Orban miał do wyboru – albo zgodzić się na dyktat, albo lawirować, więc wybrał to drugie – i póki co, całkiem nieźle mu idzie.
I. Przedmiot i podmiot
Zachowanie naszej klasy polityczno-medialnej podczas niedawnej wizyty Victora Orbana było modelowym potwierdzeniem galopującej wasalizacji i infantylizacji polskiej polityki zagranicznej. Oto premier Ewa Kopacz wraz basującymi jej formacji ośrodkami propagandy urządza spektakl publicznego przeczołgiwania szefa rządu innego państwa, sprowadzający się do napawania własną bezkompromisowością na zasadzie: „ale mu powiedzieliśmy”. Wygląda to dość żałośnie, jeśli zestawimy ze sobą format i dokonania obojga przywódców i szerzej – politykę obozu rządzącego z ostatnich ośmiu lat z tym, co dzieje się na Węgrzech. Z jednej strony mamy poważnego gracza, który w dzisiejszej postpolitycznej nijakości wyrasta na regionalnego męża stanu i którego meandrowanie między Rosją a Zachodem podporządkowane jest bezwzględnie węgierskiej racji stanu, tak jak ją rozumie i definiuje. Wszelkie ruchy podejmowane przez Orbana ukierunkowane są na odzyskanie przez Węgry podmiotowości wewnętrznej i zewnętrznej, tak by formalna suwerenność w jak największym stopniu wypełniona była realną treścią. Z drugiej mamy przedstawicielkę kasty zarządzającej kondominium, nieudolną następczynię człowieka, który jawnie zrezygnował z prowadzenia jakiejkolwiek samodzielnej polityki na rzecz „płynięcia z głównym nurtem Europy”. W praktyce przełożyło się to na realizację oczekiwań Berlina do czego gotowość otwartym tekstem zgłosił Radosław Sikorski podczas słynnego „hołdu pruskiego” i bierne wypełnianie kolejnych brukselskich dyrektyw, skutkujące spadkiem znaczenia Polski do roli bezwolnego asystenta i przedmiotu międzynarodowych rozgrywek.
Szczególnie groteskowo w kontekście powyższego wygląda pomstowanie na prorosyjski kurs polityki Orbana w ustach ludzi do niedawna nadskakujących Putinowi do granic upodlenia. Otóż różnica między naszym „resetem” za czasów Tuska, a woltą Orbana jest dokładnie taka jak między przedmiotem a podmiotem. My przestawiliśmy wajchę, bo tego oczekiwał od Polski polityczny patron, czyli Niemcy, które chciały mieć porządek w Warszawie i posprzątane na dzielnicy, tak by żadne kwasy nie utrudniały interesów z Rosją. Stąd nasza bierność w sprawie Nord Streamu, kontrakt gazowy Pawlaka w sprawie którego musiała interweniować Komisja Europejska, uznając, że to jednak zbyt wiele dobrego dla Rosji i sabotowanie budowy gazoportu. O hańbie smoleńskiej i parasolu ochronnym nad rosyjskim „śledztwem” szkoda nawet pisać. Podobnie obecny, antyputinowski zwrot Warszawy (zresztą, na poziomie czysto werbalnym) jest wypadkową sporu Berlina z Moskwą o strefy wpływów w regionie, toczonego póki co rękoma Ukraińców. Natomiast Orban zwrócił się w stronę Moskwy jako samodzielny polityk, ponieważ uznał, że w danych warunkach będzie to opłacalne i ugra tą drogą dla swojego kraju wymierne profity. Chodzi tu zarówno o tańszy gaz i budowę elektrowni jądrowej na warunkach korzystniejszych od proponowanych przez Zachód, jak i o możliwość szachowania Berlina groźbą wymknięcia się spod geopolitycznej kurateli. Angela Merkel zrozumiała przesłanie, stąd od pewnego czasu obserwujemy złagodzenie dotychczasowych antywęgierskich publicznych połajanek.
