Wśród rodzinnych pamiątek jedna wzbudza zawsze żywe zainteresowanie oglądających. Jest to klucz z brytyjskiego okrętu podwodnego. Waży ok. 0,5 kg, uchwyt w ebonicie z białym napisem "P. O. L. T. O. HMS/M Seal". Niestety, nie klucz jest najważniejszy, a historia związana z tragicznymi losami właściciela tego klucza, 24-letniego bosmana - Maurice Barnes'a. Ja miałem wtedy niespełna 2 lata i troje starszego rodzeństwa.
Okret podwodny HMS Seal
Został zwodowany 27 września 1938 roku, a do służby wszedł jeszcze przed wybuchem wojny, 24 maja 1939 roku. Wojenne zadania rozpoczął wykonując między innymi patrole u wybrzeży Norwegii po inwazji Niemców w marcu 1940. Był to podwodny stawiacz min, który do wiosny 1940 roku pływał pod banderą Royal Navy jako HMS SEAL. W służbie był niepełny rok.
29 kwietnia1940 r. okręt opuścił port Immingham z 50 minami na pokładzie.
Wkrótce po przybyciu do rejonu operacyjnego, 4 maja, "Seal" wytropiony został przez niemieckie samoloty patrolowe i obrzucony bombami. Jego dowódca, komandor R.P. Rondsdale polecił przyspieszyć stawianie min i około południa tegoż dnia ostatnia z 50 min opuściła komory okrętu.
Wkrótce potem w peryskopie "Seala" ukazała się eskadra niemieckich jednostek, wyraźnie polujących na intruza. Była to 12 U-Jagdflotille, składająca się z trzynastu przebudowanych trawlerów rybackich o wyporności 350-525 ton. Po południu dołączyło do nich jeszcze kilka ścigaczy.
"Unikając niemieckich ataków "Seal" wszedł na niemieckie pole minowe i około 18.30 wstrząsnęła okrętem potężna eksplozja. Tylne przedziały zostały zalane wodą i okręt osiadł na dnie, na głębokości 27 metrów. Po prawie 6 godzinach wytężonej pracy udało się Anglikom usunąć najgroźniejsze szkody, tak że około pierwszej po północy 5 maja "Seal" znalazł się na powierzchni.
Sytuacja jego była właściwie beznadziejna. Wprawdzie szwedzkie wody terytorialne, do których dowódca chciał doprowadzić swą jednostkę, znajdowały się w odległości zaledwie kilku mil, ale silniki elektryczne były zatopione, jedyny zdatny do użytku silnik pracował tylko na wstecznym biegu, a co najgorsze - ster kierunkowy zablokowany został w
skrajnym prawym położeniu tak, że okręt mógł zataczać tylko stosunkowie niewielkie kręgi. Wkrótce po wynurzeniu Ronsdale nadał do Admiralicji meldunek o swym położeniu i polecił zniszczyć dokumenty i urządzenia okrętowe mogące przedstawiać jakąś wartość dla przeciwnika, wśród nich radiostację.
Zaraz po świcie niemieckie samoloty ostrzelały "Seal" z broni pokładowej, powodując straty wśród załogi. Dowódca postanowił kapitulować. Wkrótce koło okrętu wodował samolot rozpoznawczy Arado-196 i zabrał komandora Ronsdale. Z kolei nadpłynął ścigacz "UJ-128" i o 6.30 wysłał grupę abordażową, która przejęła okręt. Zbadała ona wnętrze zdobytego okrętu i umożliwiła wzięcie go na hol. 10 maja trzy holowniki doprowadziły "Seal" do portu w Kilonii.
Niemcy bardzo dokładnie badali okręt brytyjski i stwierdzili, że urządzenia wystrzeliwania torped były pod pewnymi względami lepsze od niemieckich. W rezultacie niemiecki admirał Doenitz (dowódca niemieckiej marynarki wojennej) rozkazał wprowadzić te rozwiązania w łodziach niemieckich. Wyremontowana łódź 30.11.1940. została wcielona do marynarki niemieckiej (Kriegsmarine) pod oznaczeniem U-B. Zdobyty okręt nie przedstawiał dla Niemców większej wartości bojowej z powodu niekompatybilności wyposażenia i uzbrojenia. Ważny był natomiast aspekt propagandowy zdobycia brytyjskiego okrętu na morzu, bo był to o ile mi wiadomo, pierwszy zdobyty okręt podwodny przez Niemców w tej wojnie.
