Jest coraz bardziej prawdopodobne, że nawet najbardziej skutecznym społecznym dystansowaniem się oraz kwarantanną osób zagrożonych bądź zarażonych nie będziemy w stanie wypędzić wirusa i z naszego kraju, i z Europy. On z nami zostanie aż do czasu wynalezienia szczepionki. Będzie wracał, może punktowo, a może tak szeroko jak obecnie. Będziemy musieli nauczyć się z tym żyć.
Nie znaczy to, że podjęte środki nie mają sensu; one są konieczne, by spłaszczyć krzywą zachorowań, co z kolei umożliwia niesienie pomocy chorym przez systemy ochrony zdrowia. Bez społecznego dystansowania się czekałaby nas katastrofa. Dlatego dobrze, że w tej sprawie rząd premiera Mateusza Morawieckiego wykazał się refleksem, i wciąż trzyma rękę na pulsie.
By zwalczyć epidemię do poziomu akceptowalnego, trzeba by zapewne trzymać społeczeństwa w stanie swoistej hibernacji przez długie miesiące, może lata. Wciąż mamy nadzieję, że może wiosenne słońce przegoni zarazę, a może minie tak nagle jak przyszła. Ale co, jeśli nie? Czy jesteśmy gotowi pożegnać się ze starym światem, ze stylem życia nas wszystkich? Zaakceptować spadek dochodu narodowego o kilkanaście, a może i więcej procent? Czy świat może stanąć w bezruchu? Ale jak go puścić w ruch, skoro wiąże się to z realnym ryzykiem dla dużych grup ludności?
https://wpolityce.pl/polityka/492217-juz-niedlugo-bedziemy-musieli-podjac-arcytrudne-decyzje