Każdy realista ma swojego protektora

 |  Written by Gadający Grzyb  |  9

Geopolityczne protezy zawsze użyczane są za wysoką opłatą i w każdej chwili mogą zostać odebrane.

I. Nie ma strategicznych sojuszy dla słabych

Chciałbym dziś rozwinąć temat zasygnalizowany już przeze mnie w końcówce poprzedniego tekstu dla „Polski Niepodległej” - „Wojna o prof. Kieżuna”. Chodzi o zarysowującą się od pewnego czasu „opcję niemiecką” na polskim rynku opinii. Jest to rzecz jasna element szerszego pejzażu sympatii i antypatii geopolitycznych powodujących, że różne odłamy prawicy upatrują rozmaitych zagranicznych sponsorów na których pragnęłyby oprzeć „kwestię polską”. O opcji rusofilskiej pisałem już w artykule „Rosyjskie miraże prawicy”, stronnictwem amerykańskim zapewne też przyjdzie się zająć, niemniej do wszystkich wymienionych pasuje stwierdzenie, że to ciągłe oglądanie się na bliższe i dalsze potęgi jest cokolwiek przerażające i dowodzi jakiejś organicznej niewiary w polski potencjał, podszytej być może kompleksami wynikającymi z naszych historycznych traum.

Oczywiście, każde państwo, nawet najpotężniejsze, potrzebuje sojuszy. Autarkia bądź to polityczna, bądź gospodarcza, tudzież militarna jest nieosiągalna, jednakże wszystko sprowadza się do proporcji - czy dobór partnerów jest dla nas jedynie uzupełnieniem własnej siły, czy też ma tę własną siłę zastępować, sprowadzając nas de facto do roli neokolonialnego wasala realizującego zlecenia patronów w nadziei, że w razie zagrożenia nasz opiekun we własnym interesie zechce nas bronić jako swej strefy wpływów. Jest to myślenie bardzo niebezpieczne, dowodzące postkolonialnej mentalności również u tych, którzy na co dzień ów postkolonializm piętnują i w sferze deklaratywnej zwalczają. Strefy wpływów mają bowiem to do siebie, że są płynne, traktowane instrumentalnie i w każdej chwili mogą zostać przehandlowane w zamian za jakieś korzyści, lub wręcz odpuszczone, gdy mocarstwo sprawujące do tej pory nad takową strefą nadzór uzna, że powinno swój potencjał zaangażować w innych obszarach. To może zdarzyć się wręcz z dnia na dzień, a dotychczasowi podopieczni zostaną bez sentymentów zostawieni na lodzie. Słynny „reset” Obamy w relacjach z Rosją i wycofanie się USA z aktywnej polityki w naszym regionie jest tego dobitnym przykładem. Ostatnio zaś Niemcy wprost zadeklarowały, że stan ich armii nie pozwoli na żadną interwencję militarną w obronie państw Europy Środkowo-Wschodniej. Innymi słowy - nie ma strategicznych sojuszy dla słabych.

II. Poszukiwanie patrona

Co charakterystyczne, w tych głosach dominuje ton „realistyczny”. Dotyczy to również opcji niemieckiej obecnej dziś przede wszystkim na niwie swoistej anty-polityki historycznej, uprawianej głównie przez autorów związanych z tygodnikiem „Do Rzeczy” - Piotra Zychowicza, Sławomira Cenckiewicza i Rafała Ziemkiewicza. Na marginesie - autorzy ci stosują metodę polemiczną polegającą na tym, by ich adwersarze wskazali luki w rozumowaniu - gdzie np. Zychowicz popełnił w swym wywodzie błąd? Nie można pozwolić się zapędzić w ten narożnik, a to z tej prostej przyczyny, że sprawny publicysta poprzez odpowiedni dobór argumentów potrafi uzasadnić każdą tezę na której mu zależy. Zbudowanie wewnętrznie spójnego wywodu jest jedynie kwestią warsztatu, niczym więcej. Podstawową kwestią, którą należy zatem roztrząsać jest to, czy dana „narracja” służy Polsce i jej interesom.

Jak wspomniałem w poprzednim artykule, za symboliczny początek zaistnienia opcji niemieckiej w dyskursie szeroko rozumianego środowiska patriotycznego uznaję tekst Rafała Ziemkiewicza opublikowany w „Rzeczpospolitej” we wrześniu 2009 roku „Polityka realna – czyli jaka?”. Przypomnę dla porządku jego zasadnicze przesłanie: „Zachowanie suwerenności wyszło z naszego realnego zasięgu. Musimy znaleźć się w całości w jednej ze stref wpływów, należy więc zadać sobie pytanie: Rosja czy Niemcy?” . Ziemkiewicz uznał, że z dwojga złego lepiej postawić na Niemcy i dołączyć do ich strefy wpływów w całości, tak by uniknąć scenariusza rozbiorowego i zachować, jak to niegdyś mówiono, substancję narodową.