II. Berliński telegram
Możliwe też, że cesarzowa taktycznie scedowała przekazywanie wyrazów swego niezadowolenia na podległe byty, takie jak polska administracja zarządzająca i stąd nagły przypływ pryncypializmu Ewy Kopacz zarzucającej węgierskiemu przywódcy rozbijanie „europejskiej solidarności”. To, że owa „solidarność” jest czystą fikcją i każdy za fasadą struktur europejskich stara się wyszarpać najwięcej dla siebie, jest jasne dla każdego przytomnego obserwatora, a tym bardziej dla świadomych uczestników gry. Rozumie to Merkel, pojmuje ten francuzik o nazwisku brzmiącym jak nazwa sera, rozumie i Orban. Czy dostrzega to Kopacz – tu mam daleko idące wątpliwości. W każdym razie, skłaniam się ku tezie, że Ewa Kopacz była tu tylko listonoszem, a jej „reprymenda” to swoisty telegram z Berlina: pani kanclerz jest niezadowolona. Nie dlatego, że Węgry robią interesy z Rosją. Pani kanclerz jest niezadowolona dlatego, że Węgry próbują prowadzić własną politykę nie pytając się Niemiec o pozwolenie.
Na marginesie warto odnotować także medialny cyrk towarzyszący wizycie. Wiadomo, że Orban będzie chłopcem do bicia za wszystko co zrobi, lub czego nie zrobi – teraz padło na jego stanowisko w sprawie Ukrainy. Wprost nie mogą znaleźć słów potępienia te same media z „Wyborczą” na czele, które obwieszczały swojego czasu kres „postjagiellońskich mrzonek”. Przypomnijmy sobie, jak to było jeszcze niedawno? Taki oberredaktor III RP, Adam Michnik, spijał tłuste rosoły w Klubie Wałdajskim serwowane mu hojnie przez Władimira Putina, a w wywiadzie dla „Komsomolskiej Prawdy” mówił m.in. „Oczywiście, część naszego społeczeństwa choruje na rusofobię i ksenofobię. Wolność jest przecież dla wszystkich – dla mądrych, głupich i dla swołoczy. Są idioci, którzy twierdzą, że nie ma niepodległej Polski, ale jest rosyjsko-niemiecki projekt. To ludzie z zoo z bezrozumnym antyrosyjskim kompleksem." W innym miejscu komplementował putinowski reżim jako „liberalny autorytaryzm” w którym panuje wolność słowa, bo w Moskwie sprzedają nawet publikacje przeciwne Putinowi, a on – Michnik – z podróży do Rosji przywozi sobie „50 kilogramów książek”. Tak było jeszcze w 2011 – jak te mądrości etapu się zmieniają... Ale cóż, wtedy „pojednanie” z Rosjanami nakazywała nam „solidarność europejska”, podobnie jak dziś ta sama „solidarność” każe nam pryncypialnie potępiać prorosyjskiego Orbana i wychwalać stanowczość pani premier, która musiała na konferencji odczytywać z kartki treść berlińskiego telegramu, żeby wiedzieć jak to właściwie tegoż Orbana obsztorcowywała.
III. Test samodzielności
Niestety, muszę to napisać, choć zdaję sobie sprawę, że znów zostanę okrzyknięty politycznym szkodnikiem, egzaminu nie zdał również Jarosław Kaczyński odmawiając spotkania z węgierskim przywódcą. Zaznaczam – egzaminu, bo wizyta Orbana była testem na to, czy Polska może potencjalnie wrócić do roli liczącego się państwa, potrafiącego nawiązywać samodzielne relacje z regionalnymi partnerami. To, że rząd Ewy Kopacz zachowa się tak jak się zachował, rujnując perspektywy wzajemnych stosunków pod dyktando niemieckiej cesarzowej, było do przewidzenia. Okazało się jednak, że główna siła opozycyjna, która już jesienią może rządzić państwem, też zapadła na chorobę kunktatorstwa. Oczywiście, domyślam się kalkulacji, jaka za tym stała – nie dawać paliwa wrogim mediom, zwłaszcza w gorącym roku wyborczym. Tyle, że reżimowe media będą walić w PiS i Kaczyńskiego zawsze i za cokolwiek, włącznie z przysłowiowym już „nienawistnym milczeniem” - dokładnie tak, jak w Orbana. Różnica polega na tym, że Orban – także wtedy, gdy był w opozycji – nie przejmował się ostrzałem i robił swoje, aż do zwycięstwa, po którym wrogie mu media sobie poustawiał. Tymczasem, opozycja w Polsce koncentrując się na tym, by nie podłożyć się przekaziorom, w efekcie w znacznym stopniu gra pod ich dyktando sama wiążąc sobie ręce i ograniczając pole manewru . Zresztą, media i tak użyły węgierskiego dementi, jakoby żadne spotkanie z liderem opozycji nie było planowane, do dworowania sobie z Kaczyńskiego. Zatem – gdzie tu korzyść?
