Na zakończenie moich wspomnień nieco o mieszkańcach Izraela. Wprawdzie niewiele mieliśmy okazji do rozmów, trochę w hotelach, sklepach, ale obserwowanie ich też wiele dało.
Najpierw Arabowie. Stanowią około 20 % mieszkańców. Większość z nich mieszka w Autonomii Palestyńskiej. Bardzo mili dla turystów, wiadomo, byliśmy dla nich źródłem zarobku. Wielu sprzedawców potrafiło nawet powiedzić kilka słów po polsku, szczególnie liczby, gdy oferowali kolejne ceny przy targowaniu . Przekonałam się, że ja także potrafię się doskonale targować. Chciałam kupić sandały - lokalna specjalność, z wielbłądziej skóry, niezwykle wygodne. W Betanii, małym miasteczku nieco na uboczu, trafiliśmy do sklepu, w którym kosztowały 15$, niestety było po sezonie i z modelu, który mi się podobał zabrakło mojego rozmiaru. Później w Jerozolimie, na jednym z licznych straganów zobaczyłam takie same, ale tutaj sprzedawca chciał za nie 45$. Wiedziałam, że mają być te i żadne inne, ale omiotłam wszystkie dość obojętnym wzrokiem, zapytałam o cenę i stwierdziłam, że absolutnie i w ogóle nie są ładne (program Cejrowskiego czegoś mnie nauczył). Mąż dość zniecierpliwiony stwierdził, że mam zapłacić tyle, ile chce i nie robić przedstwienia, bo mój mąż to poważny człowiek jest, ale.... tutaj dopiero zaczynała się zabawa. Pan podawał kolejne, niższe kwoty, ja za każdym razem miną wyrażałam zezaprobatę. Przy 15$ uznałam, że ewentualnie mogę przymierzyć. Pasowały idealnie! Zapłaciłam i chyba zyskałam duże uznanie w oczach tego Araba
Arabowie są też genialnymi kierowcami. Po wąskich uliczkach potrafią manewrować w odległości kilku centymetrów od przeszkody i nie zadrapią lakieru.
Bardzo niemiłe podejście mają Arabowie do porządku, zwłaszcza w miejscach publicznych. Podobno w ich domach jest bardzo czysto i schludnie, ale na ulicach... nigdy i nigdzie nie widziałam tylu śmieci, walających się papierów, zużytuch worków foliowych, gruzu. Szczególnie w miasteczkach Autonomii Palestyńskiej panuje wszechogarniający bałagan. Palestyńczycy są biedni, wielu straciło pracę po odgrodzeniu ich od terenów izraelskich, ale z biedy można mieć niewyremontowany dom, niepomalowany płot, bo to częsty widok, ale sterty śmieci to już nie bieda, to mentalność.
Dość swobodne jest też ich podejście do bezpieczeństwa instalacji elektrycznych. Dobrze, że tam jest mało opadów. Przy deszczowej pogodzie co chwilę ktoś by pewnie zostawał porażony prądem.
Żydzi to około 75% mieszkańców Izraela. Można by o nich napisać pewnie kilka tomów. Mieliśmy z nimi tak mało kontaktu, że tylko kilka luźnych spostrzeżeń.
Pierwszy dzień naszego zwiedzania to była sobota. Na ulicach Jerozolimy turyśli i Arabowie. Żydów prawie nie było, czcili szabat. Póżniej widywaliśmy niektórych ubranych tradycyjnie:
I bardzo wielu w tradycyjnych jarmułkach.
Bardzo często spotykaliśmy też żołnierzy. Tam w wojsku służą i dziewczęta - 2 lata, i chłopcy - 3 lata. Przewodniczka opowiadała, że podobno jest to pierwszy moment w ich życu, gdy są socjalizowani, gdyż wychowanie mają całkowicie bezstresowe i wszystko młodym ludziom wolno. Ma to także otoczkę ideologiczną - skoro naród tyle cierpiał, to niech młodzi mają wszystko, czego zapragną.
Niewykluczone, że naród, który przetrwał dwa tysiące lat w diasporze, przetrwał prześladowania, sam siebie wykończy, wychowując młode pokolenie.