Teraz pytanie za 100 punktów – czym takie podejście różni się co do swej istoty od słynnego „hołdu berlińskiego” ministra Sikorskiego? Według mnie, obie postawy można sprowadzić do założenia: „Niemcy są hegemonem Europy, rozdają karty w Unii, zatem podczepmy się pod nich, to nas nie oddadzą Ruskim”. Jest to założenie z gruntu błędne i to z kilku powodów. Po pierwsze, Niemcy nie dopuszczą, by pod bokiem wyrosła im silna Polska. Polska jest Niemcom potrzebna jako peryferyjny obszar eksploatacji gospodarczej i polityczny wasal. W tej sytuacji nie ma co marzyć o obronie „substancji”, bo będziemy wysysani na szereg różnych sposobów. Po drugie, interesy Rosji i Niemiec są w odniesieniu do naszego regionu zbieżne – ma stanowić słabą i bezwolną strefę buforową w której będą ścierały się wpływy obu mocarstw, przy czym oba zgodnie będą starały się trzymać na dystans Stany Zjednoczone. W razie potrzeby Niemcy bez skrupułów podzielą się wpływami z Rosją, co zostało zdiagnozowane przez Jarosława Kaczyńskiego w słowach o niemiecko-rosyjskim kondominium. Po trzecie, co do parasola militarnego, to wspomniana wyżej deklaracja o nieinterwencji wygłoszona zaraz po szczycie NATO i w sytuacji wojny na Ukrainie powinna rozwiać wszelkie mrzonki.

III. Realizm kolaborantów

No właśnie – mrzonki. To trochę jak z realistami z Królestwa Kongresowego, których wszelkie nadzieje zostały rozwiane przez cara krótkim: „żadnych marzeń, panowie”. A jeśli zwolennicy „opcji niemieckiej” wolą inny przykład, to podam krakowskich stańczyków, których przesłanie krytykujące konspirację i narodowe zrywy jak raz pasowało do polityki Najjaśniejszego Pana, przy którym „stoimy i stać chcemy”. Stańczycy byli po prostu pacyfikatorami nastrojów, narzędziem w rękach Wiednia. Polacy w zamian za swą lojalność doczekali się autonomii i wysokich posad w rządzie C-K monarchii, co jako żywo przypomina dzisiejsze synekury w zdominowanej przez Niemcy Unii Europejskiej. Oczywiście praca organiczna - zakładanie kas, bibliotek, kół samokształceniowych, towarzystw gospodarczych, edukacyjnych itd. - to wszystko było potrzebne, ale jako środek do celu - niepodległości, a nie jako cel sam w sobie. Tymczasem, gdy wybiła godzina próby i zaborcy wzięli się za łby, galicyjscy konserwatyści zareagowali na Legiony Piłsudskiego niczym na rogatego diabła, który niweczy ich misterne gabinetowe gierki.

Piszę o tym wszystkim, bo ówczesny realizm Stańczyków uprawiany w znacznej mierze na gruncie propagandy historycznej wręcz narzuca porównanie z obecną działalnością „zychowszczyzny” (przypomnę: powinniśmy iść z Hitlerem na Ruskich, a po ich rozgromieniu w kluczowym momencie zmienić sojusze i pójść z zachodnimi aliantami na Hitlera, no i nie wywoływać skazanych na porażkę powstańczych awantur). Odnajduję tu również echa poglądów Władysława Studnickiego, który jeszcze w listopadzie 1939 roku zwracał się do władz III Rzeszy z memoriałem, by odtworzyć polską armię i wspólnie ruszyć na Sowietów. Ów przekaz – cóż za przypadek – rozpoczął swój marsz wkrótce po ukazaniu się wspomnianego, programowego tekstu Ziemkiewicza i współgrał z równoległym rozwojem niemieckiej nowej polityki historycznej mającej zrelatywizować odpowiedzialność za II Wojnę Światową. To wpisywanie się poprzez historyczny rewizjonizm w aktualne zapotrzebowanie polityczne niemieckiego hegemona jest doprawdy zbyt znamienne, by nie zauważać tego słonia w menażerii. Każdy realista ma swojego protektora?

