O szczepionkach raz jeszcze - głos oszołoma(?) w dyskusji

 |  Written by krisp  |  17

Nie wiem, czy już jestem antyszczepionkowym oszołomem, ale na pewno jestem osobą, która skłonna jest wskazywać na pewne, w moim pojęciu istotne sprawy ze szczepionkami związane.

Po pierwsze, szczepionka, tak jak każdy wyrób medyczny, niesie ze sobą niebezpieczeństwo niepożądanej reakcji zdrowotnej. Na przykład sterydy są w stanie "rozwalić " organizm kompletnie po długim stosowaniu, choć na pewno mają swoje "plusy" w leczeniu, jak mówią jedni, albo "maskowaniu" objawów chorobowych, jak mówią inni, a kwas acetylosalicylowy jest w stanie "rozwalić" żołądek. A jeśli o takiej możliwości piszą firmy je produkujące, to nie można ignorować nawet wyjątkowo rzadkich przypadków, jeśli wystąpią. Baza VAERS, zbierająca informacje o niepożądanych oczynach poszczepiennych w USA jest na pewno ważnym źródłem informacji o takich reakcjach, co prowadzi mnie do drugiego punktu.

A więc, po wtóre, skoro przypadki fatalnych reakcji organizmu na szczepionki się pojawiają, to kto ma ponosić odpowiedzialność, w tym odpowiedzialność materialną, za niejednokrotnie ciężki uszczerbek na zdrowiu osoby zaszczepionej, lub nawet zgon tejże. Myślę, że zasady powinny być tu jasne, bowiem dotyczą trzech stron szczepionkowej zabawy:  firmy - producenta szczepionki (która zarabia krocie na swoim produkcie), państwa polskiego, które wymusza szczepienia pod karą taką czy inną, grożąc nawet odebraniem dziecka rodzicom, a wreszcie lekarz, który ma obowiązek nie tylko zbadać i dopuścić osobę, zaszczepioną, ale powien też być świadomy możliwości zaistnienia powikłań. Niestety, w istniejącym stanie prawnym, NIKT W POLSCE nie ponosi odpowiedzialności za problemy poszczepienne, ani nie ma też BEZWZGLĘDNEGO OBOWIĄZKU dokumentowania niepożądanych reakcji na szczepionki. A skoro nie ma obowiązku, więc nie ma dokumentacji, statystyk, itd. , a skoro "onych" nie ma, to lobby pragnące zmusić do szczepienia wszystkiego, co się rusza, może twierdzić, że szczepionki są bezpieczne. I kto im udowodni, że nie. Stąd, mój postulat, żeby sprawę odpowiedzialności za powikłania rozwiązać systemowo raz na zawsze. Na przykład, cennik idących w miliony odszkodowań za powikłania: firma farmaceutyczna płaci 70%, polskie państwo, zmuszczające do szczepienia kolejne 25%, a lekarz 5% (za brak roztropności i, być może, braki w edukacji w zakresie możliwości powikłań poszczepiennych). Na pewno, nie można "zwalić" problemów poszczepiennych na barki Bogu ducha winnych rodziców dziecka, czy innej zaszczepionej osoby, która nie musi sobie zdawać sprawy z  niebezpieczeństw szczepienia. Od tego powinni być fachowcy, ale fachowcem na pewno nie powinien mienić się ktoś, kto raczy zauważać tyko jedną stronę medalu. Wszak każdy kij ma dwa końce, są plusy i minusy, jest światość i ciemność, wschód i zachód słońca, itd. Taka jest logika istnienia świata. 

Niedowiarkom polecam obejrzenie wstrząsających filmów na temat uszkodzonych japońskich dziewczynek tu: https://www.youtube.com/watch?v=85PmJqBAfGQ, japoński dokument o innej takiej dziewczynce tu: https://www.youtube.com/watch?v=3Kp229Dya2I  ,duński dokument na temat szczepionki HPV, tu: https://www.dailymotion.com/video/x2t7s1o , czy dziesiątki innych takich relacji. To są dowody, że coś jest "nie halo" ze sprawą przymusu szczepień.

