"Wszyscy wiemy", że sto lat temu grasowała „straszna grypa”, która (zależnie od źródła) w latach 1918-19 zabiła na całym świecie 20-40-50, a może nawet i 100 milionów ludzi?
Ale „grypa hiszpanka” ani nie była „hiszpańska”, ani - najprawdopodobniej - wcale nie była grypą…
Na całym świecie zachorowało wtedy ok. 500 milionów ludzi – 27% całej populacji!!! – a np. w Szwecji zmarło na nią wtedy 37,5 tysiąca ludzi (brakuje zaś danych by oszacować, choćby w przybliżeniu, liczbę jej ofiar na ziemiach odradzającej się Polski) - ale np. w Wielkiej Brytanii to zmarło – wedle różnych danych – od 150 do 250 tysięcy osób – a ponieważ nie prowadzono zbyt dokładnych statystyk w Afryce i Azji (np. ilość ofiar w Indiach jest szacowana od 5 do 20 milionów) - to i dokładnie nie wiadomo ile osób tam wtedy padło ofiarą "hiszpanki”…
„Ogólnie na podstawie danych wojskowych śmiertelność można oszacować na 5–10%. W zamkniętych społecznościach śmiertelność była jeszcze wyższa. W Bostonie zachorowało 10% ludności. 2/3 chorych zmarło. W całej armii Stanów Zjednoczonych zachorowało 20%. (…)
Śmierć ofiar grypy hiszpanki była w większości spowodowana wirusowym krwotocznym zapaleniem płuc, które zabijało w ciągu kilku pierwszych dni choroby. W wypadkach, kiedy pacjent przeżył pierwszą krytyczną fazę choroby, często przyczyną zgonu było bakteryjne zapalenie płuc. (…)
W czasie pandemii podawano w wątpliwość, czy rzeczywiście zachorowania były spowodowane przez grypę.”
- = > Pandemia grypy w latach 1918-1919
I mimo, że wydaje się nam, że wiemy o niej stosunkowo dużo – to niewiele w tej naszej wiedzy zgadza się ze stanem faktycznym… bo pamięć zbiorowa o „hiszpance” zdaje się być splotem paradoksów, mitów medycznych, świadomej dezinformacji, niezamierzonych kłamstw oraz zwykłych nieporozumień.
Bo tak naprawdę to nawet nie wiemy, ile osób wtedy ta epidemia faktycznie zabiła. Ale na pewno była najgorszą pandemią od czasów średniowiecznej dżumy.
A najbardziej przerażające było to, że była w gruncie rzeczy „chorobą zdrowych ludzi” – rano czułeś się jak „młody Bóg”, a wieczorem mogłeś się już znaleźć w kostnicy…
„Hiszpanka” była chorobą o niezwykle ciężkim przebiegu, z objawami typowymi dla grypy: gwałtownymi bólami głowy i ciała, wysoką gorączką i zadławiającym kaszlu. Ale były one znacznie bardziej intensywne „powalając ludzi tak nagle, jak gdyby zostali postrzeleni”.
Chorzy odczuwali rozrywający ból klatki piersiowej, krwawili z nosa i ust, gorączkowali i tracili kontakt z rzeczywistością. Od pierwszych, często niepozornych objawów przeziębieniowych do zaawansowanej formy choroby mijały nierzadko zaledwie dwie godziny.
Ofiary miały ciemne przebarwienia pod skórą powodowane brakiem tlenu we krwi, ponieważ ich płuca błyskawicznie wypełniały się krwawym śluzęm – a zszokowani lekarze niejednokrotnie stwierdzali przy autopsji, że płuca zmarłych wyglądały jak po ataku gazowym.
Zarażonych zabijał ich własny system immunologiczny – tym bardziej zabójczy, im był silniejszy. Organizm atakował własne płuca, topiąc chorego w wydzielinach i krwotokach.
