
Marzenia te można określić jako w pewnym sensie realne i w pewnym sensie nierealne. Realne są one w tym znaczeniu, że właściwie nie mamy innej drogi do mocarstwowości. Nam Polakom i im, Ukraińcom (szerzej: Rusinom w dorzeczu Dniepru), czegoś brakuje do tego, aby samodzielnie stworzyć imperium. Łącząc siły mamy szanse zdecydowanie większe. Tworzymy co prawda międzycywilizacyjną hybrydę, ale hybryda ta co najmniej raz w historii pokazała swoje kły barbarzyńcom ze wschodu i zachodu. A przecież o nic innego nie chodzi, jak tylko o wzajemne gwarancje bezpieczeństwa. Nierealność naszych marzeń wyrasta z ponurej realności. Barbarzyńcy ze wschodu i zachodu robią wszelkie wysiłki, aby taka hybryda realnie nigdy nie powstała. Wystarczy spojrzeć na mapy historyczne Europy wieków XV-XVI, aby zrozumieć, że jedność Sarmackiego Obszaru Wolności automatycznie nieomal oznacza stopniowe rozdrobnienie Cesarstwa Rzymskiego narodu niemieckiego. Oznacza dlań wewnętrzne wojny religijne. Oznacza wzrost potęgi Turcji. Natomiast na obszarze mongolskim wyrasta co prawda agresywna tyrania moskiewska, ale jej wpływy ciągle są równoważone przez Chanat Krymski.
Konieczność powołania środkowoeuropejskiego mocarstwa będzie jeszcze bardziej oczywista, gdy uświadomimy sobie, że Polska pierwszych Piastów nie była zdolna do utrzymania swojej suwerenności. Początkowo Piastowie tego nie rozumieli, ale wkrótce musieli ustąpić pod naporem niemczyzny. Ruś Kijowska padła natomiast w wyniku najazdu mongolskiego. Papiestwo, które niczym Ameryka z dalekich przestworzy udzielało Polsce cywilizacyjnej pomocy, nie było w stanie uchronić Polski przed popadnięciem w stan rozkładu po klęsce pod Legnicą.
Pomyślmy więc o tym, jak mogłoby wyglądać to odrodzone, sarmackie mocarstwo.
Wariant pierwszy: Ukraińcy „niewolą” Polaków
W tej chwili i w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat Ukraińcy mogą zainicjować jego powstanie, ponieważ najbardziej go w tej chwili potrzebują. Ze strony polskiej nie ma jednak dostatecznie silnej odpowiedzi pozytywnej, gdyż społeczeństwo polskie naładowane jest złymi wspomnieniami o banderowcach i – jednocześnie (lemingi) – skutecznie sterroryzowane katastrofą smoleńską. Na bazie tych dwóch emocji u obu „narodów polskich” (moherów i lemingów) barbarzyńcy ze wschodu paraliżują naszą wolę działania. Jeżeli w ciągu najbliższych kilku lat Polska nie odpowie na ofertę Ukrainy, Ukraina stanie w obliczu konieczności wywarcia na Polskę nacisku graniczącego z przymusem. Na razie takich możliwości Ukraina nie posiada, ale niewykluczone, że Amerykanie dostarczą jej w tym celu niezbędnych środków. Wyobraźmy sobie Bula, który w dramatycznym wystąpieniu telewizyjnym jako obrońca „polskiej racji stanu” przeciwstawia się „złym nacjonalistom z Ukrainy”, którzy próbują zmusić Polskę do zawarcia sojuszu, względnie do utworzenia wspólnego rynku i otwarcia gospodarki dla ukraińskich oligarchów. Bul będzie z pewnością apelował do naszego patriotyzmu i zapewne otrzyma wsparcie z Moskwy, nawet jeśli będzie ona poważnie osłabiona. Zostaniemy w ten sposób wepchnięci w typowy dla polsko-ukraińskich relacji konflikt emocjonalny, w którym świadomość dziejowej konieczności takiego sojuszu będzie walczyła z trudnym do przezwyciężenia odruchem niechęci i nienawiści.
