Ubiegający się o nagrodę literacką Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBRD 2021), pisarz Szczepan Twardoch ostentacyjnie odcina się od polskości, stwierdzając publicznie, że„nie jestem Polakiem, jestem Ślązakiem”.
- = > Szczepan Twardoch - "nie jestem Polakiem"
Wynikająca z notki dyskusja ma już ponad 400 komentarzy, koncentrując się na kwestii kto jest Polakiem i kto ma prawo tytułować się Polakiem oraz czy Twardoch ma prawo do swojej regionalnej tożsamości (zwłaszcza gdy ta nie stanowi uzupełnienia polskości, ale – tak jak w jego przypadku – się od niej zdecydowanie odcina.)
Ale czy właśnie ta "śląskość" pisarza nas tak naprawdę teraz zdenerowowała?
Kulą w płot, drodzy koledzy…
Bo prawie wszyscy mamy, niestety, taką nieszczęśliwą przypadłość do utożsamiania twórcy z jego dziełami.
Ale gdy powstają dzieła naprawdę wybitne, to zwykle są one, niestety, tworzone przez ludzi na miano wybitnych nie zasługujących – a im mniejszy człowiek, tym większe dzieła potrafi, paradoksalnie, tworzyć.
I dlatego lepiej znać same dzieła, zwykle wielce odbiegające od stylu życia, charakteru czy biografii samego artysty.
Bo dominują wśród nich, niestety, jak ziemia długa i szeroka - nieodpowiedzialne lekkoduchy, "niebieskie ptaki", oszuści, ludzie po prostu chorzy, kłamcy i nałogowcy ... jednym słowem, ludzie, od których "nikt by nie kupił używanego samochodu".
Bo artyści to zwykle są ludzie nadzwyczaj wrażliwi, nie do końca akceptujący zastaną rzecywistość i dlatego kreujący swój własny, nie do końca prawdziwy świat.
A im bardziej jest noszona na rękach dana "ikona kultury", tym bardziej zwykle zafałszowany jest jej obraz medialny...
Bo dzisiejszy blichtr medialny niemalże na chama wciska nam nieprawdę, lansując artystów wszelkiego rodzaju na guru młodzieży i swego rodzaju autorytety moralne.
A ci wszyscy celebryci mają w zamyśle swych kreatorów bardzo konkretną rolę do odegrania w życiu społecznym… podpowiadając w chwilach ważnych (np. przy wyborach) swemu „targetowi”, jak się powinien zachować… i „dziwnym trafem” - a to siurpryza! - zawsze chodzi wtedy o wsparcie „lewej nogi”, czy to w Polsce, czy w Ameryce.
A pan Twardoch brutalnie i bezczelnie burzy nam ten wyidealizowany obraz pisarza i artysty, stwierdzając teraz - "tak, jestem cham, buc i prostak - i co mi zrobicie?"
Bo pan Twardoch niestety wygląda mi na chama (albo ma jedynie do odegrania w przestrzeni publicznej rolę chama, buca i prostaka, bo takie zachowania są pożądane i lansowane w ramach obecnej fazy rotszyldowskiej rewolucji stawiającej w drodze do swego kolejnego "raju na ziemi" wszelką normalność i przyzwoitość na głowie - = > Rotszyldowska rewolucyjna utopia na dziś i jutro )
I niezależnie od etykietki etnicznej jaką sobie pan pisarz teraz wybierze (albo jaką mu przypiszą spece od PR i marketingu) - i jako „Ślązak”, i jako „Europejczyk” (byle tylko, broń Boże, nie jako Polak) i tak będzie powszechnie w Polsce odbierany jako cham, buc i prostak … niezależnie od tego czy to to tylko wystudiowana poza, czy autentyczne zachowanie…
I gdy rotszyldowskie media będą zachwycać się jego „rewolucyjnym imidżem” niosącym "rewolucyjny messydż", to większość polskiej (a pewnie też i „śląskiej”) widowni będzie tym zniesmaczona – bo chama, buca i prostaka to nie zaprasza się ani na salony, ani do swojego domu.
Ale konsekwentnie prowadzona robota wywrotowa przeciw naszej cywilizacji i jej normom pod hasłem - = > "Zachód zrobimy tak zepsutym, że będzie śmierdział" potrzebuje celebrytów w rodzaju pana Twardocha – podstępnie i praktycznie niezauważalnie realizujących rotszyldowską rewolucyjną agendę - = > Twoje miejsce, robaczku, w rotszyldowskiej utopii
I pod pewnymi względami pan Twardoch ma rację – bo tej ewentualnej banksterskiej nagrody to on nie dostanie jako Polak (podobnie jak p. Tokarczuk nie dostała literackiego Nobla jako Polka, bo jej twórczość w zasadzie nakierowana jest na podważanie polskości + opiewanie innych etnosów i właśnie za to ją nagrodzono) …
A europejskie państwa narodowe (oraz same narody) mają się przecież, wedle obecnej rotszyldowskiej utopii, rozmyć i zniknąć, na rzecz ponadnarodowej jednolitej federacji bez granic - od Lizbony po Ural - zarządzanej przez „Brukselę” w imieniu rotszyldów oraz w ich interesie. A pierwszym do tego krokiem jest tworzenie i lansowanie euroregionów…
Ciekawe w jakim to języku to euroimperium ma być potem zarządzane…? No bo przecież nie w kilkudziesięciu „językach lokalnych”?
Być może federalni eurokraci oraz ich koledzy „na szczeblu lokalnym” będą musieli znać język „prawdziwie ponadnarodowy, neutralny i nie faworyzujących żadnego narodu europejskiego” – np. hebrajski? Bo jidisz + esperanto to chyba już są passe…?
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.