Bimbrownicy i meliniarze (4)

 |  Written by Godziemba  |  0
W latach 80. nastąpiło nasilenie przestępstw związanych z nielegalnym obrotem alkoholem. 
 
 
     W październiku 1981 roku wprowadzono reglamentację alkoholu. Każdemu dorosłemu Polakowi przysługiwał najpierw litr, a od stycznia 1982 roku zaledwie pół litra alkoholu.
 
 
     Ukoronowaniem walki z pijaństwem za pomocą przepisów i ograniczeń była ustawa z 26 października 1982 roku o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Najbardziej dotkliwy przepis dotyczył  zakazu sprzedaży alkoholu w sklepach i w gastronomii, między godz. 6. a 13.
 
 
      Tym samym powstały znakomite warunki dla nieoficjalnego obrotu alkoholem, przynoszącego krociowe zyski. Zniknęli meliniarze, a pojawili się „spekulanci alkoholem”. Monitorująca nielegalny rynek Komenda Główna MO podkreślała, że reglamentacja radykalnie zmniejszyła liczbę drobnych handlarzy alkoholem, mających teraz problemy zarówno z jego zakupem, jak i z ewentualnym wytłumaczeniem posiadania większej ilości.
 
 
      Większą szansę mieli teraz hurtownicy, dysponujący odpowiednim kapitałem (również w dewizach),  kontaktami, możliwościami organizacyjnymi i technicznymi. Szybko powstał cały wachlarz technik pozyskiwania alkoholu - od kreatywnego wykorzystywania państwowych producentów, przez kradzieże i fałszerstwa kartek, po zakupy w sklepach dewizowych.
 
 
     Najprostszym sposobem było zdobycie alkoholu u źródła  - w państwowych wytwórniach. Fabryki „Polmosu” prowadziły pod presją związków zawodowych i często za zgodą miejscowych władz własną politykę dystrybucyjną, zarówno przyznając pracownikom prawo do zakupu dużych ilości alkoholu, wymieniając go za produkcję innych zakładów, jak również sprzedając bezpośrednio, z pominięciem sieci handlowej, instytucjom i osobom prywatnym.
 
 
      Dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego, na początku lutego 1982 roku praktycznie zlikwidowano „alkoholowe” deputaty dla pracowników oraz zakazano sprzedaży alkoholu przez „Polmosy” poza oficjalną siecią handlową. Jednocześnie  wymieniono część pracowników dozoru, zaś całym załogom „Polmosów” zwiększono o 20% pensje (co miało ich powstrzymywać przed kradzieżami).
 
 
      Pomimo tych działań nie zlikwidowano  nadużyć w zakładach spirytusowych. Podstawową ich metodą było generowanie nadwyżek w produkcji, dzięki np. stosowaniu górnych norm ubytków i tzw. zaników produkcyjnych. Podczas transportu najczęściej wykorzystywano normę tzw. stłuczek. Jak wskazywał w maju 1984 roku gen. Edwin Rozłubirski przy przewozach np. octu lub denaturatu stłuczek było dziesięć razy mniej niż w przypadku wódki czy spirytusu. Tylko w 1983 roku podczas transportu kolejowego „stłukły” się alkohole o wartości ponad 729 mln zł.  „Tradycyjne” kradzieże były wielokrotnie mniejsze..
 
 
      Ponadto sposoby kradzieży stały się coraz bardziej wyrafinowane, np. w 1983 roku w Lublinie grupa kierowców i konwojentów dostarczających alkohole do sklepów Peweksu „opracowała metodę otwierania i zamykania [butelek] bez uszkodzeń nakrętek aluminiowych, co pozwoliło im opróżniać butelki z wódek i spirytusu, a napełniać wodą i z tą zawartością zdawać odbiorcy”. Sprawców nie wykryto.
 
 
      Odbiorcami alkoholu z nadwyżek czy kradzieży byli zarówno drobni meliniarze, jak też prawdziwi hurtownicy – przede wszystkim pracownicy sklepów monopolowych oraz szefowie placówek gastronomicznych. I tak np.  w 1982 roku ajentka restauracji w Księżym Dworze koło Działdowa upłynniła ponad 43 tys. butelek wódki, osiągając zysk w wysokości 9 mln złotych.  Ajenci poznańskich barów „Dobosz” i „Osiedle” sprzedali ok. 20 tys. butelek. Doniesienia o sprzedaży kilku tysięcy flaszek alkoholu były na porządku dziennym.
 