Piętnując polską historię jako ciąg szkodliwych nonsensów skutkujących niemal bez wyjątku narodowymi tragediami wybiela się zarazem naszych wrogów – tych którzy nas podbijali, eksterminowali, łupili. W przełożeniu na dzisiejsze realia, jest to otwarte zaproszenie do powiedzenia światu (po raz kolejny w historii), że skoro Polska nie potrafi sama się odpowiedzialnie rządzić, to rządy musi dla jej własnego dobra narzucić kto inny. Taka była propagandowa linia mocarstw zaborczych, później mieliśmy passus o „pokracznym bękarcie Traktatu Wersalskiego” i w tym stylu sami siebie przedstawiamy dzisiaj dezawuując naszą historię i wręczając przeciwnikom gotowy propagandowy oręż do ręki. Skoro Polska sama jest winna swym klęskom, to agresorzy nie dość, że są niewinni lecz i współcześnie mają dobry powód by dla dobra Europy i geopolitycznego porządku trzymać nasz kraj na krótkiej smyczy.

Postawmy sprawę jasno - „realizm” każący przytulać się nam do kolejnych stref wpływów i stosownie do tego rewidować tradycję historyczną jest realizmem kolaborantów szukających zawczasu sponsora. W tej kolaboranckiej optyce każde formułowane aspiracje narodowe idące w poprzek interesów możnych tego świata naznaczone będą piętnem nieodpowiedzialnego awanturnictwa i „obłędu”. Dlatego sami musimy stanąć mocno na własnych nogach, a nie na protezach pożyczanych od kolejnych geopolitycznych protektorów, te bowiem zawsze użyczane są za wysoką opłatą i w każdej chwili mogą zostać odebrane.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://podgrzybem.blogspot.com/2013/08/realizm-kolaborantow.html

http://blog-n-roll.pl/pl/rosyjskie-mira%C5%BCe-prawicy#.VDXF-1fqWSp

http://blog-n-roll.pl/pl/wojna-o-prof-kie%C5%BCuna#.VD_09VdQQg8

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 41 (13.10 – 19.10.2014)

5
5 (4)

9 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
— Przystań do nas, niech piorun w tego kiejdańskiego tyrana trzaśnie! — zawołał Zagłoba.
— Będziesz nam przyjacielem i towarzyszem najmilszym, a ojczyzna matka
przebaczy ci, coś przeciw niej zawinił!
—Za nic! — rzekł z energią Kmicic. — Bóg to rozsądzi, kto lepiej ojczyźnie służy, czy wy, wojnę domową na własną odpowiedzialność wszczynając, czy ja, służąc panu, który sam jeden uratować tę nieszczęsną Rzeczpospolitą może. Idźcie w swoją drogę, ja pójdę w swoją! Nie pora was na wracać i na nic ta robota, jeno to wam z głębi duszy mówię: wy to ojczyznę gubicie, wy w poprzek jej ratunkowi stajecie. Zdrajcami was nie nazwę, bo wiem, że intencje wasze zacne, ale, ot! Co jest: ojczyzna tonie. Radziwiłł jej rękę wyciąga, a wy mieczami tę rękę bodziecie i w zaślepieniu zdrajcami czynicie jego i tych wszystkich, którzy przy niej stawają.
—Dla Boga! — rzekł Zagłoba — gdybym nie widział, jakeś waćpan rezolutnie szedł
na śmierć, myślałbym, że strach zmysły ci pomieszał. Komu żeś przysięgał: Radziwiłłowi czy Janowi Kazimierzowi? Szwecji czy Rzeczypospolitej? Zmysły waćpan straciłeś!
—Wiedziałem, że na nic się nie przyda was nawracać!...Bądźcie zdrowi!
 
Obrazek użytkownika Hun

Hun
...ma protektora, a Niemcy mają ponad 50% mediów (gazet) w moim kraju... To i czyich i jak ocnych wpływach mamy dyskutować?

Pzdr, HUn

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."
Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
No, tak - Niemcy trzęsą rynkiem prasy, Rosja ma post-paxowską endecję, stronnictwo amerykańskie produkuje się w GaPol-u i okolicach. Do wyboru, do koloru.
pozdr.
GG
Obrazek użytkownika Hun

Hun
...kupowali i dalej kupują polskie media, gazety ogólnopolskie, regionalne i portale internetowe... To co my mamy robić? Jak sie bronić? Tu są potrzebne  wskzówki wyartykułowane przez ludzi kompetentych, a tego wciąż brak... Włacznie z działalnością naszej "niedorobionej" opozycji... Grzybie, toniemy... Tak po prostu...

Pzdr, Hun

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."
Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
Robić swoje i nie oglądać się na nikogo - również tzw. "naszych", którzy pokazali co potrafią przy okazji sprawy prof. Kieżuna. Przynajmniej tyle możemy.
pozdr.
GG
Obrazek użytkownika ro

ro
Myślę, że najbliżej jest do Kaczyńskiego.

On sam trzyma zdrowy dystans do środowiska GP, nie mówiąc pozostałych dwóch kierunkach.
Tylko że Kaczyński ma jeden feler, a właściwie dwa: jest stary i "bezdzietny" (przekleństwo na głowę Ziobry i może jeszcze Kowala).

