Pszenica i GMO

 |  Written by alchymista  |  13

Z mieszanymi uczuciami obserwuję kampanię i kontr-kampanię za i przeciw GMO.

Otrzymuję od dawna alarmujące doniesienia od organizacji Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC. Wszyscy chyba się z nimi zetknęliśmy, gdyż działacze potrafią dotrzeć do serc i sumień. Choćby z czystej przekory jestem przeciwnikiem GMO, powinienem się więc cieszyć z tego, że są ludzie, którzy bezinteresownie podzielają mój niepokój.

Jedna rzecz jednak od dawna nie daje mi spokoju. Otóż ś. p. Zbigniew Przybylak w swym świetnym poradniku ogrodniczym 200 eko sposobów na zdrowy ogród wspomina o tajemniczych nasionach F1, jako o nierozpoznanym zagrożeniu.

Z nasionami tymi każdy ogrodnik-działkowiec musiał się zetknąć. Większość nasion ogórków dostępnych w sprzedaży detalicznej to nasiona mieszańcowe. Odmiany tradycyjne należą do rzadkości. Nasiona mieszańcowe w zasadzie powstają tak, że w dwu równoległych pasach wysiewane są specjalnie dobrane odmiany macierzyste. W jednym pasie rosną rośliny męskie, w drugim żeńskie. Na skutek zapylenia powstałe nasiona łączą cechy obu odmian.

Niestety, nasiona mieszańcowe są nasionami jednorazowego użytku. Nie można więc wyhodować własnych nasion i spodziewać się dobrych plonów; trzeba zapłacić za kolejne nasiona centrali nasiennej.

Opisana wyżej metoda uzyskiwania nasion mieszańcowych jest dość tradycyjna. Obecnie – jak podaje Przybylak - „rośliny mateczne zniekształca się, deformuje różnymi substancjami chemicznymi (niekiedy silnymi truciznami), zabiegami hodowlanymi tam drastycznie, że niekiedy wydaje się to równie groźne, jak modyfikacja genetyczna. Także same ziarna, nasiona i ich embrony poddawane są różnym manipulacjom, by zmienić ich cechy, wywołując sztuczne mutacje w kodzie genetycznym, np. poprzez promieniowanie rentgenowskie”.

Przybylak konkluduje: „Dlatego F1 określiłbym nawet mianem >małe GMO<”.

Autor uważa stosowanie nasion i uprawę roślin mieszańcowych F1 za „niedopuszczalną moralnie”. Każdy ma prawo do własnej oceny, choć zwykły ogrodnik ma kompetencje ograniczone do oceny tego, co wyhoduje na grządce. Pan Zbigniew uważa, że „Uprawa roślin odmian F1 metodami tradycyjnymi i ekologicznymi jest bardzo zawodna. Zwłaszcza dotyczy to przydomowych ogrodów i mniejszych gospodarstw prowadzonych tradycyjnie, w których preferuje się własne, organiczne nawożenie i ogranicza do minimum ochronę roślin”.

Jakie wnioski z tego płyną, nie trudno zgadnąć. Przybylak wymienia kilkanaście realnych lub potencjalnych zagrożeń. Wymienię tylko kilka z nich, bo ich ocena nie wymaga specjalnych kompetencji:

- upowszechnienie roślin F1 prowadzi do zaniku tradycyjnej kultury rolnej, gdyż odmiany mieszańcowe wymagają innego stylu uprawy, niż tradycyjne. Rośliny z nasion F1 trudniej jest uprawiać w sposób ekologiczny;

(...)

- w razie katastrof, anomalii klimatycznych, istnieje wielkie zagrożenie całej puli nasion;

- brak różnorodności wewnątrz danej odmiany, wewnątrz gatunku, nadmierna jednorodność roślin F1 prowadzi do zwiększonego narażenia na inwazje szkodników i chorób (...)”.

Gdy nieco poszperamy w polskim internecie, okazuje się, że na ten temat wiadomości jest stosunkowo niewiele. Jakiś czas temu otrzymałem jednak link do ciekawego tekstu Mateusza Rolika, w którym cytuje obszerne fragmenty wywiadu z amerykańskim dietetykiem Williamem Davisem. Davis uważa, że mieszańcowa pszenica – powszechnie uprawiana na terytorium USA – jest poważną przyczyną wielu chorób, nękających Amerykanów. Wątek ten jednak pominę, bo nie należy do tematu. Ciekawsze jest to, że Davis potwierdza również pogląd Przybylaka o niebezpiecznych metodach stosowanych w celu uzyskania pszenicy mieszańcowej. Jak podaje:

