Czekając na Ramadan

 |  Written by Bolo Mauser  |  0
Tariq Ramadan to wnuk Hasana al-Banna założyciela Bractwa Muzułmańskiego, stanowiącego źródło inspiracji nowoczesnego, wojującego Islamu dążącego do odbudowy kalifatu. Ojciec Tariq'a, Said był z kolei współpracownikiem egipskiego intelektualisty nazwisku Sayid Qutb, teoretyka nowoczesnego islamskiego terroryzmu. Mający tak szanowane w islamskich kręgach, pochodzenie -Tariq wykładał na uniwersytetach we Fryburgu, Genewie a obecnie na Instytucie studiów orientalnych, na Kolegium Świętego Antoniego na Oxfordzie i kilku innych renomowanych uniwersytetach na całym świecie, Ramadan to każe specjalista od Nietzsche'go. Magazyn “Time” w 2004 umieścił go pośród setki najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
         Wpływ tego autora ujawnia się, nie tylko na katedrach europejskich uczelni, ale także na łamach różnorakich periodyków i podczas organizowanych konferencji. Kiedy po ostatniej dokonanej w Brukseli, “akcji bezpośredniej” islamskich zelotów, zaistniała potrzeba właściwej narracji tego dramatu, Ramadan opublikował ją na stronie brukselskiego www.plolitico.com Tekst z 25/03/16 zatytułowany “Terror isn’t just ‘mad,’ ‘irrational’ and ‘inhuman’”(Terror nie jest po prostu “szalony”, “irracjonalny” i “nieludzki”), pokazuje biegły poziom opanowania przez islamskiego teologa, polit-poprawnej nowomowy lewackich elit zachodu.
        Autor nawołuje tam “do oczyszczenia pojęć” do “holistycznego podejścia” no i oczywiście przestrzega europejczyków by nie popadali w obsesję na punkcie kwestii religijnej bowiem “W Europie nie zawiodła, religijna i kulturowa integracja, ale nastąpił katastrofalny deficyt efektywnej polityki sprawiedliwości społecznej, edukacji, polityki mieszkaniowej i zatrudnienia.” oczywiście nawołuje by unikać stygmatyzacji, krytyki, by “zamiast określeń “my” i “oni” z przekonaniem mówić “My”. I tu powołuje się na opublikowany przed piętnastu laty “Manifest nowego “My”. Oprócz tego zachéca jeszcze by owi “nowi europejczykcy” na terroryzm odpowiedzieli “solidnymi rygorystycznymi religijnymi argumentami.”. Innymi słowy: terroryści terroryzowanych będą terroryzować a terroryzowani terrorystów edukować, zachęcać by zagubieni zamachowcy zrewidowali, zliberalizowali swą interpretację “świętej księgi”, i to najlepiej zgodnie ze wskazówkami samego autora. Bowiem Ramadan to “reformator Islamu od wewnątrz”.
        Za takiego przynajmniej uchodzi wśród europejskich lewicowych intelektualistów jak Thimothy Garton Ash (Fabian Society) czy amerykańskich liberalnych akademików Andrew F. March (Yale University). Ten ostatni uważa że w pismach Ramadana “dominującym motywem” jest “odrzucenie prawnego formalizmu w islamskiej etyce” i odrzucenie takiego podejścia jako “powierzch ownego i szkodliwego”. Być może, lecz mimo uspakajających tonów “Dobre rady” Ramadana budzą zastrzeżenia. I nie chodzi nawet o to że owych rad udziela wnuczek, człowieka którego epigoni zwykli dyskutować ze swoimi oponentami za pomocą , kamieni i stryczka. (zobacz sprawa: Mahmoud Mohammed Taha) Skoro w Europie demokracji liberalnej najbardziej dziś broni potomstwo utrwalaczy demokracji ludowej czy narodowego socjalizmu, to czemu odmawiać tego wnukowi orędownika Kalifatu. Jednak instynkt samozachowawczy idzie raczej na przekór brukselskim standardatom, skłaniając nas do zadawania pytań co zasadności diagnoz i rad zalecanych przez “nowych europejczyków” wyznania mahometańskiego.
       Kogo właściwie Profesor Ramadan ma na myśli, kiedy używa w swoim manifeście słowa “My”? “My” odtąd będzie oznaczać zgromadzenie obywateli, ufnych w swoje wartości, obrońców pluralizmu (...). Jako lojalni, krytyczni prawi obywatele, połączą w imię rewolucji zaufania by zatamować gwałtowną falę strachu. Przeciwko płytkim, emocjonalnym, nawet histerycznym reakcjom, odpowiedzą się (...) za rozsądnym podejściem do skomplikowanych kwestii socjalnych.
