Rozpoznanie walką

 |  Written by alchymista  |  2

Wojna ludzi nie rodzi, tylko Wojnina.

Jak podaje niezalezna.pl, pod Mariupolem na Ukrainie „Grupa kilku czołgów wspierana przez ok. 40 żołnierzy z rosyjskich wojsk powietrznodesantowych podjęła próbę przerwania linii obrony. Strona ukraińska jest przekonana, że próba ta była jedynie formą zwiadu i testem sił ukraińskich”. Sowieci znani byli z tego, że rozpoznanie walką uznawali za przyjęty element taktyki i strategii. Kiedy jako smarkacz pod koniec lat 80. przychodziłem do ś. p. płk Stefana Jellenty, poprosiłem Go o jakiś podręcznik do taktyki. Fascynowała mnie kampania wrześniowa i nasze szanse na nieprzegranie tej wojny. Pułkownik jako historyk nie miał nic aktualnego, ale podarował mi przetłumaczoną na polski książkę pewnego sowieckiego teoretyka, zaznaczając jednak, że książka jest marna. „Szczególnie tutaj, o, widzisz” - pokazał mi kilka stron - „rozpoznanie walką jest moralnie naganne”.
Przyznam, że książka była tak nudna, że nigdy jej dokładnie nie przeczytałem. Ale rozpoznanie walką utkwiło mi w pamięci i pod koniec lat 90. dałem tę książkę do czytania pewnemu weteranowi z Czeczenii, pytając go, czy taktyka putinistów daleko odbiega od sowieckiej. Okazało się, że nie. Wzorem sowieckim putiniści absolutnie nie dbali o życie swoich podkomendnych i działali według podręcznikowych schematów. Jedynie pewnemu unowocześnieniu – pod wpływem przykrych doświadczeń wyniesionych z I wojny w Czeczenii - uległa taktyka oddziałów specjalnych, które zaczęły odgrywać większą rolę, niż do tej pory.

Jako, że nie jestem znawcą wojskowości, skonstatuję tylko tyle, że moi przedmówcy chyba mieli rację. Jak pokazały ostatnie miesiące, rosyjskie oddziały dywersyjne działające na Ukrainie okazały się względnie skuteczne. Teraz jednak przyszła kolej na armię z poboru, która z pewnością będzie postępować według utartych, sowieckich wzorów, ponieważ ten głupi naród pozwoli swoim oficerom dosłownie na wszystko i da się użyć do wykonania najgłupszego nawet rozkazu (tu mała reprezentacja tego narodu i to z elitarnej jednostki!). Jeżeli Ukraińcy stawią opór, mają szansę zadać przeciwnikowi straty trudne do odrobienia. W tym świetle cieszy inicjatywa Stowarzyszenia Pokolenie, polegająca na zbiórce pieniędzy dla ukraińskiej armii.

Tymczasem przypomniała mi się pewna pouczająca historyjka z naszych dziejów. Oto bowiem znany pamiętnikarz Mikołaj Dyakowski podaje, że pod Wiedniem król Jan III Sobieski „jednę chorągiew wydał na mięsne jatki”. Rzecz w tym, że król wysłał jedną z chorągwi na rozpoznanie walką właśnie. Stało się to tuż przed rozpoczęciem głównej szarży husarii. Sobieski wezwał całą chorągiew królewicza Aleksandra do siebie i rozkazał porucznikowi Zwierzchowskiemu, aby uderzył w sam środek tureckich szyków, kierując się prosto do namiotu wezyra Kara Mustafy. Dzielny porucznik naturalnie rozkaz wykonał, ale wnet ta garstka ludzi utonęła w morzu tureckiej kawalerii i oczywiście nawet nie otarła się o namiot wezyra. Król wezwał ją więc do odwrotu i gdy husarze stawili się na powrót przed jego obliczem, zapytał Zwierzchowskiego „a co za szkodę, Waszeć, masz między ludźmi?”. Porucznik odparł, że w tej chwili dokładnie nie może obliczyć strat, więc król zażądał przygotowania mu potem szczegółowego rejestru. Gdy zaś już po bitwie odczytywano Sobieskiemu ów rejestr, dochodząc do poległego podczaszego mścisławskiego Jana Woyny, poruszony król powiedział: „I pan Woyna zginął”. Odpowiedział porucznik: „Zginął, jest tu na rejestrze”. Na to król skonkludował: „Woyna nie rodzi ludzi, tylko pani Woynina”. Tak powstała plotka, że w ten sposób król pozbył się politycznego oponenta, bowiem ów Jan Woyna na jednym z sejmów szczególnie sprzeciwiał się uchwaleniu stosownego uposażenia na utrzymanie królowej Marii Kazimiery. Czy to prawda, tego się już pewnie nie dowiemy...