A jeśli tylko jedna z dziesiątek szczepionek może zrobić to, co zrobiła tym dziewczynkom, to co mogą te pozostałe, o których informacje nie istnieją z jakichś względów w światowej sieci. Jako oszołomowi, przychodzą na myśl spiskowe teorie, gdzie wielkie zyski ze sprzedaży szczepionek są w stanie „wyciszyć” opinię publiczną.

 

Nie mam złudzeń, że ci, dla których finansowy profit jest ponad wszystko, a takie są przecież firmy farmaceutyczne, nie mają interesu, by dbać o nasze zdrowie. Nie jest wart nic pacjent zdrowy, nie przynosi przecież dochodu. Najcenniejszy jest ten chory, a zwłaszcza taki, którego można leczyć (bez efektu) do końca życie i jeden dzień dłużej.

 Pozdrawiam blog-n-rollowo, życząc zdrowia i zdrowego rozsądku w podejściu do tych, którzy 'systemowo" mają dbać o nasze zdrowie. Jeśli my sami o nasze zdrowie nie zadbamy, nikt inny tego nie zrobi.

krisp

5
5 (4)

17 Comments

Obrazek użytkownika ro

ro
Dziadkowie mojego angielskiego zięcia, jako posłuszni poddani krolowej Elzbiety II (i NHS), co roku odpowiadają na wezwanie swojej przychodni i idą się zaszczepić przeciw grypie. Po czym przez dwa tygodnie (słownie: two weeks) są obłożnie chorzy z powodu reakcji na szczepionkę.
Oboje. Co roku. 
Ktoś by powiedział: w Anglii przecież nie muszą.
Muszą! Tak ich wychował system, któremu wierzą (to nie są Polacy!).  

Dawno (odpukać) nie leżalem z grypą. "Hiszpanka" mnie ominęła, mimo że mieszkalem wtedy w internacie i jako zdrowy przynosiłem "symulantom" jedzenie ze stołówki, ale o ile pamiętam - u żadnego z nich choroba nie trwała dłużej, niż tydzień do dziesięciu dni. Młode, silne chłopaki.

Ale OK, Nie jestem antyszczepionkowym oszołomem (w płaską Ziemię też nie wierzę).
Byłem za młodu szczepiony, ze trzy razy w życiu pobiegłem zaszczepić się przeciw tężcowi, i nic mi się nie stało. 
Chciałbym tylko poznać liczby: jaki jest procent powikłań poszczepiennych, a jaki - powikłań po odrze (która pojawila się jak na zawołanie przed głosowaniem w Sejmie?
I jeszcze: w jaki sposób niezaszczepiony chory może zagrozić zaszczepionym?
Ktoś zaspokoi moją ciekawość?

O artykule 39 Konstytucji wspominał nie będę, bo koślawa i trzeba ją zmienić.
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
"Niedowiarkom polecam obejrzenie wstrząsających filmów". Zgadzając się z ogólną wymową tekstu musze jednak zaprotestować. Filmiki na youtube, nawet robione przez tą czy iną telewizję, to nie są fakty naukowe. To raz.
Dwa, pewnie ktoś mi powie żartem, że z każdej szafy dziś wygląda Putin. Ale to nie jest żart. W ruchu antyszczepionkowym miesza się kilka nurtów. Jednym z nich jest równiez szeroko rozumiane "trollowanie" zachodniej cywilizacji, obliczone na potęgowanie zamętu i wyciaganie korzyści z tegoż zamętu.
Obrazek użytkownika ro

ro
Proponowałbym zaprzestanie wyciągania Putina jako argumentu w dyskusji.
Nie dlatego żeby był nieprawdziwy, bo najprawdopodobniej miesza w wiekszości europejskich spraw i sporów, a już z całą pewnością w Polskich, lecz dlatego, że jest to argument meta-skuteczny - służy do zamykania ust tam, gdzie "wróg mojego wroga jest moim wrogiem".

