Pojawiają się w przestrzeni publicznej próby oceny sytuacji, w której znaleźliśmy się z powodu niewidzialnego koronawirusa. Najczęściej powtarzane:
- Nic już nie będzie takie jak dotąd.
Tych, którzy z takim przekonaniem już dziś definiują przyszłość, nie można nie zapytać:
- Jak zatem będzie, gdy pandemia się zakończy? Co zmieni się, a co powróci? Czego zmiany będą dotyczyć; polityki, ekonomii, kultury, w tym nauki, filozofii, etyki, religii? Co do życia społecznego powróci? I może jedno z ważniejszych, choć nie najważniejsze pytanie:
- Kto dziś układa nam odpowiedzi na nie?
A jakie są te nasze, indywidualne, wynikające z wiedzy, obserwacji i własnego doświadczenia?
No właśnie, co wiemy tak naprawdę o sytuacji, która każe nam siedzieć w domu, powodując lęk o siebie i bliskich.
Mówią mi, że jestem w grupie ryzyka. Nagle dostrzegam, że nie tylko ja się martwię o swoją rodzinę, ale bliscy martwią się o mnie. Nie powiem, żeby było to przykre doświadczenie, wprost przeciwnie.
Z przerażeniem natomiast odbieram informacje o eugenicznych pomysłach walki z wirusem typu: zaniechania leczenia ludzi w hiszpańskich domach opieki społecznej czy czteromiesięcznej kwarantannie dla Brytyjczyków po siedemdziesiątce.
Jakże inaczej brzmią apele władz w Polsce o troskę i opiekę nad ludźmi starymi, chorymi i samotnymi. I nie ma dla mnie znaczenia czy jest to do końca możliwe. Ważne, że daje mi nadzieję.
Wiedza pozwala mi też w miarę rozsądnie rozpoznawać fake newsy i dezinformację. Znam słynne powiedzenie - na wojnie pierwsza umiera prawda - i staram się oddzielać plewy od ziarna. O tym, jak skutecznie to robię, dowiem się zapewne, gdy zaraza minie, jeśli oczywiście, jak wielu z nas, nie padnę łupem niewidzialnej drapieżnej kulki.
Padają mity o sytej, bogatej cywilizacji zachodniej. Dramat włoskich lekarzy, którzy nie są w stanie ratować wszystkich zarażonych koronawirusem powodującym zapalenie płuc. Sami też umierają.
Kiedy to piszę, padł kolejny mit. Umierają również młodzi ludzie, którzy uwierzyli, między innymi w Belgii, że wirusa można pokonać ibupromem. Nie ma już podziałów na ludzi starych i młodych, każdy z nas może śmiertelnie zachorować.
Zdumienie. Zdumienie reakcjami na kwarantannę czy pozostawanie w domu.
Pamiętam doskonale, jak ciężko mi było przetrwać trzymiesięczny pobyt w szpitalu w stanie wojennym, braku odwiedzin rodziny, aresztowanego męża. Pamiętam, jak ciężko było nam pogodzić pracę z wychowaniem synów; gonitwa, bieda, kolejki, strach przed skutkami napromieniowania po przejściu chmury radioaktywnej z Czarnobyla. I może dlatego zupełnie nie rozumiem skarżących się ojców na brak miejsca odosobnienia przed rozbrykanymi potomkami.
Jeszcze niedawno wszelkie problemy wychowawcze tłumaczono brakiem czasu zapracowanych rodziców. Dziś, okazuje się, że to chyba nie do końca było tak, skoro potrzebny jest niektórym instruktaż, jak przetrwać ten trudny czas z rodziną.
Niektórzy zapewne sięgają po notatki z kursów coachingu, by stawiać sobie graniczne pytania, jak dalej żyć? Mam nadzieję, że odkryją, jak głupie i naiwne były te pytania, jakich idiotów korporacyjnych robili z nich trenerzy i jak bardzo nie przystają one do zaistniałej sytuacji.
