Dlaczego wówczas nie dopominaliśmy się o ekshumacje?

 |  Written by mieszczuch7  |  2

Dociera do nas teraz cały ten, przeczuwany od dawna, dramat, straszliwy obraz prawdy: podeptanie godności Prezydenta RP, sprofanowanie zwłok biskupów, generałów, parlamentarzystów, wysokich urzędników i młodziutkich stewardes, znieważenie Państwa Polskiego. Rozmiary tego barbarzyństwa. W grobie śp. Lecha Kaczyńskiego znaleziono szczątki dwóch innych osób. Stwierdzono zamianę dwóch ciał, a w dziewięciu trumnach fragmenty ciał należące do różnych osób. Szczątki posłanki Aleksandry Natalii-Świat, podobnie jak naszej drogiej przyjaciółki Grażynki Gęsickiej znaleziono już w kilku różnych trumnach. Nie wiemy, kogo pochowaliśmy w których grobach... Dlaczego wówczas, zaraz po katastrofie smoleńskiej, nie dopominaliśmy się o ekshumacje? Trudno znaleźć odpowiedź, pewnie też każdy ma swoją.

Gdyby politycy Prawa i Sprawiedliwości próbowali wtedy o to mocno walczyć, byliby natychmiast oskarżeni o bezprawne wywieranie nacisku na "niezależną" prokuraturę. Przypominam, że w tamtych dniach po katastrofie każdy, kto zadawał jakiekolwiek pytania był traktowany jako PIS-owski zakapior i nienawistnik. To był czas karnawału Palikota i Niesiołowskiego. Siódmą rocznicę  katastrofy ten przedstawiciel "partii miłości" znów czci knajacką napaścią: "Kaddafi skończył w rurze kanalizacyjnej. Zobaczymy, jak skończy Kaczyński".

Niektóre rodziny ofiar, tak jak np. Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, przekazały wnioski o ekshumacje do prokuratury w 2011 r., jednak ta długo, lekceważąco nie odpowiadała na nie, aby tuż przed samym jej rozwiązaniem udzielić odmowy.

My, blogerzy, pisaliśmy dużo, stawialiśmy mnóstwo pytań, staraliśmy się dochodzić prawdy i odkłamywać oficjalny przekaz w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przejrzałem moje notki z tamtego czasu. 13 kwietnia napisałem w pierwszym po katastrofie tekście "Polityczne targowisko nie znosi przestojów": "Trwa pospieszne przejmowanie przez PO kolejnych urzędów w czasie, gdy społeczeństwo jest pogrążone w szoku, w żałobie, zanim się ockniemy… Naturalną drogą ockniemy się w kraju jednowładztwa." 24 kwietnia spisałem moje wątpliwości, 30 pytań, w tym o to, dlaczego nie zabezpieczono miejsca katastrofy, wraku i pozwolono na niszczenie dowodów. 28 kwietnia w tekście "Dwie prawdy: przed i powyborcza" odnotowałem szokujący unik Tuska zamiast odpowiedzi na pytania na jego pierwszej po katastrofie konferencji prasowej o sekcje zwłok, ucieczkę premiera od tej kwestii. Potem odwlekanie przez niego wszelkiej informacji dopiero do czasu po wyborach prezydenckich. Pisałem o raptownej wymianie kadr i skoku na osierocone instytucje, gdy Komorowski i Tusk "odbija dla Platformy kolejne wrogie placówki: Kancelarię Prezydenta, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Instytut Pamięci Narodowej, Narodowy Bank Polski, Krajową Radę Radiofonii i Telewizji…" 6 maja w notce "Niesolidarni 2010" pisałem o odrzuceniu przez Platformę Obywatelską rezolucji złożonej przez Prawo i Sprawiedliwość wzywającej premiera Tuska do wystąpienia do władz Rosji o przekazanie Polsce prowadzenia dochodzenia. Pisałem też o tym, że ówczesny minister sprawiedliwości, a dzisiejszy prezes NIK, Kwiatkowski, chciał zakazać wyjazdów do Smoleńska, gdy okazało się, że "Młodzi ludzie, harcerze, którzy w ostatnich dniach pojechali oddać hołd pomordowanym w Katyniu, przeżyli szok: odkryli i ujawnili, że miejsce katastrofy smoleńskiej jest niezabezpieczone, że walają się tam nie tylko fragmenty samolotu, wyszabrowane portfele i rzeczy osobiste ofiar, ubrania, paszporty, zdjęcia,  ale – co za horror – nawet krwawiące jeszcze szczątki ciał!".  23 września 2010 r. napisałem, że Kopacz uniknie kary za swoje kłamstwa i że czołowi kłamcy zostaną nagrodzeni stanowiskami ["Kłamstwa minister Kopacz bez kary?"].  Po sześciu miesiącach napisałem w kolejnym tekście na blogu, że "prokuratura  odwleka, nie pozwala na ekshumację i rzetelne zbadanie zwłok, gdy czas jest tak ważny" ["Kto będzie siedział za niszczenie dowodów?"]. 

