Wariant drogi do Polski. Przyjaźnie przyjęci przez obcą ziemię.

 |  Written by Kazimierz Suszyński  |  5
W sierpniu 2014 roku, w Bradford (Anglia), w wieku 98 lat, zmarła Ciocia Lola - osoba zawsze obecna u nas w domu w życzliwych wspomnieniach, korespondencji i życzeniach świątecznych. Nie była siostrą żadnego z moich Rodziców. Urodziła się i swoje szczęśliwe dzieciństwo spędziła nad rzeką Dźwiną. W Niedzielę Wielkanocną 1939 roku wyszła za Romualda Drozdowicza - brata mojej Mamy – podobnie jak ona zamieszkującego na tym najdalej na wschód wysuniętym cypelku ówczesnej Polski.

Wujek Romek ur. w 1912 r. na skutek przeżyć z wieku dziecięcego mocno się jąkał co, w tamtych czasach, bardzo utrudniało edukację. Ostatecznie, dzięki leczeniu i pracy nad sobą, pokonał częściowo te  kłopoty i uzyskał wykształcenie techniczne. Pozwoliło mu to nadzorować budowy dróg, ale z taką pracą wiązały się częste rozłąki. Ciocia Lola zamieszkała w domu teściów, z rodzeństwem Romka. Na początku 1939 r., na skutek nieszczęśliwego wypadku, umiera ojciec Romka - mój Dziadek. Starsi - siostra i brat mają własne rodziny, własne domy, młodszego, świetnie zapowiadającego się, Leopolda wessało Wojsko Polskie i przebywa w Komorowie, Władysław jest inwalidą i tylko Romek może stanowić męską podporę. Przychodzi jednak czas mobilizacji i udziału Wujka w walkach z Niemcami. Unika niewoli i późną jesienią 1939r. wraca do domu rodzinnego.  Nie zobaczy już nigdy starszego brata ani swojej najmłodszej siostry, a mojej Mamy, Heleny. Mając niespełna 16 lat umknęła nieuchronnej konieczności dziejowej i wolała na Łotwie kopać torf. Tymczasem trwa wprowadzanie sowieckich porządków. Romek nawiązuje konspiracyjne kontakty - chcą przeciwdziałać, bronić przed sowietyzacją. Niewiele zdążą - wkrótce nadchodzi noc 9/10 lutego 1940r. - czas pierwszych masowych deportacji. 
Wywożą wtedy wszystkich obecnych. Władek  - inwalida - pozostający pod opieką 55-letniej matki nie stanowi żadnej przeszkody – sowieckie państwo już wtedy zniwelowało dyskryminację niepełnosprawnych  - jadą ze wszystkimi czyli z Emilką, Lolą i Romkiem. 
W tamtym czasie szerokie tory СЖД (Советские железные дороги)  spięły już brzegi Dźwiny - nad którą mieszkali, i Dwiny - w dorzeczu której, wnosząc swój wkład w budowę kraju rad, mieli dokonać żywota. 
Po drodze postoje - jest czas na usunięcie zwłok. Za którymś razem, po dwóch dobach dostaną gorącą wodę, miną kolejne – wydadzą raz chleb innym razem chochlę gotowanej kaszy. Te przeprawy do piekła arktycznych lodów doczekały się wreszcie wielu relacji świadków, bądź swoich literackich opisów – nie jest mi wiadome aby w ich drodze wydarzyło się coś  wyróżniającego - ot tygodnie (sic!) bezduszności, udręczenia chłodem i głodem, a nade wszystko upodlenia. I tak dopóki szerokich torów starczało, co akurat wypadło w Kotłasie  (Котлас, Архангельская область ). Potem lokalny transport, po lodzie w dół rzeki - Wierchnietojemskij rajon (Верхнетоемский район) i dalej - docelowa Jużnaja Kargowa (Южная Коргова).  We wszystkich tych miejscach, teraz, po wielu dziesięcioleciach, dopala się niekiedy znicz – znak, że jakaś ekstremalna, survivalowa, bądź motocrossowa (i raczej z Polski) ekipa dotarła na te prowizoryczne cmentarze.
