Ludność polska po agresji sowieckiej nie tylko doświadczyła mordów, grabieży i gwałtów, ale spotkała się także z osławioną sowiecką „kulturą”.
Po przekroczeniu granicy większość oddziałów sowieckich egzystowała „w oparciu o zasoby miejscowe”, co lojalnie przyznawano w meldunkach i sprawozdaniach dla władz zwierzchnich. I tak np. dowódca 6 armii komkor Golikow przyznał, iż w toku operacji jego armia „zdobyła” 154 cetnarów sucharów, 10782 cetnary mąki, 565 cetnarów kasz, 647 cetnarów tłuszczy, 12 cetnarów masła, 242 cetnarów cukru, 23 cetnary kawy, 352 cetnary soli, 58 cetnary śledzi, 16594 cetnary owsa, 142907 puszek konserw oraz 3 182 508 paczek papierosów.
„W tym momencie Rosjanie wdarli się – wspominał jednej z polskich żołnierzy - do naszego budynku i nas ogarnęli. Byliśmy już bezbronni. Rosjanie natomiast „zaatakowali” najpierw naszą kuchnię i przygotowany dla nas wojskowy gulasz jedli łapczywie, czym się dało, brudnymi rękami, chochlami i bagnetami wyławiali kawałki mięsa. Byli brudni, w długich nieobrębionych szynelach, z bronią na sznurkach”.
Jednostki Armii Czerwonej zostały zobowiązane do szczegółowych zestawień wszelkiej zdobyczy wojennej. W sprawozdaniu z 1 listopada 1939 roku Sztab Frontu Ukraińskiego, obok sprzętu wojskowego (np. 218 tysięcy karabinów, 900 dział i armat, 254 samolotów, 51 tysięcy mundurów, 2317 tak poszukiwanych lornetek, 28 czołgów) znalazły się informacje o „zdobyciu” 80 pianin i fortepianów, 170 odbiorników radiowych, 23 patefonów, 9 stołów bilardowych, 1813 rondli, 6697 talerzy różnych, 31 268 łyżek różnych, 4658 rubli złotych carskich, 5 funtów szterlingów złotych, 153 monety złote nieustalonego pochodzenia, 2910 sztuk bydła rogatego, 1992 sztuk owiec, 77 sztuk świń, 16 tysięcy koni, 146 sztuk zegarków złotych oraz 601 sztuk zegarków innych. Ile zegarków (złotych i innych) zostało „zarekwirowanych” na prywatne potrzeby oczywiście nie napisano. Zastanawiająca jest też znikoma liczba „zdobytych” świń – zapewne większość od razu trafiała do kotła.
W myśl obowiązującej wówczas, choć nie podpisanej przez Związek Sowiecki, konwencji haskiej z 1907 roku za zdobycz wojenną traktowane było mienie należące do jednej z walczących stron przywłaszczone w czasie konfliktu przez drugą stronę. Zdobyczy wojennej, oprócz mienia stanowiącego własność państwa, podlegały także przedmioty, mające znaczenie militarne, a stanowiące własność osób prywatnych. Po zakończeniu wojny należało je zwrócić prawowitym właścicielom lub wypłacić im odpowiednie odszkodowanie. Oczywiście rząd sowiecki nigdy nie wywiązał się z tego obowiązku.
Jeden z „wyzwolicieli” - sierżant J. Frołow z 59 pkaw, w nocy na 21 września w m. Jezierna „wszedł do pomieszczenia, w którym przebywało 7 uciekinierów, samowolnie ich zrewidował i przywłaszczył część przedmiotów należących do nich. Pod groźbą użycia broni zgwałcił jedną uciekinierkę”.
Inny bohater – oficer polityczny Geniczeżew „ze szwadronu sztabowego 6 DKaw, po drodze z Nowogródka do Białegostoku od 23 do 27 września, systematycznie grabił jeńców wojennych i ludność. Grożąc bronią, zabierał i przywłaszczał pieniądze i cenne przedmioty zakładników”.
