Będąc członkiem komisji...

 |  Written by Gadający Grzyb  |  2

...czyli refleksje powyborcze z perspektywy OKW

Wybory samorządowe za nami, a PKW wraz z jej informatycznym „kalku-gniotem” produkcji firmy Nabino o którym pisałem tydzień temu, zgodnie z przewidywaniami spektakularnie się wyłożyła. Ja natomiast, zostawiając na boku rozważania, czy leśne dziadki wykorzystają okazję, by zgodnie z lekcjami czarodzieja Czurowa dokonać odpowiedniej korekty wyników, chciałbym się podzielić kilkoma „oddolnymi” refleksjami z punktu widzenia członka obwodowej komisji wyborczej w jednym z powiatowych miasteczek w województwie łódzkim.

Sprawa pierwsza, to kwestia nieważnych głosów, których ponadprzeciętna ilość każdorazowo rozpalała emocje prawej strony elektoratu – do tego stopnia, że począwszy od tegorocznych wyborów do PE, PiS wdrożyło akcję „Uczciwe Wybory”, w ramach której mężowie zaufania mieli monitorować przebieg procedowania we wszystkich komisjach w kraju. Otóż z moich świeżych obserwacji wynika, że ilość nieważnych głosów faktycznie bardzo przekroczyła standardowy odsetek, za który przyjęło się uznawać ok 2%. Działo się tak jednak jedynie w dwóch przypadkach – wyborów do sejmików wojewódzkich i rad powiatów, gdzie mieliśmy do czynienia z listami spiętymi w „książeczkę”. Dlaczego tak się stało? Ano dlatego, muszę to z przykrością stwierdzić, że znaczna część wyborców zwyczajnie „nie ogarniała” zbroszurowanych kart do głosowania. Na marginesie – przypuszczam, że właśnie dlatego PSL uzyskał aż 17%. Po prostu lista nr 1 była na pierwszej stronie wyborczego zeszytu. W każdym razie, smutna prawda jest taka, że pewna ilość głosujących nie wiedzieć czemu uznała, iż w tych dwóch przypadkach - sejmiki i rady powiatów - może skreślić po jednym kandydacie z każdej listy wyborczej. Co więcej, gdy wręczając karty wyjaśnialiśmy najprościej jak się dało „jeden kolor, jeden głos”, często odpowiedzią było niedowierzanie: „w tej grubej niebieskiej książeczce też?”.

W efekcie, na niemal tysiąc oddanych w moim obwodzie głosów (niezła frekwencja – 49,9%), blisko 150 było nieważnych, co dało ponad 14,7% zmarnowanych głosów! Podejrzewam, że gdyby nie nasze możliwie częste instrukcje przy wydawaniu kart, odsetek byłby jeszcze wyższy. W przypadku wyborów do rady miasta, czy na burmistrza ilość nieważnych głosów była śladowa i z tego co się dowiedziałem od znajomych, w innych obwodach było podobnie. Broszurom faworyzującym jedną listę i wprowadzającym w błąd wyborców trzeba się na przyszłość przeciwstawić, bo to dopiero jest manipulacja!

Drugą kwestią jest słynne „monitorowanie wyborów” przez mężów zaufania. U nas o szóstej rano pojawiła się akurat „małżonka zaufania” w postaci młodej, fajnej na oko dziewczyny. Pogadałem z nią chwilę i wyznała mi, że akurat przyjechała z Lublina „do znajomego”. Ot, potęga miłości – jechać do chłopaka przez pół Polski jedynie po to, by zostać złapaną do wyjątkowo niewdzięcznej funkcji. Pomyślmy tylko – siedzieć od rozpoczęcia prac komisji (na około godzinę przed otwarciem lokalu) aż do jego zamknięcia – czyli, jak w naszym przypadku, do czwartej nad ranem. Komisja przynajmniej coś robi – sprawdza wyborców na liście, wydaje karty, udziela instrukcji jak oddać ważny głos, poza tym z reguły dzieli się na dwie zmiany... A mąż zaufania nic. 22 godziny gapienia się jak sroka w gnat. Oszaleć można. „Nasza” małżonka zaufania zresztą koniec końców wymiękła. Późnym popołudniem stwierdziła, ze wychodzi i wróci na liczenie głosów. Nie wróciła – czyli, biorąc pod uwagę tropienie ewentualnych machlojek, nie było jej w kluczowym momencie całej zabawy. Głosowanie bowiem można zmanipulować przede wszystkim albo rano (dosypanie kart przed zaplombowaniem urny), albo podczas liczenia (np. unieważnianie głosów przez dopisywanie krzyżyków).