Na miejscu przybyszom wyznaczono obszar aktywności - codzienna 12 godzinna praca przy wyrębie lasów wśród trwającej 8 m-cy arktycznej zimy. Niedługo po tym jak poznali już "swoje miejsce", NKWD zabrało Romka. Dostał 25 lat łagru za antysowiecką agitację – prawdopodobnie oskarżenie i wyrok dotyczyły spraw jeszcze z miejsca zamieszkania, sprzed wywózki – nikt wtedy nie dochodził niuansów. Tak rozdzielono małżonków - utrata męża, syna i brata jeszcze bardziej zbliżyła Lolę z moją Babcią i resztą rodziny. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak wszyscy razem, pozbawieni męskiego wsparcia, z pomocą obcych współtowarzyszy niedoli, przetrwali upiorne warunki, choroby i głód doczekując realizacji umowy Sikorski-Majski. Oswobodzeni Babcia i Władek trafiają między cywilów i wczesną wiosną 1942 opuszczają ZSRS, a następnie przez Bliski Wschód i Aleksandrię. docierają do Dar-Es-Salam i docelowo nad jezioro Tanganika, gdzie, w Kidugala, spędzą najbliższe 5 lat.
Lola i Emilka zaciągają się do Pomocniczej Służby Kobiet. Standardową drogą dla tej grupy - poprzez Tockoje, Uzbekistan i Turkmenistan dostają się do Krasnowodska (obecnie Türkmenbaşy), a stamtąd statkiem przez Morze Kaspijskie, przed samą Wielkanocą, do Pahlevi (obecnie Bandar-e Anzali بندرانزلی) w Persji. Wkrótce przeniesione zostały do Teheranu, a wczesną jesienią do Palestyny. Zostają zakwaterowane w Rechovot (dzisiaj w obrębie TelAvivu) i pracują na rzecz wojska.
Romek po uwolnieniu
Zwolnienie Romka z łagru napotyka na znacznie większe trudności - został "prawomocnie skazany za antysowiecką działalność", a wiemy co to oznacza w państwie prawa. Takich jak Romek jest wielu - na szczęście, dla znacznej większości z nich, bliscy upominają się i bezpośrednia interwencja Władysława Sikorskiego przynosi w końcu rezultaty - zostaje uwolniony. Przy pierwszej sposobności zgłasza akces do polskiej armii. Po miesiącach głodu i chorób, podobnie jak większość polskich żołnierzy odbija statkiem od "nieludzkiej ziemi" pod koniec lata 1942 roku. Poprzez Iran i Irak zmierza ku Palestynie. Będzie tam stacjonować w bazie Kastina (miejscowość w obrębie dzisiejszej strefy Gazy, unicestwiona w wojnie 1948r.). Na miejscu Romek zgłasza chęć wstąpienia do lotnictwa. Na razie jednak, wraz z innymi - przyszłymi żołnierzami II Korpusu - szykuje się do operacji lądowych i uczy się angielskiego. W planie dowództwa jest lądowanie w Europie.

Dzisiaj może się to wydawać dziwne, ale wtedy Palestyna  była obszarem spokoju. Choć Ciocia i Wujek w swej służbie mają sporo obowiązków, to jednak przysługują im dni urlopu, mogą się spotykać. W Ziemi Świętej, spędzają swoje najlepsze dni. Odwiedzają Jerozolimę, Betlejem, Nazaret, miejsca kultu. Miodowy czas długo nie potrwa.
W Ziemi Świętej w towarzystwie kuzyna