Młodzi żołnierze:
Trudno do końca zrozumieć relacje żydowsko-palestyńskie. Jednak na pierwszy rzut oka widać prowokacyjną postawę Żydów. Boją się zamachów, boją się Palestyńczyków, zbudowli im getto, w części otoczyli murami (zdjęcia zamieściłam w jednym z poprzednich wpisów), ale także ich prowokują. Na terenie Autonomii powstają wydzielone osiedla żydowskie:
Otoczone murami i specjalnie pilnowane. Ile potrzeba wojska i policji, aby ochronić te osiedla przed wściekłością Palestyńczyków, którym zabrano ziemię. A wszystko po to, aby pokazać, kto tu rządzi, kto jest panem.
W Jerozolimie, na zboczu Góry Oliwnej znajduje się ciekawy cmentarz:
Wszystko, co się wokół niego dzieje świetnie pokazuje mentalność Żydów. Wierzą, że Sąd Ostateczny będzie się odbywał w Dolinie Jozafata, czyli Dolinie Cedronu oddzielającej Wzgórze Świątynne od Góry Oliwnej. Wszyscy pochowani na tym cmentarzu będą mieli najbliżej, pierwsi stawią się na Sąd i oczywiście zajmą te najlepsze miejsca w raju. My tam z Polski szans najmniejszych nie mamy. Ileż to kilometrów, ile czasu trzeba lecieć, nawet po zmartwychwstaniu nie będzie łatwo sie pospieszyć, w życiu nas nie wezmą do raju. Miejsce na takim cmentarzu kosztuje ok. .......... 1 miliona $. Tak, jeden okrągły milionik i raj jest Wasz
Ciekawe jest też spotkanie z celnikami na lotnisku. Wszystkie ich działania związane są z bezpieczeństwem lotów, ale obawy, które mają, wynikają zapewne z tego, że są skonfliktowani z wszystkimi bliższymi i dalszymi sąsiadami. Stajemy w kolejce do odprawy. Każdemu pokazują kartkę z pytaniami po polsku. Pierwsze - rzeczywiście sensowne - czy nikt nieznajomy nie przekazał Ci niczego do przewiezienia? Drugie pytanie: czy nie przewozisz broni albo innych niebezpiecznych przedmiotów? To pytanie wyjątkowo trafione, przecież każdy wie, że jeśli ktoś chce przemycić broń, głośno i dobitnie informuje o tym wszystkich napotkanych celników, już od progu lotniska.
Przechodzimy dalej do prześwietlania bagażu. Jeśli nie zauważą niczego podejrzanego , można iść dalej, podobno jest to dość rzadkie. Pozostali przechodzą na kontrolę bagażu. Mam w walizce dwie garście błota z Morza Martwego, pakunek może przypominać plastik, spodziewam się kontroli.
Otwieram walizkę, celnik wyjmuje... suszarkę do włosów.
- Co to jest?
- Suszarka do włosów.
- Do czego to służy i do czego jest Pani potrzebne?
Wskazuję na włosy i robię minę mówiącą, co myślę o tym pytaniu. Przecież suszarka w walizce kobiety to całkowity ewenement. Na pewno spotkał się z tym pierwszy raz w swoim celniczym życiu. Wyjmuje moją błotną bombę:
- Co to jest?
- Błoto z Morza Martwego.
- Czy sama Pani to zbierała? - złośliwy chochlik podpowiada do ucha: powiedz, że dał ci ją śniady mężczyzna w turbanie na głowie....chcę jednak moją zdobycz dowieźć do Polski, odpowiadam:
- Sama.
Zamyka walizkę i każe sobie iść.
A na zakończenie, zdjęcia jeszcze innych mieszkańców Bardzo często spotykaliśmy koty, szare także, choć rudzików najwięcej. Natomiast bardzo mało jest tam psów. Arabowie uważają je za nieczyste. Chyba tylko dwa razy widziałam kogoś z psem na smyczy.