Lekarze byli bezradni – zalecano popuszczanie krwi, lewatywę, rtęć czy sproszkowaną korę drzew. Aż w końcu sięgnięto po „cudowną tabletkę”, czyli aspirynę, którą zaczęto wtedy masowo produkować i podawać, gdyż właśnie skończył się okres ochronny tego wynalazku. A o tym, że przedawkowana aspiryna powoduje astmę i krwotoki, to nikt jeszcze wtedy nie słyszał…
Bo zażywanie aspiryny w zalecanych wtedy dawkach mogło powodować encefalopatię (przewlekłe lub trwałe uszkodzenia w strukturach mózgu), co prowadziło do: wymiotów, puchnięcia mózgu i nerek, krwotocznego zapalenie płuc, otłuszczenia wątroby, delirium i śpiączki.
Wokół tej epidemii narosło tak wiele mitów (może dlatego, że raportujące ją media były/są własnością tych samych kręgów, które były/są właścicielami zamieszanych w nią koncernów farmaceutycznych?), że w gruncie rzeczy mamy dziś całkiem zafałszowany obraz tego, do czego wtedy faktycznie doszło.
- Po pierwsze – wcale nie przybyła z Hiszpanii, a najprawdopodobniej z USA, wraz ze starannie zaszczepionymi amerykańskimi żołnierzami, ale cenzura wojenna w dotkniętych nią krajach europejskich sprawiła, że tylko media w neutralnej wtedy Hiszpanii mogły o niej swobodnie pisać - rejestrując liczbę nowych zachorowań, raportując jej wędrówkę po kraju, informując o rosnącej liczbie zgonów i o jej przebiegu u chorych. Stąd jej nazwa…
- Po drugie – miała b. dziwny przebieg - bo zabijała „najsilniejszych, najzdrowszych, najbardziej krzepkich ludzi” w okolicy. Bo jej ofiarą padali najczęściej ludzie w wieku 20-40 lat, a zwłaszcza 25-29-letni – do tego momentu zdrowi i pełni sił. A przecież zwykle to najsłabsi - dzieci i starcy - umierają jako pierwsi przy epidemiach…
- Po trzecie – była groźniejsza niż tocząca się przez cztery lata I wojna światowa - bo ofiarą tego krwawego konfliktu padło w sumie ok. 10 milionów żołnierzy i 7 milionów cywili.
- Po czwarte - „grypa hiszpanka” chyba nie za bardzo mogła być grypą, a już na pewno nie mogło do niej dojść w wyniku powikłań po masowych szczepieniach na grypę, bo pierwszą udaną szczepionkę na grypę wynaleziono dopiero pod koniec lat 30-tych ub. wieku. A związek wirusa grypy z zakażeniem u ludzi to udowodniono dopiero w 1933 r…
Ale do masowych szczepień w armii USA wtedy faktycznie doszło… Tylko co tym biednym żołnierzom tak naprawdę wtedy wstrzykiwano?
I. „To wszystko były powikłania po bezmyślnie stosowanych szczepieniach w wojsku.
Biuro Generalnego Lekarza USA Armii podaje dokładne dane.
Po szczepieniu na ospę i tyfus w armii w 1917 roku, wystąpił gwałtowny wzrost zgonów na zapalenie płuc i zapalenie mózgu.W 1917 roku liczba zgonów wynosiła 15.54 na każde 1.000 zaszczepionych z powodu tyfusu. Taką rzeź przygotował przemysł farmaceutyczny. Nikt kary nie poniósł. USA w czasie I Wojny Światowej zmobilizowała ok. 5 milionów ludzi. Łatwo obliczyć, ile tysięcy młodych ludzi chorowało i zmarło.
Z raportu Głównego Lekarza Armii we Francji.
Po szczepieniu przeciwko tyfusowi występują dolegliwości doprowadzające do zgonu z powodu paraliżu, niewydolności serca oraz zapalenia płuc. Generalnie opisywano dwie główne przyczyny zgonów: zapalenia płuc i ewidentny paraliż – zapalenie mózgu.Zgony te były wielokrotnie częstsze, aniżeli zgony w grupie cywilów nieszczepionych. Zapalenia płuc stanowiły aż 32% liczby zgonów.