Wariant drugi: Polacy „niewolą” Ukraińców
Wariant ten zgłosił jakiś czas temu Jan Bogatko. Chodzi o to, że naciskana przez Moskwę i okrajana z kolejnych kawałków terytorium Ukraina dostanie od Polski ofertę unii państwowej, na zasadach równorzędności lub autonomii. Jako że Polska jest członkiem NATO z jakimiś tam gwarancjami bezpieczeństwa, Ukraina automatycznie stanie się członkiem (czy raczej pod-członkiem) NATO. Tu oczywiście nasuwa się wątpliwość, czy kraje NATO rozciągną owe wątpliwe gwarancje na „nowe terytorium” Polski. Gdyby Ukraina została – formalnie rzecz biorąc - „wchłonięta” do Polski, to pewnie nie byłoby przeszkód z prawnego punktu widzenia. Gdyby jednak powstała unia równorzędna, to wówczas Ukraina musiałaby zapewne osobno negocjować swoje członkostwo w NATO. A ponieważ nie wierzę w to, aby Ukraińcy zechcieli tak łatwo się Polsce podporządkować, więc wariant wydaje mi się mało realny i prawdopodobnie zostałby wyciągnięty jak królik z kapelusza dopiero wtedy, gdy moskiewska armia byłaby gdzieś nad Zbruczem. O, wtedy niewątpliwie społeczeństwo polskie przyklasnęłoby temu pomysłowi, ale nie wiem, czy Ukraińcy tak łatwo stali by się lojalnymi obywatelami naszego kraju... Byłoby to zresztą zrealizowanie moskiewskiego scenariusza: Polska bierze Lwów, Moskwa bierze resztę. Obawiałbym się w takim razie powtórki rzezi na Wołyniu w jakiejś nowej, jeszcze gorszej odsłonie.
Wariant trzeci (najlepszy): sojusz obywatelski
Ujmując rzecz najkrócej: oba kraje uznają nawzajem obywateli drugiego kraju jako swoich własnych. Ukraińcy mogą głosować w Polsce, Polacy mogą głosować na Ukrainie. Formalnie rzecz biorąc oba kraje pozostają z osobnymi rządami, systemami prawnymi, instytucjami, ale dzięki tej „wymianie obywateli” stopniowo powstaje naturalny sojusz i stopniowo powstają jego instytucje. Stolicą sojuszu obywatelskiego staje się w sposób naturalny Lwów lub któreś z sąsiednich miast na Ukrainie. W tym tyglu dochodzi do rutenizacji polszczyzny i spolszczenia języka ukraińskiego. Oba te języki są zresztą sobie tak bliskie, że przychodzi to w sposób zupełnie naturalny. Za kilkaset lat powstanie nowy język, zwany nie bez kozery językiem sarmackim. Bez żadnych odrębnych umów i negocjacji międzyrządowych powstaje to wszystko, co niezbędne dla wspólnej koegzystencji. W chwilach zagrożenia Polski, Polacy mogą łatwo wymusić na rządzie Ukrainy udzielenie pomocy (są przecież jej obywatelami). I na odwrót: zagrożona Ukraina może być pewna, że rząd polski pośpieszy jej na pomoc, bo w przeciwnym razie trudno by mu było zachować stabilność.
W przyszłości sojusz może przechodzić różne kryzysy i nawet kilkudziesięcioletnie okresy zerwania, a może i wojny. Pozostanie jednak pamięć o korzyściach z niego płynących i rosnący sentyment. Obywatele będą wymuszać na rządach powrót do sojuszu. Wkrótce też wokół sojuszu będą orbitować inne kraje Europy Środkowej: Litwa jako pierwsza zrozumie korzyści z niego płynące. Gdy przystąpi do niego także Estonia i Łotwa, przyjdzie czas i na Białoruś. Związki z krajami południa będą luźniejsze, ale wkrótce do sojuszu przystąpi Słowacja i Węgry. Rumunia będzie się czas jakiś opierać, ale wobec wzrostu wpływów tureckich, również zdecyduje się na związek ze Lwowem. Miasto to rozrośnie się i będzie przeżywało kilkusetletni okres swojego rozkwitu.