Jarosław Kaczyński ryzykował co najwyżej medialną „trzydniówką oburzenia”, jakich było już wiele, niczym więcej. Miał szansę natomiast ugrać kilka rzeczy – choćby pokazać się jako polityk z którym – mimo oczywistych różnic – liczy się jeden z ważniejszych regionalnych przywódców. Po wszystkim mógł zaś oznajmić, że zakomunikował Orbanowi swoje zastrzeżenia wobec jego obecnej linii politycznej. I druga sprawa – była to okazja do zagrania na lęku Polaków przed wojną z Rosją do której, jak straszą media, niechybnie doprowadzi Kaczyński. Spotykając się z Orbanem na rzeczowej rozmowie, prezes PiS wysłałby sygnał, że jest obliczalnym politykiem, a nie kreowanym przez propagandę „podpalaczem”. Spotkanie byłoby także okazją do poszukania jakichś punktów stycznych, jak chociażby wyzwolenie się spod neokolonialnych zależności. Przecież Jarosław Kaczyński za chwilę może być premierem – jak wyobraża sobie układanie stosunków z Węgrami? Będzie je bojkotował? A co ze Słowacją i Czechami - co najmniej równie prorosyjskimi jak Węgry - które dopiero co stworzyły wraz z Austrią „trójkąt sławkowski”?
Poza wszystkim, Victor Orban w relacjach z Rosją nie robi nic, czego nie robiłyby inne europejskie państwa i demonizowanie go, szczególnie w kontekście „solidarności europejskiej” każdorazowo definiowanej wedle bieżących interesów Berlina, zwyczajnie nie ma sensu. Węgry zostały w ramiona Rosji w dużej mierze wepchnięte przez jawnie wrogą politykę europejskich stolic, a Orban gra tak, jak pozwalają mu okoliczności. Miał do wyboru – albo zgodzić się na dyktat, albo lawirować, więc wybrał to drugie – i póki co, całkiem nieźle mu idzie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/orban-na-linie#.VO4GRSyNAmw
http://blog-n-roll.pl/en/orban-franciszek-i-jan-pawe%C5%82-ii-jako-byty-wirtualne#.VO4GgSyNAmw
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 8 (78) 02-08.03.2015
31 Comments
GG
09 March, 2015 - 16:53
Doskonale potrafil uzyc Rosji do wyrwania sie z pod kontrolli Niemiec.
Kopacz mogla jak nalbardziej mogla dolozyc Orbanowi w ramach zlecenia przez Merkel.
Natomiast calkowicie mylna ocena postawy JK.
Orban przyjechal natychmiast po naglej (i paskudnej i obrazliwej) wizycie Putina.
Przyjechal w roli listonosza Putina.
Przyjecie Orbana w tej funkcji oznaczaloby wysluchiwanie dyrektyw Putina na zasadzie wasala.
Sposob odpowiedzi JK celowo bardzo brutalny, nie przez rzecznika, byl nie do Orbana tylko do Putina i znczyl: fuck you!
JK postapil bardzo madrze, to byla powerplay.
Co ciekawsze postapil bardzo madrze, bo w ten sposob pokazal, ze jest powaznym graczem a nie wasalem.
A czy bedzie okazja do partii pokera jeszcze sie pokaze.
Natomiast gdyby dal sie zwasalizowac przyjmujac listonosza-Orbana, milaby na zawsze przerzniete, weeliminowalby sie z gry.
Kaczyński...
09 March, 2015 - 19:58
"Sposob odpowiedzi JK celowo bardzo brutalny, nie przez rzecznika, byl nie do Orbana tylko do Putina i znczyl: fuck you!"
Nikt nie patrzy na to, jak na odpowiedź JK Putinowi. Duże Misie nie załatwiają takich spraw jak dzieci w piaskownicy... Sposób odpowiedzi JK był bardzo debilny, argumentacja kretyna Błaszczaka logiczna i spójna jak po drugiej flaszce... I Ty to określasz jako "fuck you!" w kierunku Putina? A Putin co? Przerażony! Normalnie, szok...
