Nie od afery Sowagate wiemy, że polski to dla Tutejszych język obcy.
Kiedyś śmiano się z „przesiedleńców”, że mówili po przyjeździe „do rajchu”: „jadem do Kelna autobaną przez tę brukę”. Dziś to nikogo nie razi. Przykładem jest niemiecki Zgorzelec, o którym Tutejsi mówią „Gerlic”. Byłem w Karpaczu, gdzie na deptaku ustawiono stolice informujące o „Görlitz”. Sęk w tym, że
polski alfabet
nie zna litery „ö” ani jej podobnych, dlatego jedziemy do Zurychu, a nie do „Zürichu”. Nowe pokolenie inteligencji odkrywa świat i uczy się od nowa nazewnictwa geograficznego, bo ma inne korzenie. I tak powstają koszmarki językowe z gatunku „Pomorze Przednie”. Czyżby w Polsce było „Zadnie”?
Post scriptum: Z tym „Pomorzem Przednim” (czy nawet „Przedpomorzem”) to nie wic, tak naprawdę nazwano niemiecką część Pomorza Zachodniego. To tak, jakby „Zabuże” nazwać „Przebużem”, a „Podhale” „Zahalem”. A reguła stanowi, że nazwy ustalamy wobec stolicy państwa, a to nie Berlin (chyba?). Ze Zgorzelcem sprawa prosta: oba miasta, polskie i niemieckie, nazywają się po polsku Zgorzelec (tak jak Cieszyn na pograniczu polsko-czeskim!). Nikt nie jedzie do Tesina! Ale do Gerlic a i owszem! No to jadziem do Dresdena! Brak wiedzy u Tutejszych wywołuje kompleksy, w tym „gerlicki”.
Na drogowych tablicach informacyjnych po stronie niemieckiej mamy prawidłowo „Breslau”, a w nawiasie „Wrocław”. A po polskiej: tylko „Dresden”. Jak ktoś nie wie, ze Drezno się po niemiecku tak nazwa ,ten nie dojedzie. Belgowie kompleksów nie mają (Belgowie istnieją jako państwo już od 1830 roku) i po belgijskiej stronie granicy niemieckie miasto Aachen (po polsku Akwizgran) nazywa się, a jakże, Aix-la-Chapelle. I to mimo, że niemiecki jest jednym z urzędowych języków w Belgii! (Tymczasem Tutejsi mają „państwo” dopiero od 22 lipca 1944 roku).
Kiedyś śmiano się z „przesiedleńców”, że mówili po przyjeździe „do rajchu”: „jadem do Kelna autobaną przez tę brukę”. Dziś to nikogo nie razi. Przykładem jest niemiecki Zgorzelec, o którym Tutejsi mówią „Gerlic”. Byłem w Karpaczu, gdzie na deptaku ustawiono stolice informujące o „Görlitz”. Sęk w tym, że
polski alfabet
nie zna litery „ö” ani jej podobnych, dlatego jedziemy do Zurychu, a nie do „Zürichu”. Nowe pokolenie inteligencji odkrywa świat i uczy się od nowa nazewnictwa geograficznego, bo ma inne korzenie. I tak powstają koszmarki językowe z gatunku „Pomorze Przednie”. Czyżby w Polsce było „Zadnie”?
Post scriptum: Z tym „Pomorzem Przednim” (czy nawet „Przedpomorzem”) to nie wic, tak naprawdę nazwano niemiecką część Pomorza Zachodniego. To tak, jakby „Zabuże” nazwać „Przebużem”, a „Podhale” „Zahalem”. A reguła stanowi, że nazwy ustalamy wobec stolicy państwa, a to nie Berlin (chyba?). Ze Zgorzelcem sprawa prosta: oba miasta, polskie i niemieckie, nazywają się po polsku Zgorzelec (tak jak Cieszyn na pograniczu polsko-czeskim!). Nikt nie jedzie do Tesina! Ale do Gerlic a i owszem! No to jadziem do Dresdena! Brak wiedzy u Tutejszych wywołuje kompleksy, w tym „gerlicki”.
Na drogowych tablicach informacyjnych po stronie niemieckiej mamy prawidłowo „Breslau”, a w nawiasie „Wrocław”. A po polskiej: tylko „Dresden”. Jak ktoś nie wie, ze Drezno się po niemiecku tak nazwa ,ten nie dojedzie. Belgowie kompleksów nie mają (Belgowie istnieją jako państwo już od 1830 roku) i po belgijskiej stronie granicy niemieckie miasto Aachen (po polsku Akwizgran) nazywa się, a jakże, Aix-la-Chapelle. I to mimo, że niemiecki jest jednym z urzędowych języków w Belgii! (Tymczasem Tutejsi mają „państwo” dopiero od 22 lipca 1944 roku).
(1)