poddając nasiona pszenicy i embriony działaniu przemysłowej trucizny o nazwie azydek sodu, wywołuje się w jej kodzie genetycznym mutacje. Ale czym jest azydek sodu? Zgodnie z zaleceniami specjalistów z Centrum Kontroli Chorób [ang. Centers for Disease Control] osoby, która połknęła tę substancję i przestała wskutek tego oddychać, nie wolno ratować za pomocą sztucznego oddychania, ponieważ grozi to śmiertelnym zatruciem ratownika. Należy pozostawić ją samej sobie, aż umrze. A jeśli ofiara wymiotuje, nie wolno spłukiwać wymiocin w zlewie, ponieważ może dojść do eksplozji, co się zdarzało. Tak więc kiedy poddamy pszenicę działaniu azydeku sodu, otrzymujemy mutacje, do której dochodzi w procesie tzw. mutagenezy. Ziarna i embriony pszenicy poddaje się również działaniu promieniowania gamma oraz wysokich dawek promieniowania rentgenowskiego. Wszytkie te metody klasyfikowane są dziś jako „hybrydyzacja” lub, co jeszcze bardziej mylące, jako „tradycyjne metody hodowli roślin” [ang. traditional breeding techniques]. Nie wiem jak u Pana, ale krzyżowanie się między ludźmi, których ja znam, nie polega na wzajemnym traktowaniu się truciznami, ani na spędzaniu romantycznej nocy w cyklotronie dla wywołania mutacji w potomstwie.”

Davis posuwa się nawet dalej, gdyż twierdzi, iż technologia pozyskiwania roślin mieszańcowych jest wręcz bardziej inwazyjna, niż inżynieria genetyczna. Kto ciekaw kontrowersyjnych poglądów dietetyka, temu polecam link: Buszujący w pszenicy.

Nie powinniśmy przyjmować bezkrytycznie wszystkich nowinek z dziedziny dietetyki. Mają one ten wpływ, że często zmieniają utarte zwyczaje społeczne, co może prowadzić nie do uzdrowienia, lecz do nieznośnego chaosu. Społeczeństwo, które stosuje kilkadziesiąt różnych koncepcji dietetycznych, z najwyższym trudem jada obiady przy jednym stole. Niemniej jednak sama produkcja żywności powinna budzić nasze wspólne zainteresowanie.

Z tego powodu z mieszanymi uczuciami obserwuję kampanię i kontr-kampanię za i przeciw GMO. Trochę żałuję, że Roman Andrzej Śniady został wyrzucony z portalu naszeblogi.pl, bo właśnie jemu chciałem zadać pytanie: czy rośliny GMO są naprawdę o wiele gorsze od roślin mieszańcowych? I czy stan obecny jest naprawdę taki fajny, jak się na pozór wydaje?

 

Jakub Brodacki

5
5 (4)

13 Comments

Max's picture

Max
Nie znam się zupełnie na nasionach, ogrodnictwie i rolnictwie.
Tym niemniej muszę zapytać: a na jakiej to podstawie cytowany wyżej pan Przybylak uznaje "F1" za "niedopuszczalne moralnie"?
Co ma tu do rzeczy moralność?

Chyba, że to taka, bardzo nowatorska, figura retoryczna...

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
polfic's picture

polfic
Może ja wytłumaczę.
To jest podobnie jak z "in vitro". Patrzysz na jedną konkretną znajomą Ci parę, która nie może mieć dzieci i nie dziwisz się, że szukają sposobu na "manie" dziecka. Nie musi być to dla Ciebie niemoralne. Ale jak spojrzysz na sprawę ogólnie, na całą ludzkość, przyszłość cywilzacji; to już takie moralne nie jest.
Tu jest podobnie. Nie wiem jak Gospodarz ale ja tak to widzę.
alchymista's picture

alchymista
To wyjaśnienie nie przyszło mi do głowy, ale coś w tym jest. W sumie zawarłeś lakonicznie to, co ja obszerniej w komentarzu poniżej yes
Max's picture

Max
Zaraz, zaraz, czekajcie...
Co innego "powoływanie do życia" istoty ludzkiej, a co innego jakieś nasionka, czy inne chwasty.

Tak, o in vitro można powiedzieć, że strona moralna szwankuje (czy ktoś sięz takim podejściem zgadza, czy nie), ale "ulepszanie" roślinek może być co najwyżej rozsądne, głupie, ryzykowne - itd...

Mniejsza - to zupełny offtopic jest. :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
polfic's picture

polfic
Jeżeli ja kupię F1 to nic się nie dzieje. Za rok sobie kupię jeszcze raz albo wezmę nasiona od sąsiada. Natomiast, jeżeli wszyscy kupią F1 to za rok nikt nie będzie miał nowych nasion poza producentem F1. Trzeba będzie kupować znowu F1 albo nie mieć nic.
 
alchymista's picture

alchymista
Może to rzeczywiście nie jest najważniejszy temat, ale ja na to spojrzałbym tak:
Człowiek ma ciało, złożone z tych samych substancji co reszta przyrody. Manipulacje na przyrodzie rodzą odwieczną pokuse, aby również zmieniać człowieka.