Nieśmiertelna Ukraina. Czy mamy milczeć w sprawie banderowców, bo "to woda na młyn Putina"? 
Ja na przykład nie wierzę w trwałość konfliktu rosyjsko - ukraińskiego, ot, sprzeczka w rodzinie. Natomiast szkody jakich narobiło ustępowanie Ukraińcom w myśl doktryny "Młyn Putina", są nie do naprawienia. A obawiam się, że to dopiero początek: prawdziwa zabawa się zacznie, jak Niemcy będą wprowadzać Ukrainę do Unii. 
Naszym kosztem oczywiście.  
Obrazek użytkownika krisp

krisp

Każde "naukowe dane" da się zmanipulować. Wszystko zależy od przyjętej metodologii i pomijania niewygodnych wyników. Tak zmanipulowano w policyjnym laboratorium brak śladów środków wybuchowych na TU-154, na co uwagę zwróciła mądra pani profesor chemii (niestety już nieżyjąca), pokazując pokrętną metodologię badania, skutkującą brakiem pozytywnych rezultatów badania, choć testy ultraczułymi aparatami w Smoleńsku, wskazały na obecność substancji wybuchowych. Tak wymyślono poziom cholesterlolu 200, jako ten właściwy, tak też firmy farmaceutyzne kombinowały w przeszłości (i na pewno robią to i teraz - bo za duże pieniądze leżą na stole, by po nie nie sięgnąć). Gdyby tak nie było, nie byłoby skandali z wycofywaniem leków z rynku z powodu takich czy innych powikłań, ze śmiercią pacjentów włącznie. 
W podłym świecie, gdzie żądzą  wielkie pieniądze, a jednymi z największych dysponują firmy farmaceutyczne, można się spodziewać różnych "przewałów", stąd konieczna, tak myślę, wyjątkowa roztropnośc, zanim damy sobie wstrzyknąć nieznane substancje, na temat których ktośtam taki czy inny, podparty nawet naukowym tytułem twierdzi, że są bezpieczne dla człowieka. W USA, skąd pochodzi duża część szczepionek i leków nie jest tajemnicą, że ludzie w rządowych agencjach odpowiedzialnych za wydawanie pozwoleń na wprowadzenie takich substancji na rynek, przychodzą do pracy w tych agencjach z firm farmaceutycznych, albo, po zakończenie pracy w takich agencjach, idą do pracy do firm farmaceutycznych. PRZYPADEK??? Dla mnie, to sygnał ostrzegawczy, że coś jest nie halo. W Polsce podobnie, lobby farmaceutyczne ma swoje macki w ministerialnych agendach odpowiedzialnych za wprowadzanie nowych leków (i szczepionek) na rynek, a tzw. "naukowe" autorytety jeżdżą z jednej "naukowej" konferencji na drugą i trzecią i czwartą (kto za to płaci???) przekonując do stosowania takiego czy innego wspaniałego "leku", bo cośtamcośtam. 

Pan Bóg nie wymyśłił szczepionek, a ludzkość przez generacje radziła sobie z pomocą medycyny naturalnej opartej na aptece Pana Boga, zanim nowomodne jedzenie i wprowadzane do środowiska toksyny tak nas załatwiły, że zdrowie nam się "sypie" wcześniej, niż Opatrzność to zaplanowała.

Pozdrawiam

krisp

Obrazek użytkownika ro

ro
Jeden kamyczek...
W tym najlepszym ze światów, gdy trawa była czysta, a woda zielona (czy jakoś tak), a chemia miała z przodu "al", szczęśliwcy dożywali sędziwego wieku sześćdziesięciu paru wiosen, czasem trochę dłużej, zwykle krócej, a przeżywszy dawno swoje liczne rodzeństwo i niekiedy większość dzieci, umierali na śmierć. "Gościu", który siadal pod cieniem, a dowiedziawszy się jako szlachetne smakuje - na przykład pięćdziesiąt cztery.
Czasem umierali od powietrza.
Przez "czasem" niekoniecznie rozumiemy czasem.
 
