Wysoki Sądzie kapitan naszej drużyny piłkarskiej okazał się nadętym bufonem. Niech Wysoki Sąd nie myli tego z tym słynnym włoskim Gianluigi Buffonem. To nie ten. Nasz kapitan, jednocześnie trener i napastnik, całą drużynę traktował tylko jako szczebel do wybicia się. Nie dbał nawet o to, aby powstała jakaś szkółka dla piłkarsko uzdolnionej młodzieży.
I tak oto prawy obrońca w naszej drużynie jedną stopę miał większą od drugiej. Dlatego zmuszony był kupować zawsze dwie pary luksusowych butów bo takie zwyczajne uwierały go, piły i obcierały. Lewy obrońca natomiast nogi miał w porządku tylko ręce miał nieproporcjonalnie długie. Po treningach w szatni śmialiśmy się czasem z niego, że to od notorycznego sprzedawania naszych meczów. A on wtedy jedną z tych długich rąk pokazywał nam wszystkim „kuku na muniu” i gest Kozakiewicza.
Bramkarz dysponował wzrostem metr sześćdziesiąt i chorował na anemię. Zarząd co miesiąc przyznawał mu dodatkową zapomogę na hormon wzrostu, magnez i witaminy ale on, przez cały ten czas, nie podrósł nawet o centymetr ani też nie pozbył się anemii. Chodziły słuchy, że poszczególni sponsorzy dawali mu nawet bony na zakup warzyw i owoców w naszym klubowym sklepiku.
Defensywni pomocnicy z kolei byli apatyczni, zniechęceni i zobojętniali na wszystko. Kiedy rozgrywaliśmy jakiś mecz, robiliśmy trening albo rozgrzewkę to oni biegali niezmiernie rzadko i tak, jakby niechętnie przez co, w kluczowych meczach, miewali zadyszki i łapały ich kolki. Z reguły podczas spotkań mdleli bardziej z emocji na myśl o tym, że kibice oraz dziennikarze sportowi zaczną podejrzewać to, że wszyscy mamy ukrytego w trampkokorkach platfusa, niż z jakiś wyrzutów sumienia.
Wysoki Sądzie wiem, że aż takie niedociągnięcia w dobrej drużynie piłkarskiej nie powinny mieć miejsca, tym bardziej że rozgrywała ona mecze na szczeblu międzynarodowym. Na szczęście nigdy nie wychodziła z grupy ani nie zwyciężała kwalifikacji.
Każdy w naszej drużynie pochodził z prowincji. To, że grał w klubie z dużego miasta i to takim nie byle jakim przecież, bo położonym w centralnej części naszego kontynentu, zawdzięcza raczej specjalnym koneksjom oraz rodzinnym i biznesowym układom niż umiejętnościom grania w piłkę.
Faktem jest Wysoki Sądzie, że w naszej drużynie brakowało kilku kluczowych zawodników, między innymi kilku klasowych ofensywnych pomocników oraz napastników. Niektórzy kibice strasznie się oburzali na taki stan naszej drużyny. Dlatego zarząd udawał, że usiłuje jakoś temu zaradzić hodując setkę agresywnych obrońców. To oni podczas towarzyskich spotkań podgryzali przeciwników.
Zarząd co jakiś czas prosił jakiegoś napastnika z innych klubów aby wypowiadał się o naszym kapitanie, trenerze i jedynym uniwersalnym piłkarzu. Nie wiem dlaczego ale zawsze ci zagraniczni oraz krajowi zawodnicy wypowiadali się o naszej drużynie w samych superlatywach. Chwalili, że nasz trener to taaaki wspaniały, wysportowany i oczywiście my wszyscy przy nim też.
A on, Wysoki Sądzie, aby potwierdzić ich słowa wychodził czasem na boisko gdzie robił kilka kapek, pokazywał zwody, żonglował piłką a jak nią kręcił! Uuuu…
Wysoki Sądzie wszystkim po prostu opadały szczęki. Niektóre dziennikarki po prostu mdlały z wrażenia. Kiedyś nasz trener oraz najważniejszy zawodnik tak zakręcił piłką, że jedna blond dziennikarka zaczęła drugiej, dosłownie, ściągać majtki przez głowę i poprosiła o autograf na piersiach. Pisk był taki jak na koncercie Rolling Stonsów albo tych no … Bitelsów. Ta dziennikarka przysięgała, że autograf ten złożony na jej piersi wiecznym piórem zachowa już na zawsze…
Lecz Wysoki Sądzie byli też zawodnicy, którzy brzydko mówili o naszym kapitanie, wytykali mu jego braki, błędy oraz potknięcia. On w odpowiedzi, każdemu z nich, podkładał jakąś świnię. A to wrzucał w buty drobne kamyczki, przed meczem częstował napojem energetycznym ze środkiem na przeczyszczenie albo terroryzował go jakoś pod prysznicem. Nigdy nie chcieliśmy wnikać w to, jak on to robi. Sami baliśmy się tego aby mu nie podpaść.
