Podobizny i ich rewersy III (E.Topczewski, "Jaguar", "Toporek")

 |  Written by Kazimierz Suszyński  |  0

Puszcza Knyszyńska - listopad 1946.

Dla Edka - splot znaków i wydarzeń. Na początku miesiąca, w zasadzce KBW, ginie „Czarek” - kolega jeszcze z czasów plutonu „Słucz” - jedyny spośród nich, po półtorarocznych zmaganiach, poległy w walce. W dodatku został śmiertelnie raniony na terenie, który dotąd zawsze należał do partyzantów. 17 listopada, po raz drugi w ciągu niespełna miesiąca, UB-owcy pospołu z KBW zdobywają obóz oddziału. „Jaguar” i koledzy muszą uciekać i to we własnej Puszczy. Las, ponad 3 lata służący Edkowi za absolutny azyl, przestaje być pewnym schronieniem. Jego własna broń, PPSza, przez wiele miesięcy stanowiąca oparcie w działaniu, została rozstrzelana w walce, biorąc na siebie kule przeznaczone dla niego, a podziurawiony płaszcz nakazywał pokorę.

Edward Topczewski - „Jaguar” zwątpił i opuścił oddział, który, jak się nawet mogło początkowo wydawać, poszedł w rozsypkę. Pozostawił też jednego z ranionych w obławie, kolegów. Musiał uciec, wyrwać się z, trwającego kilka lat, ale teraz boleśnie uzmysłowionego, położenia łownej zwierzyny.

Początkowo zaszył się w rodzinnych okolicach, ale już się przekonał, że nie na długo zapewni mu to spokój. Przy najbliższej sposobności przedostał się do Warszawy. Tam udało mu się znaleźć punkt zaczepienia – korzystając z fałszywej tożsamości, jako Edward Wierzbicki, uzyskał dach nad głową w odremontowanej kamienicy Mulmanów - naprzeciwko Hali Mirowskiej - i rozpoczął pracę w pobliskiej, należącej do Mazurkiewicza, Wytwórni Artykułów Gospodarstwa Wiejskiego i Zabawek na ul. Żelaznej.

Odbywają się wybory, których jawnie sfałszowane wyniki jak i sam przebieg z zupełną obojętnością przyjmuje tzw. wolny świat.

Jest luty 1947 roku, tryumfujący komuniści, poprzez nowowybrany Sejm, ogłaszają amnestię.

Edek widuje kroniki filmowe, czyta doniesienia prasowe. Nie jest naiwny, ale pragnie wrócić do normalnego życia i swej tożsamości, a byłoby to możliwym wedle litery i oficjalnego ducha ustawy. Choć z dala od oddziału, to przecież wciąż trapiony jest niepewnością, wręcz strachem. Być może samodzielnie, a może po jakichś kontaktach z bliskimi podczas Świąt Wielkanocnych, postanawia spróbować i wykorzystać szansę. Na własną rękę 16 kwietnia udaje się do Białegostoku. Tam w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa składa deklarację ujawnienia. Broni nie zdaje wyjaśniając, że utracił ją podczas ostatniej napaści UB i KBW. W formularzu, który zobowiązany jest wypełnić podaje aktualne dane związane z pobytem w Warszawie. Po czym, jako, że na wsi akurat przednówek, wraca do stolicy, gdzie nadal będzie mógł pracować.|


Prawdopodobnie w okresie zaduszkowym znowu odwiedza Wodziłówkę i podróżując pociągiem na trasie Warszawa – Białystok, poznaje współpasażerkę. Stara się jakoś oczarować kobietę, wywrzeć silne wrażenie. Jak to bywa w podobnych wypadkach chełpi się więc swymi dokonaniami i możliwościami, wzbudzając niekłamane zainteresowanie napotkanej, z tym, że wynikające z zupełnie odmiennych, niż jego, przesłanek. Ową interesującą, czy może raczej zainteresowaną, nieznajomą kobietą jest „Czarna” - agentka na kontakcie warszawskiego UB. Kilka dni później sążnisty donos trafia na biurka stołecznych funkcjonariuszy. Wkrótce z zaciekawieniem zapoznali się z nim ich koledzy z Białegostoku.

