Jeśli spojrzymy na państwo jako na spółkę akcyjną, to wszyscy jesteśmy równorzędnymi udziałowcami. Może zatem należy nam się od tego interesu dywidenda?
W niedzielę 5 czerwca odbyło się w Szwajcarii referendum nad wprowadzeniem tzw. dochodu gwarantowanego, zwanego też dochodem podstawowym. Koncepcja ta funkcjonuje od jakiegoś czasu, głównie wśród lewicowych ekonomistów (promuje ją chociażby Guy Standing, twórca pojęcia prekariatu) i oznacza nieopodatkowaną kwotę pieniędzy otrzymywaną bezwarunkowo przez każdego obywatela – niezależnie od jego statusu materialnego, czy zatrudnienia. W przypadku Szwajcarii proponowano sumę 2500 franków na osobę dorosłą i 625 franków dla niepełnoletnich. Ostatecznie referendum skończyło się porażką inicjatorów – stosunkiem 76,9 proc. głosujących „przeciw” do 23,1 proc. „za”. Zwolennicy tego rozwiązania argumentują, że państwo i tak wydaje duże sumy na pomoc socjalną w różnych postaciach, zatem równie dobrze można by ją skumulować – zamiast rozmaitych zasiłków obywatele otrzymywaliby co miesiąc jednolity, stały zastrzyk gotówki. Ponadto robotyzacja miejsc pracy, rosnące „uśmieciowienie” zatrudnienia, narastające rozwarstwienie dochodów i systematyczny spadek udziału wynagrodzeń w PKB sprawiają, że do życia coraz szerszych warstw społecznych wkradł się element niestabilności, niepewności jutra. Do tego, prekaryzacja stwarza także zagrożenie dla podstaw bytowych przyszłych emerytów, narażonych na głodowe świadczenia po odejściu z rynku pracy. Ten ostatni problem od niedawna raczono zauważyć również w Polsce, stąd nacisk na ograniczenie „elastycznych form zatrudnienia”.
Przeciwnicy wskazują na koszty wprowadzenia dochodu podstawowego (szwajcarski rząd mówił o wydatkach rzędu 208 mld CHF rocznie – nawet po likwidacji dotychczasowych świadczeń społecznych trzeba byłoby znaleźć dodatkowe 25 mld), demotywujące działanie programu (pieniądze otrzymywane „za nic” zniechęcałyby do aktywnego poszukiwania pracy), w polskich realiach odżywa dodatkowo jeszcze wspomnienie socjalizmu i zasady „czy się stoi, czy się leży”.
A ja? Prawdę mówiąc, żałuję, że ten eksperyment w Szwajcarii nie wypalił, bo z ciekawością obserwowałbym jego efekty. Do tej pory podobną „rentę obywatelską” wprowadzono na Alasce – ze specjalnego funduszu mieszkańcy tego stanu otrzymują 2 tys. USD rocznie. Pilotażowy program funkcjonuje też w Utrechcie, z kolei w Niemczech zebrano w ramach crowdfundingu środki na objęcie inicjatywą „My Basic Income” kilkudziesięciu osób. Przymiarki zatem trwają, jednak w przypadku Szwajcarii po raz pierwszy mielibyśmy do czynienia z kompleksowym wprowadzeniem rozwiązania w skali całego kraju i na poziomie zabezpieczającym minimum socjalne.
W zasadzie, jako osoba, której myślenie o gospodarce przez lata było kształtowane lekturą korwinowskiego „Najwyższego czasu” powinienem odwrócić się ze wstrętem od pomysłów takiej „recydywy socjalizmu”, jednak koncepcja dochodu gwarantowanego jakoś mnie pociąga. Ma ona jedną, niezaprzeczalną zaletę: prostotę. Zostawmy na boku bogatych Szwajcarów i rozejrzyjmy się po własnym podwórku. Obecnie w Polsce mamy mętlik bardzo rozproszonych świadczeń, realizowanych przez najróżniejsze agendy państwowe i samorządowe. A skoro tak, to realnie nie ma żadnego spójnego systemu opieki społecznej. Kwalifikujący się do pomocy obywatele dostają (przyznawane wg niespójnych, niejednolitych kryteriów) zasiłki dla bezrobotnych, renty, zasiłki pielęgnacyjne, świadczenia rodzicielskie, dopłaty do czynszów, mediów, na wyprawki szkolne, becikowe, programy dożywiania, do tego w państwowych przedsiębiorstwach dochodzą najróżniejsze świadczenia branżowe, ostatnio ruszył program „500 +” będący w istocie właśnie formą dochodu gwarantowanego - tyle, że fragmentaryczną, bo przyznawaną na drugie i kolejne dziecko.
Słowem, jest tego multum i idę o zakład, że nikt nad tym tak naprawdę nie panuje. Ponieważ poszczególnymi świadczeniami zajmują się różne struktury w administracji państwowej i samorządowej, skutkuje to wysokimi kosztami obsługi – do każdego rodzaju zasiłku są osobni urzędnicy, którzy muszą przyjąć wniosek, rozpatrzyć, w międzyczasie napić się kawy i pogadać z panią Halinką z biurka obok, zadecydować czy i w jakim wymiarze przyznać świadczenie... Żmudne to, pracochłonne i kosztochłonne – a nade wszystko, nieefektywne, mimo – w sumie – znacznych środków. Jedni nauczyli się żerować na systemie, inni zaś unikają zwracania się o pomoc, bo to stygmatyzuje. I teraz powstaje kwestia: gdyby ktoś pokusił się o sumaryczne zestawienie wydatków na cały obszar polskiego „socjalu” (w tym koszta obsługi), to czy nie okazałoby się, że równie dobrze można wprowadzić dochód podstawowy? Nie mówiąc już o powstaniu presji na zwyżkę wynagrodzeń, byśmy wreszcie przestali być Bangladeszem Europy. W końcu, jeśli spojrzymy na państwo jako na spółkę akcyjną, to wszyscy – niezależnie od społecznego statusu - jesteśmy równorzędnymi udziałowcami, bo każdy z nas dysponuje taką samą kartką wyborczą. Może zatem należy nam się od tego interesu dywidenda?