W Jerozolimie, przed wejściem do Wieczernika:
I nad Jeziorem Genezaret:
Najpierw Arabowie. Stanowią około 20 % mieszkańców. Większość z nich mieszka w Autonomii Palestyńskiej. Bardzo mili dla turystów, wiadomo, byliśmy dla nich źródłem zarobku. Wielu sprzedawców potrafiło nawet powiedzić kilka słów po polsku, szczególnie liczby, gdy oferowali kolejne ceny przy targowaniu . Przekonałam się, że ja także potrafię się doskonale targować. Chciałam kupić sandały - lokalna specjalność, z wielbłądziej skóry, niezwykle wygodne. W Betanii, małym miasteczku nieco na uboczu, trafiliśmy do sklepu, w którym kosztowały 15$, niestety było po sezonie i z modelu, który mi się podobał zabrakło mojego rozmiaru. Później w Jerozolimie, na jednym z licznych straganów zobaczyłam takie same, ale tutaj sprzedawca chciał za nie 45$. Wiedziałam, że mają być te i żadne inne, ale omiotłam wszystkie dość obojętnym wzrokiem, zapytałam o cenę i stwierdziłam, że absolutnie i w ogóle nie są ładne (program Cejrowskiego czegoś mnie nauczył). Mąż dość zniecierpliwiony stwierdził, że mam zapłacić tyle, ile chce i nie robić przedstwienia, bo mój mąż to poważny człowiek jest, ale.... tutaj dopiero zaczynała się zabawa. Pan podawał kolejne, niższe kwoty, ja za każdym razem miną wyrażałam zezaprobatę. Przy 15$ uznałam, że ewentualnie mogę przymierzyć. Pasowały idealnie! Zapłaciłam i chyba zyskałam duże uznanie w oczach tego Araba
Arabowie są też genialnymi kierowcami. Po wąskich uliczkach potrafią manewrować w odległości kilku centymetrów od przeszkody i nie zadrapią lakieru.
Bardzo niemiłe podejście mają Arabowie do porządku, zwłaszcza w miejscach publicznych. Podobno w ich domach jest bardzo czysto i schludnie, ale na ulicach... nigdy i nigdzie nie widziałam tylu śmieci, walających się papierów, zużytuch worków foliowych, gruzu. Szczególnie w miasteczkach Autonomii Palestyńskiej panuje wszechogarniający bałagan. Palestyńczycy są biedni, wielu straciło pracę po odgrodzeniu ich od terenów izraelskich, ale z biedy można mieć niewyremontowany dom, niepomalowany płot, bo to częsty widok, ale sterty śmieci to już nie bieda, to mentalność.
Dość swobodne jest też ich podejście do bezpieczeństwa instalacji elektrycznych. Dobrze, że tam jest mało opadów. Przy deszczowej pogodzie co chwilę ktoś by pewnie zostawał porażony prądem.
Żydzi to około 75% mieszkańców Izraela. Można by o nich napisać pewnie kilka tomów. Mieliśmy z nimi tak mało kontaktu, że tylko kilka luźnych spostrzeżeń.
Pierwszy dzień naszego zwiedzania to była sobota. Na ulicach Jerozolimy turyśli i Arabowie. Żydów prawie nie było, czcili szabat. Póżniej widywaliśmy niektórych ubranych tradycyjnie:
I bardzo wielu w tradycyjnych jarmułkach.
Bardzo często spotykaliśmy też żołnierzy. Tam w wojsku służą i dziewczęta - 2 lata, i chłopcy - 3 lata. Przewodniczka opowiadała, że podobno jest to pierwszy moment w ich życu, gdy są socjalizowani, gdyż wychowanie mają całkowicie bezstresowe i wszystko młodym ludziom wolno. Ma to także otoczkę ideologiczną - skoro naród tyle cierpiał, to niech młodzi mają wszystko, czego zapragną.
Niewykluczone, że naród, który przetrwał dwa tysiące lat w diasporze, przetrwał prześladowania, sam siebie wykończy, wychowując młode pokolenie.
Młodzi żołnierze:
Trudno do końca zrozumieć relacje żydowsko-palestyńskie. Jednak na pierwszy rzut oka widać prowokacyjną postawę Żydów. Boją się zamachów, boją się Palestyńczyków, zbudowli im getto, w części otoczyli murami (zdjęcia zamieściłam w jednym z poprzednich wpisów), ale także ich prowokują. Na terenie Autonomii powstają wydzielone osiedla żydowskie:
Otoczone murami i specjalnie pilnowane. Ile potrzeba wojska i policji, aby ochronić te osiedla przed wściekłością Palestyńczyków, którym zabrano ziemię. A wszystko po to, aby pokazać, kto tu rządzi, kto jest panem.