Późną jesienią przerzucają ich na pustynię w Iraku. Odtąd będąc blisko pozostają rozdzieleni. Wiosną 1943r. Romek dowiaduje się o przyjęciu do lotnictwa. Szkoląc się oczekuje na konwój morski, aby przez Morze Śródziemne dopłynąć do Anglii. Lola otrzymuje zgodę na przeniesienie w ślad za Mężem. Oboje w oddzielnych konwojach, jesienią 1943r. docierają do Wielkiej Brytanii. Romek przebywa początkowo w ośrodku szkoleniowym w okolicach Blackpool po czym, jako strzelec pokładowy, zostaje skierowany do dywizjonu bombowego - 300. Ziemi Mazowieckiej. Stacjonuje w pobliżu miasteczka Lincoln ok. 200km na północny wschód od Londynu. W czasach Romka są to bazy w Ingham i Faldingworth.
Lolę, po dotarciu konwoju do Liverpoolu, kierują w okolice Manchesteru - przechodzi tam szkolenia i testy pod kątem przydatności w służbie RAF. W rezultacie, jeszcze przed Bożym Narodzeniem, trafia do Newton Camp w Nottinghamshire. Wraz z innymi Polkami pracuje w WAFS - przygotowują spadochrony. Warunki są dobre, pomimo szalejącej wojny mają ciepły kąt, widzą sens swej pracy i jeszcze zarabiają na życie. Niestety, choć nie jest to daleko, są rozdzieleni z Romkiem, widują się rzadko, a rok 1944 jest bardzo "intensywny w powietrzu". Wśród wykonywanych zadań bojowych Dywizjonu są naloty bombowe na cele w Niemczech i obiekty służące Rzeszy na terenie północnej Francji, Belgii i Holandii. Z powietrza minują wybrzeża i porty, niszczą wyrzutnie i składy pocisków V1, V2 a w okresie lądowania w Normandii wspierają nacierające wojska. Przeciętna akcja to ok. 4,5 - 5,5 godz.w powietrzu, głównie nocami, ale i naloty dzienne nie są niczym odosobnionym. Od marca 1944 latają na nowych, chwalonych, bombowcach - Lancasterach. Maszyny są jednak dość ciężkie - ważąc 30 ton padają łupem szybkich i zwrotnych myśliwców lub artylerii przeciwlotniczej.
 
 

Cały 1944 rok Lola i Romek spędzą tęskniąc, praktycznie w rozłące i ciągłej obawie o życie. 
2 stycznia 1945r. w bazie Faldingworth znów alarm - pomimo złej pogody wylatują o 15:16 - kierunek Norymberga. Będą lecieć tak aby jak najmniej narażać się nad terytorium wroga. Sytuację mocno komplikuje, z trudem powstrzymywany, wściekły niemiecki kontratak w Ardenach. Wraz z Romkiem lecą: Brunon Janas - pilot, Jan Banys - bombardier, Stefan Zielinski - radiooperator,  Maksymilian Wruś - strzelec, Wiktor Omiotek  - nawigator i Walenty Heine - strzelec. Stanowią jedną z 514 załóg bombowców eskortowanych zaledwie przez siedem samolotów szturmowych Mosquito.         
 
Cel - Norymberga, miasto wspaniałych historycznych dokonań, ośrodek kultury duchowej i materialnej, matecznik Dürera i Pachelbela, skarbnica gotyku i renesansu, perła średniowiecznej architektury. W latach 30-tych XX stulecia odrodziła się i obrosła nową, całkiem świecką, choć nie pozbawioną cech kultu, tradycją. Obecnie to symbol niemieckiego nazizmu - tam powstały piramidy hitlerowskiego despotyzmu, częściowo zachowane do dzisiaj. To cel symboliczny ale też ważny węzeł kolejowy i drogowy. Miasto jest ośrodkiem strategicznej produkcji wojennej na ogromną skalę - w zakładach Mana powstają silniki u-bootów i czołgów, tutejsze fabryki śrub i aluminium pracują pełną parą. O wydajności organizmu gospodarczego III Rzeszy w tym okresie  wiele mówi przekazanie Luftwaffe, tylko na przełomie 1944/45, 600 nowoczesnych odrzutowców szturmowych ME262! Tylko brakom w paliwie i kadrach zawdzięczamy zniszczenie większości z nich jeszcze na ziemi. Naloty miały jeszcze jedno ważne, symboliczne przesłanie - obok telegramów o stracie synów, mężów, ojców, braci były dla Niemców jedyną weryfikacją przekazu dra Goebbelsa. Zaplecze wojny totalnej ogląda właśnie 746. edycję Wochenschau, a  747.  wprowadza do dystrybucji.
 
