I. Ciszej o egzorcystach
Najpierw było sierpniowe spotkanie biskupów na Jasnej Górze, podczas którego hierarchowie dziękując z jednej strony egzorcystom, z drugiej wyrazili zaniepokojenie, że zbyt wiele mówi się o działaniu sił zła, co powoduje u części wiernych swojego rodzaju psychozę, polegającą na tym, że „wszędzie widzą Szatana”. Powyższe uzupełniono zapowiedzią stworzenia specjalnego podręcznika dla egzorcystów. Następnie, pod koniec października 2013, dowiedzieliśmy się o zakazie publicznego sprawowania funkcji kapłańskich, wypowiadania się w mediach i działalności rekolekcyjno-duszpasterskiej nałożonym na znanego demonologa, o. Aleksandra Posackiego przez o. Wojciecha Ziółka, przełożonego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. W międzyczasie zaś przez media przetoczył się wysyp krytycznych lub prześmiewczych publikacji na temat działalności księży-egzorcystów. O co tu chodzi?
Domyślam się, że biskupi są w większości odporni na teologiczne hipotezy kościelnych postępowców mówiących o „pustym piekle”, czy wręcz poddających w wątpliwość istnienie Szatana. Sądzę również, że nie robi na nich wrażenia medialny jazgot o „średniowieczu” do którego powrotem jakoby ma być renesans posług księży walczących z różnymi formami duchowych zagrożeń. A że zapotrzebowanie istnieje, wskazuje wzrost liczby egzorcystów – z 4 do 120 w ciągu ostatnich 15 lat. Przypuszczam, iż zaniepokojenie hierarchów wywołał raczej rozgłos wokół egzorcyzmów i związane z tym kariery niektórych duchownych – często otoczone aurą niezdrowej sensacji, a także zbyt „popkulturowy” sposób popularyzacji wiedzy o niebezpieczeństwach płynących z różnych mód propagujących tzw. „toksyczne duchowości”.
Tylko, czy aby nie mamy tu do czynienia z wylewaniem dziecka z kąpielą? Owszem, bardziej podatne na wpływ, czy religijnie rozegzaltowane jednostki mogą popadać w przesadę, wypatrując Szatana tam gdzie go nie ma, czy usprawiedliwiać różne, zawinione głównie przez siebie życiowe problemy działaniem Złego – ale sami egzorcyści podkreślają jak istotne jest wstępne rozpoznanie, z badaniami psychologicznymi i psychiatrycznymi włącznie i odsyłają takie osoby, oferując na ogół w zamian inne rodzaje pomocy. Do tego dochodzą surowe kryteria które powinien spełniać mianowany przez biskupa egzorcysta, no i wreszcie – przytłaczająca większość księży stroni od medialnego rozgłosu, wypełniając swą posługę w pełnej dyskrecji. Problem więc chyba tkwi w czym innym.
II. Duchowa detoksykacja
Zgromadzeni na Jasnej Górze biskupi nie wzięli mianowicie pod uwagę tego, że obecnie obserwujemy klasyczny efekt „odbicia wahadła”. Dziesięciolecia przemilczania realnego wpływu osobowego zła do którego doszło za sprawą modernistycznej posoborowej atmosfery, doprowadziło do zachwiania równowagi kościelnego przekazu połączonego częstokroć z pobłażliwym stosunkiem do toksycznych praktyk duchowych – religii wschodu, spirytyzmu, ezoteryki a nawet satanizmu, oraz zainfekowanej tymiż miazmatami wszechobecnej popkultury mającej przemożny wpływ na kształtowanie masowych postaw. Przykład mogliśmy nie tak dawno obserwować przy okazji smutnego przypadku ks. Bonieckiego i jego dobrodusznego stosunku do satanisty – Nergala. Dochodziło do sytuacji, gdy seanse różnych szemranych bioenergoterapeutów czy innych uzdrawiaczy organizowane były w kościołach, a współczesny neo-szamanizm mógł bezkarnie zwodzić owieczki wykorzystując instrumentalnie chrześcijańską ornamentykę.
Innymi słowy, mianem „zabobonu” i reliktu przeszłości nadającego się co najwyżej jako materiał do horrorów nazwano egzorcyzmy, zaś zabobony prawdziwe ubrano w szatę new-ageowej pseudonauki. Nastąpiło kompletne odwrócenie pojęć i porządków – to musiało wreszcie spotkać się z reakcją, tym bardziej, że Kościół nie mógł dłużej ignorować destrukcyjnych skutków zaniechań bez groźby zaparcia się swej misji. Zatem, można powiedzieć, że obecny trend zwracający uwagę na szatańskie manowce kuszące wiernych jest rodzajem „duchowej detoksykacji”.