„Wywarli oni na mnie i na moich kolegach – wspominał Adam Żarski z Borysławia - wrażenie niesamowicie negatywne w porównaniu z wojskiem polskim i niemieckim. Żołnierze radzieccy byli źle ubrani, niejednokrotnie buty ich (kierzowyje sapohi) były powiązane drutami lub sznurkami z uwagi na odrywające się podeszwy. Kiedyś czarne cholewki, dziś zabłocone, świadczyły o tym, że dawno nie były czyszczone pastą. Kufajki i gimnastiorki (wierzchnie zielone koszule ze stojącym kołnierzem) nierzadko miały przetarte na łokciach rękawy. Wszystko to było bardzo brudne. Każdy radziecki żołnierz wręcz śmierdział z daleka. Później dowiedzieliśmy się, że smarowali się jakąś mazią przeciwko wszom i innym insektom. Żołnierze twierdzili, że maść ta była bardzo skuteczna. W wielu przypadkach do karabinów zamiast pasów skórzanych lub przynajmniej parcianych przywiązane były zwyczajne sznurki, które służyły jako naramienniki. Pasy przy spodniach Rosjanie mieli parciane, a wierzchnie koszule nosili „luzem” lub czasami przepasane pasami parcianymi. Pod gimnastiorkami w większości przypadków nosili podkoszulki (majki). Z braku podkoszulek niektórzy żołnierze nakładali gimnastiorki na gołe ciało, w zimie zaś watowane kurtki (kufajki – watowanki). Na głowach mieli ciepłe czapki z nausznikami. W lecie oficerowie nosili zwyczajne czapki wojskowe z dużym, wysokim i szerokim rondem oraz małym, twardym, czarnym, błyszczącym daszkiem. Natomiast zwyczajni szeregowi żołnierze nosili furażerki. Czapki z niebieskimi otokami odróżniały służby milicyjne NKWD. Żołnierze chodzili zawsze głodni i kiedy nie było oficera w pobliżu, pytali nas, gdzie można by zdobyć coś do jedzenia. Natychmiast po zajęciu Borysławia przez Armię Czerwoną żołnierze wraz z ludnością tubylczą (Ukraińcami) zaczęli rozbijać zamknięte sklepy spożywcze i z innymi drogimi towarami, które przeważnie były własnością bogatych i średnio zamożnych Żydów. Niszczyli również sklepy i magazyny polskich właścicieli”.
Wkrótce po zajęciu polskich miast sowieccy okradali sklepy monopolowe. „Napoje alkoholowe, w tym również denaturat, żołnierze ładowali do samochodów ciężarowych, czołgów i pojazdów opancerzonych. Zaraz dawali wyraz swemu zadowoleniu, bo mieli co zjeść i wypić, więc głośno śpiewali, tańczyli i przygrywali na bałałajkach. Żołnierze pili nie tylko wódkę i denaturat, ale nawet wodę kolońską zrabowaną w drogeriach. Do wody kolońskiej dolewali zwyczajną wodę pitną i napój ten przybierał zupełnie biały kolor.”
Sowieccy żołnierze słynęli także z zamiłowania do tytoniu. Palili zdobyczne papierosy oraz najpodlejszego gatunku substytut tytoniu: tzw. kryszkę, czyli grubo posiekane łodygi tytoniu. Zdarzało się, że dla nadania sobie powagi skręcona w bibułce kryszka lub papieros umieszczane były w lufce, a funkcje tę mogły pełnić różne przedmioty. Pewnego polskiego sklepikarza w Białymstoku nieco zaszokowało, gdy czerwonoarmista zakupił w jego drogerii kilka gruszek do robienia lewatywy, odłączył bakelitową rurkę od gumowej gruszki i z widocznym zadowoleniem wsadził ją sobie do ust.
Z kolei w Przemyślu pewien czerwonoarmista zakupił ręczną maszynkę do mięsa, szedł ulicą, kręcąc korbą, i dziwił się, że urządzenie nie wydaje z siebie muzyki. „W mojej obecności oficer kupował grzechotkę. Wspominała Karolina Lanckorońska - Przykładał ją do ucha towarzyszowi, a gdy grzechotała, podskakiwali obaj wśród okrzyków radości. Wreszcie ją nabyli i wyszli uszczęśliwieni”.
Ponieważ przeznaczenie wielu przedmiotów nie zawsze było im znane, przeżywali i pewne niepowodzenia, jak na przykład ukazanie się towarzyszek w teatrze w powłóczystych jedwabnych koszulach nocnych. „Żony dowódców, - wspominała Wanda Woźniak - które prawie natychmiast przyjechały za mężami, też przedstawiały obraz nędzy. Każda była w kapeluszu czerwonym lub zielonym, na nogach walonki i byle jakie ubranie. Ale już po tygodniu chodziły po mieście ,,wystrojone” w nocne koszule damskie, w pasy do podwiązek noszone na spódnice itp.”