       O kształcie przyszłych społeczeństw zachodu decyduje to co obecnie rozgrywa się na poziomie lokalnym. Jest rzeczą najwyższej wagi by rozpocząć narodowy ruch, lokalnych w charakterze inicjatyw, w których kobiety i mężczyźni różnych religii i wrażliwości mogą otworzyć nowe horyzonty wzajemnego zrozumienia i wspólnego zaangażowania: horyzonty zaufania. Te wspólne projekty muszą odtąd zbliżać nas, tak by nastały narodziny nowego pojęcia “My” zakotwiczonego w obywatelskim etosie.” (Manifesto for a New ‘WE’)
        A jak ów politycznie poprawny słowotok, przekłada się na koraniczno-polityczne realia? Sura 5 werset 51 naucza by nie brać sobie przyjaciół spośród Żydów i Chrześcijan. Natomiast Imam Tareq Oubrou, rektor meczetu Bordeaux komentując dorobek intelektualny dziadka Ramadana stwierdza iż: “wszyscy ludzie którzy odrzucają formalny werset Koranu, lub którzy nadużywają jego interpretacji, stawiają się poza kręgiem Islamu”. Z kolei Omar Lasfar, prezes UOIF (Unii Organizacji Islamskich we Francji), oznajmił iż “W Islamie pojęcie obywatelstwa nie istnieje, lecz pojęcie społeczności jest bardzo ważne, ponieważ uznać społeczność, to uznać prawa jakimi owa społeczność się rządzi.” Więc Jak “kotwiczyć” w czymś, czego się nie uznaje? Można znów iść za radą Koranu i uprawiać takijjeę, albo ketman- (różne, zalecane przez Koran, taktyki okłamywania innowierców). Więc jeśli Ramadan jest szczery stawia się poza islamem, jeśli kłamie..., to czym w takim razie będzie, owo nowe “My”? Niczym innym jak zbiorowiskiem naiwniaków i żerujących na ich głupocie cwaniaków.
          Na zasadność takiego stwierdzenia najbardziej jaskrawych przykładów dostarcza, znów chlubiąca się swoją laickością Francja. Dziś laicka Francja islamizuje się na własny koszt. Już dziesięć lat temu w książce „La laïcité en face”, obecny premier Francji, mason i socjalista Manuell Valls rozważał zmianę prawa z 1905, o rozdziale państwa i kościoła. Po to, by państwo Francuskie mogło w świetle prawa, sponsorować budowę meczetów, przy jednoczesnym zakazie angażowania w te przedsięwzięcia środków pochodzących z obcych państw, jak Arabia Saudyjska czy Katar. Rozwiązanie by zakazać napływu obcych środków, i pozostawić zamieszkałym we Francji muzułmanom realizowanie ich własnych inicjatyw budowlanych, z ich własnych środków, jakoś nie przychodzi Panu Vallsowi do głowy. Tak czy inaczej Islam trzeba wspierać, a sytuacja w której występuje we Francji niedobór Meczetów to dla pana Vallsa “sytuacja kryzysowa”. Chrześcijaństwo jest we Francji od ponad piętnastu wieków więc zgodnie z pryncypium “Równości” należy wyrównać tę różnicę. No i lokalne władze Republiki wyrównują, walcząc z “kryzysem”, jak mogą. Jednak Valls ostatnio, jak by nieco zmodyfikował swą opinię, bo jak donoszą francuskie media, jest ponoć gotów zamykać salafickie meczety sprzyjające islamskim zelotom. Nie wierzę. Na dyskusjach i deklaracja się nie kończy, bowiem na szczeblu dystryktów, apel manifestu Ramadana wcielany jest w życie. Joachim Véliocas autor popularnej również wśród muzułmanów strony l’Observatoire de l’islamisation (Obserwatorium Islamizacji) wydał o owych lokalnych inicjatywach książkę zatytułowaną “Ces Maires qui courtisent l’islamisme” z której pochodzą wyżej cytowane wypowiedzi imamów. Poza tym, można się z niej, między inni dowiedzieć, jak to urzędnicy Republiki współfinansowali budowę Meczetów w większych miastach Francji. Przykładowo Wielki meczet w Strasburgu którego budowę rozpoczęto w 2000 roku, w 23% został sfinansowany z pieniędzy wyłożonych przez magistrat miasta i zarządy Alzacji oraz Dolnego Renu. (37% dało Maroko, a 13% Kuwejt i Arabia Saudyjska) A co, na tego typu inicjatywy Obserwatorium Laickości (Observatoire de la laïcité)? Prawdopodobnie skromy budrzet (65 tysięcy euro rocznie) przewidziany na, rezydujące przy premierze, gremium dwudziestu trzech strażników laickości, nie mogłby powetować ewentualnych strat które wynikły by w starciu z islamskim lobby. Kto by chciał się narażać za parę euro mieięcznie..?
        Podczas zimnej wojny Ameryka i Europa Zachodnia dzielnie zwalczały wraży Związek Sowiecki, jednocześnie podtrzymując jego istnienie aplikując jemu i jego satelitom finansową kroplówkę w postaci pożyczek i rozwijając handel w wielu strategicznych dziedzinach. W tym samym czasie komunistyczni agenci przenikali na zachód Europy i USA i sadowili się na tamtejszych uniwersytetach i w redakcjach gazet. Nierzadko otrzymywali granty od fundacji Rockefellera i innych. Dziś mechanizm jest ten sam, zmienił się tylko użytkownik, a skala jego zastosowania jest nieporównywalnie większa.
        Zachód walczy dzielnie z terroryzmem, robiąc jednocześnie interesy z Arabią Saudyjską, sponsorem rozsianych po całej Europie, nie tylko wahabickich, meczetów z których zradykalizowana młodzież wyrusza na ścieżki dżihadu, a na zachodnich uczelniach i w mediach brylują islamscy agenci wpływu.


ilustracja z:http://www.shaykhpedia.com/img1/302.jpg
Hun
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>