Węgrzy zapamiętają to sobie i "geniusza" JarKacza z przygłupami typu Błaszczak jeszzcze nie raz przeciągną po błotku... Na ich własne, zresztą, życzenie...
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Huh, GG
09 March, 2015 - 21:58
Np. ja partrze na to jak na odp. Putinowi.
JK jest "duzym misiem", podobnie jak LK byl "duzym misiem".
Rozmowa potoczylaby sie tak, ze Orban powiedzialby co mial do powiedzenia.
Przyjecie Orbana oznaczaloby gotowosc "sluchanie Putina" a wiec podpozadkowanie sie w takiej sytuacji poniewaz bylo oczywiste, z czym przychodzi Orban, z messagem od szefa.
JK nie dopuscil do tej sytuacji
To co powiedzial Blaszczak i jak to powiedzial bylo wynikiem konsekwentnego przemyslenia. Gdyby chodzilo tylko o Orbana, nie byloby publicznie zadnej odpowiedzi.
Nie martw sie o Wegrow. Orban nie jest obrazony. Postapilby dokladnie w odwrotnej sytuacji. On jest tez duzym misiem.
A Putin? Putin wie, ze jezeli beda rozmowy z JK to na "wysokosci oczu", jak Niemcy mowia, albo ich wogole nie bedzie.
pozdrawiam
PS. O wielkosci misia decyduje umiejetnosc dzialania. Kaczynscy to potrafia. Gruzja jest tego najbardziej znanym symbolem.
LK był Dużym Misiem...
10 March, 2015 - 10:12
Duży Miś nie będzie wysyłał Małego Miśka z tekstem: "Uważamy, że premier Węgier rozbija swoimi działaniami solidarność europejską - choć żeby być uczciwym, trzeba wspomnieć o tym, że wcześniej podobne działania wykonywali i Niemcy, i Francja. Berlin poprzez budowę Gazociągu Północnego, a Francja poprzez sprzedaż broni.".
http://dziennikzwiazkowy.com/polska-2/blaszczak-kaczynski-odmowil-spotkania-z-orbanem/
Czyli, "z Merkelową i Hollandem też się nie spotkamy, GazRura i Mistrale rzecz smutna, ale zaczniemy od niespotkania się z tobą, patałachu, bo gadałeś z W. i jeszcze gaz kupiłeś" - bo do tego kretyniada Błaszczaka sie sprowadza...
Duży Miś JK spotkałby się z drugim Duzym Misiem WO i potem mógłby sobie wydać nawet milion oświadczeń typu "odbyliśmy szczerą rozmowę, nalegaliśmy na wyjaśnienia, gdyż bardzo nie podoba nam sie to i to i jeszcze tamto"... Czyli Duzy Miś zezłościł się i warknął... Tak robią Duże Misie... Małe Misie strzelają focha uważając, że jak się nabzdyczą to będą Dużym M... A tak to nie działa. Nawet wyleniała Mała Miśka EK, z naszego żałosnego zoologu ryknęła do kamery monitoringu, bo wiedziała, że Duża Miśka AM z Niemiec będzie oglądać zapis...
Mały Miś, podwójnie ośmieszony, wrócił do swej chatki i pogrążył w dalszej niemożności...
Fine!
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Hun
10 March, 2015 - 11:58
To jest wlasnie to zbyt duze poparcie dla Rosji czasami, o czym mowilem.
Reakcja jest JK wtedy byla ok, przy tym natychmiast zwrocil uwage na nieporownywlanie "wieksze" zaslugi Niemiec.
Nie wypowiadaj sie za LK. LK i JK byli bardzo zgodni w ocenach sytuacji.
Obydwaj sa duzymi misiami.
Natomiast zupelnie inaczej oceniamy znaczenie symboliki spotkania per se w tamtej sytuacji.
Dla mnie bylby to fakt uznania supremacji Putina, czego zupelnie nie zauwazasz.
I tym samym Russogermanii.
Nie doszlo do tego.
Duzy misiek JK nie dal sie skonsumowac.
pozdrawiam
@fritz
10 March, 2015 - 12:35
Nie, zupełnie nie widzę tu uznania supremacji Putina? Uważam też, że takie podejście byłoby ubliżające dla Orbana, a bardzo daleki jestem od tego.
