PiS najwyraźniej zaczyna się otrząsać z giedroyciowskiego paradygmatu polityki wschodniej, który ciążył nad Polską przez całą III RP.
I. Oczy szeroko zamknięte
11 lipca miną 72 lata od pamiętnej „Krwawej niedzieli” (11.07.1943) - symbolicznego apogeum wołyńskiego ludobójstwa dokonanego przez OUN-B i UPA na Polakach zamieszkujących Kresy i wschodnią Małopolskę. Wedle szacunków zginęło wówczas ok.100 tys. Polaków oraz przedstawicieli innych narodowości (niektórzy podają nawet liczbę 250 tys). Ofiary, co trzeba podkreślić, były na ogół mordowane z sadystycznym okrucieństwem. Przez dziesięciolecia zbrodnia ta była tematem tabu, dopiero w ostatnich latach prawda o ówczesnych wydarzeniach zaczęła przebijać się do masowej świadomości. Niestety, potrzeby bieżącej polityki i fałszywie rozumiana racja stanu powodowały, iż temat ten nie znalazł należytego odzwierciedlenia w relacjach polsko-ukraińskich. Schemat przemilczania był prosty jak konstrukcja cepa – Ukraina ma być naszym strategicznym partnerem w regionie, zatem „nie trzeba głośno mówić” o sprawach, które mogłyby wywołać negatywny oddźwięk w Kijowie, tym bardziej, że mamy wciągać państwo ukraińskie w orbitę wpływów Zachodu, odpychając tym samym Rosję od naszych granic.
Tego typu podejście okazało się krótkowzroczne. Ukraińcy przyzwyczaili się, że mają poparcie Warszawy za darmo, że będą przez nas bez żadnych warunków wstępnych dopieszczani w trosce, by przypadkiem się nie obrazili i nie zwrócili w stronę Moskwy. W efekcie uznali, iż nie muszą nas szanować, oglądać się na polską wrażliwość historyczną, czy rozliczać ze swoją przeszłością – a tego rodzaju symboliczne kwestie wchodzące w skład polityki historycznej mają w stosunkach międzynarodowych niebagatelną wagę, czego przykładem jest intensywna kampania wybielania i relatywizowania niemieckiej odpowiedzialności za II Wojnę Światową. Ta polityka „szeroko zamkniętych oczu” obowiązywała u nas ponad podziałami. Również główna siła po prawej stronie - Prawo i Sprawiedliwość - trzymała się jej przez lata z uporem godnym lepszej sprawy. Na szczęście, ostatnio pojawiła się nadzieja na weryfikację dotychczasowego modelu postępowania – być może wraz ze zmianą pokoleniową dojrzewa też refleksja o bezskuteczności relacji opartych na zamiataniu historii pod dywan i zbywaniu jej eufemistycznymi ogólnikami.
II. Relatywizacja zbrodni
Oto 22 czerwca odbyła się VIII sesja Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Ukrainy – zgromadzenie składało się z 20 deputowanych do Izby Najwyższej Ukrainy oraz 16 posłów i 4 senatorów po stronie polskiej. Sesja, od razu dodajmy, zbojkotowana została przez parlamentarzystów PiS. W jej trakcie negocjowano treść komunikatu dotyczącego kwestii historycznych i posłowie PiS nalegali na zamieszczenie w nim sformułowań jednoznacznie potępiających wołyńskie ludobójstwo. Na to z kolei nie chciała zgodzić się strona ukraińska, więc parlamentarzyści głównej siły opozycyjnej z Janem Dziedziczakiem na czele opuścili obrady. Jak się okazało, słusznie, bowiem pozostali uczestnicy Zgromadzenia z ramienia polskiego parlamentu potulnie trwali przy dotychczasowej linii rozmiękczającej odpowiedzialność i unikającej jednoznacznej oceny wydarzeń. Końcowy komunikat opublikowany na stronach Sejmu nie pozostawia złudzeń. Mowa jest bowiem w nim o powołaniu zespołu, który „przygotuje propozycję deklaracji pojednania Narodów Polskiego i Ukraińskiego. Deklaracja ta, zgodnie z wolą Zgromadzenia, ma się odnieść wprost do bolesnych zdarzeń z naszej historii: Zbrodni Wołyńskiej, mordów dokonywanych na ludności ukraińskiej”. Dalej jest mowa o „bolesnych dla obu stron zdarzeniach we wspólnej historii i przy jednoczesnym potępieniu zbrodni przeciwko ludzkości”, przywołano także przemówienia Bronisława Komorowskiego i Petro Poroszenki z cytatem „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”.