Dowódca okrętu Rupert Lonsdale, który poddał okręt, po pięcioletnim pobycie w niemieckim stalagu w Toruniu został po wojnie postawiony w Londynie przed sądem Admiralicji, który oczyścił go z zarzutu poddania okrętu. Sam kapitan Lonsdale po wojnie wycofał się z marynarki i został wyświęcony na prezbitera Kościoła Anglii. Został wikariuszem w 1949 roku. Wiele lat życia spędził jako ksiądz w Kenii. Zmarł w 1999 roku.
Mój Ojciec opowiadał, że w wydawanej w Warszawie przez władze okupacyjne gadzinówce był duzy artykuł wraz ze zdjęciami opowiadający o zdobyciu angielskiej łodzi podwodnej Seal.
W niewoli
Jeńców umieszczono w samych zabudowaniach XIX-wiecznych pruskich fortów. Na terenie stalagu XX-A umieszczono głównie jeńców francuskich, belgijskich, włoskich, amerykańskich, jugosłowiańskich, norweskich oraz najliczniejszą grupę – brytyjskich, którzy dostali się tam po walkach pod Dunkierką i w Norwegii.
Grupa marynarzy z okrętu Seal objęta była wówczas pomocą poprzez akcję mieszkańców miejscowości o nazwie Seal, która leży w hrabstwie Kent. Wysyłali oni do stalagu w Toruniu paczki z żywnością i odzieżą dla jeńców marynarzy z łodzi podwodnej o takiej samej nazwie.
Po kilku miesiącach pobytu w stalagu, dwóch angielskich jeńców – bosman Maurice Barnes z HMS Seal oraz George Briggs, sierżant brytyjskich wojsk pancernych, który dostał się do niewoli pod Dunkierką, postanowili w drugiej połowie sierpnia 1940 r. uciekać z niewoli.
Ucieczka, cel - Warszawa
Uciekali pieszo, jak stali, w swoich angielskich mundurach wojskowych. Mundury miały nawet oryginalne guziki. Bosman Maurice Barnes miał w swym marynarskim dresie, jako „broń osobistą” schowany klucz z łodzi podwodnej. Przez wiele dni pieszej ucieczki, dopisywało im duże szczęście. Było lato, dogodna pora roku. Trafiali do przyjaznych im ludzi. Nawet podstawowa trudność - nieznajomość języka zdawała się nie być przeszkodą wobec wyroków Opatrzności.
Raz trafili do zabudowań rolnika, który wrócił z emigracji i znał język, pomógł im dużo. Pomoc była potrzebna, w drodze do Warszawy trzeba było w okolicach Zegrza przekroczyć strzeżoną granicę na Bugo-Narwi między Reichem a Generalną Gubernią. Ponieważ inni przemytnicy przenosili mięso, psy poszły za nimi - a nie za tymi, którzy prowadzili zbiegów.
Innym razem na stacji kolejowej w Legionowie przypadkiem zwrócili się o pomoc do … nauczyciela języka angielskiego! Z Legionowa (kupił im bilety do Warszawy) i według jego rad pojechali pociągiem i wysiedli na dworcu Gdańskim zgłaszając się w punkcie PCK . Trafili na znajomą mojej Ciotki, która zawiozła ich dorożką do nas, na Ochotę!
Trzy tygodnie w Warszawie
Po przybyciu, zaprowadzeni do łazienki, nie zrozumieli, że mają się wykąpać, sądzili, że tylko jest to miejsce ukrycia i dopiero gdy przyszedł mój starszy [wtedy 12-letni] brat Krzysztof, który uczył się już angielskiego, dogadali się i skorzystali z dobrodziejstwa ciepłej wody. Potem moja Mama wiele dni musiała im zmieniać opatrunki na poranionych stopach. Spędzili u nas trzy tygodnie.