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
@ fritz
10 March, 2015 - 18:11
GG
@GG
10 March, 2015 - 18:23
Jakich "dyrektyw Putina"?
09 March, 2015 - 21:05
GG
GG
09 March, 2015 - 22:28
Nikogo nie bedziemy ignorowac a juz najmniej Wegry.
Bardzo mi sie podoba ostracyzm wobec Niemiec.
Jak na razie Niemcy wykanczaja Polske wszystkimi mozliwymi srodkami.
Tak, troche ostracyzmu, a nawet bardzo duzo ostracyzmu wobec Niemiec nie uda sie uniknac, jezeli Polska ma przezyc. Niemcy zrobia wszystko, zeby nie dopuscic do reindustrializacji Polski.
Pod tym wzgledem wszystkie kraje regionu sa wykanczane w podobny sposob. I wszystkie maja wspolny interes unikniecia tego losu, bycia kolaniami bedacymi rynkami zbytu i dostarczajacych zywego towary dla powoli wyminierajacych Niemiec i skazanych z czasem na zaglede jako narody.
Niemiecki szowinizm osiagnal poziom poczatku lat 30-tych. herrenrasse chce europie przewodzic, EU ma byc de facto przedluzeniem Niemiec. Co Junker pare dni temu bardzo skontrowal.
Kraj bez przemyslu, narod bez przemyslu ginie z powodow braku srodkow ekonomicznych do przezycia.
Niemcy wymuszajac deindustrializacje Polski po prostu zamienili komory gazowe na ekonomiczny Auschwitz.
Dyrektywy Putina: Najwazniejsza "dyrektywa" bylo wymuszenie zgody na rozmowe, czy JK w tej sytuacji zgodzi sie romawiac z messangerem Orbanem. Nie zgodzil sie. Reszta to mogly byc duperelki.
Fritz
09 March, 2015 - 17:51
Dodam tylko, że JK mógł zostawić uchylona furtkę "na Węgry", gdyby w odmowie spotkania nawiązał do Smoleńska. Teraz (jeżeli PiS wygra wybory) albo obaj będą musieli "szukać nowej drogi porozumienia", albo udawać, że nie było ani propozycji spotkania, ani odmowy.
ro
09 March, 2015 - 18:08
Orban gra odrobine za bardzo na Rosje, ale w porownaniu extremalnie prorosyjska gra Niemiec tworzacych russogermanie, sojusz polityczny z Rosja zagrazajacy calej Europie, jest to absolutnie nic.
Zauwaz, ze jezeli PiS wygra wybory, to Wegry przestaja byc osamotnione w Uni ;). A wtedy Orban bedzie mogl troche inaczej grac. I JK dzieki Orbanowi rowniez. To jest pozytywne sprzezenie zwrotne.
Orban oczywiscie wie, ze ta odpowiedz nie byla do niego, tylko do Putina.
@fritz
09 March, 2015 - 20:10
Sprawa druga: sojusz Kaczyński-Orban nie jest bynajmniej konieczny. PiS od początku prowadzi politykę integracji europejskiej w zakresie obronności. Orban nie czuje się zagrożony, więc pokazuje unii wała. Mamy ODMIENNE INTERESY. A dodatkowo Węgry mają tradycyjnie dobre relacje z Niemcami i nie oszukujmy się - Orban przyjmując Putina nie robi nic innego, tylko to, co Makrela chciałaby zrobić, ale jej nie wypada.
Gadający Grzyb twierdzi, że Orban "lawiruje" i że nieźle mu idzie. Może i tak jest, ale Komorowski i Kopacz też "lawirują" i też na swój sposób nieźle im idzie, jak na kraj frontowy (Węgry nie sa krajem frontowym, więc idzie im trochę lepiej). Każdego niemal dnia dostajemy sprzeczne informacje o ewentualnej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Ktoś tam mówi, że chce wysłać sprzęt, ktoś inny gorąco temu zaprzecza. Prezio nie wyklucza. Drogi Grzybie, czy Orban Ci płaci za te laurki? Bardzo byłbym zdziwiony, gdyby tak było. Tylko w Polsce są naiwni, którzy wychwalają obcych prezydentów i premierów, nie dostrzegając, że u siebie mają dokładnie takich samych lawirantów - tylko postawionych w trudniejszej sytuacji, więc gorzej im idzie.