Tymczasem w kraju mamy bitwę o handel, która pod koniec 1947r. jest już w zaawansowanym stadium. Skutek jest taki, że pomimo gigantycznych potrzeb rynkowych wyniszczonej wojną Polski, prywatne firmy przestają istnieć, zostają upaństwowione albo karłowacieją do rozmiarów rzemieślniczego warsztatu. Pracownicy, a często i pracodawcy idą na bruk. Odpowiedzialni za nabór kadr w przedsiębiorstwach państwowych unikają zatrudniania ujawnionych żołnierzy powstania antykomunistycznego. W ten sposób Edward traci oparcie materialne w stolicy i wraca do Wodziłówki. Co z tego, że jest robotny i inteligentny. Żadnego konkretnego wykształcenia nie ma, a choćby nawet miał, to z papierów widać, że lepiej go omijać. Próbuje ufnie spoglądać w przyszłość. Wymyślił więc sobie, że musi zdobyć umiejętności na które będzie zapotrzebowanie. Pracując z ojcem na roli dojeżdża do Ełku - miasta gdzie jest nieznany - aby jeszcze w 1948r ukończyć kurs wodno-melioracyjny. Tak zdobywa bardzo przydatny w tamtym czasie i terenie fach, którym nikomu nie zdąży się przysłużyć.

Jesienią tego samego roku, pod zarzutem rabunku dokonanego na szkodę, tu UWAGA: nieznanej z imienia i nazwiska nauczycielki, „Jaguara” zatrzymuje milicja z Knyszyna. Podobno chodziło o zegarek oraz rower. I tutaj znowu UWAGA – zatrzymawszy, MO natychmiast odstawia go do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Białymstoku – jakby bezpieka była właściwym organem dla szukania skradzionych rowerów. O co wtedy naprawdę chodziło, dlaczego został zatrzymany?

Ledwie kilka miesięcy wcześniej, towarzysz broni z pddziału "P-8" - Gabriel Oszczapiński czyli „Dzięcioł” - zaszczuwany przez UB, porzucić musiał świeżo założoną rodzinę oraz z trudem zdobytą pracę i zaczął się ukrywać. Gdy zatrzymywano "Jaguara", łączył już swe siły z innym, też już ukrywającym się kolegą z oddziału - Zdzisławem Kruszyńskim czyli Tygrysem”, inaczej „Szczygłem” lub „Lalusiem”.

Był to również okres intensywnych zabiegów UB o postawienie w stan oskarżenia Leona Suszyńskiego czyli „P-8” - ujawnionego ich dawnego dowódcy - które to starania po roku uwieńczono fałszywymi zeznaniami, sfabrykowanymi zarzutami i wieloletnim wyrokiem.

Dzisiaj możemy tylko snuć przypuszczenia co do przebiegu i faktycznej przyczyny ówczesnego zatrzymania, a następnie wypuszczenia, Edka. Czy chodziło o kombinację operacyjną przeciwko kolegom, czy o próbę wydobycia fałszywych zeznań obciążających „P-8”? I choć tego raczej nigdy się nie dowiemy, to mamy pewność, że nie dał się wykorzystać w przedsięwzięciach UB. Bezpieka była przekonana, że Edward posiada ukrytą broń - może więc chciano go tylko zastraszyć? Dość, że zaraz po wypuszczeniu, widząc naokoło aresztowania - „Jaguar” kolejny już raz znika – początkowo próbuje w Warszawie, ale tamte kontakty sam odkrył przed UB w deklaracji ujawnienia - stały się więc bezużyteczne. Nie znajdując nowych punktów zaczepienia, wraca w rodzinne strony. Puszcza, może już nie tak pewna jak dawniej, jednak zawsze swojska, zapewniająca dyskretną więź z bliskimi – a tej na pewno potrzebował.

Właściwie cały 1949 rok pozostawał w ukryciu, w przyjaznym kręgu, sondując otoczenie, możliwości, sytuację. Informowali go o pozostawionej broni, o innych rozbitkach bez powrotu, tych co dotąd uniknęli więzień i śmierci. Był ostrożny. Tymczasem oczekiwane zmiany w kraju i na świecie nie tylko nie następowały, wręcz jakby się oddalały - stawały się coraz mniej realne. W tym samym mniej więcej okresie działający w pobliżu patrol ponownie zepchniętych do podziemia - „Dzięcioła” i „Szczygła”, został rozpracowany i zlikwidowany przez UB, zanim Edek zdecydował uaktywnić się jako epigon WiN-owskiego podziemia.

Mimowolnie stawał się ciężarem dla utrzymujących go gospodarzy – bo cena była wysoka - ponosili koszty materialne melinowania, mieli zupełnie zdezorganizowane życie, a na dodatek nadstawiali karku.

