
Dyskusja publiczna o problemie współpracy Lecha Wałęsy z SB pokazuje dziś także - a może wręcz przede wszystkim – jakie czynniki realnie kształtują konflikty między Polakami. I nie są to absolutnie spory programowe czy ocena faktów ale raczej walka o to kto ma prawo uważać się za elitę mentalną i kulturową społeczeństwa. Widać to choćby po tym, że zawartość dokumentów z biurka Czesława Kiszczaka, nie ma kompletnie żadnego wpływu na ocenę przeszłości Lecha Wałęsy. Można wręcz powiedzieć że im więcej zaskakująco wręcz kompromitujących faktów wychodzi na światło dzienne tym głośniejsze są deklaracje że Lech Wałęsa jest bohaterem i symbolem narodowej dumy.
To niewątpliwy fenomen.
Na początek proszę przeczytać pewien krótki fragment charakteryzujący postać Lecha Wałęsy. Pisany, jak by powiedziano dziś w redakcji Gazety Wyborczej, „językiem nienawiści”:
Wałęsa wykazał wielki talent w zacieraniu śladów i wywoływaniu napięć międzyludzkich (…) [Jest] nieobliczalny, nieodpowiedzialny, niepoprawny, a przede wszystkim nieudolny (…). Nie jest w stanie uczyć się na własnych błędach, gdyż jest przekonany, że ich nigdy nie popełnił (…). Ideałem Wałęsy jest przejęcie pełnej władzy bez odpowiedzialności (…). Jego polityczne ambicje mogą doprowadzić Polskę do katastrofy (…). Z symbolu polskiej demokracji stał się jej groteskową karykaturą (…) „Solidarność” służy mu jedynie jako środek do realizacji własnych ambicji (…). Jego niewiedza w sprawach gospodarki i międzynarodowych straszy i paraliżuje Polaków i zagranicznych partnerów (…) [Gdyby wygrał wybory byłby] czynnikiem destabilizacji i nieładu, izolującym Polskę od reszty świata”
Być może część z Państwa się domyśla – tak to oczywiście fragment eseju Adama Michnika, opublikowanego w 1990 roku w „Die Tageszeitung” oraz „La Libération”. [1] Dziś za takie słowa Jerzy Owsiak groziłby Michnikowi że mu „da z bańki”. Ale najciekawsze jest w tym tekście przede wszystkim to, że środowisko Gazety Wyborczej z dużym zaangażowaniem emocjonalnym zarzuca krytykom Wałęsy dokładnie to samo co Michnik samemu Walęsie zarzucał w 1990 roku: dzielenie ludzi, nieobliczalność, nieodpowiedzialność, nieudolność, straszenie Polaków, karykaturyzację demokracji, odstraszanie zagranicznych inwestorów czy izolację na arenie międzynarodowej.
Oczywiście nie czynię zarzutu z tego że Michnik zmienił poglądy na temat Wałęsy. Nie on jeden zresztą. Choć oczywiście można dywagować dlaczego coraz bardziej bulwersujące decyzje Wałęsy w latach dziewięćdziesiątych, a z czasem także przygnębiające dokumenty o jego współpracy z SB, zmniejszały sympatię dotychczasowych stronników byłego szefa Solidarności, natomiast im więcej błota z życiorysu Wałęsy wychodziło na jaw, tym większa była sympatia i podziw jakie deklarował wobec niego Adam Michnik.
Chciałbym jednak wyraźnie zwrócić uwagę że te zarzuty jakie dziś feruje wobec przeciwników politycznych środowisko Gazety Wyborczej – czyli niszczenie demokracji, straszenie i dzielenie Polaków, izolację na arenie międzynarodowej czy odstraszanie zagranicznych inwestorów, nie są niczym nowym. Padały one bowiem zawsze gdy ktoś się nie podobał Adamowi Michnikowi albo redakcji jego gazety.
