
Żeby było jasne: nie kupuję, nie czytam, nie popieram – czy jakoś tak. Robię jednak wyjątek dla gazet, które chłonny mocnych wrażeń przyjaciel przywozi od czasu do czasu, gdy bywa u nas z wizytą. Przed wrzuceniem do pieca uważnie przeglądam „Gazetę Wyborczą” z 22 stycznia 2016 roku i z pewnym rozbawieniem dostrzegam, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Te same obsesje, ładnie ubrane w doskonałą polszczyznę. Generalnie pierwszoplanowym problemem Polski jest PiS i to na każdym możliwym polu. Największą grozę budzi jednak polityka zagraniczna oraz polityka kulturalna. Wacław Radziwinowicz z niekłamaną satysfakcją cytuje (miejmy nadzieję, rzetelnie) teksty z rosyjskiej prasy, świadczące o tym, że Rosjanom nowy rząd w Warszawie w zasadzie się podoba, ze względu na bliskość ideologiczną i sianie zamętu w Europie. Złośliwi mogliby powiedzieć, że dziennikarza zżera zazdrość, iż rządowi PiS może się udać to, czego nie zdołał osiągnąć Donald T., to znaczy Rosjanie zwrócą wrak tupolewa i odtajnią wszystkie tomy śledztwa katyńskiego. W zamian – uwaga – Polska miałaby zintensyfikować współpracę z Obwodem Kaliningradzkim. Nie wiadomo, ile w tekście Radziwinowicza jest własnych konfabulacji, a ile rzeczywistego omówienia rosyjskiej prasy. Wygląda jednak na oko, że Rosjanie po staremu chcieliby oddać Polsce pół księżniczki, a w zamian dostać całe królestwo. Testują więc cierpliwość ministra Waszczykowskiego. To jednak dla Radziwinowicza nie jest istotne, bo najważniejsze jest szczucie na PiS. Redakcyjna linia, a raczej obsesja.
W tekście Roberta Sankowskiego pod znaczącym tytułem „Bóg, honor, gitara, czyli ubogacanie kultury” autor omawia z kolei tzw. „rock patriotyczny”, wspierany jakoby przez ministra kultury Piotra Glińskiego. Tekst jest rozwlekły i po prostu nudny, ale może tylko dla mnie, bo mnie muzyka rockowa kompletnie nie podnieca. Zwraca uwagę tylko jedno: otóż cytowane przez Sankowskiego fragmenty tekstów piosenek „o czymś mówią”, wracają do jakiegoś „sensu”. Można się z nimi zgadzać, albo nie, ale jeśli porównamy je z masową prozą muzyczną z lat 90., to można powiedzieć, że z okresu intelektualnego przedszkola rock wszedł w fazę dorastania. W latach dziewięćdziesiątych te piosenki, których przymusowo musiałem słuchać („bo wszyscy ich słuchali”) były poświęcone głównie miłości, seksowi, problemom egzystencjalnym, a w wyjątkowo ambitnych przypadkach także poszukiwaniom nietypowej duchowości (hinduizm). To nie były złe piosenki, choć na ogół było ich bardzo mało. Poza listami przebojów zalewał nas w 90% totalny chłam. Kupiłem kiedyś raz czy drugi kasetę lub płytę artysty, który trafił na listę przebojów z powodu jednego jedynego sensownego utworu. Na całej płycie kompletna nicość, dno. Jeden utwór wybrany z kilkudziesięciu... Jeśli Sankowski nie dokonuje wyboru tendencyjnego, to można dojść do wniosku, że obecna twórczość rockowa uległa poprawie, a ponadto jest wyjątkowo konkretna, skupiona wokół zagubionego wcześniej poczucia wspólnoty, tworzenia wzorców heroizmu oraz przyzwoitości. Sankowski najwyraźniej obawia się, że ona dosłownie zdominuje, zaleje rynek, wyprze cokolwiek innego, a to wszystko będzie elementem „dobrej zmiany”.
W tytule napisałem, że za progiem czai się Moczar. Od dawna mam wrażenie, że dziennikarze GW najbardziej boją się wystąpień antysemickich i w zasadzie wszystko jest podporządkowane tej cichej obsesji. Ich zdaniem rządy PiS torują drogę rządom nacjonalistów i antysemitów oraz putinistów. Czy tak jest w istocie? Gdzie jest prawda, a gdzie zaczyna się „gazetowowybiórcza” konfabulacja?
Mogę tylko potwierdzić, że znaczna część dzisiejszej młodzieży nie postrzega Rosji jako największego zagrożenia. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi – choć nie wszyscy – nie wierzą w złe intencje Rosji i chcą z nią „po prostu handlować”. Europę znają lepiej, niż Rosję – to jest zresztą wybitna zasługa właśnie środowiska GW i wszelkich euroentuzjastów, którzy aż do wyrzygania przez lata katowali publiczność przymiotnikiem „europejski” odmienianym na wszystkie sposoby (na ogół sprzeczne z polską tradycją i tożsamością). Ruch nacjonalistyczny – moim zdaniem – nie jest dzieckiem PiS, lecz właśnie dzieckiem „Gazety Wyborczej”, która z uporem, przez całe lata, testowała psychiczną wytrzymałość młodych ludzi i wreszcie doczekała się reakcji. Nareszcie mają wroga, wywołanego z polskiej podświadomości zbiorowej. Eksperyment się udał.