Prawdopodobnie po godz. 18:00 z, położonego ok. 100 km na południowy-wschód od Norymbergi, lotniska Luftwaffe - Kitzingen - wystartował as wśród nocnych myśliwców - Martin Becker - pieszczotliwie "Tino". Zajmuje 10/11 miejsce w rankingu skutecznych zestrzeleń. Ok. godz. 20:00 (czas niemiecki) odnotowuje trafienie czterosilnikowego bombowca. Lancaster obniżał lot i osiągnął teren zajmowany przez oddziały alianckie - to jednak nie wystarczyło. Zginęła cała załoga. O samej tzw. "katastrofie" i pochówku, a następnie przenosinach ciał, można przeczytać na stronie Beskid.
"Tino" zmarł w lutym 2006 roku.
 

* * *

To miał być krótki tekst wspominkowy. Nie był też w zamyśle kierowany do cyklu "Warianty drogi do Polski". Przy okazji okrągłej rocznicy zapomnianej śmierci, zapomnianego Człowieka, chciałem zwrócić uwagę na dbałość o Pamięć wśród mieszkańców innych państw. Bez jakichkolwiek administracyjnych wskazań, w jakimś zapomnianym zakątku Lotaryngii, postawiono obelisk na którym umieszczono tablicę upamiętniającą śmierć siedmiu Polaków, w tym mojego Wujka. Jest strona internetowa, której Autor zadał sobie wiele trudu i już przed kilkunastu laty zgromadził wiele szczegółowych danych, dopingując mnie do stawiania pytań i poszukiwań, a obecnie ułatwiając pracę. Jestem Im wdzięczny w dwójnasób.
Dawniej niewiele wiedziałem o Wujku - był lotnikiem, zginął, "był na Syberii", prawdopodobnie zestrzelili Go swoi przez pomyłkę. Babcia musiała Go strasznie kochać - strzegła wszystkich nielicznych pamiątek i przez kilkadziesiąt lat, aż do śmierci, utrzymywała stałą więź z Ciocią, wdową po Romku.   
 
Aby nie popełnić jakichś błędów wertowałem mnóstwo materiałów źródłowych - map, wspomnień, zestawień. Musiałem zweryfikować sporo informacji - nie wszystko chciało się zgodzić. Wiedziałem, że u Mamy zachowało się  urzędowe zawiadomienie o śmierci Wujka - chciałem to zeskanować. Przy okazji znalazłem coś o czym, może kiedyś wiedziałem, ale od lat nie miałem już pojęcia - korespondencję wysyłaną z Anglii do mojej Babci, nad jezioro Tanganika, do Afryki. Specyficzne leciutkie kopertolisty stworzone wtedy z myślą o poczcie lotniczej. Gdy przeczytałem z 22.12.1944 sądziłem, że to ostatni, ale znalazłem datowany 28.12 (ostemplowany 27.). Szukając dalej natrafiłem na dwa wcześniejsze - też grudniowe. Na koniec znalazłem ten naprawdę ostatni z 1 stycznia 1945r. Na kopertoliście widnieje stempel Lincoln, 2 JAN 1945, 5.15 PM
Według wszelkich przekazów od dwóch godzin Romek był w powietrzu. Jeszcze zostało nieco ponad godzinę lotu nad cel, opróżnienie luków bombowych i około godziny drogi w kierunku powrotnym, tak do 19:36 - jeśli założyć, że wszystkie dane czasowe są wyrażane w czasie Greenwich.
Starałem się wyobrazić co musiała odczuwać moja 60-letnia Babcia. Pisał co kilka dni - przesyłki wyłącznie lotnicze - to nie było tanie. Treścią korespondencji jest wyłącznie troska o bliskich, o innych - brata, siostry;  informacje o konkretnych krokach w celu dopomożenia - przekazach pieniężnych, paczkach etc. Nigdzie słowa skargi, lęku.
(...) czujemy się dość dobrze, tak, że do tej chwili Matka Najświętsza ma nas w swej opiece i chroni od nieszczęścia.
Proszę mi pisać co u Mamy słychać, jak Mamy zdrowie i Władka; i proszę jeszcze raz niech Mama szanuje zdrowia swego a o nas proszę się nie martwić. Bóg nas nie opuści.
Całuję Was mocno Wasz syn i brat  Romek