Mówimy tu o młodych mężczyznach, zakwalifikowanych do służby wojskowej, czyli kategoria zdrowia A. Zgony z powodu odry, stanowiły kolejne 30% zgonów. Zapalenia opon mózgowych stanowiło 10% zgonów.
Zgony spowodowane przez służby medyczne w Armii USA, w okresie I wojny światowej stanowiły aż 72% wszystkich zgonów. Odliczając wypadki, to działania wojenne stanowiły tylko kilkanaście procent zgonów. To była rzeź z chęci zysku przedstawicieli Armii, którzy dali się namówić, na stosowanie takich procedur.
Jak w owych czasach przygotowywano szczepionki?
Brano łajno końskie i rozsmarowywano na brzuchu cielaka. Następnie nacinano ten brzuch ok. 100 – 200 razy. Po tygodniu zeskrobywano ropę i suszono, a następnie wcierano lub wstrzykiwano w skórę przedramienia.
Były takie kliniki, które reklamowały się, że szczepią świeżą ropą prosto od zwierzęcia. W łajnie końskim znajdowały się bakterie tężca, kiły i wiele innych. (…)
Na stronie 236 ww. raportu, pokazano różnice w częstotliwości zgonów pomiędzy zaszczepionymi żołnierzami a cywilami nieszczepionymi.
Zachorowania z powodu odry wśród szczepionych żołnierzy, były 200 razy częstsze, aniżeli wśród nieszczepionych cywilów. Zachorowania na zapalenie opon mózgowych, były 15 razy częstsze.
Zachorowania na zapalenia płuc, były 12 razy częstsze. Na szkarlatynę 10 razy częściej chorowali szczepieni żołnierze, aniżeli nieszczepieni cywile. A dzisiaj nadal namawia się do szczepień przeciwko odrze.
Żołnierze to okazy zdrowia, a cywile to te osoby, które wojsko zdyskwalifikowało z powodu ogólnego stanu zdrowia. Dwie główne choroby, na które chorowali żołnierze, to zapalenie płuc i zapalenie mózgu.
Czyli to, co w 20 lat później w Instytucie Rockefellera nazwano hiszpańską grypą. Jednym z głównych producentów szczepionki przeciwko grypie był właśnie Instytut Rockefellera.
Podobnie bardzo wzrastało u żołnierzy zachorowanie na gruźlicę i kiłę. W tamtych czasach szczepionki były mocno zanieczyszczone.”
- = > Mity o "hiszpance"
Czyli tak naprawdę – było wtedy zupełnie inaczej niż to się nam od lat wmawia i się nam dzisiaj wydaje…
II. „Propaganda działała na tyle dobrze, że wszyscy uwierzyli doniesieniom o różnego rodzaju chorobach, które przywożą żołnierze i konieczności chronienia się przed nimi, przyjmując wszystkie dostępne wówczas na rynku szczepionki. (…)
A zresztą oni byli chorzy, ale nie z powodu „zagranicznych” chorób, lecz z powodu skutków ubocznych, jakie wywołały w nich szczepienia.
Niektórzy dostawali poszczepiennego zapalenia mózgu, inni umierali na skutek objawów wszystkich chorób, którym rzekomo miały zapobiegać szczepienia.
Lekarze nie spodziewali się tak poważnych chorób powstałych po podaniu zatrutych szczepionek. (…) Ich działania przyniosły jedno – nową chorobę, która objawiała się wszystkimi objawami charakterystycznymi dla chorób, na które podawano szczepionki.
Ludzie po przyjęciu szczepionki na tyfus mieli bardzo wysoką gorączkę, wymioty i zaburzenia czynności jelit, wysypkę na brzuchu i ogólne osłabienie.