Niedawno oglądałem ciekawy film pt. Tajemne życie psów czy jakoś tak. Pokazywali tam nieco już zasuszoną uczoną radziecką/sowiecką (obecnie rosyjską), która od kilkudziesięciu lat prowadzi eksperyment genetyczny nad udomowieniem lisów. Dzięki selekcji osobników mniej agresywnych już w ósmym pokoleniu lisy zachowują się jak psie szczeniaki - dają sie głaskać, proszą o jedzenie, komunikują się wzrokiem, a nawet ogony im się zakręcają, tak, jakby zapraszały do dalszych manipulacji genetycznych...

Jednocześnie ta sama uczona radziecka/sowiecka (obecnie rosyjska) selekcjonowała osobniki szczególnie agresywne. Eksperyment powtarzała wielokrotnie, uzyskując pewność, że udomowienie nie jest wynikiem wychowania, ale selekcji genetycznej.

Wyobraziłem sobie, co by było, gdyby ktoś taki eksperyment przeprowadził na ludziach.  Osiem pokoleń można by zamknąć mniej więcej w sumie lat  18*8=144. Można by jednak wymuszać ciążę we wcześniejszym wieku - "dla dobra eksperymentu". Powiedzmy, że byłoby to 15*8=120 albo nawet 14*8=112. Możliwe, że po 112 latach uzyskano by idealnego leminga.

Naturalnie, ktoś mi powie, że:
a) leminga można uzyskać prostszymi metodami, np udzielając mu niespłacalnego kredytu hipotecznego;
b) inżynieria genetyczna pozwoli przyśpieszyć proces tworzenia osobników potulnych.
c) osobniki agresywne nalezy w każdym pokoleniu wywozić na Sybir, ewentualnie na San Domingo.

To wszystko jest prawda.  Suma prawdy.
Max's picture

Max
Nie bedę się spierał, nie co do ludzi.

Obawiam się, że, prędzej czy później, człowiek ulegnie pokusie wprowadzania poprawek na poziomie genotypu. Już teraz coraz powszechniejsze są różnego rodzaju "korekty" - uzasadnione i nieuzasadnione. Do grzebania w genach droga niedaleka.

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
alchymista's picture

alchymista
Przybylak jest (był) idealistą. Uznawał uprawę roślin i w ogóle pracę w ogrodzie za źródło doskonalenia moralnego - tak ja odczytuję jego książki. Podejście bardzo mi bliskie.

Inaczej mówiąc, rolnictwo ekologiczne jego zdaniem nie powinno być tylko "procedurą agrotechniczną", lecz także odpowiedzialnym kształtowaniem własnego otoczenia w taki sposób, aby gospodarstwo stanowiło swoiste perpetuum mobile, zbliżone do ideału odwzorowanie skomplikowanych zależności świata naturalnego. Rolnik ekologiczny powinien kochać przyrodę, a nie tylko spełniać "normy rolnictwa ekologicznego" zapisane w prawie. Kochając przyrodę jednocześnie dba o konsumentów bardziej, niż to wynika z przepisów prawa.

W tym założeniu powinno się dążyć maksymalnie do "lokalności". Nasiona powinny pochodzić z własnego ogrodu. Nawozy w miarę możliwości powinny być wytwarzane samodzielnie: nawozy zielone, gnojówki roslinne, nawóz od zwierząt gospodarskich. Nawozy mineralne można stosować tylko jako dodatek do kompostu (mają być przekompostowane przez dwa lata), nie można ich sypać wprost do gleby. Opryski tylko z substancji roślinnych samodzielnie wytworzonych, ale należy dążyć do tego, aby ich w ogóle nie stosować. Prawidłowy i częsty płodozmian należy łączyć z uprawą współrzędną, dzięki czemu ogród bardziej przypominać ma naturalne środowisko. Pozostawienie miejsca na chwasty (Przybylak nazywa to "regułą Św. Franciszka). Dbałość o owady pożyteczne, ale i okresowa tolerancja wobec niepożytecznych, bo są one pokarmem tych pożytecznych (chyba że wystąpi klęska, wtedy dopiero można interweniować). I tak dalej...
polfic's picture

polfic
Dzięki za informację za to F1. Miałem już takie ogórki i fakt, wychodzą pięknie w uprawie. Ale masz rację z tym niebezpieczeństwem dla ogółu.
alchymista's picture

alchymista
Mam też nasiona ogórka odmiany dar, niemieszańcowe. Może nie dają bardzo wielu owoców, ale są bardzo smaczne. W tym roku posadzę ich trochę więcej. Jakbyś miał na oku jakieś odmiany nieheterozyjne, to daj znać.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>