Rodzice moi skontaktowali się ze stryjem Lucjanem mjr „Janczarem”, który należał już do ZWZ. Polska armia podziemna nie decydowała, jaka ma być trasa ich dalszej ucieczki. Musieli wybrać sami, to była sprawa ich życia lub śmierci. Nie pomogły rady, że to zły kierunek. Wybrali Rosję. Mój Ojciec nauczył Maurice i Georga kilku niezbędnych słów po rosyjsku, mieli też ze soba ukryty, napisany po rosyjsku list
Kierunek Moskwa to śmierć lub więzienie
Kurier przydzielony przez ZWZ poprowadził ich 8 września na pobliski dworzec Warszawa Zachodnia. Jechał obok w przedziale, Anglicy mieli przygotowane na wszelki wypadek legitymacje głuchoniemych. Pociąg kończył bieg na granicznej wówczas stacji Małkinia, zaraz za linią rzeki Bug. W nocy z 8 na 9 września miał nastąpić przerzut. Sowieckiej granicy strzegły (co było normą) jednostki NKWD. Po przejściu granicy zostali zatrzymani przez patrol NKWD, obłupieni z zegarków i pieniędzy, szturchnięto ich kolbami, kazano im biec. Padły strzały. Jak opowiadał George, postanowił wtedy paść na ziemię i nie wstawać. Jego serdeczny przyjaciel Maurice już nie żył. Miał 24 lata. Na Białobrzeskiej został jego klucz.
George Briggs przewieziony został do więzienia w Białymstoku, następnie do Smoleńska, aż wreszcie na plac Dzierżyńskiego w Moskwie, do słynnego więzienia na Łubiance.
Po przekroczeniu granicy przez angielskich uciekinierów władze ZWZ wysłały do Londynu meldunek podając dokładne dane o przerzucanych Anglikach oraz dacie i miejscu przerzutu. Takich zbiegów brytyjskich było więzionych na Łubiance wielu. Dopiero po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w końcu czerwca 1941 nastąpił dla więźniów istotny zwrot.
Uwolnienie
Pewnej nocy załadowano wszystkich, około kilkunastu, do więziennego samochodu ciężarowego, więźniowie nie wiedzieli, co ich czeka. Podjechano pod brytyjski konsulat i wyrzucono na ulicę. Ciężarówka szybko odjechała. Okazało się, że obudzony ze snu konsul miał listę, na podstawie której od wielu miesięcy dobijał się u sowieckich władz o informacje, nikt oczywiście nic nie wiedział. Dlatego szybko nastąpiło odczytanie nazwisk i identyfikacja uwolnionych. Do Anglii wracali drogą morską, przez Archangielsk, korzystając z jednostek, które dowoziły pomoc wojskową dla armii czerwonej. Po zaokrętowaniu w porcie nastąpiło spotkanie uwolnionych żołnierzy brytyjskich z oficerem secret service, na którym zostali zobowiązani do zachowania pełnej tajemnicy o pobycie w ZSRS.
Najwyższa cena za udział w podziemnej Akcji Dorsze
W akcji Dorsze wielu Polaków narażało swe życie, bo prawo niemieckie było bezwzględne. Wyroki dotyczyły całych rodzin. Dziś nagłaśnia się tylko przypadki ratowania Żydów z narażeniem swego życia, i to też w sposób ograniczony.. Warto to sobie uzmysłowić, bo sam nie do końca sobie zdaję sprawę, co by moją rodzinę spotkało, gdyby nie opieka Opatrzności. Podam tu jako przykład dwie takie akcje, które dla Polaków zakończyły się tragicznie. Bohaterami tych akcji są:
Maria Eugenia Jasińska
(ur. 29 listopada 1906 w Łodzi, zm. 20 kwietnia 1943) – harcerka, żołnierz ZWZ i AK.
Była aktywną harcerką, żołnierzem ZWZ i AK. Podczas II wojny światowej pracowała jako farmaceutka w aptece "Pod Łabędziem" (kierownikiem apteki był Niemiec) przy zbiegu ulic: Wólczańskiej i 6 Sierpnia (apteka funkcjonuje do dnia dzisiejszego), gdzie potajemnie tworzyła fałszywe dokumenty dla żołnierzy AK i osób ukrywających się, a także przygotowywała paczki z lekarstwami dla potrzebujących. Była łączniczką, która zajmowała się m.in. "przerzutami" ludzi za granicę.
