Peerelowskie współzawodnictwo pracy (4)

 |  Written by Godziemba  |  0
Ruch przodowników miał być jednym z filarów, na których opierał się PRL.  Budził on jednak wiele kontrowersji i sprzeciw znacznej części robotników.
 

     Wyraziste postacie ludzi pracy w jakimś sensie miały uwiarygodniać system, który podjął się zadania przebudowy Polski i Polaków na modłę sowiecką. Mia być filarem, ale nie był. Pod warstwą propagandowego pudru bowiem kryły się zwyczajne ludzkie przywary, które w sprzyjających warunkach zaczynały stanowić problem.
 

    Współzawodnictwo było bardzo podatne na różnego rodzaju przestępstwa gospodarcze – zawyżanie wyników, malwersacje finansowe, defraudacje. Ulegali temu nawet ci, którzy mieli być przykładem dla innych.
 

    W 1952 roku w Łodzi wybuchła  afera murarska. Toczyła się tam sprawa przeciwko Marianowi Korytowskiemu podejrzanemu o sfałszowanie wyników pracy Wacława Lesiewicza – murarskiego rekordzisty Polski.
 

    Urodzony w 1920 roku Korytowski walczył w powstaniu warszawskim, w szeregach Armii Krajowej. Dosłużył się stopnia podporucznika, a za wojenne dokonania otrzymał liczne odznaczenia. Po wojnie podjął pracę w łódzkim Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym, gdzie pracował ww. Leśkiewicz.
 

    Jednak w środowisku łódzkich budowlańców rewelacyjny wynik Leśkiewicza szybko zaczął budzić podejrzenia. Sprawą zainteresowali się ubecy. W trakcie przesłuchania jeden ze świadków zeznał, iż  usłyszał od Korytowskiego, że: „robiono kanty, ale mądrze”.
 

    Z zeznań innych wynikało jednoznacznie, że pobicie rekordu Polski Wacław Lesiewicz zawdzięczał tylko i wyłącznie fałszerstwom.
 

    Ciekawe, że wśród świadków zeznających w tej sprawie nie było Lesiewicza, choć to przecież jego wynik sfałszowano, czyli po prostu zawyżono, i to tak bardzo, że przodownik dostał za to nagrodę.
 

    Ostatecznie  UB uznało jednak sprawę za przedawnioną, choć wszystko działo się zaledwie parę lat wcześniej. W uzasadnieniu napisano, iż  „postanowiono śledztwo zaniechać z uwagi na niecelowość”.
 

    Na wysokim szczeblu zadecydowano zapewne, iż  upublicznienie tej sprawy mogło rzucić cień nie tylko na konkretnego rekordzistę, ale w pewnym sensie, na cały ruch przodownictwa.
 

    Lesiewicz zniknął jednak z prasy.
 

   Rekordy, nagrody i prasowy poklask to tylko część zagadnienia nazwanego przodownictwem pracy. Była też inna, mniej oficjalna i mniej przyjemna – w każdym razie dla przodowników. Gazety o tym nie wspominały. Było jednak wiadomo, że przodownicy pracy z roku na rok stykali się z coraz większą ludzką niechęcią.  Ludzie tracili cierpliwość. Praca była ciężka, zarobki nędzne, a agitacja trudna do zniesienia.
 

    Reakcje władz na okazywaną przodownikom niechęć były przesadzone. Na przykład gdy niejaki Jan Fruzyński nazwał publicznie przodowników „wariatami”, natychmiast zainteresowała się nim bezpieka.  Na szczęście udało się mu jakoś wywinąć. Mniej szczęścia miał Wilhelm Gałęziowski elektryk w kopalni „Ludwik” w Zabrzu, który w 1951 roku w czasie kłótni z  przodownikiem pracy Leonem Kowolikiem nazwał go „wyścigową świnią”.
 
 
    Kowolik był wyróżniającym się górnikiem kopalni „Ludwik”. W grudniowym numerze „Górnika” z 1950 roku ukazał się o nim duży  artykuł, w którym pochwalił się, że wykonał ponad 280 procent normy. Przywołując rekordy Kowolika próbowano uzasadnić  słuszność wprowadzenia nowych, czyli wyższych, norm w górnictwie.
 
 
   W 1952 roku został odznaczonym orderem Sztandar Pracy II klasy , miał także  dwa Brązowe Krzyże Zasługi oraz  złotą i srebrną odznakę „Przodownik Pracy”.


     Dwa lata później  Gałęziowski w czasie scysji z żołnierzem wykrzyczał, iż  „Wojsko Polskie i demokracja są faszystowskie”.
 
 
      Tego bezpieka nie mogła już darować i sporządziła przeciwko niemu akt oskarżenia, obwiniając go o obrazę znanego przodownika pracy i krytykę obowiązującego systemu politycznego. Na mocy wyroku sądu został skazany na karę roku pozbawienia wolności.
 
 
           Czasami, kiedy nie można było dopaść górnika przodownika, atakowano jego wizerunek. Tak właśnie było 18 października 1952 roku, kiedy to Zygmunt Zielonka rozbił gablotkę i zabrał zdjęcie  Franciszka Szindlera – przodownika pracy z kopalni „Bolesław Śmiały”. Po przesłuchaniu odniósł zabrany portret i zobowiązał się też do pokrycia kosztów naprawy gablotki.
 