Panią Żarską spotkała inna przygoda - aby kupić trochę żywności sprzedawała na targu koszule nocne. Podeszła do niej żona sowieckiego oficera „Rosjanka wzięła do ręki koszulę, rozłożyła ją na deskach i wówczas zauważyła, że ta koszula jest obszyta koronką. Uradowana swoim odkryciem zaczęła głośno wyrażać podziw i radość, wołając: „Kakoje choroszyje płatje, eto balnoje płatje” [taka ładna sukienka, to balowa suknia]. (…) Uradowana Rosjanka nawet nie chciała słuchać tłumaczeń. Mówiła (…), że ona jest z samej Moskwy i należy do „kulturnych liudej” [kulturalnych ludzi] i zna się na balowych sukniach”.
Najbardziej poszukiwanym przez Sowietów były jednak zegarki, które nawet na ulicy grabili przechodniom bądź masowo wykupywali u zegarmistrzów. „Żołnierze rosyjscy byli ubrani w mundury drelichowe, - wspomniał Józef Dobski - przeważnie wyblakłe w różnych odcieniach koloru zielonego, i wyglądali bardzo nędznie. Na piersiach zamiast odznaczeń mieli przypięte duże zegarki kieszonkowe, które wykupywali u zegarmistrzów lub zabierali mieszkańcom miasta. Widok tak udekorowanych sołdatów wzbudzał wśród przechodniów śmiech i politowanie”.
Żądza afiszowania się posiadaniem chronometru była tak duża, że na pewnej zabawie we Lwowie sowieccy oficerowie, z braku rzeczonych atrybutów prestiżu, paradowali z kompasami założonymi na nadgarstki. Nawet zepsute zegarki stanowiły ozdobę nie do pogardzenia.
Z tą zachłannością w zdobywaniu towarów dziwnie nie licowało ciągłe opowiadanie o zasobności Rosji, o tym, że w Sowietach jest wszystko, czego dusza zapragnie. Na zapytanie lwowian: „A czy Kopenhaga jest?” zapewniali, że jest, i to milionami. „A pomarańcze są? Jeszcze i ile!”
Wybrana literatura:
D. Kaliński – Czerwony najazd
C. Grzelak - Sowiecki najazd 1939. Sojusznik Hitlera napada polskie Kresy – relacje świadków i uczestników
K. Lanckorońska – Wspomnienia wojenne
C. Grzelak – Kresy w czerwieni. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku
R. Szawłowski – Wojna polsko-sowiecka 1939
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów. 17 września 1939
Po przekroczeniu granicy większość oddziałów sowieckich egzystowała „w oparciu o zasoby miejscowe”, co lojalnie przyznawano w meldunkach i sprawozdaniach dla władz zwierzchnich. I tak np. dowódca 6 armii komkor Golikow przyznał, iż w toku operacji jego armia „zdobyła” 154 cetnarów sucharów, 10782 cetnary mąki, 565 cetnarów kasz, 647 cetnarów tłuszczy, 12 cetnarów masła, 242 cetnarów cukru, 23 cetnary kawy, 352 cetnary soli, 58 cetnary śledzi, 16594 cetnary owsa, 142907 puszek konserw oraz 3 182 508 paczek papierosów.
„W tym momencie Rosjanie wdarli się – wspominał jednej z polskich żołnierzy - do naszego budynku i nas ogarnęli. Byliśmy już bezbronni. Rosjanie natomiast „zaatakowali” najpierw naszą kuchnię i przygotowany dla nas wojskowy gulasz jedli łapczywie, czym się dało, brudnymi rękami, chochlami i bagnetami wyławiali kawałki mięsa. Byli brudni, w długich nieobrębionych szynelach, z bronią na sznurkach”.
Jednostki Armii Czerwonej zostały zobowiązane do szczegółowych zestawień wszelkiej zdobyczy wojennej. W sprawozdaniu z 1 listopada 1939 roku Sztab Frontu Ukraińskiego, obok sprzętu wojskowego (np. 218 tysięcy karabinów, 900 dział i armat, 254 samolotów, 51 tysięcy mundurów, 2317 tak poszukiwanych lornetek, 28 czołgów) znalazły się informacje o „zdobyciu” 80 pianin i fortepianów, 170 odbiorników radiowych, 23 patefonów, 9 stołów bilardowych, 1813 rondli, 6697 talerzy różnych, 31 268 łyżek różnych, 4658 rubli złotych carskich, 5 funtów szterlingów złotych, 153 monety złote nieustalonego pochodzenia, 2910 sztuk bydła rogatego, 1992 sztuk owiec, 77 sztuk świń, 16 tysięcy koni, 146 sztuk zegarków złotych oraz 601 sztuk zegarków innych. Ile zegarków (złotych i innych) zostało „zarekwirowanych” na prywatne potrzeby oczywiście nie napisano. Zastanawiająca jest też znikoma liczba „zdobytych” świń – zapewne większość od razu trafiała do kotła.
