
Mamy ostatnio rezydentów "na tapecie" z ich żądaniami: po pierwsze pieniędzy, po drugie pieniędzy i po trzecie, jeszcze raz pieniędzy dla siebie, a gdzieś dalej, natentychmiastowej zmiany finansowania systemu zdrowia w Polsce o zylion złotych, od dzisiaj, a najlepiej z decyzją wsteczną, od początku władzy PO w 2007 roku. Kto tylko może, wygłasza swoje opinie na temat ich i ich postulatów we wszystkich istniejących przekaźnikach od prawackiej do lewackiej strony, więc i ja dorzucę swój skromny kamyczek do tego ogródka opinii wszelakich.
Moja opinia o rezydentach jest taka: żadni z nich lekarze, jeno sprawni akwizytorzy leków firm farmaceutycznych IKS, IGREK, czy ZET. Nie wiem, co na to "stary" doktor Losek, ale z tym powinien się zgodzić, że lekarz staje się prawdziwym lekarzem wraz z wiekiem i nabywaniem doświadczenia, poprzez stykanie się z licznymi przypadkami i wyjątkami od reguły, o których młodemu "lekarzowi" nawet się nie śniło. Bo przecież każdy organizm jest inny, a jego funkcjonowanie jest tak skomplikowane, że brak jakiejś "pierduły" (aminokwasu, witaminy, czy czegoś tam innego), może powodować trudne do przewidzenia skutki, odmienne zgoła u różnuch chorujących, choć "schemat" chorowania może być podobny.
A co znają rezydenci? Tylko takie szablony i schematy, na których zweryfikowanie nie mieli jeszcze czasu, bo są jeszcze zwyczajnie za młodzi. Boję się też, że jeśli tak dalej będą się edukować, za nasze wymuszone pieniądze, to za chwilę dostaniemy kolejnych "specjalistów", "leczących" choroby przewlekłe do śmierci, zapisując pacjentowi tony "leków", które i tak nic nie leczą, skoro pacjent wciąż jest chory.
Ja bym odebrał im "państwowe" finansowanie rezydentury. "Naszą" podatkową piersią karmieni i jeszcze się im we łbach przewraca. Chcą się uczyć? Nie ma sprawy. Każdy szpital może sam zatrudnić rezydenta, jeśli ma na to ochotę (poprawcie mnie, jeśli się mylę). I niech mu zapłaci tyle, ile jego wiedza jest warta. Nie podejrzewam, że musiałby inwestować dużo we wciąż niedouczonego medyka, który MUSI praktykować pod nadzorem "doświadczonego" doktora.
Pozdrawiam
krisp
Moja opinia o rezydentach jest taka: żadni z nich lekarze, jeno sprawni akwizytorzy leków firm farmaceutycznych IKS, IGREK, czy ZET. Nie wiem, co na to "stary" doktor Losek, ale z tym powinien się zgodzić, że lekarz staje się prawdziwym lekarzem wraz z wiekiem i nabywaniem doświadczenia, poprzez stykanie się z licznymi przypadkami i wyjątkami od reguły, o których młodemu "lekarzowi" nawet się nie śniło. Bo przecież każdy organizm jest inny, a jego funkcjonowanie jest tak skomplikowane, że brak jakiejś "pierduły" (aminokwasu, witaminy, czy czegoś tam innego), może powodować trudne do przewidzenia skutki, odmienne zgoła u różnuch chorujących, choć "schemat" chorowania może być podobny.
A co znają rezydenci? Tylko takie szablony i schematy, na których zweryfikowanie nie mieli jeszcze czasu, bo są jeszcze zwyczajnie za młodzi. Boję się też, że jeśli tak dalej będą się edukować, za nasze wymuszone pieniądze, to za chwilę dostaniemy kolejnych "specjalistów", "leczących" choroby przewlekłe do śmierci, zapisując pacjentowi tony "leków", które i tak nic nie leczą, skoro pacjent wciąż jest chory.
Ja bym odebrał im "państwowe" finansowanie rezydentury. "Naszą" podatkową piersią karmieni i jeszcze się im we łbach przewraca. Chcą się uczyć? Nie ma sprawy. Każdy szpital może sam zatrudnić rezydenta, jeśli ma na to ochotę (poprawcie mnie, jeśli się mylę). I niech mu zapłaci tyle, ile jego wiedza jest warta. Nie podejrzewam, że musiałby inwestować dużo we wciąż niedouczonego medyka, który MUSI praktykować pod nadzorem "doświadczonego" doktora.
Pozdrawiam
krisp
(3)
6 Comments
@krisp
23 October, 2017 - 18:19
Drogi tł,
23 October, 2017 - 21:12
Pozdrawiam
krisp
Krispie
24 October, 2017 - 16:19
Tak w zasadzie każdy lekarz, który całyczas nosi główkę wysoko, po pewnym czasi zalatuje korkiem :-)
Pozdro.
Drogi boldandcharm
25 October, 2017 - 10:59
Pozdrawiam
krisp
Mimo iż ja także z tej profesji
24 October, 2017 - 20:53
W pierwszym rzędzie - rezydentura winna być traktowana jak stypendium zwrotne. Jeśli wyjeżdżasz za granicę - zwracasz koszt studiów i owej specjalizacji. Jeśli pozostajesz - masz obowiązek "odpracowania", a możnaby np. "umawiać się" o wyższą kwotę wynagrodzenia rezydenckiego, którą (z uwzględnieniem waloryzcji) należałoby w całości zwrócić w określonym umową czasie. Oczywiście okazałoby się zapewne, że - świeżo upieczony specjalista a. sam choruje; b. ma chorą żonę, ojca, matkę, dzieci i in...; c. ma urlop wychowawczy; d. ma inne (liczne) "przypadki" uniemożliwiające "zwrot".
Tak więc - głosuję raczej za zmianą idei owej rezydentury. Czy jednak ów system nie jest "spadkiem" po Kopacz-ce? Córcia się na coś podobnego "załapała"? Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.
Pzdr!
Droga katarzyno.tarnawska
25 October, 2017 - 11:08
Pozdrawiam
krisp