
Zawsze mówiłem, że optyka i polityka totalnych stanowi jedną wielką projekcję psychologiczną - czyli obwinianie przeciwnika o swoje własne (ale nieuświadamiane sobie, pogardzane i wypierane) wady, pragnienia, słabości, marzenia i niedociągnięcia.
Bo "żądnych rewanżu potomków chłopów pańszczyźnianych" to mamy bez liku w ich własnych szeregach - z uwagi na swe kompleksy bez ustanku opluwających i podgryzających "żoliborskich inteligentów"...
A gdyby głębiej sięgnąć, to okaże się, że pełno u nich ludzi wykorzenionych, w pierwszym, drugim lub trzecim pokoleniu przeflancowanych prosto z mentalnych czworaków do większych miast - i nadal czujących się tam nieswojo - bo prlowski "awans społeczny" nadal rzuca swój głęboki cień na polską racją stanu i nadal ma swoje b. wymierne koszty dla Polski.
I nie przez przypadek bastionem (choć kurczącym się z wyborów na wybory) totalsów są tereny zasiedlone po wojnie przez ludzi wygnanych, straumatyzowanych i przymusowo wykorzenionych - czyli północna i zachodnia Polska. Patrz – „wybory na mapie”.
A tam, gdzie ludzie od pokoleń "są na swoim" - tam tradycyjnie wygrywa PIS. Bo tam gdzie ludzie są mało podatni na propagandę i nadal posługują się zdrowym rozsądkiem, tam potrafią odsiać ziarno od plew...
I nie jest przypadkiem, że największe poparcie partia ta osiąga we wsiach i przysiółkach od pokoleń zamieszkałych przez potomków szlachty zagrodowej.
"Prowadzący program w RMF FM zacytował "Gazetę Wyborczą", która wyliczyła, że "Kobylin-Borzymy, to jest taka miejscowość niedaleko Białegostoku, w której jest największy odsetek szlachty w Polsce - bo to są wsie szlacheckie - i tam 85 proc. głosów dostało PiS, a 2,7 proc. Platforma Obywatelska".
A miejski lumpenproletariat (szczególnie ten akademicki, b.często wykształcony ponad poziom swej inteligencji oraz kompetencji kulturowej) masowo opowiada się za bliskimi jego sercu bazarowymi bajerantami, których jedynym "kunsztem" jest sprawność wykazywana w grze "w trzy karty".
Ale to trochę za mało do sprawnego zarządzania, tak samorządem, jak i państwem.
A i poziom wykształcenia aktywu totalsów (połowa ma przecież ledwie ukończoną podstawówkę) nie powala – i dlatego ich "elity", typu Neumann, świadomie posługują się na użytek wewnętrzny jedynym językiem, jaki ich zdaniem jest w stanie do nich dotrzeć...
Ale nie sposób na dłuższą metę budować swego poparcia głównie na ludziach, motywowanych lękiem przed ujawnieniem prawdy o nich samych i o brakach w swoim kapitale kulturowym. I dlatego - do czasu!!! - gładko łykających hagady o swej rzekomej „nowoczesności, postępowości i europejskości”…
Więcej kampanii wyborczych - więcej antypisu - to i więcej się o nich dowiemy.
Ale czy Platforma aby na pewno dotrwa do następnych wyborów sejmowych…?