Tak zakończył swój ostatni list.

Nie wiem jak wyglądał cykl dostarczania poczty do oddalonego od cywilizacji osiedla Kidugala - prawdopodobnie raz na kilka dni był transport z miasta. Pewne jest, że przynajmniej dwa listy musiały przyjść nie wcześniej niż zawiadomienie o zaginięciu Syna. 

***

Tekst jest jeszcze uzupełniany i, kto wie, być może zostanie powtórnie opublikowany. Nie zdążyłem z wielu względów. Z całą pewnością uzupełnię ikonografię. Przepraszam więc za przedwczesną publikację - chciałem umieścić informację właśnie dzisiaj 2.01.2015r. krótko przed 19:36.

Kilka stowarzyszonych dowiązań:
 
5
5 (7)

5 Comments

Obrazek użytkownika Traube

Traube
Napisałem długi komentarz do tego pięknego wpisu.
Godzinę temu odpowiedziałem Loskowi.
W obu przypadkach komentarze po prostu nagle zniknęły, praktycznie w trakcie pisania.
Klik i nic nie ma!
Nie wiem, czy ja na coś nacisnąłem, ale nie piszę na blogach od wczoraj i nigdy mi się takie rzeczy nie zdarzały.
Sorry, ale nie mam zdrowia się powtarzać, a w jakiś wordach pisać mi się nie chce.
Obrazek użytkownika Kazimierz Suszyński

Kazimierz Suszyński
Pamiętam Cię jako autora świetnego wpisu o Pamięci i szacunku wobec bohaterów w Iranie - to jeszcze gdzieś tak przed Smoleńskiem raczej było. Szkoda, że treści nie znam - jest jednak sygnalna pochwała. Pozdrawiam i przypominam wszystkim, że Klich nie jest psychiatrą choćby z tego powodu, że inne by były jego relacje z Bartoszewskim.
Obrazek użytkownika Traube

Traube
Dzięki :-)

Wpis jest poruszający. Wiesz, ja głównie dla takich wpisów w ogóle czytam blogi. Gdyby się takie perełki nie pojawiały dawno już bym tego zaniechał.

W komentarzu pisałem m.in. o obiedzie w polskiej restauracji w Londynie. Z okazji rocznicy Smoleńska gdzieś w pobliżu odbyło się jakieś spotkanie, a ja z rodziną trafiliśmy tam tylko dlatego, że mieszkający w Londynie syn - ten od Iranu - wraz z żoną, chciał mi tę restaurację pokazać.
Jakimś przypadkiem byliśmy jednymi z niewielu "niezorganizowanych" klientów. Większość stolików była zarezerwowana dla uczestników smoleńskiego spotaknia.
Było to niesamowite, bo po raz pierwszy od wielu lat zobaczyłem takie panie, jakie były przyjaciółkami mojej babci. Tyle, że te były jeszcze o kilkadziesiąt lat starsze, moja babcia zmarła w roku 1976.
Patrząc na nie nie mogłem się uwolnić od myśli o ich historiach, o tym co przeżyły w czasie wojny i po niej, jak one - tak bardzo polskie - znosiły dziesiątki lat życia na obczyźnie, często już bez swoich mężów. Była w nich jakaś wspaniała, taka przedwojenna, godność...Piękne było też to, że młode dziewczyny z tej świeżej emigracji, pracujące tam jako kelnerki, odnosiły się do nich z ogromnym i z pewnością nieudawanym szacunkiem. Te życiorysy było po nich widać.