Mamy zatem klasyczną relatywizację – ot, były „bolesne zdarzenia” w których ucierpiały „obie strony”, ponadto usiłuje się wpisać Zbrodnię Wołyńską tak ogólnie w „zbrodnie przeciw ludzkości”. Takie ujęcie tematu jest w oczywisty sposób na rękę Ukraińcom, pomija bowiem absolutną nieproporcjonalność działań strony ukraińskiej i polskiej podczas rzezi – z jednej strony jest 100 tysięcy zamęczonych bestialsko przez Ukraińców niewinnych ofiar, z drugiej zaś – ok. 2 tys. Ukraińców, którzy zginęli podczas nielicznych akcji odwetowych polskiej partyzantki, będących – zaznaczmy – reakcją na zbrodnie banderowskich rezunów. Doprawdy, przywoływanie tu sprostytuowanego na wszelkie sposoby cytatu z listu polskich biskupów do niemieckiego episkopatu, jest szczytem historycznego zakłamania. Tak poza tym – może warto również pochylić się nad losem 485 tys Polaków zmuszonych przez UPA do ucieczki z Wołynia, Galicji Wschodniej i Chełmszczyzny na tereny Polski centralnej? Czy sformułowanie „czystka etniczna” to zbyt wiele jak na wrażliwość naszych ukraińskich „partnerów”?
III. Rozbrat z Giedroyciem?
Pocieszające, że PiS najwyraźniej zaczyna się otrząsać z giedroyciowskiego paradygmatu polityki wschodniej, który ciążył nad Polską przez całą III RP i dowodził jedynie wtórności oraz braku samodzielności intelektualnej współczesnych elit. Doktryna Giedroycia miała swoje uzasadnienie w czasach ZSRR, gdy w imię realizacji postulatu ULB (Ukraina-Litwa-Białoruś jako kordon sanitarny odgradzający nas od Rosji) paryski redaktor próbował obłaskawiać banderowców (z miernym skutkiem zresztą), użyczając im łamów „Kultury” i wyciszając temat Wołynia. Miał ograniczone pole manewru, uprawiał politykę poprzez swoje czasopismo, starając się oddziaływać na poglądy środowisk emigracyjnych i polskiej opozycji demokratycznej - może zwyczajnie wówczas nie dało się inaczej. Błąd polegał na mechanicznym przeniesieniu, bez żadnych korekt, giedroyciowskich zapatrywań w nowe realia, zupełnie, jakby był to religijny dogmat, nie zaś jedynie linia polityczna, którą należy modyfikować stosownie do okoliczności. Tymczasem, gdy postulat ULB doczekał się realizacji i u naszych wschodnich granic powstały niepodległe państwa, okazało się, jak naiwne było myślenie w duchu „my wam pomożemy, wy nam będziecie za to wdzięczni i wspólnie rozpoczniemy nową erę w historii Europy środkowo-wschodniej”.