Jednak owo „rozpoznanie walką” summa summarum nie wyszło Sobieskiemu na dobre. Rozradowane zwycięstwem wojsko pomaszerowało bez odpowiedniego rozpoznania pod Parkany, gdzie poniosło niezwykle wstydliwą i dotkliwą klęskę. Zawiódł też sam Sobieski, który próbując zmusić dragonów do zejścia z koni i ostrzelania wroga, naraził ich tylko na poważne straty. Za niefrasobliwość wodza życiem zapłacił wojewoda Denhoff, a sam król ledwo uszedł z życiem. Gdy więc po bitwie zebrała się rada wojenna, pisarz polny Stefan Stanisław Czarniecki ostro zaatakował króla. „Wiesz to, Wasza Królewska Miłość, bardzo dobrze, że to tu asystując Majestatowi WKM kwiat Ojczyzny się wysypał i wszystkie wojska za granicę wyszły. Któż się w Polszcze został?” - pytał gniewnie - „Baby i dzieci. Nie daj Boże drugiej takiej klęski, żebyśmy na Warnowskie nie przyszli, gdzie król Władysław polski i węgierski obojga narodów wojska pogubił...”.

Zwróćmy uwagę na argumentację sarmackiego oficera. Zamiast pogardzać wojskiem jako mięsem armatnim, Czarniecki określa je jako „kwiat Ojczyzny”. Biorąc pod uwagę zniszczenia okresu wojen potopu, argumentacja Czarnieckiego była w pełni uzasadniona. Słuchając temu podobnych wypowiedzi Sobieski zapewne w głębi ducha przyznał im rację, ale jako dowódca musiał przywołać swoich oficerów do porządku, czego efektem była druga, już zwycięska bitwa pod Parkanami. Jest jednak faktem, że było to właściwie ostatnie poważne zwycięstwo w jego karierze; kolejne wyprawy przeciw Turcji stanowiły tylko ciąg drobnych sukcesów, okupionych pogłębiającym się kryzysem wewnętrznym państwa i stopniowym rozkładem armii (szczególnie po wyprawie na Mołdawię w 1691 roku, podczas której wyginęło około stu tysięcy koni!).

Wojna synów nie rodzi, tylko Wojnina – chciałoby się powiedzieć kremlowskiej szajce. Cóż z tego, skoro i tak na pewno nas nie posłuchają.

 

Jakub Brodacki

 
4.25
4.3 (4)

2 Comments

polfic's picture

polfic
Znałem określenie "rozpoznanie bojem".
Z tego co wiem, to wszyscy wysyłali rozpoznanie, tyle, że używali karne kompanie, no i nie stawiali NKWD z tyłu (chyba smiley)
Myślę, że Somosierra była takim rozpozaniem bojem, tyle, że oni przeszli :)
alchymista's picture

alchymista
Z pewnością wszyscy znali ten sposób rozpoznania, ale nikt nie stosował go na taką skalę, jak Rosjanie. Nigdzie chyba nie ma takiej pogardy dla życia własnych ludzi, jak w Rosji.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>