Zawsze znajdujemy się w jakieś sytuacji i staramy się ją wykorzystać lub zmienić, walczyć z przeciwnościami. Jest jednak zasadnicza różnica między byciem w określonej sytuacji, a sytuacją graniczną.
Według Karla Jaspersa, który był twórcą tego pojęcia, sytuacja graniczna jest czymś, co dosięga człowieka, a on nie ma na nią wpływu, ale może mieć wpływ na sposób przeżywania jej.
Czy dziś mamy taką sytuację? Ile w niej potwierdzenia, że nasze życie jest wartościowe, że dokonywaliśmy właściwych wyborów, a ile kontestacji, że nie wszystko miało sens? Ile świadomości, że nie wszystko zależy od nas, że musimy sobie odpowiedzieć, jak dalej chcemy żyć? Co wybieramy? Co dla nas jest naprawdę ważne i w kim, w czym pokładamy nadzieję, która nadaje naszemu życiu sens? Bez czego możemy się obejść, bo straciło swoją wartość, swój urok?
Bez odpowiedzi na te graniczne pytania stwierdzenie – nic już nie będzie takie jak dotąd – staje się pustym frazesem.
_______________________________________________
Ilustracja:To, za co byłbyś w stanie umrzeć...
Zapraszam do słuchaniaaudycja 1131 (niedzielna)
11 Comments
Katarzyno...
23 March, 2020 - 05:29
Onawiam się że ktoś nas przygotowuje do zaakceptowania nowej prawdy o czasie od ostatniego kryzysu. Czymkolwiek ówczesny czy też ostatni kryzys był.
Sądzę że jedną z przyczyn jest problem skali zjawiska, który zderzamy z faktycznymi możliwościami, a w zasadzie ze świadomością braku możliwości pewnego i szybkiego poradzenia sobie z tym problemem. Na ten fakt nakłada się cały medialny jazgot, który dziś za priorytet uznaje epatować nas czymkolwiek, co tylko daje szansę na przyciągnięcie naszej uwagi. Nie znajac prawdziwych rozmiarów i siły rażenia wirusa, tracimy codzienną pewnośc siebie, jesteśmy zdezorientowani, a stąd już tylko krok do tego, by media przekuły to na jazgot skutecznie wzniecanej paniki. Paniki? No cóż. Jeśli społeczeństwo chcemy do czegoś przymusić to, najpierw należy je czymś przestraszyć. To stary, pamietający zamierzchłe czasy sposób działania władców.
Innym elementem jest współpraca rządów, która w obecnym świecie, przypomina odruchy stadne, lub proste uzależnienie od jakichś ukrywanych raczej zależności. Z demokracją ma to bez wątpienia mało wspólnego. Na to nakładają się raczej szsmrane siły różnych Rockefelerów i innych "felerów", jak podejżewam zwykłych szantarzystów finasowych, silnych na tyle by trzymać w garści niejeden rząd. To tylko kwestia możliwości i skali.
I tu dochodzę do wniosku, wynikajacego z maksymy iż nic nie jsst takim jakim się wydaje. Zatem skoro tego wirusa otacza taka mgła tajemnicy, w czasie gdy mamy tak doskonale rozwinięte możlwości śledzenia na bierząco, każdego rodzaju rozwój sytuacji, to dlaczego nikt nie potrafi lub nie chce prześledzić tego wszystkiego od nitki do kłębka? Niemożliwe? Bo wirus pojwaił się w Chinach?
Nie takie tajemnice ujawniano, gdy było trzeba. Inne zatajano gdy było trzeba. Obie drogi z pełnym sukcesem.
No i na koniec fakty. Ludzie z najwyższych wladz, bez ceregieli uczestniczą w dość licznych zgromadzeniach (Macrone, J Kaczyński, Trump, Duda) gdy wirus ponoć szaleje. Czy w obliczu tak silnego nacisku medialnego nie powinni świecić przykładem, wykazywać najwyższą skalę ostrożności? A inny? Zamyka się sklepy, restauracje, życie zamiera, ale do pracy iść musimy? Czy tam się nie zarazimy? Nie, biznes jest ważniejszy od bezpieczeństwa i zdrowia!. Coś się tu nie klei.