Nie chciał pogodzić się ze statusem wyłącznie ukrywającego się, zdanego jedynie na łaskę wiecznego uciekiniera. Pamiętał jak będąc u „P-8” pojawiali się umundurowani dbając o porządek i bezpieczeństwo, regulując należności, a gospodarze karmili, pomagali, a jeśli trzeba było bez oporów dawali schronienie. To budowało przyjazną atmosferę, dawało realne obustronne oparcie. Edwardowi droga ta i teraz wydała się najwłaściwsza. Dawniejszy „Jaguar” obiera nowy pseudonim. Teraz jest to „Toporek”. Do współdziałania pozyskuje i zaprzysięga Wacława Sadowskiego ps.„Chętny” – poszukiwanego rozbitka z patrolu „Dzięcioła”. Tak powstaje patrol „Toporka”. Bronią już dysponują, niezbędne stają się mundury,.

Pierwsze akcje dotyczą gajówek – zdobywają tam mundury, pasy, torby polowe. Następny krok, choć niechciany, jest nieunikniony i tragiczny. W czerwcu 1950r. coś, a raczej ktoś, naprowadza MO do zabudowań we wsi Grądy gdzie melinują się Edward i Wacław. Milicjanci penetrują pomieszczenia, jeden z nich odkrywa ukrytego „Toporka”, Te jednak jest szybszy i oddaje śmiertelny strzał. Z bronią zabitego uciekają. Miesiąc później z ich rąk ginie ORMO-wiec - uzbrojony członek PZPR. Dochodzi do kilku starć z wypadami milicji – bez ofiar w ludziach.

Starając się przetrwać siłą rzeczy, dokonują ekspropriacji – kosztem PZU, Gminnych Spółdzielni, partyjnych działaczy oraz Lasów Państwowych – trzeba mieć czym się odwdzięczać – za potrzebne produkty, za wikt i opierunek – jeśli nie pieniędzmi, to choćby towarem. Umundurowanie Wojska Polskiego rzeczywiście otwiera drzwi i serca, w tym serca młodych panien. Pomimo komunistycznego terroru mają wśród zastraszonej ludności sporo sympatyków. Aby to sobie wyobrazić, zauważmy, że w słabo zaludnionym terenie, wg suchych raportów, w ciągu 2 lat, bezpieka odnotowała przynajmniej 281 osób zatrzymanych jako współpracowników oddziału. Przeciętnie oznacza to kolejnego pomocnika częściej niż co trzy dni!

W trosce o bezpieczeństwo własne oraz pomagających ludzi , w miarę możności, starają się o kwatery poza zamieszkałymi gospodarstwami. Doświadczenie wyniesione z oddziału „P-8” uczyło przetrwać w takich warunkach – podczas swojej działalności zbrojnej patrol „Toporka” wykonał przynajmniej 6 świetnie zamaskowanych bunkrów ziemnych.

Skład oddziału zwiększa się i zmienia – obowiązuje przysięga, ale trafiają ludzie przypadkowi, zmuszeni sytuacją zbiegowie poszukiwani za przechowywaną broń lub udzielaną pomoc. Urząd Bezpieczeństwa zarejestrował przynajmniej 11 partyzantów – członków bandy „Toporka” - jak to odnotowywali. Nie była to już jednak zdyscyplinowana formacja typu wojskowego. Raczej tworzyli garstkę straceńców. Grupą liczniejszą niż 2-3 osoby praktycznie się nie pojawiali, kwaterowali najczęściej też podzieleni. Beznadziejność położenia wpływa na życie codzienne. Zdarza się nawet pijaństwo, nie do pomyślenia w czasach gdy „Toporek” był „Jaguarem”. Miało to i bezpośrednie tragiczne konsekwencje - 29.07.1951r., ujęto podpitego „Chętnego” - Wacława Sadowskiego, a następnie skazano na śmierć i stracono.

Przeciwko oddziałowi „Toporka”, niemal od początku istnienia, KW MO w Białymstoku, zakłada a następnie nadzoruje, sprawę agenturalnego rozpracowania o krypt."Wisła". Powołuje specjalną G.O., która przejmuje kontakty z 17 tajnymi współpracownikami, nie licząc osób zaufanych – jak to sami określali. Ponadto, niezależnie od tej grupy 25 UB-owców i 17 milicjantów prowadzi kolejnych 75 tajnych współpracowników.

Na podstawie pozyskiwanych w ten sposób danych, na trasach przemarszu, w masywach leśnych oraz u pomocników patrolu i członków ich rodzin zorganizowano przynajmniej 21 zasadzek.