 
      Skomplikowany system zamienników (kawa, czekolada itp. za alkohol)  praktycznie uniemożliwiał skuteczny nadzór. Nic więc dziwnego, iż na początku 1982 roku w jednym ze sklepów na warszawskim Mokotowie sprzedano bez kartek 6934 butelki wódki, a  placówka w Kutnie upłynniła poza reglamentacją od lipca 1981 do lipca 1982 roku ok. 16 tys. butelek.
 
 
       Próbowano również tuszować nielegalne operacje przez powtórne rozliczenie wykorzystanych już kartek na alkohol lub przez ich podróbki. I tak w jednym tylko sklepie  WSS w Szczecinie znaleziono 3320 fałszywych kartek. Kartki na alkohol podrabiano powszechnie  w całym kraju.
 
 
      Równie opłacalne było kreatywne wykorzystywanie zarządzenia dającego urzędnikom administracji państwowej prawo przyznawania specjalnych przydziałów alkoholu z okazji narodzin, ślubu bądź zgonu. Powszechna strategią było np. zgłaszanie „w urzędach stanu cywilnego dokumentów w sprawie zawarcia małżeństwa jedynie w celu uzyskania zaświadczenia umożliwiającego zakup większej ilości alkoholu na uroczystość weselną. Po uzyskaniu zaświadczenia zainteresowani rezygnują z zawarcia związku małżeńskiego”.
 
 
     Jak ustalono w lutym 1982 roku trzej mieszkańcy Siedlec zostali oskarżeni o „wykup alkoholu na sfałszowane zaświadczenia i dalszą jego sprzedaż po cenach spekulacyjnych. Zabezpieczono komplet czcionek drukarskich, stemple, maszynę do pisania, służące do fałszowania zaświadczeń, uprawniających do zakupu alkoholu z tytułu uroczystości weselnych”. W sumie wykupili oni ponad 1500 butelek wódki, zarabiając 750 tys. zł.
 
 
     Czarnorynkowe ceny alkoholu były tak wysokie, a dolarowe, peweksowskie na tyle niskie, że opłacało się kupować wódkę w sklepach Pewexu, następnie ją odsprzedawać z  zyskiem kanałami nieoficjalnymi.
 
 
     W sklepach Peweksu alkohol można było bowiem kupić nie tylko bez kartek, ale również od rana, a nie od „ustawowej” godziny 13. Nic dziwnego, że były one drogą zaopatrzenia handlarzy alkoholem również po zniesieniu reglamentacji.
 
 
     Rezygnacja wiosną 1983 roku z reglamentacji alkoholu ograniczyła w niewielkim stopniu nielegalny handel. Zanikły jedynie oszustwa kartkowe i wyłudzanie zaświadczeń, ale nie inne metody uzyskiwania nadwyżek.
 
 
     Zniesienie racjonowania alkoholu i jednoczesne wprowadzenie ograniczeń godzin jego sprzedaży stanowiły doskonały fundament odbudowy systemu tradycyjnych melin.
 
 
     Nic też dziwnego, że do drugiej połowy lat osiemdziesiątych alkohol był prawdziwym bohaterem spekulacyjnych statystyk - jeszcze w 1987 roku handel nim stanowił około 60% wszystkich przypadków nielegalnego obrotu artykułami rynkowymi.
 
 
     Ograniczające swobodę sprzedaży alkoholu przepisy ustawy z 26 października 1982 roku zostały zniesione 19 lipca 1990 roku, podcinając byt większości melin. Z czarnego rynku zostali jednak wyeliminowani tylko detaliści. Prawdziwi hurtownicy mieli się dobrze, a alkohol stał się - obok benzyny — jednym z filarów szarej strefy epoki transformacji.
 
 
     Paradoksalnie bimber wcale nie przeszedł do historii i, mimo oficjalnego zakazu, produkuje się go powszechnie. Jedni czynią to z biedy, inni - jak na początku lat 80. - w ramach swoistego hobby, a samogon stał się atrakcją nawet eleganckich stołów!
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
 
J. Kochanowski – Tylnymi drzwiami. „Czarny rynek” w Polsce 1944-1989
 
M. Bednarski -  Drugi obieg gospodarczy. Przesłanki, mechanizmy i skutki w Polsce lat
osiemdziesiątych
 
K. Kosiński - Historia pijaństwa w czasach PRL. Polityka-obyczaje-szara strefa-
patologie
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>