@ alchymista
09 March, 2015 - 21:08
GG
GG, Alchymista
09 March, 2015 - 22:13
Dlatego jest taki wazny i jest z taka uwaga obserwowany.
alchymista
09 March, 2015 - 22:22
A teraz z powodu oblednej mocarstwowej polityki Niemiec, co stalo sie oczywiste w ciagu ostatnich paru lat, nie mowy o czyms takim, jak rezygnacja z silnej polskiej narodowej, a wiec z nie zintegrowanej armii.
Interesy Polski i Wegier sa daleko idac identyczne zarowno gospodarcze jak i militarne.
Natomiast sa totalnie odmienne od interesow Niemiec.
Komorowski i tusk, kopacz nie lawiruja jak Orban. Orban lawiruje broniac interesow Wegier.
Komoruski i kopacz lawiruja przed Polakami, zeby ukryc fakt, ze Polske likwiduja i Polakow unicestwiaja.
Celem JK jest silna Polska i tez bedzie musial lawirowac jak Orban, zeby ten cel osiagnac.
Na tym polega wspolny interes Polski i Wegier. Mamy wspolnego przeciwnika, ktory gospodarczo nas wykorzystuje do krwi i w ten sposob unicestwia: Niemcy.
Prezes Kaczyński bardzo
09 March, 2015 - 19:38
Be careful what you wish for, cause it may come true.
@Jonathan
09 March, 2015 - 20:41
Jaki jest wpływ Jobbiku na Orbana i czy przypadkiem nie jest Orban przez Jobbik szantażowany? No a jak wypadłoby porównanie nieboszczyka Haidera i Orbana?
Wreszcie zastanówmy się poważnie:
1. Węgry nie sa krajem frontowym, Polska jest.
2. Węgry są przy Polsce karzełkiem terytorialnym, przeszło trzy razy mniejszym.
3. Węgry mają trzy razy mniej ludności, niż Polska, nawet po ostatnich migracjach,.
4. PKB węgier 133 mld USD, PKB Polski ponad 500 mld USD
Wniosek? Bardzo prosty. Orban nie stanowi dla Putina żadnego zagrożenia, może więc ugrywać swoje drobne korzyści bez wielkiego problemu, na obniżce ceny gazu Putin traci niewiele. Polska przeciwnie - jest potencjalnie głównym przeciwnikiem Putina w intermarium, ze względu na znaczne zasoby
Orban chciał się spotkać z
09 March, 2015 - 21:12
GG
@GG
10 March, 2015 - 09:11
Tym gorzej to o nim świadczy, że dał się wepchnąć. To oznacza, że prowadził politykę nierealistyczną, skoro jedyna alternatywą okazał się Putin...! Czy chciałbyś, aby powiedzmy Grzegorz Braun również wpadł w podobną pułapkę jako prezydent?
Orban jest realistyczny do
10 March, 2015 - 18:23
GG
No nie wiem alchymisto
09 March, 2015 - 21:33
Chociaż możesz mieć rację - PiS nigdy nie wygra wyborów, Prezes nigdy nie będzie premierem... Nie ma sensu się spotykać.
Stosujesz przestarzałe kompletnie pojęcia do opisu współczesnego świata. Państwa frontowe? Polska jest, a Węgry jjuż nie są?! W warunkach wojny hybrydowej i globalnego terroryzmu, nie ma państw "niefrontowych" - Estania była zaatakowana, Kanada też, USA również itd.
Be careful what you wish for, cause it may come true.
@Jonathan
10 March, 2015 - 09:15
Serio mówiąc, tzw. wojna hybrydowa nie jest niczym nowym. To jest strategia stara jak świat, wynaleźli ją i doprowadzili do perfekcji mongołowie.
Ale armii nie używa się ot tak, dla kaprysu, na zasadzie: dziś Donbas, jutro choć, skoczymy sobie na spadochronie i wylądujemy w Budapeszcie. To tak nie działa. Najpierw wyznacza się wroga głównego, potem pomniejszych. Polska jest wrogiem głównym i krajem frontowym z kilku powodów, nie tylko z powodu geopolityki. Kluczowy jest "kompleks polski" w elitach rosyjskich, które poniekad słusznie sa przekonane, że jesteśmy głównym winowajcą rozpadu ZSRS. Tego nam nie darują nigdy!
alchymista
09 March, 2015 - 22:34
Przypomnij sobie pertraktacje przy traktacie lizabonskim.