Nie chcę przeginać z podejżliwością, ani teoriami spiskowymi. Wszystko to, łącznie z prawdziwą skalą porównawczą zagrożenia/śmiertelności w porównaniu z innymi wirusami, wydaje się prowadzić do innych konkluzji. Istnieje wiele tzw baniek ekonomiczznych, finasowych, które zostały w ciągu ostatnich lat dość mocno napompowane. Gdy pękną, ktoś straci sporo pieniędzy, ale ktoś inny zbierze je. Nie koniecznie akurat w Polsce, chociaż może też, ale są miejsca na świecie gdzie napięcia ekonomiczne są duże i wchodzi w grę naprawdę poważna ilość pieniędzy w skali świata czy kontynetu. Jeszcze raz, liczy się skala.
Czy wirus jest przypadkowym pretekstem, któremu jacyś ludzie tylko pomagają wykorzystując sytuację, czy było to precyzyjnie zaplanowane od początku do końca, pewnie nigdy się nie dowiemy. Ale będziemy wiedzieli, już po wszystkim, kto na tym stracił najwięcej. Obawiam się, że będę jednym z tych właśnie i dość licznych. I jeszcze raz. Liczy się...skala.
Czy wszystko jest takim jakim sie wydaje? A co się nam wydaje, a co jest twardą rzeczywistością, w świecie nieustannej manipulacji naszą świadomością?
Pozdrawiam i życzę zdrowia.
@stronnik
23 March, 2020 - 08:29
Zawarł w nim Pan wszystko, czym nie chcę się zajmować, bo się nie znam, a z tyłu głowy mam akcje dezinformacyjne z przeszłości.
Czy wie Pan, że ja o prawdziwym przebiegu epidemii ptasiej grypy w Polsce dowiaduję się dopiero tak naprawdę teraz?
Wtedy uważałam, że to przesada, a cała akcja ma za zadanie wyprzedaż szczepionek. Dziwiłam się reakcji RPO śp. Janusza Kochanowskiego, który decyzję Kopacz krytykował.
Myślę, że na pytania, kto za tym stoi, nie odpowiemy sobie teraz, choć przyznaję, że chyba nie ma dziś Polaka, który nie zadawałby je sobie i innym. Skala globalna jest zbyt wielka.
Czy brak możliwości pomocy wszystkim wynika z celowej polityki eugenicznej czy liberalnej rzeczywistości, która uczyniła ze służby zdrowia rynek ubezpieczoniowy, a pacjentów klientami?
Odpowiedź powinna paść zaraz po zakończeniu epidemii. To obowiązek.
Nauczona z lat poprzednich nie mam wyboru, muszę zaufać tym, którzy każą mi się izolować. Czy jest to przejmowanie władzy absolutnej pod pozorem pandemii? Po prostu nie wiem. Dowiemy się o tym po jej zakończeniu.
Mam w pamięci opisy akcji dezinformacyjnych KGB/ FSB opisanych przez I. Pacepę "Dezinformacja". Newsy typu: wirusa podrzucili Chińczycy... nie to Amerykanie... interesują mnie tylko jako ciekawostka i obrona przed pochopnymi wnioskami. To zostawiam kontrwywiadowi. Na tym własnie polega dezinformacja, że tak naprawdę nigdy się nie dowiem, jak było naprawdę.
Ale nawet jakbym się dowiedziała, że na pewno to zaplanowana akcja, to co to zmieni? Dziś mam chronić siebie i nie narażać innych. Jestem w sytuacji granicznej, muszę decydować, jak mam się zachować. Nie kupować fake newsów, które powodują panikę, ale informacji o skali zagrożenia nie lekceważyć.
Żadna siła mnie nie jest w stanie zmusić do wyparcia się swoich wartości. Ponad 30 lat mojego życia to demobarak. Mimo trudności nie udało się im mnie zastraszyć. Wiara daje mi wolność nawet w więzieniu i tego żaden Soros czy Putin nie zmieni. A umrzeć każdy z nas kiedyś prędzej czy później musi.