W tym samym czasie na Zachodzie i w Moskowii wzrosną tendencje rozkładowe. Rosnąć będzie natomiast potęga Chin, które będą wspólnie z Sojuszem trzymać obszar stepowy w ryzach. Nieprzypadkowo przecież szczyt potęgi dynastii Ming przypadł na czas, gdy Jagiełło był władcą Sarmackiego Obszaru Wolności.
Ale się rozmarzyłem, co? Realnie nie realne. Ale jeśli nierealne, to biada nam. Wrócimy nie z tarczą, ale na tarczy. I kolejnej szansy już nie będzie.
Jakub Brodacki
25 Comments
Alchymisto,
20 July, 2014 - 15:30
Nie sądzę, aby wariant trzeci był możliwy, właśnie z powodu obaw, które wyraziłeś w wariancie drugim.
Między Polakami i Ukraińcami powstało zbyt wiele uprzedzeń, a także lęków.
Uważam, że jdyna forma dobrej, wspólnej egzystencji państw Europy Środkowej to nie tworzenie jednego, wielkiego, jagiellońskiego państwa, ale ścisła współpraca niezależnych, wolnych, równorzędnych państw narodowych. Coś podobnego widział Lech Kaczyński.
To też jest jakaś tam odmiana idealizmu, ale chyba bliższe to realizmowi niż Twoja koncepcja.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kot
20 July, 2014 - 17:28
Brak takich więzi spowoduje, że prędzej czy później elita jednego lub drugiego narodu bedzie kombinować za plecami drugiej, jak to wielokrotnie w historii bywało. Podkreslam: wielokrotnie. Także w czasach I RP, o czym przypomina nam choćby Potop Sienkiewicza. Ale to był już schyłek dawnej potęgi, a mimo to o przetrwaniu państwa zadecydowały nie wielkie rody, lecz właściciele jednego lub kilku folwarków, chłopi, mieszczanie miast - zarówno w Koronie, jak i na Litwie, gdzie po kilku latach okupacji moskiewskiej mieli ich serdecznie dość i z utęsknieniem oczekiwali nadejścia dwyizji Czarnieckiego i Sapiehy.
Kluczem jest więc porozumienie obywatelskie.
Przyszłość alternatywna?
20 July, 2014 - 17:32
Zamiast pogodzić się z tym, że granica między Europą a Azją przebiega gdzieś w pobliżu Kamieńca i Królewca, i wejść w sojusz z innym państwem wschodnioeuropejskim - Węgrami, Polska dała się wpuścić unię z zachodnioazjatycką Litwą. Sojusz nie mniej egzotyczny niż Maroka z Meksykiem.
To że na chwilę powstało silne państwo polsko-litewsko-ruskie, świadczy tylko o tym, że Kraków miał ogromny potencjał, który potrafił tej egzotyczny sojusz przez jakiś czas utrzymać, zanim wszystko się rozleciało.
ro
20 July, 2014 - 20:24
Nie idealizowałbym Węgrów. Mieli z nami sporny teren: Ruś Czerwoną. I byli silnie związani z Niemcami, o czym dobrze wiesz. Najpierw musieliśmy wejść w sojusz z Litwą, a dopiero POTEM z Węgrami. Niesnaski dynastyczne między Jagiellonami to inny temat.
Dalej: spójrz na mapę, którą załączyłem. Królestwo Polskie miało kształt ogórka, wciśniętego między większych i silniejszych. Jak sobie wyobrażasz obronę tak rozciągniętej granicy przed Węgrami, Turkami, Brandenburczykami, Krzyżakami, Piastami Sląskimi, Litwinami i Bóg wie kim jeszcze? A jeszcze nie daj Boże Kaźko Słupski zostaje królem Polski... To już w ogóle horror! Nie do obrony i wszędzie wrogowie szarpiący po kawałku.
