System Wisła ma w Wojsku Polskim zastąpić m.in. zmodernizowane zestawy Newa. Fot. 1brop.wp.mil.pl
- Szeroki udział krajowego przemysłu w budowie Tarczy daje gwarancję, że Polska będzie miała pełną kontrolę nad systemem obrony powietrznej w sytuacji krytycznej. Wybór gotowego rozwiązania z zagranicy bez dostępu do kodów źródłowych takiej pewności nie daje – podkreśla w rozmowie z Defence24.pl Marek Borejko, dyrektor programu OPL w PGZ S.A (do 1 października PHO S.A).
W zakończonym pod koniec czerwca przez MON dialogu technicznym dotyczącym systemu obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła” Konsorcjum OPL nie zostało zakwalifikowane do kolejnego etapu postępowania. Decyzja resortu obrony nie zniechęciła polskich spółek zbrojeniowych wchodzących do konsorcjum do szerokiego prezentowania oferty podczas tegorocznych targów MSPO w Kielcach. Jak widzi Pan dzisiaj perspektywy udziału polskiego przemysłu w budowie pierwszego etapu Tarczy Polski tj. systemu „Wisła”?
Przede wszystkim polski przemysł od kilku z górą lat przedstawia Ministerstwu Obrony różne propozycje. Z resztą sama nazwa Tarcza Polski została wypromowana przez przemysł, jest to nazwa pewnej inicjatywy, która pokazuje, że można zrealizować w kraju to co jest potrzebne dla jego bezpieczeństwa, wykorzystując krajowy potencjał. Przemysł czyni takie starania od wielu lat, widząc potrzebę modernizacji potencjału w zakresie obrony przeciwlotniczej, szczególnie przeciwrakietowej. Powstała bardzo cenna ustawa, dzięki staraniom Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby wydzielić środki na budowę systemu OPL, biorąc pod uwagę wagę tego programu. Chcę podkreślić, że polski przemysł ma kompetencję i wolę, aby brać udział w modernizacji systemu obrony powietrznej i jesteśmy gotowi do kooperacji z każdym partnerem zagranicznym wybranym przez MON. Wspomniana ustawa przywołuje też konieczność udziału przemysłu krajowego i z tytułu prawa wymaga wykonalności.
Czy coś się zmieniło w związku z przebiegiem dialogu technicznego ?
Czy coś się zmieniło? Może warto zaznaczyć, że odbyły się dwa etapy dialogu technicznego. Pierwszy otwarty w sierpniu-wrześniu 2013 roku, gdzie zgłosiło się 14 podmiotów. Wiadomo, że nie wszystkie działały w zakresie kompletnych systemów. Drugi etap dialogu ogłoszony w lutym bieżącego roku przez Inspektorat Uzbrojenia i prowadzony przez cały marzec, był już dialogiem dedykowanym, do którego zaproszono konkretne firmy.
Kwalifikując Konsorcjum OPL do tego etapu dialogu MON uznał, że jego propozycja jest na tyle dojrzała, iż może być realnie brana pod uwagę. Byliśmy zaproszeni wraz z takimi potentatami jak Raytheon, MEADS International Inc., izraelski SIBAT, Thales i MBDA. Nota bene, ostatnie dwie z wymienionych firm odmówiły brania udziału w dialogu samodzielnie, zadeklarowały natomiast, że przystąpią do dialogu razem z Konsorcjum OPL, jako jego podwykonawcy.
Te dwa fakty: zarówno zaproszenie Konsorcjum OPL, czyli polskiego przemysłu do przetargu i jednocześnie to, że dwóch największych światowych graczy w obszarze technologii przeciwlotniczych decyduje się być poddostawcami polskiego konsorcjum, wydaje mi się jasną oceną możliwości naszego przemysłu.
Powiedzmy szczerze - nikt nie wycofuje się z postępowania na rzecz innego podmiotu, nie oceniając go jako zdolnego do realizacji takiej umowy. To jest najlepsza weryfikacja możliwości polskiego przemysłu, gdyż jest to ocena obiektywna. Udzielona tak przez Inspektorat Uzbrojenia, jak też przez doświadczone firmy zagraniczne.
Z wielu stron słychać argumenty, że Polska powinna wybrać gotowe już systemy, a budowa od zera Tarczy - z różnych przyczyn m.in. finansowych, organizacyjnych de facto nie jest racjonalna.
Budowa albo jak kto woli głęboka modernizacja systemu obrony powietrznej przez polski przemysł jest jak najbardziej racjonalna – to korzyści nie tylko przemysłowe, technologiczne, gospodarcze, ale przede wszystkim militarne, te w zakresie bezpieczeństwa. A teraz, na dodatek, polski przemysł przechodzi kolejny proces konsolidacji, tworzy się idealny partner, aby takie duże zadania realizować. Niezależnie od procesów konsolidacyjnych, jak wspomniał pan 19 marca 2013 roku powstało konsorcjum zadaniowe, po to właśnie, aby skoncentrować potencjał do realizacji tak dużego zadania jak system rakietowej obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła”.