Nie mam żadnej satysfakcji z tego, że chorują również wielcy, choć byłabym hipokrytką, gdyby nie ucieszyła mnie kwarantanna Timmermansa.
Co do obecnej władzy, to dobrze Pan wie, iż krach gospodarczy byłby jej końcem, dlatego jestem pewna, że zrobią wszystko, by się ona nie załamała. Na szczegółach się nie znam.
Moje refleksje to przemyślenia dotyczące reakcji ludzi, w tym mojej, na ekstremalne zmiany w życiu z dnia na dzień. Pytania graniczne przydadzą się młodym i oby nie musieli podejmować takich decyzji jak maturzyści, studenci we wrześniu 1939 r.
Pozdrawiam serdecznie
Jedyne
23 March, 2020 - 13:57
Czasami jest to przydatne, bo jak inaczej przy 600 zarażonych na 38 milionów utrzymać wszystkich w jakiej takiej dyscyplinie? Ale trzeba pamiętać, że może być błyskawicznie odwołane, zamienione, zdezawuowane. A o tym, czego się społeczeństwo "nauczy" z kolejnego kryzysu, zadecyduje kolejna, medialna narracja. Bo czy na przykład kryzys finansowy lat 2007-2009 czegoś społeczeństwo nauczył? Owszem, tępego podziwu dla bełkotu tworów w rodzaju Grety T.
Zabawne, że nawet ci, którzy starają się nas tresować, i którym się wydaje, że ich pozycja władców marionetek jest niezagrożona, zaczynają coraz bardziej przypominać stary, kruszejący beton. Może dlatego, że nikt ich nie tresuje?
@karlin
23 March, 2020 - 20:49
Zgadzam się, że jesteśmy tresowani i to całkiem skutecznie w wielu wypadkach. Za komuny przynajmniej umieliśmy czytać między wierszami i na odwrotnej stronie. Nie wszyscy, oczywiście, bo tak jak dziś w internecie, tak wtedy młodzi byli tresowani w szkołach i organizacjach, a starzy musieli milczeć.
Jak jest dziś? Z przymrużeniem oka można uznać, że część wyznawanych grzechów w konfesojonale zdołano wmówić, a część odpowiednia narracja, propaganda i psychologiczna tresura wmówiła grzesznikom, że to nie są grzechy, a prawa jednostki do wyboru i wolności.
Osobiście obwiniam za to wszelkiej maści ideologie, które narzucają stadne myślenie i przycinają głowy.
Czy przydaje się w pewnych sytuacjach? Zgadzam się, "tresura", jak Pan to nazywa, wymusza dyscyplinę.
Tak sobie myślę, że nawet gdyby po części narracja dotycząca koronawirusa była instrumentalnie traktowana do innych celów, o których chyba niewiele jeszcze wiemy, to ma jedną niepodważalną zaletę. Jest potrzebna do wypracowania rzeczywistych, strategicznych planów działania obrony cywilnej. Odsłania jak dobrze przeprowadzone manewry słabości systemu funkcjonowania państwa. I oby zostały wyciągnięte wnioski.
Co do wniosków z kryzysu 2007 - 2009 jeden na pewno Polacy wyciągnęli; nie chcą euro.
Jak będzie teraz? Z ochotą wrócimy do pracy i będziemy się cieszyć, że płacą nam pensje. Każdy wysiłek kosztem pracownika- niewolnika będzie znowu tłumaczony koronawirusem i kryzysem.
Wiem, trochę przesadzam. Może nie będzie tak źle.
Pozdrawiam serdecznie
Potencjał
25 March, 2020 - 13:56
Jeśli Kaczyński pozwoli na pełne uwolnienie tego potencjału, zamiast pilnować jak oka w głowie solidaryzmu społecznego w wychodzeniu z kryzysu (ponosimy ciężary proporcjonalnie do naszych zasobów i możliwości, nie ma żadnych świętych, banksterskich czy korporacyjnych krów), to po PIS zostanie tylko bardzo nieprzyjemne wspomnienie.