Jeśli "chwila" Twoim zdaniem trwa z okładem 250 lat, to ja bardzo chciałbym, żeby takie 250 lat było przed nami, a nie za nami. Ćwierć tysiąclecia pokoju, dostatku i spokojnego rozwoju, bez zagrożenia żywotnych centrów państwa, z lokalnymi wojnami na pograniczach.
Alchymisto
20 July, 2014 - 23:41
No to co, że z Węgrami był spór? Nie takie spory daje się rozwiązać. A choćby i chromolić Ruś Czerwoną, gdy do wygrania był Śląsk - złoto i węgiel kopalny w Wałbrzychu (zamiast drzewnego) i wcale nie tak nieprawdopodobne narobienie przykrości Habsburgom w porozumieniu z Luksemburgami, albo odwrotnie.
250 lat spokoju. Przy litewskim ostracyzmie...
Za co Zygmunt August odesłał matkę do Włoch, za intrygi, tak? Owszem, tylko że te "intrygi" polegały na wzmacnianiu gospodarki Korony.
250 lat spokoju oznaczało, że potencjał był na cztery razy tyle, i to bez Jej Litewskiej Łaski.
@alchymista
20 July, 2014 - 19:03
Sięgasz poziomu niejakiego Coryllusa. Patrzę na to z niepokojem.
Pozdrawiam
@tł
20 July, 2014 - 20:11
Gdy cywilizacja stepu słabnie, cywilizacje ziemi podnoszą głowę. Gdy Imperium Mongolskie zaczęło słabnąć, w Chinach odrodziła się rodzima dynastia Ming. A na Zachodzie Olgierd uwolnił Ukrainę z jarzma mongolskiego.
@alchymista
20 July, 2014 - 20:20
Trzeba wiedzieć do czego holizm daje się zastosować.
@tł
20 July, 2014 - 20:26
@alchymista
20 July, 2014 - 20:31
@tł
20 July, 2014 - 20:34
@alchymista
20 July, 2014 - 20:38
@tł
20 July, 2014 - 20:40
@alchymista
20 July, 2014 - 20:44
@tł
20 July, 2014 - 20:47
@alchymisya
20 July, 2014 - 20:57
Alchymisto
20 July, 2014 - 20:26
Dołączę do Szarego Kota ze swoją opinią. Ja także uważam, że wciąż możliwa do zrealizowania jest wizja Lecha Kaczyńskiego. Ale nawet ona wymaga uregulowania stosunku do wołyńskiego ludobójstwa.To jeszcze daleka droga, choć mam nadzieję, że nie jest niemożliwa.
Ellenai
20 July, 2014 - 20:31
Z drugiej strony popatrz na to tak. Pod koniec rzadów Jagiełły doszło do "wojny domowej" polsko-litewskiej. Nazywana jest ona wojną łucką. W szkołach się o niej nie uczymy, ale Długosz przekazał, że zasiało się tam wielkie ziarno nienawiści. Dochodziło ze strony Litwinów do straszliwych ekscesów, łącznie z ludożerstwem na Polakach. Pomijam fakt, że Długosz miał obsesję antylitewską, w każdym razie wzajemne stosunki nigdy nie były tak złe.
Na szczęście rozsądni ludzi w jednym i drugim państwie skleili unię na powrót. Koszt był ciężki, bo w imię tej unii Jagiellonowie przesunęli ciężar państwa za bardzo na zachód i południe, w efekcie czego utracono wszystkie ziemie siewierskie, Nowogród i Smoleńsk... Ale mimo wszystko unia przetrwała i na początku XVII wieku odrobiła cześć strat...
Alchymisto
20 July, 2014 - 20:53
Nie wiem dlaczego, mimo zmieniających się okoliczności, pokutuje u nas niezmienne przekonanie, że Litwini ogólnie nas lubią, natomiast Ukraińcy nienawidzą. Wielokrotnie spotkałam się w sieci z takimi właśnie opiniami. Zdaje się, że ich autorzy, w oderwaniu od rzeczywistości projektują swoje własne chęci i niechęci do tych narodów na nie same.
