Minister Kluzik - Rostkowska pisze list

 |  Written by Katarzyna  |  0

Sprawę listu MEN, jego treść oraz przyczynę rozesłania go do szkół opisały media. Do większości z nas zapewne już dotarło ujadanie w TOK FM i Gazecie Wyborczej. Nie będę się więc powtarzać ani zbierać informacji w jedno miejsce, bo wszystko można sobie wyszukać w internecie. Teraz tylko w telegraficznym skrócie dla leniwych.

Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu zorganizowała warsztaty dla młodzieży licealnej „Zrozumieć Media”. Zimowe warsztaty dziennikarskie w WSKSiM
Rozwścieczyło to ogromnie dotychczasowych monopolistów wychowywania dzieci i młodzieży na światłych obywateli świata. Podobno skarga zawędrowała aż na Aleje Szucha, a pani minister natychmiast ostro dyrektorów szkół upomniała.

Przyznam, że raz po raz dopada mnie wytrzeszcz oczu ze zdziwienia, gdy minister nie zna swoich kompetencji, a interpretację prawa podporządkowuje ideologii wyznawanej przez tuby propagandowe.
Choć w przypadku ministrów edukacji z nadania PO nic mnie już nie powinno dziwić, to jednak wciąż się dziwię i dziwię. Zapewne, jeśli znowu przerżniemy wybory, taka zdziwiona stanę przed św. Piotrem.

Ale do rzeczy.
Minister Kluzik - Rostkowska grozi dyrektorom palcem i przypomina im o obowiązku niewpuszczania do szkół wrogiej propagandy, oczywiście wrogiej zdaniem Czerskiej i okolic. Bo czy może być coś złego w uczeniu poznawania i rozumienia mechanizmów funkcjonowania świata mediów?

Owszem, od tego jest nadzór pedagogiczny, by sprawdzał czy zajęcia nadobowiązkowe odbywają się zgodnie z prawem, tzn. wpisane są do planu wychowawczego szkoły, zatwierdzone przez radę szkoły, a rodzice są zapoznani z ich treścią i wrażają na nie zgodę.
Nie jest natomiast prawdą, że nie mogą odbyć się w godzinach lekcyjnych.
Wszystko zależy od organizacji pracy szkoły. Gdyby tak nie było, żadna wycieczka nie mogłaby się odbyć, wyjścia do teatru czy do kina również nie miałyby prawa zaistnieć, podobnie jak „Zielone szkoły” czy „Dzień sportu”.
A wizyty europosłanki Pitery w szkole, apele uroczyste z okazji wizyty Donalda Tuska również byłyby nielegalne.
Zastanawiam się czy ktoś pytał rodziców o zgodę na wizytę Ewy Kopacz w przedszkolu razem z ochroną i kamerami telewizyjnymi?
Bzdurności argumentów, którymi szermują mediodajnie jedynie słusznego przekazu nie trzeba dalej udowadniać, bo każdy z nas chodził do szkoły i wie, że pod koniec roku szkolnego wymyślaliśmy setki powodów, by opuścić szkołę razem z nauczycielem matematyki czy nudnej chemii. Gotowi byliśmy obiecać, że w domu rozwiążemy wszystkie zadania, a w pracowni wymyjemy wszystkie kolby na błysk. Moje pokolenie pamięta uroczyste akademie rewolucyjne. Przykładów zarywania lekcji każdy może podać bez liku.

Minister Edukacji Kluzik – Rostkowska nie tylko w tym zakresie nie zna przepisów oświatowych. Jest gorzej.Ta pani nie zna swoich kompetencji jako ministra. Nawet jeśli wpłynęły skargi do MEN, w co wątpię, to raczej usłużne pismaki wydumały aferę, to jedynie co mogła zrobić minister w czerwonym kabacie, to przesłać je według właściwości bezpośrednio do kuratorium, na terenie którego znajdowały się szkoły, w której realizowane były warsztaty.

Wysyłanie listów z napomnieniami do dyrektorów szkół z pominięciem kuratorów i samorządów prowadzących szkoły jest zwyczajnie dowodem absolutnej niekompetencji Kluzik - Rostkowskiej, nie mówiąc już o tym że jest to pisanie na Berdyczów, bo dla żadnego dyrektora ta pani nie jest przełożoną.

Jest jednak w tym śmiesznym liście coś, o czym nie wolno nigdy zapomnieć, co wydrukowałabym i wywiesiła w każdej szkole, w każdym pokoju nauczycielskim i przesłała do każdego rodzica. W ferworze bicia piany na temat treści listu nie odczytano, albo nie chciano odczytać, właściwie pewnego akapitu, który, jak mi się zdaje, minister do końca nie przemyślała.
Nie tak dawno niejaki „Ponton” wkraczał do szkół z rekwizytami ze sklepów erotycznych i uczył dzieci zakładać prezerwatywy.
Edukatorzy seksualni zostali powstrzymani dzięki obowiązującym przepisom oświatowym.
To właśnie wtedy rodzice na nowo odzyskali świadomość istnienia zapodzianego w stosach przepisów prawa gwarantującego im postawienia tamy deprawacji dzieci.
Wówczas od MEN rodzice nie otrzymali żadnej wskazówki, z jakiego prawa mogą skorzystać, gdy szkoła wychowuje niezgodnie z wartościami wyznawanymi przez nich.
Nie pouczono też dyrektorów o obowiązku przestrzegania Ustawy o systemie oświaty. Szerzej cytuje kuriozalną wówczas odpowiedź ministra oświaty portal wpolityce.pl.Szefowa MEN wściekła na warsztaty zorganizowane przez szkołę Ojca Rydzyka, ale edukatorzy seksualni jej nie przeszkadzają

Dziś, kiedy, o zgrozo, do szkoły wchodzą z świetnym programem edukacyjnym nie namaszczeni przez władzę, pani minister nagle odzyskuje pamięć i pisze:

Dyrektor szkoły w wykonaniu swoich zadań zobowiązany jest do współpracy z rodzicami, radą szkoły i radą pedagogiczną. Oznacza to konieczność konsultowania z wymienionymi organami szkoły wszystkich ważnych spraw dotyczących funkcjonowania szkoły, w tym  możliwości wstępu na teren szkoły przedstawicieli stowarzyszeń.

Nauczmy się tego na pamięć i sprawdzajmy, gdy nasze dzieci, wnuki pójdą do szkoły, czy przypadkiem nie wyrzucono z przepisów oświatowych praw rodziców do wychowywania własnych dzieci.
Róbmy to starannie i brońmy ich jak niepodległości, bo to klucz do obrony przed LGBT, gdy prezydent słusznej partii podpisze konwencję o tzw. przemocy, a MEN listami, groźbami i zmianami w prawie będzie próbowało wprowadzać ją do edukacji szkolnej.
Jeśli dziś damy wejść sobie na głowę i wystraszymy się listów ministra, jutro zabiorą nam dzieci, bo uznają, że wychowujemy je niezgodnie z zaleceniami władzy wyłączając telewizor, gdy lecą reklamy „pigułki po”.

Zapraszam do słuchania:

audycja 606 (niedzielna)

foto: http://www.se.pl/joanna-kluzik-rostkowska,3810/

5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>