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3875-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr nr 24 (10-16.06.2016)
16 Comments
@Gadający Grzyb
19 June, 2016 - 21:20
A skończmy na tym, Grzybie, że gdyby dochody z kopalni srebra w Laurion nadal przekazywano obywatelom, to Ateny najprawdopodobniej nie doczekałyby się swojego złotego wieku ;-)))!
@tł
02 July, 2016 - 22:50
GG
@Gadający Grzyb
02 July, 2016 - 22:58
1. Gdzie jest zysk uprawniający do wypłaty dywidendy?
2. Rozmaite formy "socjalu" w Atenach per saldo były opłacalne dla państwa.
PS. Łaskawa odpowiedz na komentarz po upływie tak długiego czasu wydaje mi się nieco niestosowna.
@tł
02 July, 2016 - 23:09
PS. Opóźnienia w odpowiedziach spowodowane są albo brakiem czasu, albo problemami technicznymi (jak ostatnio). Uprasza się o zrozumienie.
GG
@Gadający Grzyb
02 July, 2016 - 23:14
@ tł
02 July, 2016 - 23:21
GG
@tł
20 June, 2016 - 09:52
Natomiast argumenty przytoczone przez Grzyba, nawet jesli głoszone przez lewaków w złej wierze, są do rozważenia. Lewica jako taka chętnie sięga pamięcią do czasów, których... no, tego, nikt nie pamięta. Ale wszyscy tęsknimy za złotym wiekiem, gdy przestrzeni życiowej było pełno, tereny pełne zasobów naturalnych, a ludzi bardzo mało. Człowiek żyjący w klimacie nieco cieplejszym, niż nasz, ma dochód gwarantowany od natury, musi tylko wyciągnąc rękę (jak małpa) po banana.
Do niedawna wydawało mi sie, że w naszej strefie klimatycznej jest znacznie gorzej, ale po lekturze książek Łukasza Łuczaja o spożywaniu roślin dziko rosnących (także epokowa książka pt. "Podręcznik robakożercy") doszedłem do wniosku, że było nawet lepiej. Klimat bardziej korzystny dla zdrowia, zasobów tyle samo co na południu, jedyną trudnościa jest przeżycie zimy a zwłaszcza przednówka. Trzeba się zwyczajnie więcej napracować, żeby zgromadzić zapasy.
Przypominam, że podczas kampanii samorzadowej Jacek Sasin postulował darmową komunikację miejską. I argumenty na to można znaleźć te same, których uzył Grzyb: koszty obsługi tych wszystkich kasowników, biletomatów, nadruków, hologramów, kart magnetycznych prawdopodobnie zżerają zbyt wielką część zysków ze sprzedaży biletów. A można by po prostu obywateli obłozyc podatkiem na komunikację i sprawa załatwiona.
@alchymista
20 June, 2016 - 10:01
Zbieranie podatków też można oddać publikanom. Oszczędności na aparacie skarbowym będą ogromne, a ściągalność na pewno wzrośnie. Same korzyści. Tylko co na to podatnicy :-)))?
@tł
20 June, 2016 - 15:12
Nota bene ciekaw jestem kto będzie płacił świadczenia gwarantowane dla poborców podatkowych w tym systemie. Oraz ile bedzie wynosił podatek za takową emeryturę dla młodych?
Co do grzybów, to lubię je zbierać; z jedzeniem gorzej. Nie lubię zupy grzybowej - jest dla mnie za ostra. Również grzyby duszone źle mi sie kojarzą. Ale jako przyprawa - idealne! Także przyprawa dla intelektualnej zupy jaką jest blog-n-roll.
@alchymista
20 June, 2016 - 15:57
Uczynienie z samorządów publikanów grupowych na spowoduje, że ich przedstawiciele polubią jeszcze bardziej alchymię... finansową. To będzie dla nich prawdziwy kamień filozoficzny ;-)!
@ Tł, Alchymista
02 July, 2016 - 23:01
Ja zacząłbym od likwidacji PIT-u i zastąpienia go podatkami pośrednimi. PIT jest stosunkowo "najdroższy" w egzekucji, za to prporcjonalnie najmniej znaczący dla budżetu państwa.
GG
@Gadający Grzyb
02 July, 2016 - 23:11
@ Tł
02 July, 2016 - 23:23
GG
@Gadający Grzyb
03 July, 2016 - 09:40
@Grzyb
03 July, 2016 - 05:26
Zdecydowanie podatki pośrednie. A jeśli podatek od dochodu jest z jakichś powodów trudny do usunięcia, to niech go płaci za mnie zawsze pracodawca. I tak to robi, więc po co cała ta pisanina z zeznaniami, zwrotami podatku (to sa przeciez minimalne kwoty na ogół!) itp. Zamiast ulg podatkowych powiększyć kwotę wolną od podatku.
@ Alchymista
04 July, 2016 - 10:06
No, ale władza się nie wycofa przed takim źródłem kontroli. Jakakolwiek.
GG