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Może modlili się za mało. No wiesz, "od Powietrza, Głodu, Ognia i Wojny, ..." itd. wink

POzdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
"...ludzkość przez generacje radziła sobie z pomocą medycyny naturalnej opartej na aptece Pana Boga, zanim nowomodne jedzenie i wprowadzane do środowiska toksyny tak nas załatwiły..."
Jednak ludzkość za pomocą medycyny naturalnej opartej na... nie radziła sobie z tyfusem plamistym, cholerą, dżumą. To choćby te "pierwsze z brzegu". Było takich epidemii więcej. Była na przykład, na początku siedemnastego bodajże wieku epidemia jakiejś (do dziś nie zdiagnozowanej) choroby gorączkowj, występującej wzdłuż południowych wybrzeży Bałtyku; chorowali niemal wszyscy, co ciekawe - umierali ludzie zamożni, przeżywali biedacy.
Epidemie dziesiątkowały Europę, "naturalna medycyna" była nieskuteczna, jak choćby w przypadku epidemii kiły. Marysieńkę Sobieską, primo voto Zamoyską, lekarze francuscy leczyli preparatami rtęci (i wyleczyli). To już także nie była "medycyna naturalna". Ostatecznie z kiłą "rozprawiła się" Penicylina, z tyfusem plamistym - tetracykliny, choć wcześniej  zadziałała właśnie szczepionka stworzona przez Rudolfa Weigla. 
Ale ostatnio na przykład wyleczyłam różę (paciorkowcowe zakażenie tkanki podskórnej) w zakresie podudzia, u mego duńskiego Męża - tydzień trwającymi okluzjami (opatrunkami) z miodu, zmienianymi zresztą codziennie (musiałam widzieć - jak postępuje kuracja). A równocześnie ktoś z kręgu znajomych leczy się Penicylinami, w podobnym przypadku, od przeszło miesiąca. I nadal - jest leczony. Mój profesor Historii Medycyny opowiadał o natychmiastowym wyleczeniu róży (sam widział i rozpoznał to zakażenie) przez znachorkę "zamawiającą różę". Nie mniej - ze względu na okultystyczne podłoże "zamawiania" - tej metody nie wybierałabym, ani nie polecała.
Warto wiedzieć - kiedy, z jakiej wiedzy i metody należy korzystać!
W sytuacjach epidemii na ogół przeżywali nieliczni, u których "mechanizmy obronne" działały skutecznie (przy kile, przy gruźlicy - zarazki były "wyłapywane" przez makrofagi i "zamykane" w węzłach limfatycznych; dżuma - w postaci węzłowej dawała się przeżyć, postać krwotoczna - była śmiertelna, podobnie jak np. gorączka Ebola). "Medycyna naturalna" nie miała tu nic do czynienia. Jeśli natomiast "antyszczepionkowcy" osiągną "sukces" - czyli przestaniemy szczepić się przeciw odrze, to epidemia może nas także "dopaść". Z własnego doświadczenia wiem - jak ciężko jest chorować w wieku dojrzałym. Nie wszyscy przeżyją. I z całą pewnością - będzie ich więcej, aniżeli tych, u których występują dziś powikłania poszczepienne w dzieciństwie. Nie ma żadnych metod doskonałych, nie mniej - metoda "zaniechania" jest dobra przy planowaniu rodziny, ale nie jako "prewencja" chorób zakaźnych.
Pozdrawiam!
Obrazek użytkownika krisp

krisp
To, o czym piszesz, to zamierzchła historia, gdy ludzkość nie była jeszcze świadoma istnienia chorobotwórczych mikrobów, kąpanie się dwa razy do roku na ważne święta – standardem, a ogólna higiena nie zawitała jeszcze pod strzechy. Chwała chociażby Florence Nightingale, która popchnęła nowożytne pielęgniarstwo oparte na czystości na nowe tory.

Adwokaci szczepienia wszystkiego co się rusza wydają się pomijać fakt, że w momencie, gdy inicjowano masowe szczepienia, począwszy od lat 50-tych ubiegłego wieku, większość chorób zakaźnych powodujących masowe epidemie przestała być problemem, a „morowe powietrze” nie hulało po Europie. Stąd, coraz intensywniejsze programy szczepienia „na wszelki wypadek” nie wydają się być uzasadnione, gdy zagrożenia tak naprawdę nie ma, lub jest, najczęściej medialnie wyolbrzymiane, jak choćby ostatnia „medialna odra”. Starzy lekarze wiedzieli, że chory na odrę pacjent kompletnie traci odporność, więc jedynym sposobem nie narażania go na złapanie jakiegoś „syfu” skutkującego powikłaniem takim, czy innym, czy wieloma naraz, była izolacja delikwenta we własnym łóżku. Poleżał trochę, wydobrzał, nabył naturalną odporność na odrę i mógł dalej funkcjonować w społeczeństwie. A teraz ganiają biedaka po szpitalach, narażając na wszystkie szpitalne lekooporne mikroby i przywleczone przez innych, często poważnie chorych pacjentów. Masakracja.