Jeśli uznamy, że pisanie, w ogóle działania w ramach prawa wtedy, to było za mało, to czy należało odejść od klawiatur, przestać gadać, wyjść na ulice i próbować siłą wymóc na ówczesnym rządzie właściwe postępowanie? Co by to dało? Przypomnę, ile było prób prowokacji z ich strony... Czy naprawdę można było zrobić więcej?

 

http://niezalezna.pl/97529-niesiolowski-znow-pluje-jadem-w-wyjatkowo-odr...

http://mieszczuch.blog.onet.pl/2010/04/13/

http://mieszczuch.blog.onet.pl/2010/05/06/

http://mieszczuch.blog.onet.pl/2010/09/23/

http://mieszczuch.blog.onet.pl/2010/10/10/



ilustracja z:
https://img.wprost.pl/_thumb/23/16/61fb7b17da51d8fca7867f001348.jpeg
Hun

5
5 (3)

2 Comments

Obrazek użytkownika boldandcharm

boldandcharm
Nie potrzeba stawiać takich pytań. Odsuwa je na bok twierdzenie: Trzeba było zrobić więcej.
Dzis istotne jest pytanie: Czy mając nawet posiadaną dziś wiedzę, jako naród potrafilibysmy wówczas zrobić więcej? 
Pozdrawiam.
Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
Nawet mając ówczesną wiedzę, stojąc przed zalewem kłastw i potwarzy, będąc wyśmiewanym i poniżanym przez chyba dziewięćdziesiąt procent mediów, nikt o zdrwoym rozsądku nie odważył by się zaryzykować. Nawet JK.To była zupełnie inna rzeczywistość. Jedynym środowiskiem, które teoretycznie mogłoby wtedy zareagować, byliby ludzie ze skrajnie narodowych środowisk. Ale jak wiemy dziś, nawet te środowiska były (a może nawet nadal są ) infiltrowane przez "przyjaciół" ze wschodu. Mówiąc szczerze, oczekiwałem, że po szczaniu na znicze, komuś w końcu te nerwy puszczą i znajdzie odpowiednio ciemną bramę, aby dać w tę mordę komu się należało. Nie doczekałem się do dziś. Tak naprawdę ruch prawicowy, patriotyczny czy choćby tylko przeciwny wobec tego co działo się wtedy w Polsce, to była garstka rozproszonych ludzi. Pewnie także zastraszonych.

Przypomnijmy sobie jakim odkryciem dla nas samych było znalezienie portali pozostających krytycznymi wobec tamtej sytuacji. Jak z niepokojem "liczyliśmy" ile nas jest? Kolejne marsze pokazywały dopiero rosnącą konsolidację, rosnącą ilość uczestników i zwolenników marszy i PiS. Jak ekscytujące było powstawanie kolejnych Klubów Gazety Polskiej. Nazwa eufemizm, bo de facto grupowały one zwolenników PiS. Więc nawet nawiązanie wprost do PiS w takich sprawach wydawało się chyba nader ryzykowne.