Na pocieszenie mogę powiedzieć, że nikomu nie były w głowie żadne lewizny. Wszystkim zależało, aby jak najsprawniej przeliczyć głosy i by na koniec wszystko się zgadzało. Zresztą, każda karta siłą rzeczy przechodziła przez kilka wzajemnie „obserwujących się” rąk. Gdyby ktoś spróbował cudować, to zostałby przez resztę komisji zwyczajnie zlinczowany. Wyobraźcie to sobie – interwencje do wyższych instancji wyborczych, policja, protokołowanie, przesłuchania... Fałszerstwa, owszem, są możliwe, ale głównie w przypadku, gdy dana komisja jest totalnie zblatowana – są w niej sami swoi, żadnych obcych. W pozostałych sytuacjach, ukradkowe dopisywanie „iksików” na kartach, wśród wielu par czujnych oczu, to raczej zbyt duże ryzyko.

Co ciekawe, osławiony „kalkulator wyborczy” mulił, ale po kilku próbach ruszył, i - choć z pewnymi oporami - udało się w końcu wysłać elektroniczne protokoły. Dla nas problem był z głowy, ale cóż z tego, skoro po powrocie do domu, gdy odpaliłem TV i internet, dowiedziałem się, że wszystko padło na poziomie centralnym. Powtórzę zatem pytanie z poprzedniego tekstu: na ile będzie można zaufać wynikom wyborów zliczanych za pomocą „kalku-gniota”?

Gadający Grzyb

P.S. Tekst pisałem 17.11, jeszcze przed podaniem „wyników” przez PKW – stąd podałem 17% PSL na postawie exit poll.

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie” nr 47 (21-27.11.2014)

5
5 (3)

2 Comments

Obrazek użytkownika Tomasz A S

Tomasz A S
Też tak uważam, na poziomie komisji obwodowej:
Fałszerstwa, owszem, są możliwe, ale głównie w przypadku, gdy dana komisja jest totalnie zblatowana – są w niej sami swoi, żadnych obcych.


Pytanie pierwsze: ile jest jednak tych zblatowanych komisji, lub w których mężowie zaufania są nieświadomi swej roli i tego, co mają kontrolować?

Pytanie drugie: kontrolowałem na poziomie komisji obwodowej i mam przekonanie, że u mnie nie było żadnego przekrętu, protokół prawidłowy ale:
co się działo wyżej, w komisji okręgowej, czy tzw padnięcie systemu właśnie na tym poziomie pozwoliło na fałszerstwo?
Czy protokoły, które  miały być przez PiS zsumowane (pani Sikora za to odpowiedzialna jako szef akcji Uczciwe Wybory jakoś się nie odzywa) były zliczone, czy nie (bo przecież system padł)?
Protokóły powinny trafić do centrali PiS w formie wydruków elektronicznych lub foto, ale także, tam gdzie takich nie było, na formularzach z wpisanymi ręcznie wynikami komisji obwodowej!
Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
ad1) Trudno powiedzieć
ad2) Też sądzę, że farłszerstwa odbyły się wyżej i wykorzystano do nich niesprawny i dziurawy system informatyczny. Jedna uwaga - system nie uległ awarii - on nie działał od samego początku, nie przeszedł pomyślnie ani jednego testu przed wyborami. I może o to chodziło.
PiS powinien był zrobic jedną rzecz, skoro męzowie zaufania nie wypalili. Miejscowi działacze powinni przebiec się po swoim terenie i spisać wyniki z protokołów wywieszonych na drzwiach komisji a następnie przesłac dane wyżej. w regionalnych centralach PiS powinni zliczyć te dane z terenu i porównać z oficjalnymi. Głowę dam, że różniłyby się od tego co podała PKW.
pozdr.
GG

Więcej notek tego samego Autora:

=>>