Szczepieni przeciwko błonicy cierpieli z powodu dreszczy, gorączki, obrzęków gardła, a w konsekwencji umierali z powodu zatorów płucnych i trudności z oddychaniem.
Zastój krwi pozbawionej tlenu w momencie duszenia się sprawiał, że po śmierci ciało stawało się czarne, dlatego też przypadki takich zgonów nazywano „czarną śmiercią”.
Próby likwidacji tych objawów polegające na podawaniu kolejnych, tym razem silniejszych szczepionek, które miały leczyć dolegliwości, przyniosły odwrotny skutek.
Choroba, zamiast zostać stłumiona z podwójną siłą potęgowała swe objawy, dając jeszcze gorszą jej odmianę.
Przerażeni lekarze, czujące walący się pod nogami grunt firmy farmaceutyczne, zaniepokojony rząd próbując zrzucić winę na kogoś innego, wspólnie wymyślili własną wersję wydarzeń.
O całe złe oskarżyli tzw. grypę hiszpankę, chorobę, którą niby mieli przywozić żołnierze z Hiszpanii.
Grypa hiszpanka w rzeczywistości była indukowaną szczepionką, która wywoływała wiele skutków ubocznych i objawów różnych chorób, spowodowanych połączeniem wielu różnych szczepionek. (…)
Nietknięci rzekomą chorobą pozostali tylko ci, którzy odmówili szczepień.Do dziś temat „zaraźliwej hiszpanki” w środowiskach naukowych pozostaje tematem tabu. (…)
Wydarzenia z 1918 roku pokazują, jak łatwo można manipulować ludźmi, opinią publiczną i w obliczu prawdopodobnego zagrożenia wykorzystywać ludzką naiwność."
- = > Grypa "hiszpanka"
Czyli podstawowym efektem leczenia „hiszpanki” okazało się kolejne potwierdzenie starej prawdy, że czasem lekarstwo może okazać się gorsze i groźniejsze od samej choroby…
Pamięć zbiorowa naszej cywilizacji, jak gdyby zepchnęła szczegóły i okoliczności „hiszpanki” do podświadomości – może dlatego, że przybyła ona pod sam koniec Wielkiej Wojny, będącej niewyobrażalną traumą dla Europejczyków, uważających się dotąd za niedościgły dla całego świata wzór postępu, kultury, wszelkich cnót i wartości oraz cywilizacji i wyrafinowania, ale oto właśnie ochoczo wyrzynających się nawzajem na niewyobrażalną dotąd skalę, jak, nie przymierzając, jakieś egzotyczne dzikusy…
Co tam kilka dodatkowych milionów ofiar, kiedy w skrwawionym błocie Flandrii właśnie konał i dosłownie tonął najbardziej celebrowany i hołubiony mit o niedoścignionej wyższości własnej cywilizacji – rzekomo mającej etap takiego barbarzyństwa (cechującego wyłącznie „niższe rasy, kultury i narody”), już dawno za sobą …?
Bardzo wiele podobieństw do tamtej pandemii sprzed stu lat wykazuje, moim zdaniem, obecny „zwycięski pochód” koronawirusa przez świat.
Ja rozumiem – …Chiny – no, cóż… - Chiny ...niby to uważają się za mocarstwo, ale, tak naprawdę, to przecież nadal jest trzeci świat, prawda…?
Ale Włochy… – … W - Ł - O -C - H - Y???
Kolebka cywilizacji, członek założyciel wspólnoty europejskiej oraz niedościgniony wzór kultury, dobrego smaku i wyrafinowania?
„Koniec świata, pani Popiołkowa!!!” Jak ten wirus mógł im to zrobić!!!
Ale tak naprawdę to wiemy o walce z koronawirusem dziś tylko tyle, ile nam w mediach pokażą…
A tam to dzieją się rzeczy nieprawdopodobne…
Bo bombardujące nas raporty o rozprzestrzenianiu się koronowirusa nie wzbudzają mojego zaufania, bo niewiele w nich uzasadnienia dla coraz szerszej paniki.