W myśl obowiązującej wówczas, choć nie podpisanej przez Związek Sowiecki, konwencji haskiej z 1907 roku za zdobycz wojenną traktowane było mienie należące do jednej z walczących stron przywłaszczone w czasie konfliktu przez drugą stronę. Zdobyczy wojennej, oprócz mienia stanowiącego własność państwa, podlegały także przedmioty, mające znaczenie militarne, a stanowiące własność osób prywatnych. Po zakończeniu wojny należało je zwrócić prawowitym właścicielom lub wypłacić im odpowiednie odszkodowanie. Oczywiście rząd sowiecki nigdy nie wywiązał się z tego obowiązku.
Jeden z „wyzwolicieli” - sierżant J. Frołow z 59 pkaw, w nocy na 21 września w m. Jezierna „wszedł do pomieszczenia, w którym przebywało 7 uciekinierów, samowolnie ich zrewidował i przywłaszczył część przedmiotów należących do nich. Pod groźbą użycia broni zgwałcił jedną uciekinierkę”.
Inny bohater – oficer polityczny Geniczeżew „ze szwadronu sztabowego 6 DKaw, po drodze z Nowogródka do Białegostoku od 23 do 27 września, systematycznie grabił jeńców wojennych i ludność. Grożąc bronią, zabierał i przywłaszczał pieniądze i cenne przedmioty zakładników”.
„Wywarli oni na mnie i na moich kolegach – wspominał Adam Żarski z Borysławia - wrażenie niesamowicie negatywne w porównaniu z wojskiem polskim i niemieckim. Żołnierze radzieccy byli źle ubrani, niejednokrotnie buty ich (kierzowyje sapohi) były powiązane drutami lub sznurkami z uwagi na odrywające się podeszwy. Kiedyś czarne cholewki, dziś zabłocone, świadczyły o tym, że dawno nie były czyszczone pastą. Kufajki i gimnastiorki (wierzchnie zielone koszule ze stojącym kołnierzem) nierzadko miały przetarte na łokciach rękawy. Wszystko to było bardzo brudne. Każdy radziecki żołnierz wręcz śmierdział z daleka. Później dowiedzieliśmy się, że smarowali się jakąś mazią przeciwko wszom i innym insektom. Żołnierze twierdzili, że maść ta była bardzo skuteczna. W wielu przypadkach do karabinów zamiast pasów skórzanych lub przynajmniej parcianych przywiązane były zwyczajne sznurki, które służyły jako naramienniki. Pasy przy spodniach Rosjanie mieli parciane, a wierzchnie koszule nosili „luzem” lub czasami przepasane pasami parcianymi. Pod gimnastiorkami w większości przypadków nosili podkoszulki (majki). Z braku podkoszulek niektórzy żołnierze nakładali gimnastiorki na gołe ciało, w zimie zaś watowane kurtki (kufajki – watowanki). Na głowach mieli ciepłe czapki z nausznikami. W lecie oficerowie nosili zwyczajne czapki wojskowe z dużym, wysokim i szerokim rondem oraz małym, twardym, czarnym, błyszczącym daszkiem. Natomiast zwyczajni szeregowi żołnierze nosili furażerki. Czapki z niebieskimi otokami odróżniały służby milicyjne NKWD. Żołnierze chodzili zawsze głodni i kiedy nie było oficera w pobliżu, pytali nas, gdzie można by zdobyć coś do jedzenia. Natychmiast po zajęciu Borysławia przez Armię Czerwoną żołnierze wraz z ludnością tubylczą (Ukraińcami) zaczęli rozbijać zamknięte sklepy spożywcze i z innymi drogimi towarami, które przeważnie były własnością bogatych i średnio zamożnych Żydów. Niszczyli również sklepy i magazyny polskich właścicieli”.
Wkrótce po zajęciu polskich miast sowieccy okradali sklepy monopolowe. „Napoje alkoholowe, w tym również denaturat, żołnierze ładowali do samochodów ciężarowych, czołgów i pojazdów opancerzonych. Zaraz dawali wyraz swemu zadowoleniu, bo mieli co zjeść i wypić, więc głośno śpiewali, tańczyli i przygrywali na bałałajkach. Żołnierze pili nie tylko wódkę i denaturat, ale nawet wodę kolońską zrabowaną w drogeriach. Do wody kolońskiej dolewali zwyczajną wodę pitną i napój ten przybierał zupełnie biały kolor.”