Owo podejście wynika w znacznej mierze ze względów pokoleniowych. Do niedawna w Polsce rozdawała karty generacja dla której Giedroyc i paryska „Kultura” byli biblią i wyrocznią, na niej się ukształtowały solidarnościowe elity i kontynuowały jej program wschodni w niezmienionej formie, mimo że po drodze rzeczywistość zaczęła coraz bardziej odstawać od idealistycznych założeń. Przykładem niech będzie chociażby wspieranie przez Lecha Kaczyńskiego do samego końca „pomarańczowego” Juszczenki, mimo że od pewnego momentu widać było wyraźnie, iż jest to karta przegrana, na domiar złego zaś – niczym tonący brzytwy – zaczął się chwytać marginalizowanej dotąd na Ukrainie spuścizny banderowskiej i dowartościowywać ją w tamtejszej przestrzeni publicznej. Dziś obserwujemy rozkwit zapoczątkowanej wówczas przez Juszczenkę tendencji. Fetowanie w ukraińskim parlamencie Romana Szuchewycza, przyjęcie ustawy o „bojownikach o wolność”, do których zaliczeni zostali również rezuni z UPA połączone z penalizacją negowania ich „zasług”, jest świadomym działaniem wskazującym, iż tu właśnie ukraińskie władze chcą widzieć fundament współczesnej „samostijnej Ukrainy” - nie oglądając się bynajmniej na polskie samopoczucie.
Na marginesie – portal Rebelya.pl zamieścił gniewny tekst Marcina Reya, w którym ten zarzucił PiS „porzucanie dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego”. Znów mamy do czynienia z myśleniem dogmatycznym. To nie żadne „porzucenie”, tylko uniknięcie powtórzenia pewnych błędów tego wybitnego skądinąd polityka. Nie ma ludzi doskonałych i w pewnych sprawach mylić się mógł nawet śp. Lech Kaczyński, co w żadnym razie nie umniejsza jego zasług dla Polski.
IV. Zmiana kursu?
Dlatego cieszy obecna postawa Jana Dziedziczaka, który odchodzi od infantylnego, proukraińskiego entuzjazmu mówiąc: „Pokazaliśmy zdecydowanie, że jest to sprawa priorytetowa. Dla nas, w kontekście przyszłych rządów, niewyobrażalna jest taka sytuacja, że o Zbrodni Wołyńskiej nie będziemy mówić”; i dalej: „wyraźnie pokazaliśmy, że polityka unikania i rozmiękczania tematu Zbrodni Wołyńskiej się kończy. Nasze stanowisko w tej sprawie jest jednoznaczne”.
Mam tylko nadzieję, że obserwowana korekta kursu Prawa i Sprawiedliwości jest sygnałem trwałego przewartościowania. Do tej pory bowiem nasze relacje z Ukrainą były rażąco niesymetryczne. My troskaliśmy się, by ich nie urazić zbyt twardym stanowiskiem w sprawie Wołynia, Ukraińcy natomiast bez skrępowania uczynili tradycję banderowską kamieniem węgielnym narodowego odrodzenia i mitem założycielskim „samostijnej Ukrainy”. Ta asymetria musi się skończyć i – powtórzę – mam nadzieję, że gest posłów PiS nie jest jedynie koniunkturalną kokieterią obliczoną na potrzeby wyborcze, w celu zjednania środowisk kresowych i szerzej – patriotycznych, dla których pamięć o Wołyniu nie jest jedynie pustym dźwiękiem.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 26 (08-14.07.23015)
67 Comments
Maxowi przykro nie jest, Max
13 July, 2015 - 20:58
?
Jeszcze jedna sprawa.
Wyjaśnijcie mi, proszę, dlaczego mamy, my Polacy, traktować Ukraińców ze wschodu jako gorszych od tych z zachodu Ukrainy? Bo to tam pojawiły się dwie separatystyczne republiki, którym pomaga Rosja? Tylko dlatego, tak?
Coż, oni przynajmniej nie malują sobie swastyk na hełmach, nie żądają Przemyśla, nie stawiają pomników Banderze...
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Maksie,
13 July, 2015 - 21:33
I jeszcze słowo o czymś, co można nazwać charakterem narodowym. Ukraińcom przypisuje się zapalczywość, mściwość, skłonności do okrucieństwa. Zapewne częściowo jest to zgodne z prawdą, choć każde uogólnienie jest dla wielu krzywdzące. Tylko że skoro uznajemy, że ci z zachodu są właśnie tacy, dlaczego mielibyśmy tych wschodnich traktować lepiej? Dla nich akurat najbliższym wrogiem nie są Polacy, tylko inni Ukraińcy, bo tak car Putin nakazał, ale gdyby przyszło pójść na zachód, a wcześniej ideolodzy odrobiliby swoją lekcję?