I jeszcze coś zastanawiającego. W tekście Radziwinowicza ani razu nie pojawia się słowo „Waszyngton” czy „Pekin”, w jakimkolwiek kontekście. Tak jakby istniały na świecie tylko dwie stolice: Moskwa i Bruksela. To też coś mówi o linii redakcyjnej Gazety Wyborczej.
A zatem: do pieca! Skwierczeć w piekle, manipulatorzy!
Jakub Brodacki
ps. wszystkim wielbicielom Rosji polecam film o pożarze na stacji "Mir". Boki zrywałem za śmiechu, ale dla Rosjan to jest temat śmiertelnie poważny. To nas właśnie różni: oni robią sie poważni, gdy my dopiero zaczynamy się śmiać...
6 Comments
@alchymista
04 February, 2016 - 13:24
Wrażenie Cię nie zawodzi, ale po co odwoływać się do wrażeń, skoro zostało to literalnie wyartykułowane w sławnym wywiadzie Michała Cichego (to ten, co roznicowo "wypomniał" Powstańcom rzekome mordowanie Żydów) przeprowadzonym przez Cezarego Michalskiego - to z kolei postać nadal pokutująca w okolicach Krytyki Politycznej za błędy młodości ;-)))!
Cytuję:
Wróćmy jednak do pana drogi w "Gazecie". Czy pana Michnik uwodzi?
Imponuje mi, a potem przyjaźnimy się ze sobą. Ale w "Gazecie Wyborczej" miałem zupełnie innego mistrza, płci żeńskiej, czyli Helenę Łuczywo. Dla mnie Helena jest postacią rangi historycznej, nie można jej porównywać ze współczesnymi postaciami. Ze znanych mi ludzi, którzy w XX wieku żyli w Polsce, mogę ją porównać tylko do Celiny Lubetkin, która była żoną Antka Zukiermana, dowódcy ŻOB. I faktyczną dowódczynią powstania w getcie. Misja Heleny, która jest stuprocentową Żydówką, polegała zawsze na chronieniu polskich Żydów przed jakimkolwiek złym losem. To zadanie wykonała w stu procentach. Była komendantką ŻOB w latach 90. Nie można się dziwić, że ona ze swoim zapleczem kulturowym i genetycznym nie była specjalnie wrażliwa na to, że mordowano księży po 1981, czy że generał Fieldorf był ofiarą mordu sądowego, w którym brała udział sędzia Wolińska. Misją Łuczywo było ratowanie sędzi Wolińskiej i wszystkich, obojętnie jak zapisanych w historii Polaków żydowskiego pochodzenia przed jakimkolwiek nieszczęściem. Także przed naprawdę istniejącym tutaj antysemityzmem.
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/139087,wojna-pokolen-przy-...
Tyle, że ja z kolei odnoszę wrażenie iż to niecała prawda ;-)))! Nie "wszystkich Polaków żydowskiego pochodzenia", ale żydokomunistycznych kumpli, swoich i swoich rodziców. Nie słyszałem, żeby Helenka et consortes mieli kiedykolwiek ochotę ratować Antoniego Zambrowskiego, Bronisława Wildsteina czy innych żydokomunistycznych heretyków i herezjarchów ;-)))!
Pzdr.
@tł
04 February, 2016 - 14:08
A więc mam pokochać post-bolszewickie getto, które marzy o tym, by się rozrosnąć na cały świat i cały świat uczynić jednym wielkim gettem. No pasaran!
Sprawa Cichego powiedzmy obiła mi się o uszy i chyba nawet przeczytałem tamten numer GW, choć - jak to u mnie - namawiany przez oburzonych, a więc z tym większą niechęcią. Wiem, że oni są zabójczo przewidywalni, że swoją tożsamość odsłaniali stopniowo w latach 90., czekając aż naiwna lecz nie całkiem głupia inteligencja PRL-u przeistoczy się w nowe pokolenie lemingów, które po prostu całej metamorfozy "nie zauważy". To im sie niestety udało - pokoleniowa amnezja i przepaść plus jeszcze ludzie z awansu, którym się cała ta ZOOlidarność zawsze nie podobała - idealny melanż wiernych klientów i odbiorców.
Swoją drogą jak zawsze zadaję sobie pytanie, co z tym post-bolszewickim i meta-żydowskim (bo nie żydowskim, przecież) gettem zrobić. Jak je rozgetcić, że tak powiem, by całego świata nie zmieniło w getto. Wyzwanie na dziś.
@alchymista
04 February, 2016 - 14:35
Alchymisto
04 February, 2016 - 15:05
Piszesz:
"Od dawna mam wrażenie, że dziennikarze GW najbardziej boją się wystąpień antysemickich i w zasadzie wszystko jest podporządkowane tej cichej obsesji".
Otóż ja (na podstawie mojej nikłej gazetowyborczej wiedzy) odnoszę wrażenie, że dziennikarze GW najbardziej... p r a g n ą wystąpień antysemickich.
@ro
04 February, 2016 - 16:57
a) boją się niesterowanych wystapień antysemickich (czytaj: antybolszewickich, bo nie o Żydów tutaj chodzi, ale Żydzi są dla Agory miesem armatnim)
b) chcieliby takich wystąpień antysemickich, które działają na ich korzyść (czyli sterowanych przez nich samych lub przynajmniej możliwych do manipulowania).
Przyjaciel chwyta gazety za darmo w pracy, żeby po prostu mieć co czytać. Ostatnio zwrócił uwagę na recenzję książki Sumlińskiego w GW i skonstatował, że czytanie recenzji nie ma sensu, bo on książkę przeczytał uważnie i ani źdźbła prawdy w recenzji nie ma...
Alchymisto
04 February, 2016 - 18:30