Wspomniał Pan o korzyściach dla bezpieczeństwa państwa wynikających z budowy takiego systemu w Polsce, przez polskie firmy. Tutaj warto zastanowić czy biorąc pod uwagę specyficzną geopolityczną pozycję naszego kraju, istniejące rozwiązania spełniają nasze oczekiwania? Na ile możemy je zaadoptować do polskich potrzeb? Biorąc także pod uwagę potencjalne zagrożenie czy Pana zdaniem te rozwiązania są właściwe, czy potrzebujemy systemu specjalnego, dedykowanego?
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że takiego rozwiązania które by pasowało dokładnie do tego co powinna mieć Polska, właśnie z racji położenia, tak naprawdę nie ma. Są rozwiązania na których można bazować, aby osiągnąć zamierzony cel. To wynik specyficznego położenia geopolityczno-militarnego. W podobnej do nas sytuacji jest może Finlandia, czy inne kraje, które blisko graniczą z potencjalnym zagrożeniem.
Głównym elementem, który decyduje o tym jaki powinien być ten polski system jest czas reakcji. Jeśli przyjmiemy, że rakieta taktyczna SS-26 (system Iskander – przyp. red.) dolatuje z Kaliningradu do Warszawy w około pięć i pół minuty, a do Katowic w około 9 minut, to czas jakim dysponuje system obrony powietrznej do reakcji na zagrożenie jest bardzo krótki. Większość obecnych systemów nie była konstruowana na takie zagrożenia.
Jeśli weźmiemy pod uwagę kraje-producentów systemów przeciwlotniczych, np. USA, Niemcy czy Francję, tam te możliwości, czas reakcji i zagrożenia są zupełnie inne. Kraje te mogą sobie pozwolić na obronę sektorową, czy też np. z trzech takich sektorów składać obronę dookólną. Postawić trzy zestawy, to takie proste. My musimy pamiętać o ograniczeniach, również ekonomicznych. Dlatego należy podejść nieco inaczej do zagadnienia. Warto spojrzeć nie tylko przez pryzmat możliwości, ale też stosunku koszt-efekt tj. za ile można go osiągnąć. Zresztą jest więcej korzyści – biorąc pod uwagę aspekty bezpieczeństwa – dla państwa, jeżeli własny przemysł buduje system OPL.
Jakie to korzyści?
Przede wszystkim, jeśli spojrzymy na prowadzone obecnie postępowania, zakupy sprzętu, to języczkiem uwagi MON jako nabywcy jest przejęcie od kontrahentów praw wszystkiego co kupuje. Opracowując i wytwarzając własne rozwiązania od początku do końca panujemy nad technologią. To jest bardzo ważny aspekt suwerenności i bezpieczeństwa państwa. Trudno jest w sytuacjach kryzysowych usuwać błędy czy awarie jeśli nie ma pełnej wiedzy na temat działania danego systemu. Jeśli powstaje on w Polsce, to ta wiedza jest całkowicie w polskich rękach i nie ma tu mowy np. o żadnym embargu.
Bowiem jest jeszcze jeden aspekt – cześć technologii a także wiedzy, objęta jest różnego typu systemami kontroli eksportu. Może więc okazać się, że jeśli będziemy potrzebowali jakiegoś wsparcia, to procedura pozyskania tego wsparcia zajmie dużo czasu i wymagać będzie politycznych decyzji. A przecież w sytuacji zagrożenia państwa ten czas odgrywa rolę kluczową.
Czas naprawy, czy też usunięcia usterki to nie jedyny problem. Jaka jest różnica w kontroli nad systemem, jeżeli porównamy wybór gotowego systemu a oparcie się o krajowy przemysł?
Mówiąc krótko, jeśli np. system dowodzenia budowany jest w kraju, możemy powiedzieć, że wiemy jak jest zbudowany. Nie ma w nim „black boxów”, czarnych skrzynek z oprogramowaniem, które nie wiemy co robią, wiemy tylko, że tu sygnał wchodzi, tam wychodzi. Nie będziemy wiedzieć co dzieje się w środku takiego komponentu. Jak mówiłem, w sytuacji gdy coś zaczyna zachowywać się dziwnie trzeba by wzywać specjalistów zagranicznych.
Czyli sprawa kontroli nad systemem to znajomość zasad jego działania. Tutaj dochodzimy do kodów źródłowych.
Kody źródłowe pozwalają właśnie wniknąć w to, co jest w środku i modyfikować pod kątem własnych potrzeb. Kupując towary „z półki” musimy zdawać sobie sprawę, że wiedza o tych produktach, jest we wszystkich krajach, które z nich korzystają. Jeśli chcemy podnieść bezpieczeństwo, powinniśmy dodać coś unikalnego, coś co jest tylko w naszym systemie.
Aby to zrobić musimy mieć dostęp do oprogramowania, które pozwala na jego modyfikację. To właśnie ono decyduje o możliwościach i stanowi o skuteczności całego systemu. Możemy też to zlecić, zapłacić jakiejś firmie zagranicznej, ale jest to nadal kwestia zaufania. Jeśli taka firma świadczy usługi na rynku, to posiada wiedzę o systemach wielu państw. A kto ma wiedzę, ten ma władzę.
Co ma Pan na myśli?
(...)
http://www.defence24.pl/news_dziurawa-tarcza-polski-gotowe-rozwiazania-n...