Listopadowym dniem mglistym ciągnęli leśnym duktem. Przodem, po lewej na bogato zdobionej, cyrkowej platformie siedzieli obytawele, prawą na wywałaszonych, wypasionych ogierach jechali ci, co zwą się suarami. Nie spoglądali na siebie obytawele i suarzy. Nie pozwalał na to rytuał, który to rytuał podtrzymywał z kolei czar, a ten z kolei czar sprawiał, że lud był im posłuszny. A choć na siebie nie spoglądali, to jednak platforma obytaweli i wałachy suarów pospinane były złotymi i srebrnym łańcuchami.
(2)