Są też dwie sprawy zupełnie osobliwe, obydwie prowadzone w ramach tego rozpracowywania operacyjnego krypt. „Wisła”, obydwie łączy śmierć za przyczyną funkcjonariuszy bezpieczeństwa.

W ramach tegoż rozpracowywania i owych wspomnianych zasadzek odnotujmy dwa przypadki dość szczególne, osobliwe, jeśli patrzeć na nie z naszego obecnego punktu widzenia, ale już niekoniecznie tak postrzegali je ludzie tamtych okolic i czasów. To takie wydarzenia stwarzały ówczesną atmosferę okresu zwalczania reakcyjnego podziemia.

Telefonogram

od KW MO w Białymstoku

do KG MO w Warszawie, oddz.III, wydz. I.

Będąc w zasadzce od dnia 26-I-51 do 28-I-1951, godz. 24:00 z zadaniem likwidacji bandy „Toporka”, która to miała przybyć w dniu 28-I-51r. do Oświecińskiej Honoraty zam.we wsi Grądy gm.Knyszyn, pow. B-stok, w składzie Topczewskiego Edwarda i Sadowskiego Wacława. Więc w dniu 28-I-51r. O godz. 20:00 stwierdzono, że do Oświecińskiej Honoraty przybyło kilku członków rodziny bandyty Sadowskiego oraz że przybyło 2-ch osobników zgodnych z rysopisem w/w bandytów, wobec czego została zerwana zasadzka i przeprowadzona akcja w celu ich likwidacji. Po dostaniu się do wewnątrz mieszkania Oświecińskiej i zawezwaniu rąk do góry jeden z osobników tego nie uczynił, na wskutek czego została użyta broń w wyniku której jeden z nich został zabity. Jak potem okazało się był to Przytulski Tadeusz syn Henryka zam. kol.Jaskra gm.Kalinówka pow.B-stok. Przy zabitym broni nie znaleziono.

Tyle milicyjnego telefonogramu do Komendy Głównej

Dodajmy dla pełniejszego obrazu – strzelającym był niejaki Kujawa - z-ca nacz.wydziału KWMO, a zabitym – Tadek Przytulski, chłopiec, który kilkanaście dni wcześniej skończył 16 lat.

To była jedna z zasadzek, ale równolegle prowadzono sprawę agenturalnego rozpracowania krypt. „Wisła”, która „wyznaczała kierunki działania po wcześniejszym rozpoznaniu”. Przejrzyjmy obszerne fragmenty wewn.Raportu bezpieki z 30 października 1951r.

R A P O R T

W dniu 15 września 1951r. o godz. 9-tej grupa operacyjna pracowników Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku (…) pod kierownictwem por. Świątka Kazimierza od Szefa PUBP w Białymstoku kpt.Pańkowskiego Antoniego otrzymała zadanie tajnego zdjęcia meliniarza bandy "Toporka" Bugielskiego Romana(…)

Grupa operacyjna (…) ubrana w mundury milicyjne udała się do wsi Kopiski, gdzie pod pozorem sprawdzenia stanu sanitarnego i przeciwpożarowego miała ustalić w drodze wywiadu, czy Bugielski Roman jest w domu i czy posiada własnego konia. W wypadku gdyby w/w był w domu i posiadał własnego konia grupa operacyjna miała zażądać od niego furmanki celem odwiezienia ich do najbliższego post. MO, skąd natychmiast mieli przywieźć w/w do PUBP w Białymstoku i przystąpić do śledztwa. W wypadku gdyby w/w przyznał się do współpracy z bandą "Toporka", planowano wykorzystać go operatywnie i zwolnić celem dalszego rozpracowania bandy "Toporka. Po przybyciu na miejsce do wsi Kopiski w drodze wywiadu ustalono, że Bugielskiego Romana w mieszkaniu nie ma, gdyż było ono zamknięte na klucz. W/w zaś w tym czasie był opodal swego mieszkania na polu i kopał ziemniaki. Bugielski zauważywszy na swoim podwórku milicjantów sam przyszedł do por. Świątka K., który prowadził z nim rozmowę na tematy różne. Por. Świątek w/w nie zatrzymał, lecz kazał w/w spowrotem iść kopać kartofle, a pracownikom polecił pójść przez wieś i zaczekać na skraju na niego. Przy odejściu por. Świątek powiedział, że on sam "zdejmie" Bugielskiego i przez las doprowadzi Bugielskiego wiążąc mu ręce pasem.