Jestem od Niego (niewiele)  młodszy, a już odczuwam, jak ciężko zmusić się do działania, zarówno tego codziennego, jak i do pokonywania przeszkód (to drugie wbrew pozorom jest łatwiejsze, przynajmniej dla mnie).

"Bezdzietność" Kaczyńskiego to jest coś, co podcina skrzydła chyba nie tylko Jemu.

Czy toniemy, Hunie?
Chyba tak. I to może być jakieś wyjście, bo biologicznie jako naród jeszcze nie jesteśmy zagrożeni. Pytanie tylko, czy obudzi się w wystarczającej części następnych 2 -3 pokoleń instynkt wieśniaczy?
Pozostaje  też powiązana z tym kwestia, czy zaborcom odbierze rozum, jak poprzednio, czy będą nas tylko podduszać.
 
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Poruszyles pare tematow.
Tylko jeden punkt na poczatek, moze wroce pozniej.

Cytat: "Zbudowanie wewnętrznie spójnego wywodu jest jedynie kwestią warsztatu, niczym więcej."

Bardzo ciekawe zdanie.
Akcent lezy na stwierdzeniu, "budowanie wewnętrznie spójnego wywodu"
Slowo wewnetrznie jest slowem kluczowym.

Kazda wywod opiera sie na czyms, nie wisi w powietrzu, opiera sie na jakis zalozeniach.
Jezeli wiec zalozenia sa falszywe caly wywod oczywiscie wlacznie z wnioskami, musi i jest falszywy,  a wiec wnioski  rowniez musza byc  falszywe, pomimo ze wywod wewnetrznie jest spojny.

Caly idiotyzm wywodow Ziemkieiwicza, Zychowicza, Cenctkiewicza, srodowiska folksodojczerow   polega na tym, ze nie przyjmuja do wiadomosci kluczowych celow hitlera.

Wystarczy wiec pokazac, ze zalozenia sa falszywe, sa klamstwem, i to wystarczy na udowodnienie klamstwa i merytorycznego bez sensu calosci. 

Przyklad "wewnetrznie spojnego" rozumowania àla Ziemkiewicz, Zychowicz czy po poprostu folkdojczerow: "gdyby babcia miala wasy to by byla dziadkiem".

Jezeli zdamy sobie sprawe z tego, z babcie nie maja wasow, spojny  wywod jest bez sensu.

Przenoszac na hitlera, jeden przyklad: folksdojczery budujacy "wewnetrznie spojne wywody" nie uwzgledniajace tego, ze kluczowym i glownym celem hitlera bylo zdobycie lebensraumu (przestrzeni zyciowej) dla herrenrasse lezacego na terenie nazywanego Polska i zanieszczyszczonego, zapaskudzonego  przez podludzi polacken (do wytepienia przeznaczeni) opowiadaja nonsensy.
Ich rozwazenia jest po prostu aberacja umyslowa albo szalencza antypolskoscia.

Na koniec opowiesc o Napoleonie.
Napolen przybywajac do miasta byl witany salutem armatnim.

Pewnego dnia przybywa do miasta a tu nie ma salutu.
W zwiazku z tym kazal przyprowadzic burmistrza, a za takie zlekcewazenie grozila kara smierci, w celu przesluchania.
Burrmistrz na to: cesarzu, nie bylo salut z 26 powodow:
1. Nie mamy armaty

Na co Napoleon przerwal mowiac dziekuje.

To sam dotyczy narracji folksdojczerow: bez uwzgledniania kluczowym, fundamentalnych celow hitlera jest idiotyczna.
Dlatego na sam narracje nie warto marnowac czasu; trzeba ciagl podkreslac swiadome zaklamanie i wprowadzenia w blad Polakow, bo nie watpie ze oni znaja cele hitlera wlacznie ze znaczeniem lebensraumu w jego polityce. Przykladow jest wiecej.

Takie klamstwa nie sa wiec nieczym innym jak  wsciekla agitacja na rzecz nazizmu.
Do tego samego gatunku nalezy wsciekla antypolska agitacja przeciwko istnieniu niepodleglej Polski.

Jedno jest pewne: hitler chichocze a moze nawet wyje w piekle ze smiechu sluszac te wywody podludzi folkdojczerow (zydowska policja w ghettcie tez miala nadzieje ze przyzyje) atakujacych Polakow, a Merkel i nazisci wrecz pieja z zachywytu, o czyms takim nie marzyli w najgoretszych marzeniach.
Oczywiscie zakladajac, ze folksdojczerow napedza polakfobia i ojkofobia a nie niemiecka agentura wplywow.

 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>