
Postanowiłem i ja dorzucić swój kamyczek do toczącej się dyskusji, bo właśnie dotarłem do artykułów na temat spektaklu „Klątwa” opublikowanych w ostatnim numerze „W sieci” (nr 9/2017).
I chociaż Bronisław Wildsten - wydawać by się mogło – śmiało łączy przekaz tej inscenizacji z panującą ideologią poprawności politycznej, czyli atakiem na tradycyjną kulturę i jej wartości, a Piotr Zaremba w swej recenzji przytacza cały szereg bulwersujących przykładów – to jednak żaden z nich nie odważa się nazwać rzeczy po imieniu (bo zapewne są świadomi potęgi NWO oraz skali wpływów jego ludzi w polskiej sferze publicznej).
Bo podobnie jak pozostałe kraje cywilizacji białego człowieka, jesteśmy dziś celem wyrafinowanego ataku mającego zohydzić nam własne korzenie, tradycje i wartości – tak, abyśmy w decydującej chwili nie mieli do nich serca ani ochoty do ich obrony...
A spektakl ten po prostu wpisuje się w wieloletnią tradycję atakowania i plugawienia rzeczy drogich sercu Polaka – myślicie, że wygłupy „kupy” Wojewódzkiego i ostentacyjne wkładanie polskiej flagi w psie odchody, to był przypadek? A oskarżanie AK o antysemityzm, czy zrównanie patriotyzmu z rasizmem u Michnika - to jedynie „wypadki przy pracy”? A we wcześniejszych obrazoburczych inscenizacjach w Teatrze Starym w Krakowie, czy w Teatrze Polskim we Wrocławiu to chodziło głównie o „prawo do wolności artystycznej”?
Gdybyż tylko tak było... to pal sześć – bo „każdemu przytrafia się niekiedy przekroczyć granice dobrego smaku”, prawda?
Otóż nie – bo tu nie chodzi o kreację artystyczną ani o swobodę wypowiedzi.
Mam wrażenie, że wśród polskiej inteligencji dosyć słabe jest obecnie rozumienie skali zagrożeń wynikających ze strony wrednych i podstępnych ataków marksizmu kulturowego.
A przecież doświadczamy ich efektów na codzień – od podjazdowej walki z katolicyzmem i Kościołem, poprzez lansowanie homoseksualizmu oraz idelogii gender, poprzez promowanie masowej migracji muzułmanów do Europy i dalsze okrawanie suwerenności państw unijnych, aż po osłabianie roli rodziny oraz wszelkich więzi społecznych – bo unicestwienie lokalnych kultur oraz będących ich emanacją państw narodowych jest przecież jego celem, by mógł wreszcie powstać Nowy Porządek Świata (NWO) pod kontrolą banksterskiej międzynarodówki - z jednym rządem światowym, jedną religią oraz jedną walutą.
A główna oś sporu Warszawy z Brukselą też ma wymiar ideologiczny – bo rząd Zjednoczonej Prawicy usilnie dziś dąży do „odkręcenia” tego wszystkiego, co brukselska politpoprawność usiłowała u nas zainstalować. A „niepojęte” harce Timmermansa wokół rzekomych „zagrożeń dla praworządności” to przecież tylko zasłona dymna... bo przecież „każdą wojnę prowadzi się podstępnie”.
I znowu dochodzi u nas do tradycyjnego sporu obozu patriotycznego: PIS – z partią zagranicy: PO & PO+ - bo formy konfliktów mogą się zmieniać, ale polska racja stanu jest niezmienna.
A marksizm kulturowy powstał w latach 20. ub. wieku, by od środka rozłożyć skutecznie opierający się wtedy propagandzie bolszewickiej „Zachód”, ułatwiając przyszłe zwycięstwo „światowej rewolucji”.


A Willi Münzenberg, jeden z czołowych ideologów tejże Szkoły, tak podsumował jej dalekosiężne plany:
“Skorumpujemy Zachód tak, że zacznie śmierdzieć.
Musimy zorganizować intelektualistów i użyć ich do zapaskudzenia zachodniej cywilizacji.
Dopiero gdy zniszczymy wszelkie jej wartości i uczynimy życie w niej niemożliwym,
będziemy mogli narzucić dyktaturę proletariatu”.
Ale w sumie to powinniśmy jednak chyba być wdzięczni takim bezpardonowym atakom, jak "Klątwa” w Teatrze Powszechnym, bo pozwalają jaśniej dostrzec przeciwnika, który gubiąc swój kamuflaż chwilowo odkrywa się...

Bo atak tejże osoby przed kilkoma tygodniami w Toruniu na pamięć o Żołnierzach Niezłomnych przecież nie był dziełem przypadku, ale konsekwencją poglądów...?
P.S. Szkoda tylko, że ataki kulturowych marksistów nadal są finansowane głównie z naszych podatków. I dlatego przyszłoroczne wybory lokalne będą tak ważne, bo teatry podlegają przecież samorządom...