Dodam w tym wątku jeszcze, że poza wymiarem religijno-duchowym mamy także do czynienia z wojenką o podłożu stricte materialnym. Otóż, przemysł ezoteryczny to obecnie potężny biznes z udziałem wielkich, międzynarodowych korporacji. Szerzej pisałem o tym aspekcie w tekście „Ezoteryczny skok na kasę”, tu tylko przypomnę, że branża ezoteryczna warta jest rocznie ok. 2 mld zł (dane z 2011) i jest to rynek rozwojowy. W Polsce działa ok. 70 tys bioenergoterapeutów i radiestetów, oraz 100 tys wróżek i jasnowidzów. Same porady telewizyjne warte były w 2010 roku ok 100 mln zł, z usług przez internet skorzystało w 2010 roku 3,5 mln osób, a przez telefony komórkowe – ok. 1,5 mln, generując dla „ezo-biznesu” przychód wart 75 mln złotych. Zważywszy, że na tacę i inne ofiary wierni przeznaczają rocznie ok 1,2 mld złotych, to wychodzi, że już teraz nominalnie katolicki naród wydaje na ezoteryczny kombinat więcej, niż gotów jest ofiarować na swój Kościół! Poza sferą ściśle finansową, powyższe dane pozwalają również zobrazować skalę duchowego zagrożenia.
III. Komandosi Pana Boga
Osobiście z tematyką zagrożeń duchowych zetknąłem się dopiero za sprawą felietonów Roberta Tekielego w „Gazecie Polskiej”. Ten „nawrócony czarnoksiężnik”, niegdysiejszy aktywny adept praktyk magiczno-ezoterycznych omal nie przypłacił swej fascynacji kompletną dezintegracją osobowości i od tej pory wykorzystując swą empirycznie nabytą wiedzę walczy z wszelkimi aspektami „toksycznej duchowości”. Od jakiegoś czasu mamy również na rynku miesięcznik „Egzorcysta”, który w zbliżonym duchu, choć może momentami w zbyt tabloidalnej, „popkulturowej” formie prowadzi podobnie ukierunkowaną działalność. W radzie programowej tego pisma, wydawanego wprawdzie bez kościelnego imprimatur, zasiadał do niedawna suspendowany o. Posacki. I tu uwaga – paradoksalnie, mam nadzieję, że powodem kary dla o. Posackiego były jakieś zastrzeżenia do jego prowadzenia się czy problemów z dyscypliną, a nie charakter jego publicznej działalności. To pierwsze bowiem zakonnik zawsze może naprawić, druga ewentualność natomiast oznaczałaby, że Jezuici bezpowrotnie stoczyli się w otchłań agresywnego progresywizmu w stylu znanego z napastliwej niechęci do egzorcystów innego jezuity - o. Jacka Prusaka, który ze swą aktywnością medialną nie ma u władz zakonnych żadnych problemów.
Prócz powyższego, co jakiś czas padają w przestrzeni publicznej przestrogi płynące ze strony kapłanów i hierarchów oraz katolickich mediów, między innymi zwracające uwagę na szkodliwość praktyk ezoterycznych, czy różnych produktów popkultury – ze szczególnym uwzględnieniem tych kierowanych do najmłodszych (np. „Harry Potter”, „Monster High”), co skwapliwie wykorzystywane jest przez medialny mainstream dla skarykaturowania i skompromitowania w społecznym odbiorze „nawiedzonego kleru”. I to wszystko razem wzięte miałoby wzbudzić taki niepokój biskupów?
Hierarchowie podczas jasnogórskiego spotkania wspomnieli również, iż egzorcyści „straszą” zamiast głosić, że to Chrystus zwyciężył Szatana. Jest to zarzut o tyle nietrafiony, że sama istota posługi egzorcystów – „komandosów Pana Boga” jak nazywam ich na swój użytek - jest wielkim świadectwem owego zwycięstwa. Szatan w starciu z Bożą potęgą, za sprawą której działają księża uwalniający penitentów od różnego rodzaju duchowych cierpień, nie ma szans – i sami egzorcyści podkreślają to z całą mocą. Natomiast owo „straszenie” to nic innego jak napomnienia, by wystrzegać się zagrożeń wystawiających ofiarę na działanie Złego. Na analogicznej zasadzie można by powiedzieć, że „straszeniem” jest upominanie dziecka, by nie pchało paluchów do kontaktu. Czas pokazał, że „bezstresowe wychowanie”, czyli „otwarta”, przyzwalająca i pobłażliwa ewangelizacja w Kościele nie zdała egzaminu – i dlatego właśnie do akcji musieli wkroczyć Komandosi Pana Boga.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://www.podgrzybem.blogspot.com/2013/09/ezoteryczny-skok-na-kase.html