W 1943 r. zorganizował Ukraiński Legion Samoobrony, zwany też Legionem Wołyńskim. Oddział ten, uzbrojony przez Niemców, brał udział w wielu mordach, dokonanych na bezbronnych Polakach na Chełmszczyźnie i Kresach Wschodnich. We wrześniu 1944 r. został przerzucony do Warszawy, gdzie pacyfikował Czerniaków, odznaczając się ogromnym okrucieństwem wobec cywilnej ludności, w tym zwłaszcza wobec rannych, których dobijano lub palono żywcem. (...) Po wojnie Diaczenko przeszedł na służbę wywiadu amerykańskiego. Do końca swoich dni żył pod Nowym Jorkiem, nie ponosząc żadnej kary za swoje zbrodnie. Może właśnie dlatego minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna nie zareagował na decyzję władz ukraińskich o uhonorowaniu zbrodniarza hitlerowskiego, choć ta decyzja jest pluciem w twarz narodowi polskiemu.
Portal internetowy Kresy.pl podał niedawno szokującą wiadomość, która napłynęła z Kijowa: "Zgodnie z decyzją podpisaną 11 lutego bieżącego roku przez przewodniczącego parlamentu Wołodymyra Grojsmana na szczeblu państwowym będzie obchodzona 120. rocznica urodzin Petra Diaczenko. Rocznicę tę władze Ukrainy będą obchodzić oficjalnie, mówi o tym załącznik do dokumentu o sygnaturze 184-VIII."
Wiadomość jest szokująca, bo mieszkańców tak Wołynia, jak i Warszawy nazwisko osoby, która ma być uczczona, jest złowieszcze. Petro Diaczenko był bowiem zbrodniarzem wojennym. Pisałem o nim w dwóch swoich książkach "Przemilczane ludobójstwo na Kresach" i "Żywa historia". Przypomnę tylko najważniejsze fakty. Urodzony pod Połtawą, służył po 1917 r. w formacjach ukraińskich. Trafił pod rozkazy atamana Symona Petlury. W 1921 wraz z wieloma innymi "petlurowcami" został internowany w naszym kraju. Stworzono mu możliwość służby w polskiej armii. Ukończył Wyższą Szkolę Wojenną w Warszawie, uzyskując stopień majora dyplomowanego. Był oficerem kontraktowym w 3. pułku szwoleżerów mazowieckich. Jednak po kampanii wrześniowej przeszedł na stronę niemiecką.
W 1943 r. zorganizował Ukraiński Legion Samoobrony, zwany też Legionem Wołyńskim. Oddział ten, uzbrojony przez Niemców, brał udział w wielu mordach, dokonanych na bezbronnych Polakach na Chełmszczyźnie i Kresach Wschodnich. We wrześniu 1944 r. został przerzucony do Warszawy, gdzie pacyfikował Czerniaków, odznaczając się ogromnym okrucieństwem wobec cywilnej ludności, w tym zwłaszcza wobec rannych, których dobijano lub palono żywcem. Później walczył przeciwko Armii Krajowej w Puszczy Kampinowskiej. Petro Diaczenko za te „zasługi” otrzymał nawet Krzyż Żelazny od Hitlera, któremu pozostał wierny. Po wojnie Diaczenko przeszedł na służbę wywiadu amerykańskiego, stając się jego płatnym agentem. Do końca swoich dni żył pod Nowym Jorkiem, nigdy nie poniósł żadnej kary za swoje zbrodnie. Zmarł w 1965 r., pochowany został na cmentarzu w stanie New Jersey.
Może właśnie dlatego minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna nie zareagował na decyzję władz ukraińskich o uhonorowaniu zbrodniarza hitlerowskiego, choć ta decyzja jest pluciem w twarz narodowi polskiemu.
http://m.onet.pl/wiadomosci/kraj,xcp01