Dlaczego pojawiły się w 1990 roku? Michnik był na Wałęsę wściekły za zablokowanie propozycji „Wasz prezydent – nasz premier”. Według pomysłu Michnika i środowiska Gazety Wyborczej, PZPR miał desygnować człowieka na stanowisko prezydenta RP, natomiast środowisko opozycji miało zdaniem Michnika desygnować premiera. Był to oczywiście jawny deal, który wywołałby ostre protesty, wiadomo bowiem było że propozycja ta była realnym podziałem władzy między aparat partyjny kierowany przez Kiszczaka, Jaruzelskiego, Cioska czy Sekułę a ówczesną lewicę laicką w której Michnik i Geremek dyktowali kierunki. Wałęsa – reprezentujący ówcześnie „związkową” i konserwatywną część opozycji miał zostać odsunięty od wpływów – podobnie jak ludzie których reprezentował. Jak wiadomo plan ten się nie powiódł, w ogromnej mierze dzięki sojuszowi jaki Wałęsa zawarł wówczas z Romanem Malinowskim – szefem ZSL i Janem Janowskim – szefem SD. Co więcej – sojuszowi ponad głowami PZPR co rozbijało prosty podział sił. Trudno dziś w kilku słowach recenzować tamte wydarzenia – była to przecież ostra polityczna walka o władzę po pół wieku komunizmu, ale sposób ówczesnej retoryki Michnika po prostu trudno przeoczyć. Powtarza się ona bowiem – niemal w niezmienionej formie (choć z czasem „ubogacona” o oskarżenia o antysemityzm albo faszyzm) – wobec każdego środowiska politycznego przeciwnego ekipom popieranym przez Gazetę Wyborczą.
Dzielenie Polaków z powodu nienawiści, zawiści i cynizmu, chore i obezwładniające ambicje sprawowania władzy za wszelką cenę, niszczenie demokracji, wywoływanie strachu wśród zagranicznych recenzentów Polski czy wręcz zamykanie jej okna na świat – to uniwersalny zestaw oskarżeń, i dzisiejsza ekipa PiS-u absolutnie nie otwiera tu żadnego nowego rozdziału. W roku 90-tym to Wałęsa dzielił Polaków i ośmieszał demokrację, dziś dzieli i ośmiesza ją PiS, jutro będzie dzielił i ośmieszał ktoś inny – może Petru a może Schetyna. Zależy co się będzie opłacać. Czytelnicy Wyborczej – całkiem już pewnie nowe pokolenia czytelników będą się w patriotycznym zapale rzucać do gardeł każdemu kto zdaniem światłych redaktorów będzie odbiegał mentalnie od światłych idei.
[1]
https://pl.wikiquote.org/wiki/Lech_Wa%C5%82%C4%99sa
To niewątpliwy fenomen.
Na początek proszę przeczytać pewien krótki fragment charakteryzujący postać Lecha Wałęsy. Pisany, jak by powiedziano dziś w redakcji Gazety Wyborczej, „językiem nienawiści”:
Wałęsa wykazał wielki talent w zacieraniu śladów i wywoływaniu napięć międzyludzkich (…) [Jest] nieobliczalny, nieodpowiedzialny, niepoprawny, a przede wszystkim nieudolny (…). Nie jest w stanie uczyć się na własnych błędach, gdyż jest przekonany, że ich nigdy nie popełnił (…). Ideałem Wałęsy jest przejęcie pełnej władzy bez odpowiedzialności (…). Jego polityczne ambicje mogą doprowadzić Polskę do katastrofy (…). Z symbolu polskiej demokracji stał się jej groteskową karykaturą (…) „Solidarność” służy mu jedynie jako środek do realizacji własnych ambicji (…). Jego niewiedza w sprawach gospodarki i międzynarodowych straszy i paraliżuje Polaków i zagranicznych partnerów (…) [Gdyby wygrał wybory byłby] czynnikiem destabilizacji i nieładu, izolującym Polskę od reszty świata”
Być może część z Państwa się domyśla – tak to oczywiście fragment eseju Adama Michnika, opublikowanego w 1990 roku w „Die Tageszeitung” oraz „La Libération”. [1] Dziś za takie słowa Jerzy Owsiak groziłby Michnikowi że mu „da z bańki”. Ale najciekawsze jest w tym tekście przede wszystkim to, że środowisko Gazety Wyborczej z dużym zaangażowaniem emocjonalnym zarzuca krytykom Wałęsy dokładnie to samo co Michnik samemu Walęsie zarzucał w 1990 roku: dzielenie ludzi, nieobliczalność, nieodpowiedzialność, nieudolność, straszenie Polaków, karykaturyzację demokracji, odstraszanie zagranicznych inwestorów czy izolację na arenie międzynarodowej.
