Czas szeryfów w USA - reakcją na skalę fałszerstw

 |  Written by Docent zza morza  |  1

Tym razem dowody bezpośrednio od zaangażowanych informatyków - miliony głosów wymazane lub przerzucone na Biden.

Szczegóły, ile głosów, w którym stanie, w linku - = >https://politicalvelcraft.org/2020/11/12/president-trump-bombshell-dominion-software-deleted-over-2-7-million-votes-nationwide-switched-over-500000-from-trump-to-biden/

Czyli ludzie zatrudnieni we wspomnianej firmie sami dostarczyli dowodów na to systemowe i systematyczne oszustwo.

Bo to CZŁOWIEK zawsze jest słabym punktem lewackiej agendy. Bo oprócz opłacanej i „uświadomionej”  kadry wywrotowców potrzebni/ -ne są też „ideowi” rewolucjoniści/ -stki, na których, jak się znowu okazało, nie za bardzo, do końca można polegać…

I dlatego prezydent Trump już wygrał, niezależnie od wyników, które zostaną ogłoszone i niezależnie od tego, kto zostanie uznany za następnego prezydenta USA. Bo doprowadził, że zwalczający go "deep state" musiał się obnażyć i ujawnić prawdę o sobie oraz o swoich metodach... w sytuacji, gdy jego samo istnienie było najpilniej dotąd strzeżoną tajemnicą w USA.

Bo hasłem Trumpa od początku była WALKA Z UKŁADEM, nielegalnie zawłaszczającym zasoby Amerykanów oraz ich instytucje do celów, na które obywatele amerykańscy nigdy w wyborach nie wyrazili zgody. A przecież tego układu przecież nie ma i nigdy nie było, prawda?image
A gdy Donald Trump startował jako kandydat republikański w poprzednich wyborach, to uzyskał poparcie republikańskiego establiszmentu dopiero, gdy zagroził, że wystartuje jako pozasystemowy kandydat niezależny, co rozbijając republikański elektorat, z łatwością uczyniłoby prezydentem w roku 2016 kandydatkę demokratów.

A po jego „zaskakującym, nieprawdopodobnym i w zasadzie niemożliwym" zwycięstwie, waszyngtoński establiszment musiał się z tym werdyktem wyborców pogodzić, bo najwyraźniej nie miał wtedy planu awaryjnego na „taką kosmiczną siurpryzę” … „bo taki chłystek Trump miałby wygrać z naszą Hillary? Really…???”

Ale waszyngtoński establiszment, całe to „deep state”  faktycznie rządzące amerykańską polityką za kulisami, niezależnie od tego, kogo by też wyborcy nie wysłali do Białego Domu, nie zamierzał teraz powtórzyć swego „błędu”.

Trumpowi pozwolono wtedy wygrać, ale od pierwszego dnia uniemożliwiano mu sprawowanie urzędu:

  • podważając legitymizację jego wyboru,
  • atakując go od zewnątrz i zniesławiając medialnie
  • oraz sabotując jego decyzje od wewnątrz, w aparacie federalnym.

Zagrożono mu też, że „bawienie się w prawdziwego, a nie malowanego prezydenta” skończy się usunięciem go przed czasem z urzędu. Nie pozwalano mu też na prowadzenie własnej polityki ani na korzystanie z prezydenckich uprawnień.

Ale przede wszystkim zadbano o to, by już nigdy nie powtórzyła się taka „wpadka”, jak 4 lata temu…
George Soros mówił o tym bez ogródek…

Polecam notkę kol. „catrw”, który te groźne zapowiedzi sprzed kilku lat dokładnie opisał jeszcze przed wyborami:

- = > Soros - Rok 2020 to koniec Trumpa!

I stąd hucpiarska, desperacka, robiona "na rympał" skala fałszerstw wyborczych, byleby za wszelką cenę Trumpowi odebrać zwycięstwo, wypaczając wynik tegorocznych wyborów oraz wolę amerykańskich wyborców.

Ale upór Trumpa i jego przeświadczenie o misji, jakiej oczekują od niego miliony wyborców, storpedowały ten cały perfidny plan sfałszowania wyborów na jego niekorzyść…

Zaś Ameryka oraz cały świa, dzień po dniu, dostają teraz mnóstwo dowodów na korupcję i zgniliznę wewnątrz amerykańskiego systemu politycznego, medialnego, oraz kulturowo-cywilizacyjnego. A nikt nigdzie nie lubi być ordynarnie i po chamsku „robiony w ciula”…

I niezależnie od tego, czy Sąd Najwyższy USA, w obliczu napływających dowodów masowego i systemowego fałszowania tych wyborów, uzna Donalda Trumpa za ich zwycięzcę, czy nie – to i tak Donald Trump już wygrał – bo właśnie zadał waszyngtońskiemu establiszmentowi cios, po którym on się prawdopodobnie już nie podniesie, zmuszając go do odkrycia kart i metod jego funkcjonowania.