Nie mówię, że nie trzeba szczepić w ogóle. Szczególne sytuacje – na pewno tak. Choroby tropikalne przy wyjazdach do „trudnych” krajów. Może też lokalne szczepienia w sytuacji REALNEGO zagrożenia. Ale tylko tyle. Skoro nie ma odpowiedzialności za powikłania poszczepienne, nie powinno być generalnego przymusu szczepień, a na pewno, sytuacje odbierania dziecka, bo rodzice nie chcieli zaszczepić w pierwszej dobie po urodzeniu, wołają o pomste do nieba i taki zamach na rodzinę powinien być penalizowany z całą bezwzględnością. W Polsce, żaden Polak nie może być własnością państwa, albo nie żyjemy w wolnym kraju.

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika ro

ro

W zupełności zgadzam się z Twoją tezą o przymusie. Jednak to że domagam się wolności w tym zakresie, nie oznacza, że "zaszczepiłem się" przeciwko rozsądnym argumentom. Dlatego kolejny raz ponawiam, jako laik, pytanie:
-W jaki sposób osoba niezaszczepiona (dziecko w klasie) zagraża zaszczepionej reszcie? Z medycznego punktu widzenia oczywiście.

Obrazek użytkownika krisp

krisp
Też chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Skoro zaszczepiona większość jest tak odporna, że żaden szlag nikogo nie trafi, choćby najgorsza zaraza, więc skąd taki strach przed osobą nie zaszczepioną. Skoro taka durna, niech zachoruje i (może) wykituje ku radości zaszczepionej gawiedzi, dając zadość tym, co przestrzegali przed strzasznymi konsekwencjami nieszczepienia się.

W rzeczywistości jest tak, że osoby nie zaszczepione wydają się chorować mniej lub w ogóle, co mogę stwierdzić na przykładzie małych dzieci (6 i 3 lata) mojej córki w Szkocji. Dookoła zaszczepione chorują, a one nie. Przypadek??? No niech mi to jakiś pro-szczepionkowiec wyjaśni. smiley

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
system mi zakazuje, więc pozwolę sobie odpowiedzieć w punktach.
1. ro i argumentum ad putinum - tak, ro, toczy się wojna w świecie cyfrowym. Coraz mniej jest tematów, o których można spokojnie podyskutować w poczuciu bezpieczeństwa. Sztuczna inteligencja też jest coraz lepsza.
2. krisp i apteka natury - stosuję tę aptekę od 17 roku życia. Nie biorę leków, jedzenie moją apteką, nie narzekam, zresztą widze, że ludzie stosujący leki często zamieniają się we wraki. Ale to nie ze względu na spisek, tylko ze względu na to, że lekarze oduczyli się patrzeć na pacjentów indywidualnie. Dominuje patrzenie statystyczne, które zdejmuje z lekarza odpowiedzialność moralną za leczenie. Jeśli chodzi o długość życia, to chciałbym żyć w czasach Noego. Niestety długość życia w wieku XVII nie wydaje się rekordowa.
3. ro - ludzie nie umierają na śmierć ;-) Zawsze jest jakaś konkretna przyczyna.
4. Katarzyna.Tarnawska - ach ta Marysieńka! A ile dzieci urodziła Sobieskiemu! Witalność godna podziwu. Dzisiaj jak kobieta urodzi jedno dziecko, to jest prawie cud. Jeśli chodzi o "zamawianie" to oczywiscie różnego typu "dziwne metody" zna również medycyna chińska. Z tego powodu w kręgach prawicy panuje niezdrowe podniecenie. Sam byłem świadkiem, jak lekarz medycyny chińskiej pytany przez pacjenta co ma robić w domu, kazał mu codziennie skakać na jednej nodze z jakimś dodatkowym układem rąk. Przesąd, jak mówili oświeceni. Ale Mądrość nie zawsze jest Logosem.
Obrazek użytkownika krisp

krisp
"Niestety długość życia w wieku XVII nie wydaje się rekordowa". Tu się z Tobą zgadzam, ale była to wypadkowa wielu rzeczy, o których wspomniałem chociażby w mojej odpowiedzi dla katarzyny.tarnawskiej. 