W Jerozolimie, na zboczu Góry Oliwnej znajduje się ciekawy cmentarz:
Wszystko, co się wokół niego dzieje świetnie pokazuje mentalność Żydów. Wierzą, że Sąd Ostateczny będzie się odbywał w Dolinie Jozafata, czyli Dolinie Cedronu oddzielającej Wzgórze Świątynne od Góry Oliwnej. Wszyscy pochowani na tym cmentarzu będą mieli najbliżej, pierwsi stawią się na Sąd i oczywiście zajmą te najlepsze miejsca w raju. My tam z Polski szans najmniejszych nie mamy. Ileż to kilometrów, ile czasu trzeba lecieć, nawet po zmartwychwstaniu nie będzie łatwo sie pospieszyć, w życiu nas nie wezmą do raju. Miejsce na takim cmentarzu kosztuje ok. .......... 1 miliona $. Tak, jeden okrągły milionik i raj jest Wasz
Ciekawe jest też spotkanie z celnikami na lotnisku. Wszystkie ich działania związane są z bezpieczeństwem lotów, ale obawy, które mają, wynikają zapewne z tego, że są skonfliktowani z wszystkimi bliższymi i dalszymi sąsiadami. Stajemy w kolejce do odprawy. Każdemu pokazują kartkę z pytaniami po polsku. Pierwsze - rzeczywiście sensowne - czy nikt nieznajomy nie przekazał Ci niczego do przewiezienia? Drugie pytanie: czy nie przewozisz broni albo innych niebezpiecznych przedmiotów? To pytanie wyjątkowo trafione, przecież każdy wie, że jeśli ktoś chce przemycić broń, głośno i dobitnie informuje o tym wszystkich napotkanych celników, już od progu lotniska.
Przechodzimy dalej do prześwietlania bagażu. Jeśli nie zauważą niczego podejrzanego , można iść dalej, podobno jest to dość rzadkie. Pozostali przechodzą na kontrolę bagażu. Mam w walizce dwie garście błota z Morza Martwego, pakunek może przypominać plastik, spodziewam się kontroli.
Otwieram walizkę, celnik wyjmuje... suszarkę do włosów.
- Co to jest?
- Suszarka do włosów.
- Do czego to służy i do czego jest Pani potrzebne?
Wskazuję na włosy i robię minę mówiącą, co myślę o tym pytaniu. Przecież suszarka w walizce kobiety to całkowity ewenement. Na pewno spotkał się z tym pierwszy raz w swoim celniczym życiu. Wyjmuje moją błotną bombę:
- Co to jest?
- Błoto z Morza Martwego.
- Czy sama Pani to zbierała? - złośliwy chochlik podpowiada do ucha: powiedz, że dał ci ją śniady mężczyzna w turbanie na głowie....chcę jednak moją zdobycz dowieźć do Polski, odpowiadam:
- Sama.
Zamyka walizkę i każe sobie iść.
A na zakończenie, zdjęcia jeszcze innych mieszkańców Bardzo często spotykaliśmy koty, szare także, choć rudzików najwięcej. Natomiast bardzo mało jest tam psów. Arabowie uważają je za nieczyste. Chyba tylko dwa razy widziałam kogoś z psem na smyczy.
W Jerozolimie, przed wejściem do Wieczernika:
I nad Jeziorem Genezaret:
(7)
15 Comments
@Szary kot
16 March, 2014 - 22:12
Wprawdzie
16 March, 2014 - 22:16
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary kot
16 March, 2014 - 22:18
Tł,
16 March, 2014 - 22:25
P.S.
A wiesz, że Schindler jest tam pochowany? Ale on honorowo, nie musiał zapłacić.
P.S.1
Jak Ci się podoba brak równowagi między kotami i psami?
Nasi górą!!!!
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary kot
16 March, 2014 - 22:28
Na temat targów z Palestyńczykami
16 March, 2014 - 23:16
Ja nie, bo widziałem, że to nie jest wcale tam naganne, mało tego, uważają, że ktoś, kto nie targuje się, to albo jest głupi, albo ma za dużo pieniędzy. Nie chciałem być uważany za głupiego, a do tego bogaty nie jestem.