Ani poziom śmiertelności tego wirusa, ani stosunkowo łagodny przebieg choroby u przeszło 80% zarażonych nie uzasadniają podjęcia tak drastycznych środków, jakie – po wypróbowaniu w Chinach - obecnie masowo aplikuje się społeczeństwom Zachodu.
Kol. - = > "Zbigniew1108" umieścił b. mądrą i trzeźwą grafikę WHO na temat skali śmiertelności koronawirusa w stosunku do innych zgonów chorobowych na świecie.
A jest on dziś ledwie na piętnastym miejscu – stanowiąc jedynie ok. 2% codziennych zgonów na gruźlicę… A nawet gdyby jego śmiertelność wzrosła z obecnych 50 (wedle stanu na dzień 9 marca) do 500 zgonów dziennie - to i tak ledwie by się załapał do pierwszej dziesiątki aktualnych największych zagrożeń chorobowych dla człowieka…
Ale za to w światowych mediach jest ŚWIATOWYM MORDERCĄ NR 1!!!
A przecież wg WHO coroczna „normalna” grypa zabija codziennie ponad 1000 osób na świecie, a „zwykłe” zapalenie płuc – ponad dwa razy tyle…
To podobnie jak ze śmiercią na raka oraz w wyniku wypadków samochodowych – nowotwory zabijają u nas codziennie ok. 300 osób, a w wypadkach na polskich drogach ginie średnio 7-8 osób dziennie. Ale w wyniku doniesień medialnych, co uważamy za większy problem i za sprawę dużo dla nas groźniejszą…?
BO DZIŚ MEDIA TOTALNIE WYPACZAJĄ NAM OGLĄD RZECZYWISTOŚCI!!!
A jeśli się jeszcze nie poddałeś „obowiązującym narracjom” i mimo wszystko wciąż chcesz zrozumieć otaczający cię świat (i przestać się niepotrzebnie bać, bo to obniża jakość życia i je po prostu skraca) – to je po prostu wyłącz i zacznij samodzielnie myśleć…
Jak myślisz - ...jesteś jeszcze do tego zdolny…?
Ale jedną z najważniejszych nauczek dla zarozumiałej i przemądrzałej ludzkości – której – podobnie jak przed wybuchem „hiszpanki” - wydaje się, że już zjadła wszystkie rozumy i wszystko już wie oraz, że podporządkowała sobie wszystko, co występuje na tym świecie – także zjawisko nieuchronnej śmierci… jest uświadomienie sobie własnych ograniczeń oraz skali własnej arogancji.
To by nam wszystkim tylko wyszło na dobre… – bo niewątpliwie bolesna, lecz niezbędna, lekcja pokory jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziła.
Ale wydaje mi się, że nie takie są intencje tych, którzy nas niemiłosiernie straszą oraz tych, którzy ten nasz strach równie niemiłosiernie wykorzystują.
A lekarze są dziś równie bezradni wobec koronawirusa (i jedynie próbują łagodzić jego objawy), jak ich koledzy po fachu byli sto lat temu wobec „hiszpanki”.
A ponadto, mimo oszałamiającego bombardowania medialnego koronawirusem, to, podobnie jak przy „hiszpance”, tak naprawdę to dziś nawet dobrze nie wiemy skąd i jak koronawirus się faktycznie pojawił…
Chociaż, być może, najprostsze wyjaśnienia są tu najbardziej prawdopodobne – czyli, że w tym przypadku po prostu winna jest kombinacja:
- ludzkiej głupoty
- chciwości
- nieodpowiedzialności
- + kryminalnej wręcz krótkowzroczności – bo chińscy wirusolodzy byli już w przeszłości przyłapywani na przesyłaniu z zagranicy zwykłą pocztą (bo taniej?) szalenie toksycznych i niebezpiecznych substancji, a pracownicy techniczni feralnego laboratorium w Wuhan podobno od lat na lewo sprzedawali na tamtejszy targ jeszcze żywe zwierzęta laboratoryjne, brrrr… (zamiast - zgodnie z prawem i procedurami - jez utylizować po zakończeniu eksperymentów).