Sowieccy żołnierze słynęli także z zamiłowania do tytoniu. Palili zdobyczne papierosy oraz najpodlejszego gatunku substytut tytoniu: tzw. kryszkę, czyli grubo posiekane łodygi tytoniu. Zdarzało się, że dla nadania sobie powagi skręcona w bibułce kryszka lub papieros umieszczane były w lufce, a funkcje tę mogły pełnić różne przedmioty. Pewnego polskiego sklepikarza w Białymstoku nieco zaszokowało, gdy czerwonoarmista zakupił w jego drogerii kilka gruszek do robienia lewatywy, odłączył bakelitową rurkę od gumowej gruszki i z widocznym zadowoleniem wsadził ją sobie do ust.
Z kolei w Przemyślu pewien czerwonoarmista zakupił ręczną maszynkę do mięsa, szedł ulicą, kręcąc korbą, i dziwił się, że urządzenie nie wydaje z siebie muzyki. „W mojej obecności oficer kupował grzechotkę. Wspominała Karolina Lanckorońska - Przykładał ją do ucha towarzyszowi, a gdy grzechotała, podskakiwali obaj wśród okrzyków radości. Wreszcie ją nabyli i wyszli uszczęśliwieni”.
Ponieważ przeznaczenie wielu przedmiotów nie zawsze było im znane, przeżywali i pewne niepowodzenia, jak na przykład ukazanie się towarzyszek w teatrze w powłóczystych jedwabnych koszulach nocnych. „Żony dowódców, - wspominała Wanda Woźniak - które prawie natychmiast przyjechały za mężami, też przedstawiały obraz nędzy. Każda była w kapeluszu czerwonym lub zielonym, na nogach walonki i byle jakie ubranie. Ale już po tygodniu chodziły po mieście ,,wystrojone” w nocne koszule damskie, w pasy do podwiązek noszone na spódnice itp.”
Panią Żarską spotkała inna przygoda - aby kupić trochę żywności sprzedawała na targu koszule nocne. Podeszła do niej żona sowieckiego oficera „Rosjanka wzięła do ręki koszulę, rozłożyła ją na deskach i wówczas zauważyła, że ta koszula jest obszyta koronką. Uradowana swoim odkryciem zaczęła głośno wyrażać podziw i radość, wołając: „Kakoje choroszyje płatje, eto balnoje płatje” [taka ładna sukienka, to balowa suknia]. (…) Uradowana Rosjanka nawet nie chciała słuchać tłumaczeń. Mówiła (…), że ona jest z samej Moskwy i należy do „kulturnych liudej” [kulturalnych ludzi] i zna się na balowych sukniach”.
Najbardziej poszukiwanym przez Sowietów były jednak zegarki, które nawet na ulicy grabili przechodniom bądź masowo wykupywali u zegarmistrzów. „Żołnierze rosyjscy byli ubrani w mundury drelichowe, - wspomniał Józef Dobski - przeważnie wyblakłe w różnych odcieniach koloru zielonego, i wyglądali bardzo nędznie. Na piersiach zamiast odznaczeń mieli przypięte duże zegarki kieszonkowe, które wykupywali u zegarmistrzów lub zabierali mieszkańcom miasta. Widok tak udekorowanych sołdatów wzbudzał wśród przechodniów śmiech i politowanie”.
Żądza afiszowania się posiadaniem chronometru była tak duża, że na pewnej zabawie we Lwowie sowieccy oficerowie, z braku rzeczonych atrybutów prestiżu, paradowali z kompasami założonymi na nadgarstki. Nawet zepsute zegarki stanowiły ozdobę nie do pogardzenia.
Z tą zachłannością w zdobywaniu towarów dziwnie nie licowało ciągłe opowiadanie o zasobności Rosji, o tym, że w Sowietach jest wszystko, czego dusza zapragnie. Na zapytanie lwowian: „A czy Kopenhaga jest?” zapewniali, że jest, i to milionami. „A pomarańcze są? Jeszcze i ile!”
Wybrana literatura:
D. Kaliński – Czerwony najazd
C. Grzelak - Sowiecki najazd 1939. Sojusznik Hitlera napada polskie Kresy – relacje świadków i uczestników
K. Lanckorońska – Wspomnienia wojenne
C. Grzelak – Kresy w czerwieni. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku
R. Szawłowski – Wojna polsko-sowiecka 1939
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów. 17 września 1939
(2)