Agitatorzy ruszyli w teren

 |  Written by kokos26  |  0
Coraz trudniej o zjednywanie sobie zwolenników przez totalną opozycję, ale jak wiemy partia okrągłostołowa niczym ta komunistyczna nie może się mylić i wierzy, że posiadła prawdę absolutną, a jej celem jest rządzenie wszystkimi i wszystkim. To dlatego namnożyło nam się medialnych agitatorów, którzy próbują zmanipulować tłumy. Jednak dobrze wyszkoleni agitatorzy wiedzą doskonale, że nie w każdy tłum można bezpiecznie wejść. Przekonał się o tym w Polsce międzywojennej walczący z Kościołem i Panem Bogiem, Tadeusz Boy-Żeleński. W 1938 roku udał się do jednej z fabryk w Oświęcimiu by tamtejszych robotników przekonywać, że Boga nie ma. Tak w książce „50 lat w zakonie” opisywał to spotkanie o. Stanisław Skudrzyk SJ: „W 1938 r przyjechał z Warszawy pan Boy-Żeleński z odczytem dla robotników miejscowej fabryki, zamienionej później na obóz koncentracyjny, pod tytułem: „Czy jest Bóg?". Na odczyt przyszło ponad 2.000 robotników. Boy z wielką swadą „udowadniał", że Boga nie ma. Na końcu upojony powodzeniem wyciągnął dłoń ku niebu i zaczął bluźnić.„Gdyby Bóg był na niebie, nie zniósłby moich bluźnierstw, ale zabiłby mnie piorunem z nieba". Popatrzył tryumfalnie po sali. Nastało grobowe milczenie. Wtedy podszedł do niego na mównicę miejscowy kowal i mówi: „Panie, wobec Wszechmocnego Boga jest pan nikłym proszkiem. Na Pana wystarczy ręka kowala" .i trzasnął tak mocno w bluźnierczą twarz, że Boy potoczył się pod mównicę. Wtedy dopiero sala się opamiętała. Zaczęto gwizdać i krzyczeć: „Precz z bluźniercą!" Musiano niefortunnego mówcę wyprowadzić tyłem, bo by go sromotnie robotnicy pobili”.
 
Nie wiem czy tę historię zna agitatorka Dorota Wellman – miłośniczka sabatów czarownic, czyli „czarnych marszów”, ale trzeba docenić jej roztropność. Postanowiła nie wchodzić w tłum Polaków świętujących kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego, gdyż mogłoby ją tam spotkać to, co spotkało Boya-Żeleńskiego. Zatem odczekała chwilę i z wielkim agitatorskim zapałem ruszyła na organizowany przez Owsiaka, „Przystanek Woodstock” by tak przemówić tam do owsiakowej trzódki: „Nie wiem, co jest wam potrzebne, aby was ruszyć, żebyście bronili wolności? Czy to, że ktoś może zabrać wam paszport i internet? Z samego siedzenia nad Wisłą i picia piwka nic nie wyniknie. Idziesz na wybory? To wybierasz nie kretyna, a osobę, która powinna być w Sejmie. Musimy mieć społeczną kontrolę nad politykami. Ja sprawdzam posłów z mojego okręgu. Chodzę do biura, jak ich nie ma na dyżurach, piszę donos. Bo jeśli ktoś został wybrany, ma służyć ludziom, a jeśli jeździ na kolejną msze i obchody, to dla nas wniosek, że nie powinniśmy go więcej wybrać”. Przekaz jasny. Nie głosujcie na praktykujących katolików i patriotów uczestniczących w obchodach rocznicowych. Z tym płomiennym apelem Wellman wystąpiła w namiocie, w którym Owsiak, co roku organizuje tak zwaną Akademię Sztuk Przepięknych zorganizowaną na wzór powołanego przez bolszewików Komisariatu do Spraw Polskich przygotowującego kadry agitatorskie delegowane później na prowincję w celu uświadamiania mas i zagrzewania ich do walki przeciwko dyktaturze obszarniczo-burżuazyjnej. Oczywiście w przypadku towarzyszki Wellman było to zagrzewanie do walki przeciwko dyktaturze kaczystowsko-klerykalnej. Zapewne po planowanym zwycięstwie owa władza przekazana zostałaby masom reprezentowanym jednak przez pomazańców wskazanych przez Michnika i Smolara.
 
Obawiam się jednak, że z tej mąki nie będzie chleba. Szukanie wsparcia u woodstockowiczów wygląda tak jakby Wellmanowa chciała iść na wojnę na czele armii złożonej z samych pacyfistów. Żeby chociaż w akcie solidarności wytaplała się razem z nimi w błocie udowadniając jak blisko jej do ludu koczującego miast i wsi, który zawitał do Kostrzyna nad Odrą.   
 
Felieton opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”     
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>