Ale kto powiedział, że system komunistyczny głęboko zainfekował jedynie słowiańskie serca i umysły, skoro homo sovieticus - jak amen w pacierzu - pojawia się praktycznie pod każdą szerokością geograficzną, jeśli tylko zaaplikować tam ludziom którąś z odmian marksizmu?
Nie wiemy dziś też, jak długo koronawirus z nami pozostanie…
Ale mimo tych wszystkich niepewności – jedno jest pewne – NIE DAJMY SIĘ, kochani, ZWARIOWAĆ… bo wtedy mogą nas załatwić tak, jak załatwili miliony ludzi przed stu laty.
Bo wytęskniona i niemalże wymodlona SZCZEPIONKA NA KORONAWIRUSA może okazać się groźniejsza i bardziej śmiercionośna od samej medialnej pandemii tego świństwa.
P.S. A ponadto historia „hiszpanki” uczy nas, że w stosunku do poziomu dzisiejszej medycyny to wiedza medyczna i kompetencje ówczesnych lekarzy były wtedy naprawdę „w powijakach”… (mimo, że kierowali się ówczesnymi „najwyższymi standartami”).
Ale nie ma co się teraz nadymać, bo nasi potomkowie pewnie też kiedyś spokojnie stwierdzą, że i nasze obecne próby radzenia sobie z koronawirusem były nieadekwatne, niemalże „średniowieczne” i groźniejsze dla pacjentów od samej choroby.
A może obecne, dramatyczne raporty o wędrówce koronowirusa przez świat, po prostu odzwierciedlają szok, rozpacz i bezradność kasty lekarskiej - zwykle uważającej się prawie za "nadludzi" i "wszechmocnych bogów" - ale nie będącej sobie dziś w stanie w ogóle poradzić, podobnie jak było przy „hiszpance”, z chorobą u tych, którym grozi utrata życia?
Tyle, że wtedy chodziło o miliony ludzi, a teraz grupa ta jest z-n-a-c-z-n-i-e mniejsza, ale - w optyce medialnej - i tak bije "hiszpankę" o głowę…
Dziś media sprawiają, że nieprzytomnie emocjonujemy się koronawirusem – ale co też będzie - ich zdaniem - miało nam spędzać sen z powiek za miesiąc-dwa-trzy-…? A jeszcze później...???
Jedno jest pewne - dziś podstawowym zadaniem mediów na całym świecie wydaje się być straszenie ludzi oraz wzbudzanie w nas złych i niezdrowych emocji.
DLACZEGO...?
I wcale nie jest to nowe zjawisko...
Mark Twain (1835-1910) - czyli przeszło 100 lat temu:
"Jeśli nie czytasz gazet, to nie jesteś dobrze poinformowany.
Ale jeśli je czytasz, to padasz ofiarą dezinformacji."
1 Comments
@Docent zza morza
21 March, 2020 - 20:17
"Ludzie po przyjęciu szczepionki na tyfus mieli bardzo wysoką gorączkę, wymioty i zaburzenia czynności jelit, wysypkę na brzuchu i ogólne osłabienie." (Tak jak opisane wyżej wyglądają, z grubsza, objawy tyfusu plamistego, a nie objawy poszczepienne, ponieważ jednak istniało szereg odmian rickettsji wywołującej tyfus - nawet ludzie szczepieni mogli zachorować. Natomiast zakażenie nie było śmiertelne. W laboratorium Weigla takie zakażenia zdarzały się, pacownicy nazywali tę chorobę "zakładówką")
Ciekawe, czy te rewelacje na temat szczepień pochodzą z Biura Generalnego Lekarza USA Armii, które podaje dokładne dane, czy może z opisów dr Jerzego Jaśkowskiego, zwłaszcza iż jego opisy wyrobu szczepionek były właśnie takie, jak tutaj przedstawiasz. I - żeby było jasne - opisy (kłamliwe!) dr Jaśkowskiego dotyczyły produkcji szczepionki przeciw czarnej ospie (ospie prawdziwej), wynalezionej w Anglii, przez Jennera. Dodam, że mój Tatko jako małe dziecko został zaszczepiony (podczas I WŚ) przeciwko ospie, i nie zachorował na żadne z licznych chorób (kiła, gruźlica, tężec itp.) wymienionych w twoim wpisie.