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika ro

ro
Nie wiesz jak walczyc z systemem?
wink
Nie pozwla raz, to go ponownie...

Ad 3. Nie zgadzam się. Moja dziewiętnastowieczna babcia na pytanie, na co ktoś umarł, odpowiadała:
-Na śmierć.
Niektórzy już wtedy umierali na raka, zawał, wylew, gruźlicę (babcia dopuszczała suchoty), nawet bywało, że ci bardziej nowocześni umierali na cukrzycę. Teść siostrzenicy mojej babci umarł "na alzheimera", ale on był jubilerem i miał sklep, zanim go znacjonalizowali. 
Jednak ci bardziej tradycyjni umierali na śmierć.
Oczywiście babcia wiedział, że umierali też "od powietrza", ale tylko (na szczęście) ze słyszenia.
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Moja dwudziestowieczna "prababunia" też umarła na śmierć. A może raczej nikt się nie zastanawiał na co umarła, bo w tym wieku to nie ma dla nikogo znaczenia - 99 lat i kilka miesięcy... Całe życie słodziła wszystko co zjadła. Była w dodatku raczej otyła, sądząc ze zdjęć. Schudła 10 lat przed śmiercią.
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Prababunia dożyła pięknego wieku i na pewno się nie szczepiła. Stąd wiosek, że szczepionki nie są do niczego potrzebne. laugh

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
wyjaśniał na tym blogu Lech 'Losek' Mucha.
Ja spróbuję "przybliżyć" problem niebezpieczeństwa wśród grupy nieszczepionych/szczepionych.
Otóż doświadczenie i wiedza epidemiologiczna wskazują, iż na jedną osobę chorującą na pełnoobjawowe polio (chorobę Heinego-Medina, wirusowe zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego, ostre, nagminne porażenie dziecięce) - przypada 200 osób narażonych na zakażenie. Jeśli są to osoby z tzw. "warunków sterylnych" i jest ich wśród tych dwustu np. dziesięcioro nieszczepionych - to wszystkie mają "szansę" zachorowania. A wówczas - pośród pozostałych szczepionych, gdzie poszczepienna odporność "zbiorowiskowa" wynosi nawet 88% - te 12% (czyli 24-ro dzieci)  również zagrożonych jest chorobą. Czyli łącznie może zachorować ponad trzydzieścioro dzieci, a więc - ponad 15%. Nie muszę tłumaczyć, jak niebezpieczna to choroba, nie mniej - osoby szczepione mają szansę przebyć jej poronną czyli lżejszą formę, co może zakończyć się pomyślnie - wyleczeniem. Nie mają takiej szansy ci, którzy dotychczas byli izolowani od "zarazków" (np. dzieci edukowane w domu, bez większych kontaktów ze "zbiorowiskami" i "zarazkami"). Podobnie zresztą wygląda problem zakażenia odrą - choroba w wieku bardzo wczesnym - niemowlęcym, jak też w wieku dojrzałym jest niezwykle niebezpieczna, może być śmiertelna. I grozi powikłaniami, z których najgorsze to Less (do znalezienia w wikipedii). A dodam, że "doniesienia" na które powołuje się pani Justyna Socha, mające dwodzić, że dzieci nieszczepione są "zdrowsze" aniżeli szczepione - z punktu widzenia metodologii badań oraz z punktu widzenia "sponsoringu" są badaniami opłacanymi przez przedstawicieli ruchów antyszczepionkowych, z całkowitym brakiem naukowej metodologii. Ja sama, będąc szczepiona w dzieciństwie jedynie przeciwko ospie prawdziwej i gruźlicy - w wieku ośmiu lat chorowałam kolejno na mononukleozę zakaźną (nie ma szczepionki), na płonicę (też brak szczepionki), na ospę wietrzną i koklusz. Później jeszcze na różyczkę i - w sposób poronny - na nagminne zapalenie przyusznic. Że nie wspomnę o odrze - w wieku 23 lat. I, dwukrotnie, w wieku 10 i 16 lat, ciężko - na grypę, znów nie wspominając o corocznych, raczej ciężko przebiegających tzw. przeziębieniach. Czyli - "okazem" zdrowego dziecka raczej nie byłam. To nie kwestia szczepienia/nieszczepienia decyduje o zdrowiu czy jego braku u dzieci.A ogólnie - kwestia zdrowego społeczeństwa - to temat na większe opracowania i dyskusje na innym zupełnie szczeblu.
Serdecznie pozdrawiam zarówno reprezentantów ruchów antyszczepionkowych, jak też pro-szczepionkowców. Chcę wreszcie wyjaśnić, że jestem przeciwnikiem szczepień w pierwszej dobie po urodzeniu; uważam, że należy zmodyfikować kalendarz szczepień oraz zredukować ilość szczepień obowiązkowych do zaledwie kilku. Szereg szczepień powinno należeć do grupy dobrowolnych. Należy wykluczyć szczepionki zawierające toksyczne adiuwanty oraz ludzki materiał genetyczny. Niedopuszczalne powinno być stosowanie komórek ludzkich pochodzących z prowokowanych poronień (z eufemistycznie określanych "abortowanych płodów"). I na ten temat należałoby podjąć szeroką dyskusję społeczną. Natomiast populizm i kłamstwa "antyszczepionkowców" należy bezwzględnie "punktować", Zwłaszcza p. Sochę, która regularnie powołuje się na fałszywe źródła i kłamliwe opinie. To działanie typowo demagogiczne. 
 