Tymczasem badania pokazują coś zgoła odmiennego.
Aż 51 proc. Litwinów nie chce mieszkać w sąsiedztwie Polaków - informuje sondażownia GfK Custom Research Baltic; 24 procent nie życzy sobie sąsiedztwa Polaków w żadnym wypadku, a 27 proc. raczej by nie chciało. Dla porównania, w 2008 r. Polaków za sąsiadów nie chciało 9,5 proc. mieszkańców Litwy.
Polacy na zachodniej Ukrainie cieszą się sympatią aż 79 proc. badanych, podczas gdy na całej Ukrainie poziom ciepłych odczuć wobec Polski to 50 proc. To wyniki przeprowadzone przez Rating Group Ukraine dla amerykańskiego International Republican Institute.
Z badania wynika, że Ukraińcy cieplej wypowiadają się o Polsce niż o Unii Europejskiej, Kanadzie, USA i Rosji. Aż 50 proc. z nich żywi w stosunku do Polaków ciepłe odczucia, podczas gdy chłodno o naszych rodakach myśli zaledwie 15 proc. Wyniki dla Unii Europejskiej to 46 (pozytywnych wskazań) i 22 (negatywnych), dla USA 37/24, dla Kanady 40/16, a dla Rosji 31/45.
Co ciekawe - Polacy najbardziej lubiani są na zachodniej Ukrainie, na której rzekomo kwitnie polakożerczy ruch banderowski. Wśród ankietowanych z zachodniej Ukrainy pozytywnie do narodu polskiego ustosunkowanych jest aż 79 proc.! Negatywne odczucia wobec Polaków ma na zachodniej Ukrainie jedynie 2 proc. pytanych (reszta deklaruje neutralny stosunek). Wysokim poziomem sympatii Polacy cieszą się także na środkowej Ukrainie - wynosi on 70 proc.
Okazuje się, że najgorzej z pozytywnymi uczuciami wobec Polski jest w zrusyfikowanych częściach Ukrainy, czyli wśród sympatyków Wiktora Janukowycza. Tam, gdzie kult Bandery nie istniał i nie istnieje. Na południowej Ukrainie o Polakach dobrze myśli 25 proc., a negatywnie - 31 proc. Natomiast na wschodniej Ukrainie do sympatii wobec Polaków przyznaje się 24 proc., podczas gdy 27 proc. ma przeciwne zdanie.
Ellenai
20 July, 2014 - 22:37
Ellenai
21 July, 2014 - 12:07
Oczywiście nikogo, kto słyszał o Ponarach...
Tak było, jest i będzie. Było za Jagiełły, było za Zygmunta Augusta (który przegonił matkę z Polski, bo ośmieliła naruszyć ustaloną "równowagę" gospodarczą między Litwą, a Koroną), było za Radziwiłłów, jest i teraz, kiedy naturalizowanej Lietuvce, bardziej litewskiej, niż rodowici Żemajtisi, chciałoby się rzec w twarz kilka ciepłych słów.
Powtarzam: UPL była błędem. To że - jak twierdzi Alchymista, "dała 250 lat spokoju", oznacza że potencjał ze strony Polski był na cztery razy wiecej.
Polska była po scaleniu i po Kazimierzu Wielkim w fazie wzrostu, podobnie jak Węgry po Ludwiku Nagy'u. Można było - należało się z nimi dogadać. Co z tego, że był spór o Ruś Czerwoną? A do diabła z nią!
W zasięgu było ćwierć Europy, albo i więcej. Niemcy, wspólnymi siłami, byli do ogrania. Nie do ogrania byli jedynie Anglicy i Hiszpanie, ale to za daleko.
Krzyżacy... Po "zneutralizowaniu" Niemiec Krzyżacy nauczyliby się polskiego szybciej, niż Steffen Möller.