Mnie targowanie bardzo bawiło.
A po targach i każdym zakupie mówiłem Żonie, ile "zarobiłem". Zawsze to było więcej, niż wydałem.
W sklepie w Betanii kupiłem kilka drobiazgów, oczywiście po znacznych obniżkach, bo dodatkowy mój argument był taki, że kupię jeszcze coś innego.
Kupowałem tam także figurkę dzieciątka Jezus (taką do stajenki). Tu odstąpiłem od targu mówiąc, że mi nie wypada targować się, bo to figurka Jezusa. Wyraźnie widzialem uznanie w oczach właściciela.
Chyba to było przyczyną tego, że za chwilę Arab zaczepił moją Żonę i pytał się, czy mamy dzieci i czy przypadkiem nie mamy córki na żonę dla niego, demonstrował jednocześnie, że jest bogaty pokazując gruby plik dolarów i mówiąc, że ma sklep w dobrym miejscu.
Potem żałowałem, że nie spytałem, ile by dał za córkę, ale wołali już nas, autokar już odjeżdżał. I chyba dobrze, bo to ja chyba musiałbym mu zapłacić, aby córkę wziął za żonę. Córka by się znalazła, ale wielbłądów ani osłów przecież nie mam ;))))
Też byłam
16 March, 2014 - 23:50
W naszej grupie było też małżeństwo z kilkunastoletnią córką, bardzo ładną dziewczyną, blondynką. Nasz kierowca, Arab, podpytywał jej ojca, czy nie chciałby oddać na żonę dla jego syna ;)))
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Arabowie i Żydzi
17 March, 2014 - 00:27
Nasze pierwsze (i drugie) spotkanie z Arabami - w Akce trzej arabscy chłopcy, widząc Mogensa poruszającego się wolno, o lasce, odchodzącego od samochodu - "wystartowali" w kierunku wozu z uniesioną w górę deską najeżoną gwoździami, z niewątpliwym zamiarem uszkodzenia wozu - zniszczenia karoserii lub opon. Mieli pecha - zauważyłam ich i byłam szybsza. Gdybym złapała gówniarzy - byliby biedni. Uciekli - porzucając deskę.
Inni trzej - w Nazarecie - na uliczce prowadzącej w dół, w kierunku Bazyliki Zwiastowania - "grali" w wojnę: najstarszy, może siedmiolatek - komenderował, pięciolatek - prowadził ciągły "ostrzał" z zabawkowego karabinu automatycznego, trzylatek - bębnił na bębnie. Dodam, że środkiem uliczki spływał cuchnący ściek, jak w dawnych prehistorycznych czasach, a równocześnie - z pobliskich domów - dochodziły zapachy słodkich, arabskich perfum, samych w sobie odurzających, w tej mieszance - raczej odrażających
W Jerozolimie, w szkole niedaleko Ściany Zachodniej - przechodziłam w pobliżu - przecinając dziedziniec, na którym mali żydowscy chłopcy grali w piłkę. W pewnym momncie - piłka uderzyła mnie w głowę. Nie wiadomo, kto kopnął... Zatrzymałam się na moment i wtedy podbiegł uroczy rudzioszek, niebieskooki, z tradycyjnym nakryciem głowy, aby nie było wątpliwości kto zacz, i zaczął gorąco przepraszać. Czułam się wręcz zażenowana.
I znów Akka - na ulicy arabski sprzedawca soków owocowych "zdarł" ze mnie, naiwnej, słoną zapłatę za (podobno) świeży sok z granatów. W tej samej Akce - żydowski sprzedawca - gdy nie miałam (jak się nagle okazało) wystarczajacej sumy - by za świeżo wyciśnięty sok zapłacić - podał mi z uśmiechem szklankę, a kiedy po chwili wróciłam, chcąc uregulować dług - nie przyjął pieniędzy - bo on mi ten sok przecież DAŁ.
W Cezarei - w małym barze - sprzedawca wyglądający bardzo na polskiego Żyda (okazało się - imieniem Stanisław, z łódzkiej rodziny, która przeżyła dzięki emigracji do Palestyny w 1938 roku) - gdy znów zapragnęłam soku z granatów, mimo iż nie było go w ofercie - zawołał pomocnika, polecił przygotować sok, którego cena okazała się niższa niż u tamtego Araba z Akki.