Natomiast te obrzydliwe bajdy na temat tyfusu - skąd to wziąłeś? Czyżby znów od dr Jaśkowskiego?
Wynalazcą szczepionki przeciwko tyfusowi (durowi) plamistemu był Polak z wyboru, Austriak z pochodzenia, lwowski mikrobiolog - prof. Rudolf Weigl, w początkowych latach 20-tych XX wieku (a więc nie w latach "nastych" XX wieku!). Czyli - w 1917 szczepionki takiej nie było!
Teraz - cytat z Wikipedii - "Światowy rozgłos przyniosła Weiglowi akcja szczepień przeciw durowi plamistemu w katolickich misjach belgijskich w Chinach. Uratowano dzięki nim nie tylko wielu misjonarzy, ale także tysiące Chińczyków. Otrzymał za to odznaczenie papieskie – Order Świętego Grzegorza Wielkiego, odznaczenia belgijskie, członkostwo wielu instytucji naukowych, a jego kandydaturę wystawiano wielokrotnie do Nagrody Nobla. Do lwowskiego Instytutu prof. Weigla przyjeżdżali naukowcy z całego niemal świata, by poznawać tajniki wiedzy biologicznej i uczyć się metod badawczych."
Te opisy "hiszpanki", które cytujesz w swoim wpisie, przypominają opisy zakażenia wirusem Ebola, ale... Ale - mechanizmy obronne ludzkiego organizmu w przypadku różnych "złośliwych" zakażeń są podobne (takie same), np. przy zakażeniu zarazkiem dżumy (yersinia pestis), coronawirusem czy wirusem Ebola. Jednym z tych objawów jest krwotoczne zapalenie płuc. Jako ciekawostkę przypomnę, że bodajże w wieku XVII-tym wzdłuż wybrzeży Bałtyku wystąpiła dziwna choroba, przebiegająca m.in. z bardzo wysoką gorączką. Chorowali wszyscy, którzy się zetknęli, umierali natomiast ludzie zamożni, przeżywali biedacy. Do dziś nie wiemy, co było czynnikiem etiologicznym i dlaczego "działał" (był niebezpieczny) u bogaczy.
"Machinacje" wokół różnych epidemii to spadek Średniowiecza - należy znaleźć winnego zarazy (tę czarownicę!) i spalić ją albo utopić. Parę dni temu oglądałam Siódmą pieczęć Bergmanna, bo zmarł ostatno Max Sydow. A film wydaje się niezwykle aktualny. Dziś - "czarownicą" staną się różne szwambrane firmy farmaceutyczne. Zresztą nie mam żadnych złudzeń co do uczciwości Rockefellerów ale, niestety, polskie firmy produkujące szczepionki zostały już skutecznie "anihilowane". Polskich szczepionek nie produkujemy.
Możemy zastanowić się czy obecna epidemia nie jest tą przedstawioną w Apokalipsie wizją otwarcia "studni otchłani" (znawcy hebrajskiego tłumaczą nazwisko Bergolio jako "klucz otchłani"), z której wyszły szarańcze o mocy skorpionów na ziemi, a na których głowach było coś jakby złote korony, i które miały moc wyrządzania ludziom szkody przez pięć miesięcy (Ap 9:1-11). Jeśli tak - to w maju epidemia powinna wygasnąć. I tym "optymistycznym"...
Pozdrawiam,