Zarząd wiedział o tym, bo w naszej szatni od wielu lat był ukryty monitoring. Nagrywano nas przez cały czas a teraz to, co wyczynialiśmy w szatni dla relaksu dostało się w niepowołane ręce. Ale Wysoki Sądzie to wszystko to było tak na niby. To wszystko było na żarty. Serio.
Tak, tak Wysoki Sądzie, przepraszam za dygresję. Już przechodzę do meritum.
Jak już wspomniałem brakowało nam napastników i ofensywnych pomocników ponieważ w te role wcielał się zawsze nasz trener oraz kluczowy zawodnik.
Pewnego dnia nasza drużyna otrzymała zawiadomienie, że ma zagrać w jakimś turnieju z Rosjanami, Izraelczykami, Amerykanami oraz Niemcami. Na naszą drużynę padł blady strach. Bramkarz od razu dostał torsji, lewemu pomocnikowi z jego złodziejskich łap pozsuwały się wszystkie zegarki a prawemu pomocnikowi pootwierały się z wrażenia wszystkie odciski. Nawet te z wojny w Afganistanie. Tylko nasz trener trzymał się dzielnie i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Kompletnie nic.
Zawodnicy, masażyści, spin doktorzy i rzecznik naszej drużyny zawsze byli szczerze oddani naszemu klubowi i szczerze oraz z poddaniem podziwiali odwagę i optymizm kapitana. Tym większe było ich zdziwienie, kiedy dowiedzieli się, że trener napisał do Zarządu memoriał, w którym ciężar tych rozgrywek kolejny raz bohatersko wziął na siebie. Na piśmie przedstawił taki oto plan.
"Ja i cała drużyna" - pisał - "zdajemy sobie sprawę, że taki turniej piłkarski z najlepszymi drużynami świata jest wielkim wyzwaniem. Nie chcemy być ciężarem na barkach polskiego górnika i hutnika a tym bardziej dla zanieczyszczonego klimatu. Pragnąc obniżyć koszty własne, proponuję zastąpić pomocników i napastników mnie własnym. Możemy wykonać „mnie własnego” z gumy, w odpowiedniej wielkości, napełnić „mnie własnego” czystym powietrzem i wygrać cały turniej. Starannie pomalowany „ja własny”, nie będzie się odróżniał od prawdziwych - klasowych zawodników, nawet przy bliższych oględzinach. Pamiętajmy, że cała drużyna podczas prawdziwego meczu jest ociężała jak przysłowiowy „wóz z polskim węglem”, nie wykonuje więc żadnych skoków, biegów, kiwek, nie tarza się na murawie a wigor odzyskuje dopiero w szatni lub na imprezkach. Na plakatach umieścimy napis wyjaśniający, że jest to SZCZEGÓLNY ofensywny pomocnik w roli napastnika. Pieniądze zaoszczędzone w ten sposób możemy obrócić na zakup nowego włoskiego Pendolino albo konserwację pomników żołnierzy rosyjskich. Proszę zwrócić uwagę, że zarówno inicjatywa, jak i opracowanie projektu mojego autorstwa jest moim skromnym wkładem we wspólną pracę i walkę. Pozostaję uniżenie" - i podpis.
Widocznie memoriał trafił do rąk jakiegoś nomenklaturowego urzędnika, który biurokratycznie traktował swoje obowiązki i nie wniknął w istotę sprawy, ale kierując się tylko dyrektywami unijnymi w zakresie ochrony klimatu naszej planety zaakceptował ten plan. Otrzymawszy odpowiedź zezwalającą, nasz trener polecił wykonać ogromną powłokę z gumy, którą następnie wypełnić miano czystym powietrzem.