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
państwopodobny twór
13 July, 2015 - 22:28
O charakterze narodowym Ukraińców nie pisałem nic.
Ci ze wschodu zachowują sie w stosunku do nas przyzwoicie, jak widać.
Ci z zachodu niekoniecznie.
Polakożerstwo, o ile występuje, to wyłącznie na zachodniej Ukrainie.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
To nie jest takie karkołomne.
13 July, 2015 - 21:43
My tego we krwi nie mamy, bo polska dusza nie jest imperialna, ale oni wiedzą, że na każdym kroku, każdym, nawet najdrobniejszym gestem muszą podbijać, bo gdy przestaną - imperium się rozpadnie. Dlatego tak trudno będzie ich pokonać.
Obiła mi się o uszy taka historia: bodajże pierwszym ministrem spraw zagranicznych Rosji był Polak (chyba Czartoryski) - to było jeszcze przed Powstaniem Listopadowym. Otóż niedawno, przy okazji jakieś rocznicy, Ławrow albo któryś z jego poprzedników, przyjechał do miejscowości, gdzie książę jest pochowany, żeby złożyć kwiaty na grobie. Z pominięciem Warszawy. Chyba nawet nie było przy tym telewizji... Z okazji tej rocznicy minister odwiedził groby wszystkich ministrów spraw zagranicznych imperium.
Może nie pierwszym, ale
13 July, 2015 - 22:16
A konkretnie chodzi o księcia Adama Czartoryskiego, o którym z podręczników się uczymy (uczyliśmy?) jakim to był polskim patriotą, jak po Powstaniu Listopadowym we Francji Hotel Lambert animował - niektórzy go nawet ostatnim "prawdziwym" królem Polski mianowali...
Natomiast wcześniejsze jego dzieje są co najmniej interesujące. Za młodu kumpel cara Aleksandra, kiedy ten ostatni jeszcze fascynował się "liberalnymi" teoriami sprawowania władzy, na wzór oświeconych osiemnastowiecznych filozofów. ;)
Mianowany ministrem spraw zagranicznych imperium rosyjskiego - może dlatego, ze zaufanie koronowanego kumpla zdobył zajmując się "czule" (na rozkaz cara, a jakże) jego żoną. Cóż, Aleksander był wtedy żywotnie zainteresowany niejaką Naryszkiną, potem wieloletnią kochanką - Adaś dostał polecenie zapewnienia małżonce monarchy rozrywek buduarowych...
Prikaz lojalnie wypełnił, na tyle go nowe obowiązki wciagnęły, ze jeszcze w 1815, ponad 10 lat poźniej, w czasie wzmiankowanego Kongresu Wiedeńskiego, wzdychał do carycy. Wot', Polak - romantyk. :p
Na tymże Kongresie aktywnie wspomagał dyplomację rosyjską, której celem bylo chapnięcie w całości byłego Księstwa Warszawskiego. Nic dziwnego ani zaskakującego, kiedy Księstwo (państwo polskie!) jeszcze realnie istniało, nie zaprzestał kumpla cara radą wspomagać...
Dużo by pisać.
Jedna z moich "ulubionych" postaci, przy okazji, trzeba przyznać - już bez ironii - dość barwna. Jak wiele kanalii. Patriota Ksawery Braniecki, patriota Szczęsny Potocki, patriota Adam Czartoryski, patriota Stanisław Poniatowski - epoka obfitowała. Ale atencja, która Czartoryski się cieszył (i nadal, poniekąd, cieszy) budzi u mnie dreszcz obrzydzenia. Kiedy mijam (w Krakowie) Muzeum Czartoryskich, odruchowo krzywię się i przyśpieszam kroku, już wiesz, czemu tak. :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Nigdy nie byłem
13 July, 2015 - 23:07
Zapewne tak.
13 July, 2015 - 21:44
I pewnie są wśród Rosjan ludzie, którzy modlą się za zabitych i byli tacy wśród Niemców......