19 kwietnia 1942 r. została aresztowana przez Niemców podczas akcji „Dorsze”, której celem było zorganizowanie przerzutu za granicę trzech oficerów brytyjskich, zbiegłych z obozu jenieckiego. Początkowo przetrzymywana była w więzieniu przy ul. Gdańskiej, następnie przewieziono ją na Radogoszcz. W więzieniu poddawana była długotrwałym torturom, mającym na celu zdobycie informacji na temat innych uczestników akcji oraz nazwisk członków AK. Jasińska nie wydała nikogo. 8 marca 1943 r. odbył się „proces” Jasińskiej przed niemieckim sądem specjalnym w Łodzi; wydano wyrok skazujący na karę śmierci przez powieszenie. Egzekucji dokonano 20 kwietnia 1943 r. w więzieniu przy ul. Kopernika 29. Ciała Marii Jasińskiej nigdy nie odnaleziono. W 1944 r. została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Walecznych i Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Maria Klichowska z d. Gliszczyńska, Wiktor Łaszczyński, Irena Markiewiczowa, Bronisław Sobkowiak, Michalina Gorczycowa i Bolesław Kierczyński
Maria Klichowska urodziła się 2 lipca 1897 r. w Swornigaciach, pow. chojnicki. Wychowana w duchu patriotycznym przez ojca działacza narodowego już jako mała dziewczynka, w latach 1906–1907, brała udział w strajku protestacyjnym przeciwko usuwaniu języka polskiego ze szkół, za co była szykanowana. Po wyjściu za mąż w 1922 r. zamieszkała w Poznaniu.
W czasie okupacji, początkowo z własnej inicjatywy i bez pomocy podziemia, za to wspólnie z synami Zygmuntem (l. 18) i Zbigniewem (l. 14), pomagała w organizowaniu ucieczek i udzielaniu dalszego wsparcia oficerom angielskim z obozu jenieckiego w Forcie VIII w Poznaniu.
W 1941 r. złożyła przysięgę do ZWZ. Otrzymała przydział do sekcji w ramach akcji „Dorsze” prowadzonej przez Delegaturę Rządu i Oddział Organizacyjny Komendy Głównej ZWZ, której celem był przerzut żołnierzy alianckich do krajów macierzystych. Pośredniczyła m.in. w łączności z ppor. Witoldem Verbno Łaszczyńskim. Prowadzącym komórkę przerzutową do Generalnego Gubernatorstwa.
Z Fortu VIII próbę ucieczki podjęło ośmiu jeńców. Syn Marii, Zbigniew, pracował wówczas w Forcie jako robotnik elektryk. Dostarczał jeńcom farbę do mundurów, plan miasta i adres, pod którym zbiegowie mogli znaleźć schronienie. Było to mieszkanie Klichowskich przy ul. Słowackiego 10/15. Ucieczka się powiodła.
Po krótkim pobycie na Słowackiego angielscy żołnierze zostali przekazani pod opiekę innym uczestnikom akcji „Dorsze”. Już na terenie Serbii zostało ujętych dwóch spośród zbiegłych oficerów. Na skutek zeznań złożonych przez nich w śledztwie doszło do aresztowania osób pomagających im na całym szlaku ucieczki.
Dnia 21 lutego 1942 r. Gestapo aresztowało Zbigniewa i Zygmunta, a w kilka dni później Marię i jej męża. Poddani ciężkiemu śledztwu w Domu Żołnierza, niczego nie ujawnili. Chcąc chronić synów i męża, Maria całą winę wzięła na siebie. Osadzona w Forcie VII, wyrokiem Wyższego Sądu Krajowego w Poznaniu z dnia 17 sierpnia 1942 r. została skazana na karę śmierci.
Zginęła pod gilotyną 15 grudnia 1942 r. w więzieniu przy ul. Młyńskiej. Wraz z nią straceni zostali pozostali uczestnicy Akcji Dorsze: Wiktor Łaszczyński, Irena Markiewiczowa, Bronisław Sobkowiak, Michalina Gorczycowa i Bolesław Kierczyński.
Męża Marii po śledztwie zwolniono. Synowie, którzy odmawiali przyznania się do winy, znaleźli się w obozach – Zbigniew w Mauthausen, a Zygmunt w Żabikowie. Obaj wojnę przeżyli.