Niemcy za wszelka cene chcialy izolowac Polske.
Niemcow nie udalo sie tylko dlatego, ze Estonia (sic!) Polske poparla, znaczy bojkot przelamala a potem Czesi.
Panowie, z zainteresowaniem
10 March, 2015 - 07:48
Jest tylko jeden mały problem, z którym, moim zdaniem, starsze pokolenie Polaków nie może sobie pradzić, stąd niechęć do Orbana.
Jak to jest, że Węgry krwawo spacyfikowane w 1956, teraz łykają politykę prorosyjską Orbana? Nie boją się?
Dopóki nie będziemy mieli rzetelnych informacji o tym, co naprawdę dzieje się na Węgrzech, giniemy w domysłach.
Przy okazji wrócę do notki GG
TTIP – kolejna odsłona kolonizacji?
To Orban ostatnio miał odwagę zaprotestować przeciwko uzgodnieniom Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji.@Katarzyna
10 March, 2015 - 09:19
Z tym się zgadzam. Emocjonalnie podoba mi się Orban, wręcz serce się ku niemu rwie. Podejrzewam, że podoba się też wielu Węgrom, z czystej miłości Ojczyzny. Ale po owocach poznacie ich!
@alchymista
10 March, 2015 - 10:13
Bardzo brakuje nam sprawdzonych informacji nie tylko z Węgier. Fakt, iż polska prasa i media są w rękach niemeickich, sprawia, że prawie jesteśmy odcięci od tego, co nie interesuje Niemców lub co chcą przemilczeć. Pozostaje nam powtarzana we wszystkich odmianach papka agencji informacyjnych, do kórych mają dostęp jedynie zawodowi dziennikarze.
katarzyna
10 March, 2015 - 11:59
pozdrawiam
@ Katarzyna
10 March, 2015 - 18:31
Węgrzy mają żal do Zachodu za '56. Ameryka i NATO zachowały się jak sowieci wobec Powstania Warszawskiego. Najpierw sekcja węgierska Radia Wolna Europa podgrzewała rewolucyjne wrzenie (dobrze wiedząc, że Eisenhower nie wywoła wojny z ZSRR), a potem zostawiono Węgry same sobie. Paradoksalnie, o wiele rozsądniej w tym samym czasie zachowała się polska sekcja RWE, która starała sie tonować nastroje.
GG
@GG
10 March, 2015 - 21:13
Trochę pamiętam, bo rodzice tkwili z uchem przy radiu Wolna Europa. Trochę też czytałam.
Nie pierwszy raz Zachód wypina się na walczących o wolność. Z nami nie tylko w Powstaniu Warszawskim, ale przy każdej okazji buntu. A największym zaskoczeniem dla nich były wybory kontraktowe 4 czerwca. Takiej klęski listy krajowej i do Senatu się nie spodziwali.
Ech, szkoda gadać, z Ukrainą też bawią się w ciuciubabkę.
I tu rzeczywiście potrzebny jest sojusz z wszystkimi krajami byłego układu warszawskiego. Pytanie, na ile to jeszcze możliwe? Węgrzy chyba źle przygotowali tę wizytę w Polsce. Kaczyński moim zdaniem nie mógł postąpić inaczej. Nie sądzę jednak, by nie było rozmów, o których mi nie wiemy, przynajmniej mam taką nadzieję.
Ale Twoja odpowiedź wciąż nie wyjaśnia najważnieszego, dlaczego żal mają do Zachodu, ale nie przeszkadza im sojusz z Putinem. Przecież to sowieci mordowali Węgrów.
Jakoś wciąż tkwią mi w głowie słowa Imre Nagyego: "Jedno napawa mnie wstrętem, że zrehabilitują mnie ci, którzy mnie dziś zabiją".
A może przeszkadza, ale my o tym nie wiemy tak na pewno, do końca, co myślą Węgrzy.
A może nie znamy do końca strategii Orbana. Dziwne to wszystko i niezrozumiałe dla przeciętnego zjadacza chleba.
Brakuje nam wywiadów, rozmów z samymi Węgrami.
Pozdrawiam
Katarzyna
Nie wiemy, czy im układanei
10 March, 2015 - 21:50
GG