A Niemcy w Katyniu... no fakt, jak na ich standardy, przyzwoicie, ale w nagłośnieniu tego mordu też mieli swój interes, chcieli podzielić aliantów. I znów instrumentalne traktowanie zabitych.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
To znaczy - rozumiem, że
13 July, 2015 - 22:23
Nagłośnili - mieli interes.
Gdyby tego nie zrobili - ukryliby zbrodnię.
Czy to aby nie ślepy zaułek?
Ocenianie konkretnych czynów przez pryzmat osób/wykonawców?
Daleko tak nie zajedziemy.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@ro
14 July, 2015 - 10:16
Dlatego tak bardzo niepokoją mnie wszelkie odruchy sympatii wobec "Noworosji" i branie za dobra monetę gadaniny o tym, że DNR czy ŁNR wykonuja na Ukraińcach historyczną sprawiedliwość za mord na Wołyniu. Każdy, kto bierze to na powaznie, automatycznie zapisuje się do Imperium, całuje chrest hosudara, przyjmuje prawosławie. Sorry - dla Rosjan ewangeliczne tak-tak, nie-nie oznacza dokładnie to właśnie: albo jesteś Rosjaninem/chrześcijaninem/marksistą albo jesteś wrogiem.
Polacy, którzy sympatyzują z "Noworosją" są - ironizując - "bez cara w gołowi".
Wymierzanie "historycznej
14 July, 2015 - 14:59
Nie, jestem zdecydowanie przeciwko takim "rozrachunkom" - tutaj pełna zgoda.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Alchymisto
14 July, 2015 - 17:55
A już w kwestii Polska - Rosja jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu.
@Max
14 July, 2015 - 10:09
No ale władze zachodniej Ukrainy jak do tej pory Polaków nie upamiętniają. Odwracając to, co napisałeś: czy to znaczy, że nie traktują zamordowanych Polaków jako karty przetargowej? Idziemy ad absurdum. Co Twoim zdaniem mają zrobić władze zachodniej Ukrainy? Nie upamiętniają Polaków - źle. Upamiętniają - jeszcze gorzej, bo traktują ich jako "kartę przetargową". Zawsze źle, źle, źle. Bo w ogóle cokolwiek Ukraińcy zrobią to źle
Chwileczkę... :)
14 July, 2015 - 14:52
Konsekwentnie odwołuję się do wypowiedzi Kota, cały czas.
Tam nastąpiła pewna, hm, preasumpcja intencji władz Donbasu. :)
Stąd - zakładam, że podobnie zostałyby potraktowane władze Ukrainy, gdyby pamięć ofiar masakry uczciły...
Ja, jak pisałem, nie mam problemu z wzięciem "za dobrą monetę" takich gestów, wszystko jedno czy zaprezentowanych przez Kijów czy przez Donbas.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Alchymisto
14 July, 2015 - 15:55
Ale oni tego nie zrobią! Prędzej ogłoszą Banderę świętym i będą się modlić pod jego pomnikami.
Ostatnią rzeczą, jakiej bym od Ukraińców jako zbiorowości oczekiwał, to upamiętnianie ofiar i przeprosiny. Za co mieliby przepraszać? Za to, że dwóch "mołojców" rozerwało za nóżki czteroletniego chłopca, a inny roztrzaskał o kamień główkę jego brata? Znim zaczęli długo i powoli mordować ich rodziców...
I kto miałby przepraszać?
Ci którzy mordowali?
Oni zapewne już nie żyją. A jeżeli żyją - to przepraszać mogą tylko Pana Boga.
Jeżeli jakiś Ukrainiec wspominając ofiary swoich rodaków, zapali świeczkę w cerkwi, to Bóg mu zapłać, ale zrobi to tylko jako on, człowiek. Nie Ukrainiec.
@ro
14 July, 2015 - 16:33
Alchymisto
14 July, 2015 - 18:01
I zapewniam Cię, że mnie Ukraina Rosji nie przysłoni.
Niemiec zresztą też...
@ro
14 July, 2015 - 20:30
Strony