Dokonać tego miałem ja, środkowy obrońca oraz mój kolega stoper przez nadmuchiwanie powłoki z dwóch przeciwnych końców. Aby cały sprytny plan utrzymać w dyskrecji, cała praca musiała być ukończona
w przeciągu kilku godzin. Kibice, dziennikarze, zagraniczni korespondenci, telewizje dowiedzieli się już, że ma odbyć się prawdziwy polsko-rosyjsko-amerykańsko-niemiecko-izraelski turniej i
chcieli go zobaczyć. Poza tym trener naglił, ponieważ spodziewał się jakiejś premii, o ile jego pomysł zostanie uwieńczony powodzeniem.
Wysoki Sądzie zamknęliśmy się w naszej szatni i zaczęliśmy nadmuchiwanie. Jednak po wielu godzinach wysiłku zauważyliśmy ze smutkiem, że powłoka naszego trenera i uniwersalnego zawodnika w jednym tylko nieznacznie uniosła się nad podłogą, tworząc bulwiasto-platformiany oraz spłaszczony kształt, w niczym jeszcze nie przypominający klasowego napastnika. Wieczór zamienił się w noc, wszystkie pizzerie już pozamykano, jedynie ze stadionu narodowego dawało się usłyszeć ciche dudnienie kropel deszczu o zbutwiałą murawę. Zmęczeni, przerwaliśmy na chwilę pilnując, żeby powietrze już nadmuchane przez nas nie uciekło. Ja i stoper byliśmy nałogowymi palaczami i wielbicielami cygar dlatego nadmuchiwanie kompletnie nas wycieńczyło. Chyba z wysiłku straciliśmy na chwilę przytomność.
Nagle z tego letargu ocucił mnie głos stopera naszej drużyny:
- Kurcze jak tak dalej pójdzie, nie wyrobimy się do rana. Co
ja powiem żonie, kiedy wrócę do domu? Nie uwierzy mi przecież, jeżeli jej powiem, że przez całą noc dmuchałem naszego kapitana i najlepszego zawodnika.
- Rzeczywiście. Masz rację – odparłem nieprzytomnie - trenera dmucha się rzadko. Wszystko przez te popieprzone unijne dyrektywy.
Dmuchaliśmy jeszcze może kilka minut a ja już miałem w oczach pomroczność jasną. Kadłub trenera powiększył się tylko nieznacznie i daleko mu jeszcze było do ideału.
- Kurcze ja już nie mogę. Wysiadam – charczącym głosem stwierdził stoper naszej drużyny.
- Masz rację – przytaknąłem mu skwapliwie – Idzie jak krew z nosa. Odpocznijmy kapkę.
Wysoki Sądzie kiedy tak odpoczywaliśmy zauważyłem wystający ze ściany kurek gazowy i wpadłem na szatański pomysł. Powiedziałem tak:
- Ty, kurcze, może wypełnić trenera gazem zamiast go nadmuchiwać?
Postanowiliśmy zrobić próbę. Podłączyliśmy kurek do trenera i już
po krótkiej chwili na środku naszej szatni stanął on jak żywy – trener i najlepszy zawodnik w całej okazałości oraz wysokości.
Wspaniały korpus, umięśnione nogi, proporcjonalna głowa i prawie rzymski nos. Trener, nie zmuszany już do liczenia się z żadnymi względami, a powodowany ambicją rozegrania na stadionie narodowym prawdziwego turnieju - postarał się, żeby model „jego samego” był bardzo duży.
Powiedziałem:
- No i widzisz? Druga w nocy a nasz trener już napompowany. Możemy iść do domu.
Rankiem czekał nas bardzo ważna prezentacja. Strażacy wypompowali już z naszego stadionu wodę, bezdomni kończyli malowanie murawy na zielono a czirlinderki uroczyście przeniosły „mnie własnego” czyli trenera na środek stadionu. Ustawiony w centrum na tle reklamowych banerów wyglądał naprawdę bardzo, bardzo groźnie. Przed nim umieszczono tablicę: " SZCZEGÓLNY ofensywny pomocnik w roli napastnika – nasz dwunasty zawodnik".