Moskwa? Orda? A niechby się Litwini i Rusini z nimi użerali! Można by im co najwyżej od czasu do czasu pomóc (albo i nie).
A sondaże, które przywołujesz...
Tak sobie myślę, że przeprowadzone 72 lata temu, dałyby podobne wyniki.
Wiesz, co mną najbardziej telepnęło, gdy słuchałem i czytałem wspomnienia tych którzy przeżyli?
Już nawet nie opisy okrucieństw, choć te też (zwłaszcza dotyczące moich najbliższych), ale spokojna rozmowa Polaków z sąsiadką, starszą kobietą, gdy odważyli się wrócić, bo przecież nie wszyscy po pogromach uciekli do miast.
-Dlaczego to robiliście?
-Tak było trzeba.
-Ale przecież razem pracowaliśmy w polu, chlebem się dzielili, na weselach bawili?
-Wy dobre ludzie.
-A nie będziecie już nas mordować?
-Jak będzie trzeba...
Nikt mnie nie przekona do aliansów z nimi, nawet Jarosław Kaczyński.
Marzenia
20 July, 2014 - 22:13
Proszę nie niedoceniać siły marzeń.
@ość
20 July, 2014 - 22:39
wątek uboczny
21 July, 2014 - 11:06
Staruszkowi który "takie widzi świata koło, jakie tępemi zakreśla oczy" kręcą się w nich - liczniejsze od czasu Euromajdanu - łezki tej rosy, co je ma wyjeść, nim słońce wzejdzie, próbuje je więc osuszać tym, co pod ręką, choćby papierem.
Oto jego kawałek :
"..Obecnie jesteśmy z pewnością świadkami końca Europy.
W jaki sposób mogłaby zbudować Europę demokracja parlamentarna, która wszędzie ledwo zipie i zajmuje się, jak na przykład we Francji, lokalizacją sklepów z tytoniem ?
Życzę wszystkiego najlepszego federacji, której brakuje przywództwa..
Dlaczego demokracja, która omal nas nie zniszczyła, i nie jest nawet w stanie zapewnić rozwoju Belgii, ma być nietykalną świętością w czasie, gdy musimy pokonywać olbrzymie trudności związane z budową Europy ?
Wiesz równie dobrze jak ja, że Europa albo będzie porozumieniem państw, albo niczym.
A więc niczym.
Jesteśmy ostatnimi Europejczykami w Europie, która była chrześcijańska.
Była to Europa poraniona, ale przecież istniała.
Europa, w której narody wzajemnie się nienawidziły, była czymś bardziej realnym, niż dzisiejsza.
(...)
Jeśli musimy patrzeć jak umiera Europa, no to patrzmy.
Coś takiego nie zdarza się codziennie !"
(Generał Charles de Gaulle - w ostatniej rozmowie z Andre Malraux)
***
Nie wiem czy Ukraińcy zdążą na pogrzeb, ale nasz udział jest zagwarantowany, choć nie wiadomo, w jakim charakterze.
Razem czy osobno, nie będziemy z pewnością widzami.
Dla oszczędności grzebać się będzie ryczałtem.
@Andrzej Tatkowski
25 July, 2014 - 22:04
Zwracam uwagę, że I RP po fazie kryzysu (zwanej niesłusznie "złotym wiekiem"), przeszła etap konsolidacji i dokonała całkiem udanej ekspansji zewnętrznej na wschód. Także nie zamykałbym oczu Unii Europejskiej, jakkolwiek by trupem nie pachniała...
Tezy Waszej Miłości przypominają mi tezy marksistów, którzy wieki XVII-XVIII opisywali jako epokę "kryzysu". No naprawdę chciałbym zapytać ludzi tamtej epoki, czy postrzegali swoją epokę jako "kryzys". Fakt, że ciągłe wojny religijne i zbójeckie państwa typu Szwecja i Rosja były poważnym problemem i postrzegano je jako dopust boży. Ale w dziedzinie gospodarki jedyne co im doskwierało, to ustawiczny zalew fałszywej monety oraz dewaluacja.