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Byłbym ostrożny przy przywoływaniu statystyki i metodologii badań takich czy innych. Wszystko da się zmanipulować jeśli stoją za tym odpowiednio duże pieniądze, a za szczepionkami na pewno takie stoją. A przy tym można sprawy opisać tak naukAwym językiem (nie mylić z naukOwym - termin używany przez moją koleżankę - profesora nobliwego uniwersytetu, na określenie pseudo-naukowego bełkotu trudnego do zrozumienia, coś jak "frekwencja paradoksalna w kalejdoskopie kosmosu"), by wyglądało to jak hiper-mądre wynurzenie dowolnego fachowca w szczepionkowej dziedzinie.

Co do źródeł Pani Sochy, być może należałoby być ostrożnym, aczkolwiek sam fakt, że coś nie zostało opublikowane w "uznanym" czasopiśmie medycznym nie może być wyznacznikiem tego, czy jest "to coś" warte uwagi, czy też nie. Czasopisma takie mają swoją politykę wydawniczą (jaką? - któż to wie), sponsorów (jakich???), którzy mają prawo mieć swoje wymagania co do zawartości takiego pisma, swoje PROJEKCJE WZROSTU ZYSKÓW właścicieli/akcjonariuszy, więc nie będą publikować nic, co nie podniesie finansowego wyniku na spodziewany poziom. Niestety, pieniądz żądzi, zero sentymentów, choćby trup się ścielił gęsto w dowolnym miejscu na świecie.

W medycynie nic nie jest dane raz na zawsze. Wiedza się poszerza, jedne sposoby leczenia odchodzą w niebyt, są zastępowane innymi. Podobnie jest z "lekami", które "leczą", a potem się okazuje, że trują lub wręcz zabijają.

Jestem więc za tym, by szeroko i z pokorą patrzeć na problem, nie zakładając złej woli antyszczepionkowców. Nie ma mojej zgody na bolszewicki system, który próbuje zabić każdego lekarza, który się ośmiela mieć inne zdanie niż ten system, vide żądania medycznych lumianarzy, by usuwać z lekarskiego zawodu każdego doktora, który ośmiela się myśleć samodzielnie (lub też poszukiwać innych sposobów leczenia, niż podane w "mądrych" medycznych procedurach). Cała historia i postęp w medycynie, ba - w każdej dziedzinie nauki,  opierał i opiera się na pójściu "pod prąd" uznanych teorii. Gdyby tak nie było, wciąż chodzilibyśmy po płaskiej Ziemi, która byłaby w centrum świata, a Kopernik byłaby kobietą. 

Pozdrawiam

krisp

Więcej notek tego samego Autora:

=>>