Pierwszymi i ostatnimi, którzy mieli okazję w całej okazałości zobaczyć naszego trenera była wycieczka szkolna czyli grupa niesfornych dzieciaków z trudnością utrzymywana w ryzach przez nauczyciela. Nauczyciel zamierzał przeprowadzić lekcję o „SZCZEGÓLNYM ofensywnym pomocniku w roli napastnika” w sposób poglądowy. Zatrzymał całą grupę przed gumowym kapitanem i zaczął wykład:
- ...Nasz pierwszy ofensywny pomocnik w roli napastnika jest najlepszy bo jedyny w zjednoczonej Europie oraz na świecie. Tymi oto nogami kopie piłkę tak, że żaden bramkarz na kuli ziemskiej nie jest w stanie jej złapać. Jest to kapitan najlepszej drużyny na świecie, która już wkrótce stoczy jedyny i niepowtarzalny w dziejach świata turniej piłkarski.
Dzieciaki skupiły się przed gumowym trenerem. Oglądały go pełne podziwu i pomimo zakazów niektóre z nich zaczęły go dotykać. Czekały, żeby ten najwspanialszy w dziejach współczesnego świata napastnik podbiegł do piłki, zrobił kilka zwodów i strzelił bramkę. Pragnęły zmierzyć się z nim rozegrać jakiś krótki mecz a tymczasem on tkwił bez żadnego ruchu na środku boiska podtrzymywany w pionie przez czirlinderki.
- ... Napastnik ten pochodzi w prostej linii od najbardziej znamienitych osobowości takich jak Pele, Ronaldo, Ronaldinio i Messi ale jest nasz – prawdziwie narodowy. Nic więc dziwnego, że jest największym ze znanych ludzkości.
Pilniejsi uczniowie zaczęli robić zdjęcia a fotki wysyłać na fejsa.
- ...Tylko Klose i Podolski mogą mu dorównać, ale oni grają dla innych klubów. Możemy więc śmiało powiedzieć, że królem wszystkich napastników jest on.
Przez niezamknięty stadionowy dach powiał lekki wiatr a czirlinderki zajęły się utrzymaniem w pionie naszego narodowego napastnika.
- ...Kopnięta przez dobrego napastnika piłka osiąga prędkość nawet 130 kilometrów na godzinę … - kontynuował niezmordowanie nauczyciel – gdy taką piłkę kopnie on to…
Kilka najniesforniejszych urwisów niespodziewanie wyciągnęło ukratkiem papierosy i tak, aby nie widział ich nauczyciel, zaczęło zaciągać się dymem. Robili to z wprawą nałogowych palaczy. Wiem bo widziałem to Wysoki Sądzie na własne oczy.
Wtem gumowy trener drgnął i z niezwykłym piskiem, jak jakaś rakieta uniósł się w powietrze. Przerażone dzieciaki zaczęły piszczeć i krzyczeć a tymczasem nasz gumowy trener wznosił się w powietrze. W pewnym momencie uniósł się już tak wysoko, że wśród chmur można było zobaczyć tylko mały punkcik aż w końcu całkowicie zniknął.
Osłupiałe i przerażone dzieci patrzyły w niebo. Niektóre z nich do tej pory opowiadają, że pierwszy i najlepszy w dziejach współczesnego świata polski napastnik, jak Jan Twardowski, wylądował na Księżycu.
Niestety Wysoki Sądzie urwisy, które wtedy paliły papierosy, opuściły się w nauce i stały się chuliganami. Podobno są kibolami, piją wódkę i tłuką szyby. W żadnych kapitanów, napastników i trenerów nie wierzą już w ogóle.
Tymczasem powłokę z gumy w kształcie naszego kapitana po kilku dniach wyłowiono w jednej z rzek w centralnej Polsce.
http://www.youtube.com/watch?v=mcwfwP7ApZ0
I tak oto prawy obrońca w naszej drużynie jedną stopę miał większą od drugiej. Dlatego zmuszony był kupować zawsze dwie pary luksusowych butów bo takie zwyczajne uwierały go, piły i obcierały. Lewy obrońca natomiast nogi miał w porządku tylko ręce miał nieproporcjonalnie długie. Po treningach w szatni śmialiśmy się czasem z niego, że to od notorycznego sprzedawania naszych meczów. A on wtedy jedną z tych długich rąk pokazywał nam wszystkim „kuku na muniu” i gest Kozakiewicza.
Bramkarz dysponował wzrostem metr sześćdziesiąt i chorował na anemię. Zarząd co miesiąc przyznawał mu dodatkową zapomogę na hormon wzrostu, magnez i witaminy ale on, przez cały ten czas, nie podrósł nawet o centymetr ani też nie pozbył się anemii. Chodziły słuchy, że poszczególni sponsorzy dawali mu nawet bony na zakup warzyw i owoców w naszym klubowym sklepiku.