W kibucu Maagan - kiedy przyjechaliśmy po raz trzeci - a była to moja urodzinowa podróż - zastałam w pokoju butelkę doskonałego czerwonego wina z korkociągiem miejscowej produkcji i dedykacją - Mazel tow - od przyjaciół z kibucu. Trzeba dodać, że z wyjątkiem Żyda w Akce - pozostali wiedzieli, że jestem z Polski, to nie była wyrachowana uprzejmość wobec zachodnich turystów.
W restauracji - Ultimum refugium - w Ejlacie, gdzie Mogens zamówił obiado-kolację i - podczas oczekiwania, a raczej - gdy podano nam pierwsze danie - wspomniał o urodzinach - kelnerzy przyszli na deser z torcikiem lodowym - przyozdobionym "fontanną" ze sztucznych ogni, był to niezamówiony "bonus"...
W którymś z miast należących do Autonomii Palestyńskiej - gdzie wjechaliśmy omyłkowo - ścigały nas złe spojrzenia i agresywne gesty mieszkańców (wóz miał rejestrację izraelską) - opuszczalismy miasto w pośpiechu.
Na temat brudu we wsiach i miastach Autonomii Palestyńskiej - nie będę się powtarzać. Na terenach "odziedziczonych" po Żydach - Arabowie niszczyli uprawy, wycinali drzewa oliwne - żeby zebrać oliwki... To stale są ci sami nomadzi sprzed 2000 lat - spasają teren - i ... wedrują dalej. O uprawach raczej nie słyszeli...
Dla "równowagi" - gdy w Hajfie, w szabat, wjechaliśmy na obszar miasta wydzielony jako "teren szabasowy" - też nas ścigały złe spojrzenia i agresywne gesty "ortodoksów". A zaraz po opuszczeniu tej okolicy - zauważyłam parę starszych ludzi z pieskiem - potrzebowałam informacji, gdyż nieco błądziliśmy szukając hotelu. Bardzo uprzejmie poinformowali mnie, po rosyjsku, chwaląc przy okazji moją wymowę (moja, autentyczna, Rosjanka byłaby zadowolona) i zapewniając, że po roku spędzonym w Hajfie mówiłabym perfect. Innych dwu "Rosjan" - młodych - spotkałam w Akce, tam też szukaliśmy hotelu. Ponieważ tłumaczenie wydało im się chyba zbyt trudne - powiedzieli że poprowadzą nasz samochód. Wsiedli do swego, zaczekali gdyż musieliśmy przejechać ok. 2 km aby zmienić kierunek jazdy, doprowadzili nas na miejsce, pozdrowili - w biegu i - odjechali.
A w Hajfie, podczas śniadania w małym narożnym barze - usiedliśmy na ulicy i podziwialiśmy widoki jak ze wschodniego sztetł - starsze niewiasty, w jedwabnych sukniach, perukach i strojnych kapeluszach, starsi panowie w kapeluszach panama, z laskami, w eleganckich żakietach... I tylko skąd ci ciemnoskórzy kierowcy - Etiopczycy... I ta starsza, niebieskooka siwowłosa niewiasta pod drzewem, patrząca w dół, na zatokę, z tak bezbrzeżną rozpaczą w twarzy... Nie wytrzymałam - zagadnęłam po polsku. Była z Białorusi. Tęskniła - do Mińska, zachwycała się Lwowem, i - tamtymi stronami. Tu, w Izraelu, wszystko było obce, wrogie: klimat, widoki, roślinność, nawet ludzie... Inne wszysto, aniżeli TAM, U NAS. Nie mogłam jej pocieszyć, objęłam tylko i mocno przytuliłam. Jak miałam wytłumaczyć, że od czasu wypędzenia ze Lwowa - nigdzie już nie czuję się jak we własnym gnieździe.
I Tel-Aviv - gdy zabłądziliśmy w okolice Uniwersytetu, zamieszkałe głównie przez ortodoksów - nie mogłam dopytać się o drogę, bo pobożny Żyd "nie spojrzy raz drugi na kobietę" (to z Księgi Hioba). Jednak w innym miejscu znalazłam wreszcie kogoś niepobożnego.