Źródła:
klucz i jego fot. z archiwum rodzinnego
http://www.cavillconnections.co.uk/seal.htm
miesięcznik MORZE nr 11/420, 1965
http://wywiadowca.lodz.zhr.pl/?p=650
http://akwielkopolska.pl/biograms/index/biograms/1,20,0,0,Biogramy,Stron...
http://laszczynski.pl/biografie/witold-wiktor-laszczynski-doktor
Jeżeli ktoś ma możliwość dotrzeć do dokumentalnego filmu „Akcja Dorsze” 1973 r. w reżyserii zmarłego w 2011 roku Krzysztofa Szmagiera, to są tam sekwencje nakręcone z udziałem moich Rodziców, którzy opowiadają swoją historię. Sam chętnie obejrzałbym, lecz nie wiem, jak uzyskać do filmu dostęp.
George Briggs wraz z żoną odwiedził moich Rodziców dwukrotnie w latach siedemdziesiątych. Polskie Radio dla zagranicy nagrało z nim obszerny wywiad o jego przeżyciach. Sam George mówił nam, że gdy opowiadał o nich swoim ziomkom, uważali, że konfabuluje, albo jest chory psychicznie, po przejściach. Natomiast gdy opowiadał swą historię Polakom, których spotykał na swej drodze, zawsze znajdował zrozumienie. Zwłaszcza dotyczyło to ostatniej części opowiadania po przekroczeniu granicy koło Małkini.
Tomasz A.S.
Inne moje Historie Rodzinne:
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-ukraina-1887-1936#.U1ocmKKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-rok-1920-z-ukrainy-do-pol...
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-wrzesie%C5%84-1939#.U1oi6KKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-7-pa%C5%BAdziernik-1939#.U1odUKKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-rok-1940-sierpie%C5%84-wrzesie%C5%84-angielscy-je%C5%84cy-uciekaj%C4%85-ze-stalagu-xx-z-torunia#.U1ogCqKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-stycze%C5%84-luty-1942-rok#.U1oekaKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-1-8-sierpie%C5%84-1944-na-ochocie#.U1obkqKIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-kto-budowa%C5%82-sieci-telefoniczne-w-ekwadorze-cz1#.U1okc6KIiSo
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-kto-budowa%C5%82-sieci-te...
http://www.blog-n-roll.pl/pl/audycja-katy%C5%84ska-z-1974-roku-jerzego-c...
http://www.blog-n-roll.pl/pl/historie-rodzinne-rok-1976-%E2%80%93-p%C5%8...
23 Comments
Porządny tekst.
09 January, 2014 - 18:52
Dzięki,
09 January, 2014 - 18:56
Co to za skok?
Wygląda na skok "na potęgę" ponad 2 metry.
Skok? Dobra jest, prawda?
09 January, 2014 - 19:56
Niezwykła opowieść o
09 January, 2014 - 18:58
Co mnie cieszy, to
09 January, 2014 - 19:02
Tomaszu A S,
09 January, 2014 - 20:07
@Tomasz A.S.
09 January, 2014 - 19:13
Jeśli mógłbym coś zasugerować, to w/s filmu Szmagiera zwróć sie do archiwum WFD na Chełmskiej. Być może mają to w formie zdigitalizowanej i mogą udostępnić kopię na DVD. Gdyby były jakieś problemy, to mogę spróbować interwencji.
Pozdrawiam
Witaj @tł!
10 January, 2014 - 09:59
Pozdrawiam Ciebie serdecznie!
Świetnie się czyta :)
09 January, 2014 - 19:25
"Rewolucje przerażają, ale kampanie wyborcze wzbudzają obrzydzenie."
średnia wiedza tych ludzi jest niska
10 January, 2014 - 10:08
Teraz poprzez częstsze kontakty może nieco się zmieniło. Dawniej, a pamiętam z autopsji, były takie schematy myślenia: "w Anglii długo by okupanci nie wytrzymali. Przecież byśmy pozamykali sklepy i nic by u nas nie kupili".
Lub po usłyszeniu, że niemożliwe jest, aby Kosygin dojeżdżał do pracy tramwajem (jak to opisywała w roku 1966 gazeta "Morning Star") usłyszałem naiwne: "A co, w Moskwie nie ma tramwajów?" (wypowiedź studenta). ;)))
Pozdrawiam serdecznie
Tomaszu,
09 January, 2014 - 19:39
Bardzo się cieszę, bo notka jest niezwykle interesująca.
Przeczytałam z zapartym tchem.
I przyszła mi do głowy ta sama konstatacja, co Smokowi - Anglicy wsypali wszystkich tych,
którzy im pomagali...