Defensywni pomocnicy z kolei byli apatyczni, zniechęceni i zobojętniali na wszystko. Kiedy rozgrywaliśmy jakiś mecz, robiliśmy trening albo rozgrzewkę to oni biegali niezmiernie rzadko i tak, jakby niechętnie przez co, w kluczowych meczach, miewali zadyszki i łapały ich kolki. Z reguły podczas spotkań mdleli bardziej z emocji na myśl o tym, że kibice oraz dziennikarze sportowi zaczną podejrzewać to, że wszyscy mamy ukrytego w trampkokorkach platfusa, niż z jakiś wyrzutów sumienia.
Wysoki Sądzie wiem, że aż takie niedociągnięcia w dobrej drużynie piłkarskiej nie powinny mieć miejsca, tym bardziej że rozgrywała ona mecze na szczeblu międzynarodowym. Na szczęście nigdy nie wychodziła z grupy ani nie zwyciężała kwalifikacji.
Każdy w naszej drużynie pochodził z prowincji. To, że grał w klubie z dużego miasta i to takim nie byle jakim przecież, bo położonym w centralnej części naszego kontynentu, zawdzięcza raczej specjalnym koneksjom oraz rodzinnym i biznesowym układom niż umiejętnościom grania w piłkę.
Faktem jest Wysoki Sądzie, że w naszej drużynie brakowało kilku kluczowych zawodników, między innymi kilku klasowych ofensywnych pomocników oraz napastników. Niektórzy kibice strasznie się oburzali na taki stan naszej drużyny. Dlatego zarząd udawał, że usiłuje jakoś temu zaradzić hodując setkę agresywnych obrońców. To oni podczas towarzyskich spotkań podgryzali przeciwników.
Zarząd co jakiś czas prosił jakiegoś napastnika z innych klubów aby wypowiadał się o naszym kapitanie, trenerze i jedynym uniwersalnym piłkarzu. Nie wiem dlaczego ale zawsze ci zagraniczni oraz krajowi zawodnicy wypowiadali się o naszej drużynie w samych superlatywach. Chwalili, że nasz trener to taaaki wspaniały, wysportowany i oczywiście my wszyscy przy nim też.
A on, Wysoki Sądzie, aby potwierdzić ich słowa wychodził czasem na boisko gdzie robił kilka kapek, pokazywał zwody, żonglował piłką a jak nią kręcił! Uuuu…
Wysoki Sądzie wszystkim po prostu opadały szczęki. Niektóre dziennikarki po prostu mdlały z wrażenia. Kiedyś nasz trener oraz najważniejszy zawodnik tak zakręcił piłką, że jedna blond dziennikarka zaczęła drugiej, dosłownie, ściągać majtki przez głowę i poprosiła o autograf na piersiach. Pisk był taki jak na koncercie Rolling Stonsów albo tych no … Bitelsów. Ta dziennikarka przysięgała, że autograf ten złożony na jej piersi wiecznym piórem zachowa już na zawsze…
Lecz Wysoki Sądzie byli też zawodnicy, którzy brzydko mówili o naszym kapitanie, wytykali mu jego braki, błędy oraz potknięcia. On w odpowiedzi, każdemu z nich, podkładał jakąś świnię. A to wrzucał w buty drobne kamyczki, przed meczem częstował napojem energetycznym ze środkiem na przeczyszczenie albo terroryzował go jakoś pod prysznicem. Nigdy nie chcieliśmy wnikać w to, jak on to robi. Sami baliśmy się tego aby mu nie podpaść.
Zarząd wiedział o tym, bo w naszej szatni od wielu lat był ukryty monitoring. Nagrywano nas przez cały czas a teraz to, co wyczynialiśmy w szatni dla relaksu dostało się w niepowołane ręce. Ale Wysoki Sądzie to wszystko to było tak na niby. To wszystko było na żarty. Serio.
Tak, tak Wysoki Sądzie, przepraszam za dygresję. Już przechodzę do meritum.
Jak już wspomniałem brakowało nam napastników i ofensywnych pomocników ponieważ w te role wcielał się zawsze nasz trener oraz kluczowy zawodnik.