Jak wynika z otrzymanych danych w tej sprawie por. Świątek w/w zatrzymał najprawdopodobniej, związał mu ręce własnym pasem, gdyż takowego przy sobie nie posiadał i prowadził go lasem około trzech kilometrów, gdy do umówionego miejsca pozostało około 500 metrów. W pewnej chwili Bugielski najprawdopodobniej rozwiązał sobie ręce i rzucił się na por. Świątka, którego dusząc za gardło zabrał mu pistolet maszynowy (…) wraz z magazynkiem, z którego wystrzelił do por. Świątka w pierś. Na odgłos strzału stawili się pozostali pracownicy na miejsce wypadku, lecz mniemając, że Bugielski zbiegł i że za nim strzelił por. Świątek wszczęli poszukiwanie w lesie i na koloniach gdzie napotkali gajowego Halickiego, który oświadczył im, że przed chwilą był u niego w mieszkaniu w/w Bugielski Roman z automatem PPS i prosił o wypożyczenie mu marynarki. Gdy gajowy mu takowej nie wypożyczył Bugielski udał się w stronę lasu. Ze słów gajowego Halickiego pracownicy zorientowali się, że był to automat por. Świątka i natychmiast dali znać szefowi PUBP w Białymstoku kpt.Pańkowskiemu, który wraz z grupą operacyjną i KBW po przybyciu na miejsce odnaleźli zamordowanego por.Świątka leżącego w lesie. Zwłoki w/w zostały zabrane i przywiezione do III-go Miejskiego Szpitala w Białymstoku, gdzie po dokonaniu sekcji zwłok zostały pogrzebane na cmentarzu wojskowym w Białymstoku.

Przesłuchani na powyższe okoliczności świadkowie przechodzący w przedmiotowej sprawie zeznali, że winę za powyższe ponosi sam por. Świątek Kazimierz ponieważ „ujęcie” Bugielskiego Romana przeprowadził „na własną rękę”, że śmierć por.Świątka Kazimierza wynikła jedynie z lekceważenia obowiązków służbowych przez niego samego. (...)

W okolicznościach przytoczonych w raporcie 20-letni rolnik, Roman Bugielski zabił funkcyjnego ubowca i mimowolnie stał się członkiem patrolu „Toporka”. Zastraszany człowiek prowadzony pod bronią, w głęboki las z dala od ludzi tylko jednoznacznie może zinterpretować taki bieg wypadków. Gdy nadarzyła się okazja spróbował ucieczki – mógł to zrobić na jeden sposób. Wewnętrznie udręczony, po kilku miesiącach w oddziale, popełnił samobójstwo.

W końcu 1951 roku do patrolu dołącza „Piorun” - Stanisław Orłowski wypłoszony z obszaru augustowskiego, wartościowy partyzant, właściwie weteran - były dowódca kilku niedużych oddziałów, które rozbito. Prawdopodobnie w tym okresie przyłącza się też Czesiek, zwany Curzoniakiem, którego nazwiska nie znamy – obaj zostaną z „Toporkiem” do samego końca.

Trudno w pełni oszacować siły rzucone do zwalczania oddziału. Poczynając od października 1951 roku przez rok czasu na terenie części woj. białostockiego ma miejsce najdłuższa, wielka operacja KBW o kryptonimie „Narew”. Oznacza to, że oprócz zaangażowania lokalnych struktur MO, UB i KBW, trwa permanentna pacyfikacja obszaru przez działające częściowo niezależnie, a sprowadzone z głębi kraju bataliony KBW. Dysponując wyłącznie danymi bezpieki wiemy, że wobec „Toporka” przeprowadzono przynajmniej 17 dużych operacji w których uczestniczyło: 60 funkcjonariuszy UB, 364 milicjantów, 7 żołnierzy WOP i 1060 żołnierzy KBW.

Sytuacja ta zmusiła oddział do odskoczenia z rejonu w słabo rozpoznane okolice Suchowoli.

Gdy u schyłku wiosny 1952 roku, bezpieka rozważa dalsze przedsięwzięcia wobec patrolu bierze pod uwagę wyłącznie prowokacje typu kombinacji operacyjnych.
                                                                                                                    ciąg dalszy wkrótce
odc. 1. - https://blog-n-roll.pl/pl/podobizny-i-ich-rewersy-cz1
odc. 2. - https://blog-n-roll.pl/pl/podobizny-i-ich-rewersy-ii-etopczewski-jaguar-...
odc. 4. - https://blog-n-roll.pl/pl/podobizny-i-ich-rewersy-iv

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>