Byłem na Highgate Cemetery, znanym dziś głównie jako miejsce pochówku Karola Marxa. Tam co i rusz trafia się na polskie groby z lat 50- i 60-tych. To te same życiorysy...

Droga Twojej cioci wiodła przez Iran. I tam też są cmentarze, na których są pochowani Polacy przedwcześnie zmarli, wycieńczeni Syberią i daleką drogą, epidemiami. Mało tego, nadal żyją, choć już jest ich bardzo niewiele, staruszki, które w tym Iranie zostały, poznały tam swoich przyszłych mężów i zostały na zawsze. Polska ambasada utrzymuje z nimi kontakt, opiekuje się nimi. 

Tekst o szanowaniu bohaterów w Iranie był dla mnie ważny i jest mi bardzo miło, że go pamiętasz. Mam do tego kraju, dzięki spędzonym tam dwukrotnie urlopom, bardzo osobisty stosunek. Gdyby nie to, że był ten wpis zainspirowany filmem jakiejś miernoty o Westerplatte, wklejałbym go co jakiś czas, popełniając "autoplagiat" dla przypomnienia :-)

Pozdrawiam serdecznie,

 
Obrazek użytkownika Kazimierz Suszyński

Kazimierz Suszyński
Rozumiem, że jakoś odbudowałeś komentarz, który uległ anihilacji. Jeśli pisać o tej stronie aktywności blogerskiej (akurat ja z aktywnością mam niewiele wspólnego), to poprzedni mój tekst miał przejścia niesamowicie komplikujące wszelką edycję i publikowanie - był dla mnie niezwykle ważny i moment skrzyknięcia potencjalnych czytelników  zbiegł się doskonale w czasie najpierw z blokadą komentarzy i ocen aby zaraz potem zniknąć wraz z portalem na cały tydzień. Teraz i tak jestem ostrożniejszy - na ogół piszę podwójnie ponieważ niemal wszystkie straty na ogół wiązały się z próbą publikowania jakiejś wersji w brudnopisie.

Kilka moich wypracowań kazało mi wziąć poważnie pod uwagę ewentualność zmierzenia się z tematem Unsere Tanten, unsere Onkeln na tle niedługiej epoki. To takie gorsze "Wichry wojny" - tylko bez zmagać na Pacyfiku.
Również pozdrawiam serdecznie.
ks
Obrazek użytkownika max

max
Hm, popatrzyłem, na tzw. logi i inne zapisy. Nic tutaj, po stronie portalowej nie widzę, co mogłyby takie paskudne efekty powodować. Jesteś pewien odnośnie kondycji swojej własnej "maszyny"? Różne złe rzeczy zdarzać się mogą, ale dopóki komentarza nie "ulokujesz" masz do czynienia wyłącznie z edytorem (którego sam teraz używam), który jest troszkę zero-jedynkowy, działa lub nie działa.

Pierwsze narzędzie niewinne, w sensie, że krzywdy nie zrobi:
http://www.bleepingcomputer.com/download/adwcleaner/
(pierwsze niebieskie)

Drugie... wyłącza zabezpieczenia windows i samo w sobie jest swego rodzaju "wirusem". Ale wysoce efektywne, do używania nie na co dzień, ale w sytuacjach rozpaczliwych:
http://www.bleepingcomputer.com/download/combofix/

Pozdrawiam,  przykro mi, ze komentarze szlag trafił, wiem, jaki to ból.
 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>