
Opinia publiczna i media zatroskane o świadomość społeczeństwa będą w najbliższych dniach pochłonięte uzasadnianiem jak ważne dla naszej pozycji w regionie są rozmowy Ewy Kopacz z premierem Wietnamu. Być może, nie wchodzę w to, nie znam się na wielkiej geopolityce. Niemniej jednak jako przedstawiciel ciemnogrodu nie mogę sobie jakoś poukładać logicznie informacji że pani premier Polski – kraju zachwycającego Europę gigantycznym skokiem cywilizacyjnym, rewelacyjnymi wynikami gospodarczymi na mapie kryzysu i mocnego gracza w rozgrywkach europejskiej dyplomacji (ba! trzy lata temu wręcz kreślącego w Berlinie zasady europejskiej statyki) – nie zostaje zaproszona, podobnie jak żaden polski przedstawiciel na naradę o tym jak rozwiązywać problem agresji Rosji na Ukrainę w gronie szefów Niemiec, Francji, Włoch czy Ukrainy.
I kiedy sobie tak bezradnie główkuję, w tej swojej ciemnogrodzkiej pisowskiej niszy, to przypominają mi się wydarzenia z lipca 2008 roku kiedy Prezydent Lech Kaczyński jednoznacznie i ostentacyjnie wstrzymywał polski podpis pod Traktatem Lizbońskim, aby referendum w Irlandii odbyło się w atmosferze wolnego wyboru suwerennego państwa a nie pod dyktando i pod naciskiem unijnego walca. Robił to konsekwentnie deklarując że celem jest stworzenie wzorców i precedensów kształtujących unijne relacje. Tak aby to nie żadna „wieka trójka”, „czwórka” czy „szóstka” trzymała resztę za pysk ale żeby najważniejsze decyzje podejmowano zgodnie i każdy kraj mógł liczyć na równe traktowanie.
Oczywiście największa fala krytyki spadla na Lecha Kaczyńskiego ze strony Tuska, Sikorskiego i całego obozu obecnej władzy. Oskarżano Go o wstecznictwo, o brak racjonalizmu, o osłabianie polskiej pozycji we wspólnocie. Tusk i Sikorski przyjęli bowiem dla Polski inną doktrynę: promowanie Unii dyktatu najsilniejszych państw. Polska miała „grać” w drużynie Niemiec i siedzieć przy stole skąd czasem spoglądałaby z pogardą w dół, na słabeuszy takich jak Litwa, Łotwa, Estonia czy Słowacja których pani Angela nie traktuje jak swoich ludzi. „Bezpieczna Polska w silnej Europie” oznaczało zajęcie miejsca u boku Niemiec które dyktują Europie warunki. Liczy się tylko „wielka czwórka” – reszta powinna korzystać z prawa do siedzenia cicho.
Trudno krytykować Ewę Kopacz za to że Polska która była „towotem” tej wersji europejskiej machiny po odegraniu swojej roli została z niej wypluta. I ja tak po ludzku bardzo jej współczuję roli jaką przyszło jej po raz kolejny w swojej politycznej karierze pełnić. Zaczynała bowiem z kompleksem porównań do profesora Religi, kilka miesięcy temu zaczęła się jej osobista konfrontacja z osobowością polityczną Donalda Tuska a w ostatnich dniach bezlitosne media – i to o zgrozo te teoretycznie życzliwe– zaczęły szukać wspólnych mianowników w sile kobiecej osobowości między Ewą Kopacz a Angelą Merkel. Zapominając pewnie że odnalezienie wspólnego mianownika zwykle ułatwia porównanie liczników. I właśnie zostały porównane ...
Wracając jednak do faktu że Polska nie jest już zapraszana właściwie do żadnych poważnych negocjacji o kształcie Europy czy rozwiązań w naszym regionie, to można jedynie pogratulować tego faktu Tuskowi i Sikorskiemu. Ich doktryna – przed którą tak przestrzegał ś.p. Lech Kaczyński właśnie się realizuje. Lech Kaczyński wiedział że „poklepywanie po plecach” i zapraszanie na rauty prędzej czy później skończy się tym że Polska zostanie osamotniona i zostanie przeżuta i wypluta. Tusk i Sikorski nie rozumieli wtedy tego czego dziś jesteśmy świadkami.