Pewnego dnia nasza drużyna otrzymała zawiadomienie, że ma zagrać w jakimś turnieju z Rosjanami, Izraelczykami, Amerykanami oraz Niemcami. Na naszą drużynę padł blady strach. Bramkarz od razu dostał torsji, lewemu pomocnikowi z jego złodziejskich łap pozsuwały się wszystkie zegarki a prawemu pomocnikowi pootwierały się z wrażenia wszystkie odciski. Nawet te z wojny w Afganistanie. Tylko nasz trener trzymał się dzielnie i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Kompletnie nic.
Zawodnicy, masażyści, spin doktorzy i rzecznik naszej drużyny zawsze byli szczerze oddani naszemu klubowi i szczerze oraz z poddaniem podziwiali odwagę i optymizm kapitana. Tym większe było ich zdziwienie, kiedy dowiedzieli się, że trener napisał do Zarządu memoriał, w którym ciężar tych rozgrywek kolejny raz bohatersko wziął na siebie. Na piśmie przedstawił taki oto plan.
"Ja i cała drużyna" - pisał - "zdajemy sobie sprawę, że taki turniej piłkarski z najlepszymi drużynami świata jest wielkim wyzwaniem. Nie chcemy być ciężarem na barkach polskiego górnika i hutnika a tym bardziej dla zanieczyszczonego klimatu. Pragnąc obniżyć koszty własne, proponuję zastąpić pomocników i napastników mnie własnym. Możemy wykonać „mnie własnego” z gumy, w odpowiedniej wielkości, napełnić „mnie własnego” czystym powietrzem i wygrać cały turniej. Starannie pomalowany „ja własny”, nie będzie się odróżniał od prawdziwych - klasowych zawodników, nawet przy bliższych oględzinach. Pamiętajmy, że cała drużyna podczas prawdziwego meczu jest ociężała jak przysłowiowy „wóz z polskim węglem”, nie wykonuje więc żadnych skoków, biegów, kiwek, nie tarza się na murawie a wigor odzyskuje dopiero w szatni lub na imprezkach. Na plakatach umieścimy napis wyjaśniający, że jest to SZCZEGÓLNY ofensywny pomocnik w roli napastnika. Pieniądze zaoszczędzone w ten sposób możemy obrócić na zakup nowego włoskiego Pendolino albo konserwację pomników żołnierzy rosyjskich. Proszę zwrócić uwagę, że zarówno inicjatywa, jak i opracowanie projektu mojego autorstwa jest moim skromnym wkładem we wspólną pracę i walkę. Pozostaję uniżenie" - i podpis.
Widocznie memoriał trafił do rąk jakiegoś nomenklaturowego urzędnika, który biurokratycznie traktował swoje obowiązki i nie wniknął w istotę sprawy, ale kierując się tylko dyrektywami unijnymi w zakresie ochrony klimatu naszej planety zaakceptował ten plan. Otrzymawszy odpowiedź zezwalającą, nasz trener polecił wykonać ogromną powłokę z gumy, którą następnie wypełnić miano czystym powietrzem.
Dokonać tego miałem ja, środkowy obrońca oraz mój kolega stoper przez nadmuchiwanie powłoki z dwóch przeciwnych końców. Aby cały sprytny plan utrzymać w dyskrecji, cała praca musiała być ukończona
w przeciągu kilku godzin. Kibice, dziennikarze, zagraniczni korespondenci, telewizje dowiedzieli się już, że ma odbyć się prawdziwy polsko-rosyjsko-amerykańsko-niemiecko-izraelski turniej i
chcieli go zobaczyć. Poza tym trener naglił, ponieważ spodziewał się jakiejś premii, o ile jego pomysł zostanie uwieńczony powodzeniem.
Wysoki Sądzie zamknęliśmy się w naszej szatni i zaczęliśmy nadmuchiwanie. Jednak po wielu godzinach wysiłku zauważyliśmy ze smutkiem, że powłoka naszego trenera i uniwersalnego zawodnika w jednym tylko nieznacznie uniosła się nad podłogą, tworząc bulwiasto-platformiany oraz spłaszczony kształt, w niczym jeszcze nie przypominający klasowego napastnika. Wieczór zamienił się w noc, wszystkie pizzerie już pozamykano, jedynie ze stadionu narodowego dawało się usłyszeć ciche dudnienie kropel deszczu o zbutwiałą murawę. Zmęczeni, przerwaliśmy na chwilę pilnując, żeby powietrze już nadmuchane przez nas nie uciekło. Ja i stoper byliśmy nałogowymi palaczami i wielbicielami cygar dlatego nadmuchiwanie kompletnie nas wycieńczyło. Chyba z wysiłku straciliśmy na chwilę przytomność.