 
         29 sierpnia 1955 roku do portierni kopalni „Stalin” listonosz przyniósł kopertę bez znaczka zaadresowaną do przodownika pracy Józefa Szulca. W środku znajdował się list z ostrzeżeniem za „ wysługiwanie się reżimowi warszawsko-sowieckiemu i działanie na szkodę narodu polskiego. Wydajna praca – to pomoc Sowietom w ograbianiu naszej Ojczyzny, to rabunek bogactw naszego kraju. Tytuł tzw. „przodownika pracy” – to tytuł zdrajcy narodu, szkodnika polskiego społeczeństwa” Ostrzeżenie podpisał tajemniczy „Gryf” należący do antykomunistycznej organizacji „Krzyż”.
 
 
      List oczywiście trafił do UB, która wszczęła śledztwo, w trakcie którego ustalono, iż podobne ostrzeżenia otrzymało także kilku innych przodowników w Sosnowcu.
 
 
       Bezpieka i współpracująca z nią MO objęły ich ochroną, która polegała na tym, że w czasie, kiedy górnicy szli do pracy i z niej wracali, teren „na całej przestrzeni patrolowały patrole funkcjonariuszy MO w celu zabezpieczenia ich, aby wspomniana organizacja nie zastosowała wobec ich aktu terroru”. Jednocześnie  przydzielono im „dobrych członków partii, którzy (…) mieli na zadaniu obserwowania ich na dole kopalni podczas pracy”.
 

           Ostatecznie ubecy ustalili, iż sprawcą był Ryszard Kozielewski, który służył w armii gen. Andersa, a po powrocie do kraju zatrudnił się jako kierowca. W latach 1951–1953 kierował organizacją przeciwstawiającą się ustrojowi komunistycznemu. W roku 1953 dostał za to wyrok czterech lat więzienia, ale w 1955 roku został zwolniony i znalazł zatrudnienie w kopalni „Stalin”. Wkrótce potem rozpoczął „antyprzodowniczą” działalność, pisząc ww. listy.  Produkował też ulotki, które rozrzucał w jednym z górnośląskich kościołów.
 
 
      W końcu 1955 roku Kozielewski zwerbował do swojej organizacji trzech członków, a kiedy dołączyli inni, zaczął planować działalność na większą skalę. Wyniesione z kopalni materiały wybuchowe zamierzano użyć do niszczenia komunistycznych pomników.
 

           Organizację rozbito na podstawie donosu od konfidenta UB o pseudonimie „Lisek”. Kozielewskiego zatrzymano pod koniec marca 1956 roku.
 
 
      Proces grupy odbił się sporym echem w komunistycznej prasie. Relacjonowała go m.in. „Trybuna Robotnicza”. Mimo, iż Kozielewski wyraził skruchę sąd skazał go na 15 lat więzienia. Pozostali członkowie organizacji otrzymali niższe wyroki.


      W 1962 roku Kozielewski zwrócił się z prośbą do Rady Państwa o przedterminowe zwolnienie, ale została ona odrzucona.
 

     Żartem historii jest fakt, iż najwybitniejsi przodownicy w górnictwie z Pstrowskim na czele doświadczenie zdobywali na kapitalistycznym Zachodzie. To tam nauczyli się nowoczesnych metod pracy w kopalniach, które zastosowali i po powrocie do kraju.  I tak np. Czesław Zieliński zaprojektował siekierę podobną do tej, której używał we Francji. Poza tym we Francji nauczył się dbać o sprzęt, na przykład codziennie ostrzył swoją siekierę.
 
 
      Stosował też specjalne koryta, którymi transportował urobek. Otwory wiercił także metodą, która nauczył się we Francji. Także inni reemigranci francuscy przywieźli ze sobą specjalne siekiery, o ostrzu pochylonym pod nieco innym kątem niż  siekiery stosowane w polskich kopalniach. 
 
 
      W ten sposób efektywne metody z kopalni z krajów kapitalistycznych przyczyniały się do bicia rekordów w kopalniach państwa socjalistycznego.
 
 
      Po 1956 roku coraz ciszej było o przodownikach, sporadycznie wspominano  sławnych przodownikach, trochę częściej pisano o przodujących brygadach, czy  zakładach. Ograniczenie  współzawodnictwa bardzo pozytywnie wpłynęło na  polepszenie bezpieczeństwa pracy w kopalniach.
 

      W 1982 roku zniesiono odznaki przodownika pracy. Idea zmarła,  niedługo potem o przodownikach zapomnieli ludzie.

 
Wybrana literatura:
 
A. Janikowski – Trzysta procent socjalizmu. Przodownicy pracy w PRL
Z. Markocki -  Propagandowe oddziaływanie na rozwój ruchu przodownictwa i współzawodnictwa
H. Wilk Hubert -  Kto wyrąbie więcej ode mnie?  Współzawodnictwo pracy robotników w Polsce w latach 1947-1955
H. Makarewicz, W. Pental -  802 procent normy. Pierwsze lata Nowej Huty
W. Roszkowski - Najnowsza historia Polski 1945–1956
0
No votes yet

Więcej notek tego samego Autora:

=>>