Nie było i nadal nie ma w Polakach należytej dozy poczucia obowiązku, który nakazywał by dać zwyczajnie w mordę komuś kto na wizji kpił sobie z ofiar katastrofy. Ogolić łeb jakiejś głupiej i prymitywnej celebrytce. Czasy pokolenia Kolumbów mamy za sobą. Wychowano ludzi bez dumy nardowej, którzy obrażani i odzierani z godności, zwyczajnie nie umieli się przed tym bronić. I nadal tacy jesteśmy, co poczytujemy sobie (naiwnie) za plus. A przecież gdyby Niemcowi rzucić w twarz jakiś ochłap o jego kraju lub tej ich ulubionej Merkel, z pewnością nie jeden oddał by nie tylko słowem. Żaden Amerykanin czy Kanadyjczyk nie pozwoli by pbrażano jego kraj i jego demokratyczne władze. Przynajmniej tam można się spodziewać kogoś o twardej pięści z której zrobi właściwy użytek, gdy potrzeba. Ale oczywìście działa tu ta nieuchwytna więź między narodem a jego emenacją w postaci władzy. Jedna wspiera drugą i czerpie siłę, o ile jest to prawdziwa, wybrana w zaufaniu i prawdzie, władza pochodząca prawdziwie z tego narodu i oddająca jemu swoje wszystkie siły i zdolności. My na razie jesteśmy na etapie prób budowania więzi społecznych. Władza nie znajduje szacunku u dużej części obywateli. To osłabia obie strony tak wewnątrz jak i na  zewnątrz. Dlatego odpowiedź na pytanie czy można było zrobić więcej, nie może dostarczyć pozytywnej odpowiedzi.

I jeszcze jedno. Gdyby nawet ktoś odważny dał komu trzeba w tę przysłowiową mordę, wszelkie siły rzucono by aby pochwycić go i postawić przed sądem który wydał by wyrok oczekiwany przez polskojęzyczne media. Cyba mógl zabić, bo czuł że system go wspiera,  nikt publicznie go nie zlinczuje. Zapewne liczyl na tak zwany łagodny wyrok. Mial do takiego myślenia przesłanki. Jaki był los człowieka organizującego stadionowe hapeningi? Wszyscy wiemy. Sytem go dopadł. Co obywatele mogli zrobić występując pojedynczo przeciwko totalitarnej władzy? To miała być przestroga dla bardziej odważnych.

Niewiele zrobiono w dziedzinie silnych mediów niezależnych. Środowisko wydaje się podzielone, jeśli nie skłócone. Tu można było i nadal trzeba zrobić ruch zasadniczy. Nie trzeba przypominać czym grozi rezygnacja z własnych mediów i polityki medialnej na najwyższym poziomie. Sprawa dominacji meediów polskojęzycznych musi zostać rozwiązana wnajbliźszych miesiącach. Zegar tyka, czas ucieka.

Sądzę że nie od rzeczy będzie uświadomić sobie, że mamy jeszcze ciągle do zrobienia znacznie więcej niż nam się z pozoru wydaje. Polska, mimo wszelkich pozorów, oraz chęci postrzegania wielu spraw jako normalne - nie jest krajem normalnym. Przedewszytkim musimy umacniać, to co do tej pory udało się wyrwać z łap tych, którzy do tej pory sprawowali rządy i chcą wszelkimi siłami nam tę zdobycz wyrwać. Walka trwa nadal i nic nie świadczy by miała się szybko zakończyć powodzeniem.

Za mało jest i za słabo dzwoniących dzwonków alarmowych. Za mały jest odzew ludzi ciągle jeszcze mających poczucie obowiązku polskiego. Zadowalamy się nieco cieplejszą wodą w kranie.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>