A pierwszą ofiarą tego procesu będzie zapewne partia demokratyczna, podstępnie przejęta przez lewackich radykałów i posługująca się dziś (i pewnie od bardzo dawna) lewackimi, bolszewickimi metodami, aż po fałszowanie wyborów włącznie. Ale te wybory najwyraźniej okazały się „jednym kantem za daleko”…

A potem inne amerykańskie instytucje powinny zostać, jedna po drugiej, odzyskane z łap neomarksistów – od mediów i uniwersytetów, aż po szkoły średnie i podstawowe.

Bo czas ich „marszu przez instytucje” chyba się właśnie tam definitywnie kończy…

P.A. A jak w tym rola Joe Bidena? Biden to się w tej rozgrywce najmniej liczy.

Bo jak mówi stara amerykańska anegdota: Stary Rotszyld siedzą sobie ze starym Rockefellerem przy kominku i mówią Amerykanom - "Wy sobie wybieracie prezydentów - ale to my im mówimy, co mają robić". No cały problem polega na tym, że nie z Trumpem takie numery...
 

5
5 (1)

1 Comments

Obrazek użytkownika Docent zza morza

Docent zza morza
System amerykański, gdzie prezydent jest przecież wybierany przez elektorów stanowych (wskazanych przez wyborców danego stanu - a zwycięzca "bierze ich wszystkich" - choćby pokonał swego konkurenta w danym stanie tylko jednym głosem) jest całkiem odmienny od reguł europejskich (Anglosasi by powiedzieli, że "reguł kontynentalnych", cool) - gdzie mamy systemy proporcjonalne i każda partia polityczna ma szansę uszczknąć coś dla siebie, nawet nigdzie nie wygrywając...

A ponieważ w USA są stany "republikańskie" - zawsze głosujące na kandydata republikanów oraz stany "demokratyczne" - to gra zawsze idzie o wyborców stanów wahających się - raz głosujących na kandydata republikańskiego, a raz na jego oponenta.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Swing_state

A żeby być pewnym wygrania wyborów prezydenckich to wystarczy przekonać do siebie ledwie kilka milionów wyborców w tych stanach (albo zadbać o to, że by ich głosy zostały Tobie przypisane... angry)

I choć zwykle głosuje 120-130 mln Amerykanów, to o końcowym wyniku decyduje w praktyce nie więcej niż 5 milionów z nich. I to o nich zwykle toczy się tam zażarta walka...

Czyli wcale nie trzeba fałszować głosów na masową skalę, bo wystarczy tego dokonać w dobrze wyselekcjonowanych stanach, a w tych stanach w równie dobrze wyselekcjonowanych hrabstwach (odpowiednik naszych powiatów) i równie ważnych poszczególnych komisjach wyborczych...

A demokraci to, niestety mają b. długą tradycję "cudów nad urną", która chyba właśnie dobiegła końca, bo jej skala i konsekwencje właśnie uderza Amerykanów jak obuchem...

Np. w roku 2012 prezydent Obama to wygrał sobie w kluczowym stanie Ohio 99% głosów w wielkiej ilości lokalnych hrabstw (ich lista poniżej), a w równie kluczowej Pensylwanii to trafiały się i takie miejsca, gdzie dostał 100% (policzonych, ale chyba nie oddanych głosów? devil) ...

https://pl.wikipedia.org/wiki/Swing_statewww.countynewsonline.org/blogs/2012/nov/election-fraud-zero-votes.html

Jeśli obecna hucpa wyborcza przejdzie, to Ameryka już nigdy nie będzie taka sama, a wiara obywateli w uczciwość procesu wyborczego może się rozwiać jak płatek śniegu w blasku słońca.

Ciekawe, czy desperacja "deep state" jest teraz aż tak wielka, że zaryzykują podważenie fundamentów systemu, który de facto dał im władzę?

P.S. A kompletnymn nieporozumieniem jest publikowanie w USA sondaży ogólnokrajowych, gdy w wyścigu prezydenckim liczą się tylko sondaże i wyniki stanowe.

Taka manipulacja służyła delegitymizacji zwycięstwa Trumpa w w roku 2016, a europejskie media (będące w rękach tych samych rotszydowskich sił) ochoczo to podchwyciły, robiąc w umysłach swych odbiorców nielichą kaszę ...

Więcej notek tego samego Autora:

=>>