Jak Emirę sprzedawano

 |  Written by Tomasz A S  |  0
 

Spotkaliśmy się, czyli redaktor Katarzyna Górniak z TVN i ja, z Anette Mattsson. To Szwedka, która przyjeżdża od lat na aukcję do Janowa i pośredniczy w kupowaniu polskich koni arabskich dla swoich klientów. To jest ta osoba, która kupiła dla katarskiej stadniny Al Thumama Emirę. Pani redaktor odbyła z Anette długą, nagrywaną rozmowę, a ja się przysłuchiwałem. Potem jeszcze miałem okazję zadać kilka szczegółowych pytań. Efekty pracy koleżanki z TVN zobaczą Państwo w większym materiale na początku września, a efekty mojego przysłuchiwania się – poniżej. A mówiła ciekawe rzeczy. Niestety, nadające się do prokuratora.

 


Jak wyglądało sprzedawanie Emiry za pierwszym razem. Gdy klacz zjawiła się na ringu, Anette Mattsson  zaanonsowała, że jest gotowa zaoferować 150 tysięcy euro. Na co aukcjoner amerykański Greg Knowles powiedział, że to za mało. Na to Anette zadeklarowała 200 tysięcy. Kiedy aukcjoner zapytał o 250, potwierdziła, ale już nie pamięta, czy potwierdziła też 300 tysięcy. Nie pamięta, bo aukcjoner narzucił bardzo szybkie tempo, co wzbudziło jej pierwsze podejrzenia. Ale jest pewna, że gdy w przestrzenie padło 350 tysięcy, dała wyraźnie znak, że odpada z gry.

Jej podejrzenie, że coś tu jest nie tak, zwiększyło się, kiedy zorientowała się, że kiedy aukcjoner wymieniał kolejne sumy – 400, 450, 500, aż wreszcie 550 tysięcy euro, to choć starała się dojrzeć kto z kim rywalizuje w licytacji, nie dostrzegła nikogo.

No i wreszcie ten komunikat, że klacz sprzedana, ale komu – to podane zostanie później. Też podejrzane i wbrew aukcyjnej procedurze.

 

A później. A później została poproszona, aby się z kimś spotkać. Spotkanie odbyło się gdzie w przejściu hali, z daleka od oczu uczestników aukcji, a osobą, która na nią czekała, był Mateusz Jaworski-Leniewicz. Zapytał ją, czy jest nadal zainteresowana zakupem Emiry? Szwedka najpierw zdębiała – jak to, przecież klacz została sprzedana! Ona już zawiadomiła stadninę, w imieniu której działała, że – jak to określiła – „straciliśmy Emirę”. Ale członek zarządu stadniny w Janowie potwierdził, że należąca do stadniny w Michałowie (sic!) klacz jest do kupienia. Ile może za nią dać?

Anette musiała się ponownie połączyć z menedżerką Al Thumama Stud i powiedzieć jej, jak sprawy się mają i uzyskać jej ponowne pełnomocnictwo, a także wiedzę, do jakiej sumy może kupować.

 

W rozmowie z reporterką TVN wyraźnie zaznaczyła, że miała świadomość, że to co jej proponuje Mateusz Jaworski-Leniewicz, jest złamaniem zasad aukcyjnych, ale  - jak oto określiła – jak chciała kupić klacz, to musiała grać zgodnie z regułami jej narzuconymi.

Zaoferowała 180 tysięcy euro. Na to pan Mateusz musiał skonsultować z kimś, czy to wystarczy. Po jakimś czasie wrócił i powiedział, że za mało. Musi dać 200 tys. Anette się zgodziła. Na znak zawarcia transakcji podali sobie ręce i wróciła do stolika, by wypełnić kontrakt.

 

A tu Mateusz Jaworski zjawił się ponownie i powiedział, że niestety, to co uzgodnili jest nieważne, bo klacz musi wrócić na ring do licytacji. No jak to – zareagowała Anette – przecież zawarliśmy deal!  No tak, ale to nie jest zależne ode mnie, klacz musi wrócić na ring, ale postaramy się, abyś ją kupiła za obiecane 200 tysięcy – ripostował Mateusz. Jak to możesz zagwarantować – zapytała Szwedka. Przecież jak wejdzie na ring i zacznie się ponowna licytacja, to ktoś mnie może przelicytować.

 

I tak się stało. Anette musiała podnieść do 225 tysięcy euro, by ostatecznie kupić Emirę.  Jednak tym razem licytował nie duch, a konkretna osoba, którą szwedzka pośredniczka widziała na własne oczy.

 

Anatte Mattsson zadeklarowała, że wszystko to jest gotowa potwierdzić pod przysięgą w sądzie. Zapytałem ją o to, bo to powinno się skończyć w prokuraturze. I mam nadzieję, że się tak skończy.

 

Podsumujmy. Złamanie regulaminu aukcji. Licytacja ze „ścianą”, czyli oszukiwanie klientów. Zawieranie umowy na ponowną sprzedaż klaczy rzekomo wcześniej sprzedanej. Dlaczego w sprawie, za ile można sprzedać klacz z Michałowa rolę pośrednika odgrywał członek zarządu stadniny w Janowie Podlaskim? Z kim się konsultował? Kto wydawał ostateczne polecenia? Kto dowodził tą amatorszczyzną? Mam też na myśli oszukiwanie ludzi. Bo nawet oszukiwać panowie z Agencji Nieruchomości Rolnych nie potrafili dobrze. Robili to tak prymitywnie, że nawet małe dziecko mogło się zorientować, że oszukują.

A więc prokuraturo – do dzieła.

Marek Szewczyk

http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=230
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>