A wybitnie uzdolniony projektant i gracz europejskiej dyplomacji, który bardziej bał się niemieckiej bezczynności niż niemieckich czołgów, dziś projektuje grafik porządku obrad Sejmu.
fot. www.abcwietnam.pl
I kiedy sobie tak bezradnie główkuję, w tej swojej ciemnogrodzkiej pisowskiej niszy, to przypominają mi się wydarzenia z lipca 2008 roku kiedy Prezydent Lech Kaczyński jednoznacznie i ostentacyjnie wstrzymywał polski podpis pod Traktatem Lizbońskim, aby referendum w Irlandii odbyło się w atmosferze wolnego wyboru suwerennego państwa a nie pod dyktando i pod naciskiem unijnego walca. Robił to konsekwentnie deklarując że celem jest stworzenie wzorców i precedensów kształtujących unijne relacje. Tak aby to nie żadna „wieka trójka”, „czwórka” czy „szóstka” trzymała resztę za pysk ale żeby najważniejsze decyzje podejmowano zgodnie i każdy kraj mógł liczyć na równe traktowanie.
Oczywiście największa fala krytyki spadla na Lecha Kaczyńskiego ze strony Tuska, Sikorskiego i całego obozu obecnej władzy. Oskarżano Go o wstecznictwo, o brak racjonalizmu, o osłabianie polskiej pozycji we wspólnocie. Tusk i Sikorski przyjęli bowiem dla Polski inną doktrynę: promowanie Unii dyktatu najsilniejszych państw. Polska miała „grać” w drużynie Niemiec i siedzieć przy stole skąd czasem spoglądałaby z pogardą w dół, na słabeuszy takich jak Litwa, Łotwa, Estonia czy Słowacja których pani Angela nie traktuje jak swoich ludzi. „Bezpieczna Polska w silnej Europie” oznaczało zajęcie miejsca u boku Niemiec które dyktują Europie warunki. Liczy się tylko „wielka czwórka” – reszta powinna korzystać z prawa do siedzenia cicho.
Trudno krytykować Ewę Kopacz za to że Polska która była „towotem” tej wersji europejskiej machiny po odegraniu swojej roli została z niej wypluta. I ja tak po ludzku bardzo jej współczuję roli jaką przyszło jej po raz kolejny w swojej politycznej karierze pełnić. Zaczynała bowiem z kompleksem porównań do profesora Religi, kilka miesięcy temu zaczęła się jej osobista konfrontacja z osobowością polityczną Donalda Tuska a w ostatnich dniach bezlitosne media – i to o zgrozo te teoretycznie życzliwe– zaczęły szukać wspólnych mianowników w sile kobiecej osobowości między Ewą Kopacz a Angelą Merkel. Zapominając pewnie że odnalezienie wspólnego mianownika zwykle ułatwia porównanie liczników. I właśnie zostały porównane ...
Wracając jednak do faktu że Polska nie jest już zapraszana właściwie do żadnych poważnych negocjacji o kształcie Europy czy rozwiązań w naszym regionie, to można jedynie pogratulować tego faktu Tuskowi i Sikorskiemu. Ich doktryna – przed którą tak przestrzegał ś.p. Lech Kaczyński właśnie się realizuje. Lech Kaczyński wiedział że „poklepywanie po plecach” i zapraszanie na rauty prędzej czy później skończy się tym że Polska zostanie osamotniona i zostanie przeżuta i wypluta. Tusk i Sikorski nie rozumieli wtedy tego czego dziś jesteśmy świadkami.
A wybitnie uzdolniony projektant i gracz europejskiej dyplomacji, który bardziej bał się niemieckiej bezczynności niż niemieckich czołgów, dziś projektuje grafik porządku obrad Sejmu.
fot. www.abcwietnam.pl
(7)
2 Comments
@waw
17 October, 2014 - 19:27
Syndykowi się nie współczuje. Syndykowi się zazdrości :)
Warto przy okazji przypomnieć
17 October, 2014 - 21:16