hitler w czasie, gdy rzekomo pisał memoriał do Himmlera?
2. Co to był za nalot na Chelsea, o którym wiedział Churchill?
@Mona
12 March, 2017 - 09:39
Ostatni akapit Twojego komentarza jest w kontekście dyskutowanych kwestii po prostu infantylny.
No dobra, występując z pozycji naukowca po
12 March, 2017 - 11:46
Wrócimy do tego jeśli znajdziesz konkret zamiast pustoslowia, czy znanej sztuczki erytrystycznej - czepiania się "beleczego" i dyskutowania sobie a muzom. To Ty podajesz źródło, nie mając dowodu na jego nieistnienie, badź istnienie. Zawędrowało to aż do Grunwaldu... Przesadzasz.
@Mona
12 March, 2017 - 12:21
Ale nie chcę zabierać Twojego jakże cennego czasu, który możesz przecież poświęcić na dalsze, jakże owocne, przeszukiwanie wysypiska.
@Mona
11 March, 2017 - 23:59
Twój wpis jest mocny też bez Adolfa ; szczerze mówiąc ów szacunek Hitlera do Polaków znalazłem pierwszy raz w życiu w Twoim wpisie. Chyba bardziej szanowal Czechów, niż nas.
Ale nie wtrącam się do rozmów fachmanów.
Pozdrawiam , rzecz jasna z szacunkiem ;o)
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Torpedo droga, my mamy jeden obraz
12 March, 2017 - 00:24
Jeden przykład: nie tylko Sikorski, ale nawet Anders, w końcu więzień Stalina - obaj odnieśli absolutnie pozytywne wrażenia po spotkaniu z tymże Stalinem: cichy, uprzejmy, mądry.
Torpedo droga, my mamy jeden obraz
12 March, 2017 - 00:24
Jeden przykład: nie tylko Sikorski, ale nawet Anders, w końcu więzień Stalina - obaj odnieśli absolutnie pozytywne wrażenia po spotkaniu z tymże Stalinem: cichy, uprzejmy, mądry.
OT
12 March, 2017 - 14:27
Znam fajny przykład podróbki
12 March, 2017 - 17:01
Dixi
12 March, 2017 - 17:49
Cieszę się, bo cykl "Świat
12 March, 2017 - 18:10
Kiedyś u świadomiłem sobie, że, czytając, w środku nocy, jedną z jego książek, ryczę ze śmiechu na cały głos, co... jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło:):):)
Anna
12 March, 2017 - 17:48
Naprawdę nie o tym jest notka.Ja się daję wciągać w trollowanie na własnym blogu.
Ale jeśli już - to sam szanowny oponent wykopał fotokopię wiadomości, która przytoczyłam.
Musiał się bardzo rozindyczyć, bo ja, poza oczywiście "bazą podręczną", mam ten cytat w zapodany w literaturze dotyczącej II wojny, i oczywiście nie chciałoby mi się latać do bibliotek, po czym przepisywać "na pieszo" z książek.
Tylko szanowny oponent był proszony, aby znalazł gdzieś dowód na "nie", jakieś twarde zaprzeczenie, że rzecz się NIE zdarzyła, owego papióra nie znaleziono, ktoś celowo puścił fałszywkę, zwłaszcza, że internetu wtedy nie było Czyli ktoś zadał sobie trud znalezienia i wrzucenia do netu - tyle, że cel tak spreparowanej fałszywki byłby mocno niejasny. Hitler zbyt wiele ZROBIŁ, aby jakiś gloryfikator chciał to odkręcić jedną głupią fałszywką.
Szanowny oponent znalazł jaki- taki dowód na istnienie tegoż, podparł ją opinią własną - że rzecz jest niemożliwa - cześć.
Dobra, o apokryfach: Od niepamiętnych czasów toczy się dyskusja - co napisał Flawiusz ("Dawne dzieje Izraela") w słynnej wzmanice o Jezusie. W moim wydaniu jest napisane " I był w tym czasie Jezus, człowiek mądry ( o ile był człowiekiem) (...)". No i co mam zrobić, kiedy biorę książkę i czytam?
A potem czytam never ending story, talmudyczne spory, trwające od wieków, że Flawiusz tego po prostu nie mógł napisać. I już. Nie mógł - jako Żyd. Niemożliwie. Howgh.
A ja znowu biorę książkę do ręki ( czasem tam czegoś szukam) - i jest jak byk.
Co jest? Nawet w śmietniku
12 March, 2017 - 15:30
http://anatomia-chaosu.soup.io/post/208136087/Autor-Adolf-Hitler-r-d-o-T...
Jeśli ktoś ma ochotę egzemplifikować swoje tezy, nieraz zresztą słuszne, informacjami z komunistycznej prasy opartymi na rzekomej depeszy UP o rzekomym odkryciu w jakimś bunkrze we Frankfurcie, to proszę bardzo.
Nawet Piotr Zychowicz, ochotniczy rzecznik sojuszu Polski z III Rzeszż tej bzdury nie wyciągnął ;-)
"Kiedy Kara Mustafa, wielki mistrz Krzyżaków, szedł z licznemi zastępy przez Alpy na Kraków, do obrony swych posad zawsze będąc skory, pobił go pod Grunwaldem król Stefan Batory. I bitny, nieugięty, twardy jak opoka, zabrawszy z innym łupem chorągiew proroka, gonił przez godzin dziesięć w całym pędzie koni, uciekających wrogów aż do Macedonji..."
tł
12 March, 2017 - 17:56
@Mona
12 March, 2017 - 18:01
No, TŁ, teraz już musisz
12 March, 2017 - 18:22
Pewnie jest zrobiony z antymeterii, więc będź ostrożny!!!j:):):)
PS
Historia z niedalekiej przyszłości.
Żydzi opanowali antymeterię, zbudowali więc statek z antymaterii i polecieli nim na planetę zbudowaną z antymaterii, gdzie wylądowali w środku lasu zbudowanego z antymaterii obok chatki zbudowanej z antymeterii...
A z tej chatki wyszedł antysemita.
@ Dixi
12 March, 2017 - 18:34
Przecież podał link!
@tł
12 March, 2017 - 18:29
Wciąż uważam, że rozbijanie dyskusji pod notką, dotyczącą zupełnie innego tematu - jest jednak trollowaniem. Nawet jeśli zawiera element, który możesz podważyć - albo Ci się zdaje, że możesz.
No i nie przypominam sobie tonu dyskusji, zawierającego odzywki, na które sobie pozwalasz. Nigdy tego nie musiałam testować, jakoś szczęśliwie trolle mnie omijały.
Po mojemu - powinieneś czuć skruchę. I myślę, że na tym powiniśmy skończyć.
Dygresje dodają smaku
12 March, 2017 - 18:35
@Mona
12 March, 2017 - 18:53
>Ten "cytat z Hitlera z bunkra" to najprawdopodobniej apokryf powstały w okresie wczesnego PRL. Przepraszam za odniesienie się do kwestii marginalnej, ale zostały mi resztki nawyków zawodowych ;-).<
Gdyby nie Twoja pełna lekceważenia dyzenwoltura - co jest określeniem łagodnym - nie byłoby sprawy.
Ale jako, że mnie znudziłaś, to chętnie skończę. Pod warunkiem uzyskania odpowiedzi na zadane wcześniej pytania o ten bunkier, w którym Hitler tworzył memoriały do Himmlera, i o to bombardowanie Chelsea, o którym Churchill wiedział :-)))! Bowiem ignorantia historiae nocet.