
Minister Sprawiedliwości to słabe ogniwo wszystkich rządów Platformy Obywatelskiej. Zbigniew Ćwiąkalski, Andrzej Czuma, Krzysztof Kwiatkowski, Jarosław Gowin, Marek Biernacki, Cezary Grabarczyk – to sześciu Ministrów Sprawiedliwości w ciągu niespełna ośmiu lat.
Około 15 miesięcy to w rządach Platformy średni okres urzędowania ministra, który z natury rzeczy – także w kategoriach wizerunkowych władzy – jest człowiekiem którego silna pozycja w Radzie Ministrów jest gwarantem że władza nie przekracza granic prawa.
W przypadku obu rządów Donalda Tuska a obecnie Ewy Kopacz ministrowie sprawiedliwości „lecą” gęsiego. Z różnych powodów. Ćwiąkalski za samobójstwa kilku kluczowych świadków w więzieniach – mimo że nikt nie miał specjalnych wątpliwości, że facet nie był temu winien. No ale standardy, standardy, standardy … . To był początek. Czuma za niesubordynację bo nie chciał firmować bezprawnego „dożynania” opozycji – a oficjalnie za popieranie prawa do posiadania broni (zabawne prawda ? - szczególnie w kontekście obecnych kłopotów Grabarczyka). Gowin za nic w świecie nie dał się namówić do zaprzestania krytyki władz partii i zmiany światopoglądu – okazał się człowiekiem bardzo, nieprzystająco do Platformy nieracjonalnym i nierozsądnym bo nie dał się kupić nawet za stanowisko w rządzie. Z ulgą się go pozbyto. Krzysztof Kwiatkowski – wiadomo - pisior - nigdy nie było pewności co do jego lojalności. Wydawało się że w końcu trafiono na kandydata optymalnego jakim był Marek Biernacki. No ale cóż z tego skoro nowa premier Ewa Kopacz – jak sama zapowiadała po nominacji na szefa rady ministrów - skupiła się na wzmocnieniu partii. Resort Sprawiedliwości trzeba było oddać któremuś z baronów frakcyjnych, a Cezary Grabarczyk akurat był absolwentem prawa.
Platforma Obywatelska – jako pewna struktura władzy – ma jakiś zasadniczy kłopot z ustaleniem kryteriów jakie stosować do nominacji na szefa resortu sprawiedliwości. Ci którzy w partii nie rozdają kart lub – jak minister Ćwiąkalski - nie są z nią formalnie związani - okazują się, hmmm, jak to ująć – mało lojalni. Z kolei w przypadku pierwszego szefa resortu sprawiedliwości który jest partyjnym baronem, szybko znajdują się takie „haki” i „taśmy” że facet leci po pół roku w atmosferze skandalu. Swoją drogą – jeśli ktoś dziś jest dziś zaskoczony tym że Cezary Grabarczyk mógł proponować intratną posadę w państwowym koncernie w zamian za przysługę polegającą na łamaniu prawa, to może czas najwyższy zadać sobie wreszcie pytanie jaka z natury rzeczy była definicja słowa: spółdzielnia – w którym, ja przynajmniej, choć mogę się mylić – wyraźnie słyszę akcent na człon „-dzielnia”. Nikt się z tym przecież w żaden sposób nie krył, a wręcz przeciwnie – była to tajemnica poliszynela która przysparzała Grabarczykowi splendoru jako silnemu człowiekowi w partii, który może wszystko.
Może nikt po prostu nie sądził że ktokolwiek odważy się to nagrać … a tym bardziej przekazać tą informację mediom. No ale cóż – czasy się zmieniają – szczególnie kiedy "zaprzyjaźnione media" zmieniają właścicieli a posada Ministra Sprawiedliwości od lat jest jak polska scena kabaretowa. Myślę więc że gorzej być już nie może – a idealnym kandydatem będzie nominacja Stefana Niesiołowskiego. W końcu jemu nie szkodzą nawet publiczne wypowiedzi – nikomu nie będzie się opłacało czynić trudu do instalowania podsłuchów.
ilustracja z: http://cdn13.se.smcloud.net/t/photos/t/167866/furiat-bezkarny_22925724.jpg
Hun