Pozdrawiam
@Katarzyna
23 March, 2020 - 23:47
W każdym bądź razie ten neonowy świat w którym tak przyjemnie funkcjonowały setki milionów bezstroskich ludzi stał się w tej chwili przeszłością. Tak jak piszesz, młodzi rodzice odkrywają, że te nieznośne stworzenia, które odstawiało się "na trening, zajęcia dodatkowe, albo odwoziło do galerii handlowej, gdzie było centrum świata" siedzą teraz w domu "i ciągle coś chcą". Starsi małżonkowie "nie mogą wytrzymać ze swoimi życiowymi partnerami/partnerkami", no bo ile można oglądać te filmy na Netlfexie.
W międzyczasie następuje skokowe przewartościowanie świata, nadchodzi wielki światowy kryzys, strach. Najgorsze jeszcze przed nami. Dla wielu nie będzie już powrotu "do starego dobrego świata z lutego 2020. Nie wiadomo jak na kryzys zareaguje Rosja, co się jeszcze wydarzy w Chinach i Europie. Które państwa zachwieją się od buntu nikomu niepotrzebnych bezrobotnych. Niestety, ale przyszłość jest raczej mroczna. I widać to już dzisiaj.
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Danz
24 March, 2020 - 19:44
Jeśli się czegoś obawiam, to powrotu do wykorzystywania pracowników za marne grosze pod pozorem wychodzenia z kryzysu.
A tu komentarz jak ulał z niemieckiej gazety ZDF:
"Bundesfamilienministerin Franziska Giffey (SPD) rechnet angesichts der Ausgehbeschränkungen mit einer Zunahme häuslicher Gewalt. Dass momentan viele Menschen zu Hause seien und Familienmitglieder sehr viel Zeit auf engem Raum miteinander verbrächten, könne zu einer Verschärfung von häuslichen Konflikten führen.
"Das führt dann eben auch zu einer erhöhten Fallzahl, davon gehen wir aus", sagte Giffey. Ähnliche Befürchtungen hatte auch der Bund Deutscher Kriminalbeamter bereits geäußert".
Tłumaczenie z translatora:
"Federalna minister rodziny Franziska Giffey (SPD) spodziewa się wzrostu przemocy domowej w związku z ograniczeniami dotyczącymi wychodzenia z domu. Fakt, że wiele osób przebywa obecnie w domu, a członkowie rodziny spędzają razem dużo czasu w ograniczonej przestrzeni, może prowadzić do zaostrzenia konfliktów wewnętrznych.
„Zakładamy, że prowadzi to również do zwiększenia liczby przypadków” - powiedziała Giffey. Federacja niemieckich detektywów kryminalnych wyraziła już podobne obawy".
Pozostaje zapytać: Pani minister mówi to na podstawie badań nad kondycją niemieckiej rodziny czy przygotowuje grunt pod kontynuację narracji: rodzina to przeżytek, wstecznictwo i samo zło.
Pozdrawiam ;-)
@Katarzyna
24 March, 2020 - 21:41
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@karlin
25 March, 2020 - 14:27
Premiera Gowina pominę, bo dla mnie jego działanie albo jest próbą budowy samodzielnej partii, albo przyciąganiem tzw. inteligencji, która nie mieści się w programie PiS, ale jest patriotyczna.
Chętnie posłuchałabym rzeczowej dyskusji na temat tego, w jakim stopniu rząd zmuszony jest balansować między dyrektywami UE, zobowiązaniami, a próbą odbudowy polskiej gospodarki. Takie nożyce; z jednej strony pobudzenie popytu budownictwem, na które Polacy muszą mieć pieniądze, z drugiej strony banki i deweloperzy.
Temat morze.
Pozdrawiam
Może być różnie
25 March, 2020 - 18:04
@karlin
25 March, 2020 - 19:53