I chociaż Bronisław Wildsten - wydawać by się mogło – śmiało łączy przekaz tej inscenizacji z panującą ideologią poprawności politycznej, czyli atakiem na tradycyjną kulturę i jej wartości, a Piotr Zaremba w swej recenzji przytacza cały szereg bulwersujących przykładów – to jednak żaden z nich nie odważa się nazwać rzeczy po imieniu (bo zapewne są świadomi potęgi NWO oraz skali wpływów jego ludzi w polskiej sferze publicznej).
I tradycyjnie – postawienie „kropki nad i”-
wymaga perspektywy co najmniej „zza morza”...
wymaga perspektywy co najmniej „zza morza”...

Bo podobnie jak pozostałe kraje cywilizacji białego człowieka, jesteśmy dziś celem wyrafinowanego ataku mającego zohydzić nam własne korzenie, tradycje i wartości – tak, abyśmy w decydującej chwili nie mieli do nich serca ani ochoty do ich obrony...
A spektakl ten po prostu wpisuje się w wieloletnią tradycję atakowania i plugawienia rzeczy drogich sercu Polaka – myślicie, że wygłupy „kupy” Wojewódzkiego i ostentacyjne wkładanie polskiej flagi w psie odchody, to był przypadek? A oskarżanie AK o antysemityzm, czy zrównanie patriotyzmu z rasizmem u Michnika - to jedynie „wypadki przy pracy”? A we wcześniejszych obrazoburczych inscenizacjach w Teatrze Starym w Krakowie, czy w Teatrze Polskim we Wrocławiu to chodziło głównie o „prawo do wolności artystycznej”?
Gdybyż tylko tak było... to pal sześć – bo „każdemu przytrafia się niekiedy przekroczyć granice dobrego smaku”, prawda?
Otóż nie – bo tu nie chodzi o kreację artystyczną ani o swobodę wypowiedzi.
Mam wrażenie, że wśród polskiej inteligencji dosyć słabe jest obecnie rozumienie skali zagrożeń wynikających ze strony wrednych i podstępnych ataków marksizmu kulturowego.
A przecież doświadczamy ich efektów na codzień – od podjazdowej walki z katolicyzmem i Kościołem, poprzez lansowanie homoseksualizmu oraz idelogii gender, poprzez promowanie masowej migracji muzułmanów do Europy i dalsze okrawanie suwerenności państw unijnych, aż po osłabianie roli rodziny oraz wszelkich więzi społecznych – bo unicestwienie lokalnych kultur oraz będących ich emanacją państw narodowych jest przecież jego celem, by mógł wreszcie powstać Nowy Porządek Świata (NWO) pod kontrolą banksterskiej międzynarodówki - z jednym rządem światowym, jedną religią oraz jedną walutą.
A główna oś sporu Warszawy z Brukselą też ma wymiar ideologiczny – bo rząd Zjednoczonej Prawicy usilnie dziś dąży do „odkręcenia” tego wszystkiego, co brukselska politpoprawność usiłowała u nas zainstalować. A „niepojęte” harce Timmermansa wokół rzekomych „zagrożeń dla praworządności” to przecież tylko zasłona dymna... bo przecież „każdą wojnę prowadzi się podstępnie”.
I znowu dochodzi u nas do tradycyjnego sporu obozu patriotycznego: PIS – z partią zagranicy: PO & PO+ - bo formy konfliktów mogą się zmieniać, ale polska racja stanu jest niezmienna.
A marksizm kulturowy powstał w latach 20. ub. wieku, by od środka rozłożyć skutecznie opierający się wtedy propagandzie bolszewickiej „Zachód”, ułatwiając przyszłe zwycięstwo „światowej rewolucji”.


A Willi Münzenberg, jeden z czołowych ideologów tejże Szkoły, tak podsumował jej dalekosiężne plany:
“Skorumpujemy Zachód tak, że zacznie śmierdzieć.
Musimy zorganizować intelektualistów i użyć ich do zapaskudzenia zachodniej cywilizacji.
Dopiero gdy zniszczymy wszelkie jej wartości i uczynimy życie w niej niemożliwym,
będziemy mogli narzucić dyktaturę proletariatu”.
Ale w sumie to powinniśmy jednak chyba być wdzięczni takim bezpardonowym atakom, jak "Klątwa” w Teatrze Powszechnym, bo pozwalają jaśniej dostrzec przeciwnika, który gubiąc swój kamuflaż chwilowo odkrywa się...

Bo atak tejże osoby przed kilkoma tygodniami w Toruniu na pamięć o Żołnierzach Niezłomnych przecież nie był dziełem przypadku, ale konsekwencją poglądów...?
P.S. Szkoda tylko, że ataki kulturowych marksistów nadal są finansowane głównie z naszych podatków. I dlatego przyszłoroczne wybory lokalne będą tak ważne, bo teatry podlegają przecież samorządom...

(1)