Oczywiście nie czynię zarzutu z tego że Michnik zmienił poglądy na temat Wałęsy. Nie on jeden zresztą. Choć oczywiście można dywagować dlaczego coraz bardziej bulwersujące decyzje Wałęsy w latach dziewięćdziesiątych, a z czasem także przygnębiające dokumenty o jego współpracy z SB, zmniejszały sympatię dotychczasowych stronników byłego szefa Solidarności, natomiast im więcej błota z życiorysu Wałęsy wychodziło na jaw, tym większa była sympatia i podziw jakie deklarował wobec niego Adam Michnik.
Chciałbym jednak wyraźnie zwrócić uwagę że te zarzuty jakie dziś feruje wobec przeciwników politycznych środowisko Gazety Wyborczej – czyli niszczenie demokracji, straszenie i dzielenie Polaków, izolację na arenie międzynarodowej czy odstraszanie zagranicznych inwestorów, nie są niczym nowym. Padały one bowiem zawsze gdy ktoś się nie podobał Adamowi Michnikowi albo redakcji jego gazety.
Dlaczego pojawiły się w 1990 roku? Michnik był na Wałęsę wściekły za zablokowanie propozycji „Wasz prezydent – nasz premier”. Według pomysłu Michnika i środowiska Gazety Wyborczej, PZPR miał desygnować człowieka na stanowisko prezydenta RP, natomiast środowisko opozycji miało zdaniem Michnika desygnować premiera. Był to oczywiście jawny deal, który wywołałby ostre protesty, wiadomo bowiem było że propozycja ta była realnym podziałem władzy między aparat partyjny kierowany przez Kiszczaka, Jaruzelskiego, Cioska czy Sekułę a ówczesną lewicę laicką w której Michnik i Geremek dyktowali kierunki. Wałęsa – reprezentujący ówcześnie „związkową” i konserwatywną część opozycji miał zostać odsunięty od wpływów – podobnie jak ludzie których reprezentował. Jak wiadomo plan ten się nie powiódł, w ogromnej mierze dzięki sojuszowi jaki Wałęsa zawarł wówczas z Romanem Malinowskim – szefem ZSL i Janem Janowskim – szefem SD. Co więcej – sojuszowi ponad głowami PZPR co rozbijało prosty podział sił. Trudno dziś w kilku słowach recenzować tamte wydarzenia – była to przecież ostra polityczna walka o władzę po pół wieku komunizmu, ale sposób ówczesnej retoryki Michnika po prostu trudno przeoczyć. Powtarza się ona bowiem – niemal w niezmienionej formie (choć z czasem „ubogacona” o oskarżenia o antysemityzm albo faszyzm) – wobec każdego środowiska politycznego przeciwnego ekipom popieranym przez Gazetę Wyborczą.
Dzielenie Polaków z powodu nienawiści, zawiści i cynizmu, chore i obezwładniające ambicje sprawowania władzy za wszelką cenę, niszczenie demokracji, wywoływanie strachu wśród zagranicznych recenzentów Polski czy wręcz zamykanie jej okna na świat – to uniwersalny zestaw oskarżeń, i dzisiejsza ekipa PiS-u absolutnie nie otwiera tu żadnego nowego rozdziału. W roku 90-tym to Wałęsa dzielił Polaków i ośmieszał demokrację, dziś dzieli i ośmiesza ją PiS, jutro będzie dzielił i ośmieszał ktoś inny – może Petru a może Schetyna. Zależy co się będzie opłacać. Czytelnicy Wyborczej – całkiem już pewnie nowe pokolenia czytelników będą się w patriotycznym zapale rzucać do gardeł każdemu kto zdaniem światłych redaktorów będzie odbiegał mentalnie od światłych idei.
[1]
https://pl.wikiquote.org/wiki/Lech_Wa%C5%82%C4%99sa
(1)