Potem - Morze Martwe i En Bokek. W restauracji hotelowej - szefowa sali z rosyjskimi nawykami (i zapewne korzeniami). Zamówioną u kelnera butelkę wina czerwonego - przyniosła nam po dłuższym oczekiwaniu - otwartą nie przy nas. Rzadko bywam zła, tym razem "wywaliłam" babę wraz z butelką. Ale Mogens czekał przecież na wino... Wyszłam z hotelu - w obcym, nieznanym miejscu, w nocy.. W pobliżu znalazłam mały sklepik, były wina, zapytałam o najlepsze. Właściciel, szczęśliwie, nie mówił po rosyjsku... Gdy wróciłam - Mogensowi towarzyszył jakiś pobożny, okazało się - rabin, dbający o kaszrut w hotelu. Wino było odpowiednie, przyniósł nam korkociąg.
A potem szok - Żydzi, w większości z dawnego ZSRR, nakładali sobie kolejne, i kolejne porcje kolacyjne (restauracja częściowo samoobsługowa).
Rano, na plaży, ogarnęło nas przerażenie - te monstra, ze zwisającymi poczwórnymi, popiątnymi brzuchami - to tamci "wygłodniali"...
I hotel Mount Zion w Jerozolimie - gdzie kelner, Palestyńczyk, Mahometanin, choć niezbyt ortodoksyjny, wiózł nas swoim samochodem do Betlejem, a potem zapraszał do chrześcijańskiego sklepu. I Libańczyk, z rodziny mieszkającej, od wielu pokoleń, ponad Ogrodem Oliwnym, czujący się być jego kustoszem, choć z wielu studni Świata pijał wodę (mocniejszych płynów też pokosztował), i - jego zachwyt nad Jerozolimą - czy może być piękniejsze miejsce na Świecie... No właśnie - czy może?
Katarzyno!
17 March, 2014 - 10:22
Wasze przykre doświadczenia z arabskimi dziećmi mogą mieć związek z tym, że jeździliście izraelskim samochodem i mogliście być postrzegani jako Żydzi.
W konflikcie izraelsko-palestyńskim winne są obydwie strony, jednak u Żydów drażni mnie ich buta, pycha zdobywców i władców.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
17 March, 2014 - 15:15
Serdecznie pozdrawiam
Recenzencie,
17 March, 2014 - 15:40
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
17 March, 2014 - 16:04
Za wszystko inne, ponoć można zapłacić kartą.
Jeszcze raz pozdrawiam.
I znów chwila wytchnienia.
18 March, 2014 - 16:17
Gratuluję skuteczności w targowaniu się. Ja należę do większości, która tej trudnej sztuki nie posiadła. Właśnie przed chwila klient zrobił ze mną to, co Ty z tym nieszczęsnym wyznawcą Allaha
Dysproporcja w populacji czworonogów...
Dla mnie islam, choćby był najidealniejszą religią, jest przegrany z tego tylko powodu: jego stosunek do psów.
Czasem, patrząc na mojego czworonoga, myślę sobie, że Pan Bóg gdy już odpoczął w niedzielę, w poniedziałek stworzył psa.
Nie mógłbym się zaprzyjaźnić z Arabem. Ani go szanować.
Nie jestem też w stanie zaakceptować pojęcia "nieczyste zwierzę". Każdy "egzotyczny" kanon, tylko nie ten! Rozumiem naciąganą ideologię, że te niektóre rodzaje mięsa szybciej się psują w tropiku, więc lepiej unikać ich spożywania. Ale w to, że Bóg stworzył nieczyste zwierzęta i opublikował ich listę w Starym Testamencie - zwyczajnie nie wierzę.
Ro!
18 March, 2014 - 16:51
A zwierzaki? Hmmm, jestem takim dziwnym kotem, który bardzo lubi psy. Wprawdzie w domu mam kota, jest mniej kłopotliwy, zresztą koty uwielbiam, jednak gdy na emeryturę przeniosę się do domu rodzinnego (dom z ogrodem), na pewno będę mieć psa. Kota /koty również
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
A ja wolę Żydów
27 April, 2014 - 12:25