Charakterystyczne jest także to, co napisałeś na końcu: "Sam George mówił nam, że gdy opowiadał o nich swoim ziomkom, uważali, że konfabuluje, albo jest chory psychicznie, po przejściach. Natomiast gdy opowiadał swą historię Polakom, których spotykał na swej drodze, zawsze znajdował zrozumienie."
Przypomina mi to, jak długo zachód nie chciał uwierzyć w istnienie gułagów syberyjskich.
Dziękuję i pozdrawiam.
Smok pomógł pokonać errora
10 January, 2014 - 09:50
To nie znaczy, że ten wpis jest taki, jakbym go chciał widzieć. Brakuje w nim więcej ilustracji. Mam je, ale dla mnie problemem jest, aby je zamieścić! Zbyt to dla mnie skomplikowane.
"zachód nie chciał uwierzyć w istnienie gułagów syberyjskich" - zachód do dziś tak ma, że wszystko, co jest mu wygodne - widzi - czyli w większości "oficjalnie widzi" niewiele lub nic - przykład tak nam bliski - zamach w Smoleńsku!.
A na pytanie, "czy zbiegowie musieli podawać takie szczegóły, że Niemcy wybrali na ich podstawie udzielających pomocy "jak raki z saka"?" odpowiem - na pewno nie musieli! Dali się zastraszyć. A mogli mówić: nie wiem, nie pamiętam trasy ucieczki, nie znam terenu itp.
Pozdrawiam
Dzięki...
10 January, 2014 - 09:15
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Cieszy mnie,
10 January, 2014 - 09:52
Ja się ciągle nie mogę tą notką
10 January, 2014 - 09:25
Autorowi dzięki z gwiazdkami - pięcioma.
Ossala
To nie moja zasługa
10 January, 2014 - 09:55
Pozdrawiam Ossalę!
Właśnie dlatego budzi takie
11 January, 2014 - 08:33
Pozdrawiam
Ossala
Co do tekstu to 5
10 January, 2014 - 10:30
Fascynująca opowieśc i pięknie przekazana.
Nie da się ukryć, że Anglicy czy raczej ogólnie Brytyjczycy nic nie wiedzieli o realiach tak naszej okupacji jak i o Rosjanach.
I koniec końców nas zdradzili - w 1939 i później...wielokrotnie...
Chociażby za to niech jednak teraz płacą te zasiłki dla polskich dzieci - takie małe zadoścuczynienie przez pokolenia.
I jeszcze bardzo dziękuję za info o pokonaniu errora.
Mi też się to udało, choć nie musiałem czyścić cache przeglądarki - wystarczyło zmienić tytuł na dwusłowny.
Aha...co do przeglądarek, polecam czasami użyć starego poczciwego Internet Explorera.
On podobnie jak niektóre przeglądarki w smartfonach za każdym razem stara się pobrać stronę z sieci. Jak zauważyłem Chrome pobiera z googlowego cache, Firefox nie raz też...
Pozdrawiam, a wogóle to witam na nowym miejscu
Pasiu
Dzięki (4 godziny wcześniej)
10 January, 2014 - 11:44
Pozdrawiam
Według stref czasowych znalazłem, że mamy teraz serwer w Salwadorze w Brazylii - czy to prawda? (Tak wynika z czasu ukazywania się komentarzy - cztery godziny różnicy czasu) ;))) Jest teraz godzina 15:45, a mój komentarz ukazał się 4 godziny wcześniej!
DVD z filmem do odebrania
17 January, 2014 - 18:01
u właściciela filmu (TVP) kopii DVD dokumentalnego filmu "Akcja Dorsze".
Mogę ją zakupić za 75 zł do naszego archiwum rodzinnego.
@Tomasz A.S.
17 January, 2014 - 18:06
Tak. Dziękuję!
17 January, 2014 - 18:29
Z Chełmskiej dostałem namiar do właściciela filmu czyli TVP, bo to na ich zlecenie w 1973 roku
został nakręcony dokument. Tam dostałem mailem od miłej Pani Ewy nr digitalizacji, oraz info na której stronie znajdę cennik i formularze. Formularze po wydrukowaniu wypełniłem, zeskanowałem i przesłałem.
(Cennik 75 zł za pierwsze 30 minut oraz po 2,20 zł za każda następną minutę)
Wszystko załatwiłem przez internet.
@Tomasz A.S.
17 January, 2014 - 18:41