Nagle z tego letargu ocucił mnie głos stopera naszej drużyny:
- Kurcze jak tak dalej pójdzie, nie wyrobimy się do rana. Co
ja powiem żonie, kiedy wrócę do domu? Nie uwierzy mi przecież, jeżeli jej powiem, że przez całą noc dmuchałem naszego kapitana i najlepszego zawodnika.
- Rzeczywiście. Masz rację – odparłem nieprzytomnie - trenera dmucha się rzadko. Wszystko przez te popieprzone unijne dyrektywy.
Dmuchaliśmy jeszcze może kilka minut a ja już miałem w oczach pomroczność jasną. Kadłub trenera powiększył się tylko nieznacznie i daleko mu jeszcze było do ideału.
- Kurcze ja już nie mogę. Wysiadam – charczącym głosem stwierdził stoper naszej drużyny.
- Masz rację – przytaknąłem mu skwapliwie – Idzie jak krew z nosa. Odpocznijmy kapkę.
Wysoki Sądzie kiedy tak odpoczywaliśmy zauważyłem wystający ze ściany kurek gazowy i wpadłem na szatański pomysł. Powiedziałem tak:
- Ty, kurcze, może wypełnić trenera gazem zamiast go nadmuchiwać?
Postanowiliśmy zrobić próbę. Podłączyliśmy kurek do trenera i już
po krótkiej chwili na środku naszej szatni stanął on jak żywy – trener i najlepszy zawodnik w całej okazałości oraz wysokości.
Wspaniały korpus, umięśnione nogi, proporcjonalna głowa i prawie rzymski nos. Trener, nie zmuszany już do liczenia się z żadnymi względami, a powodowany ambicją rozegrania na stadionie narodowym prawdziwego turnieju - postarał się, żeby model „jego samego” był bardzo duży.
Powiedziałem:
- No i widzisz? Druga w nocy a nasz trener już napompowany. Możemy iść do domu.
Rankiem czekał nas bardzo ważna prezentacja. Strażacy wypompowali już z naszego stadionu wodę, bezdomni kończyli malowanie murawy na zielono a czirlinderki uroczyście przeniosły „mnie własnego” czyli trenera na środek stadionu. Ustawiony w centrum na tle reklamowych banerów wyglądał naprawdę bardzo, bardzo groźnie. Przed nim umieszczono tablicę: " SZCZEGÓLNY ofensywny pomocnik w roli napastnika – nasz dwunasty zawodnik".
Pierwszymi i ostatnimi, którzy mieli okazję w całej okazałości zobaczyć naszego trenera była wycieczka szkolna czyli grupa niesfornych dzieciaków z trudnością utrzymywana w ryzach przez nauczyciela. Nauczyciel zamierzał przeprowadzić lekcję o „SZCZEGÓLNYM ofensywnym pomocniku w roli napastnika” w sposób poglądowy. Zatrzymał całą grupę przed gumowym kapitanem i zaczął wykład:
- ...Nasz pierwszy ofensywny pomocnik w roli napastnika jest najlepszy bo jedyny w zjednoczonej Europie oraz na świecie. Tymi oto nogami kopie piłkę tak, że żaden bramkarz na kuli ziemskiej nie jest w stanie jej złapać. Jest to kapitan najlepszej drużyny na świecie, która już wkrótce stoczy jedyny i niepowtarzalny w dziejach świata turniej piłkarski.
Dzieciaki skupiły się przed gumowym trenerem. Oglądały go pełne podziwu i pomimo zakazów niektóre z nich zaczęły go dotykać. Czekały, żeby ten najwspanialszy w dziejach współczesnego świata napastnik podbiegł do piłki, zrobił kilka zwodów i strzelił bramkę. Pragnęły zmierzyć się z nim rozegrać jakiś krótki mecz a tymczasem on tkwił bez żadnego ruchu na środku boiska podtrzymywany w pionie przez czirlinderki.
- ... Napastnik ten pochodzi w prostej linii od najbardziej znamienitych osobowości takich jak Pele, Ronaldo, Ronaldinio i Messi ale jest nasz – prawdziwie narodowy. Nic więc dziwnego, że jest największym ze znanych ludzkości.
Pilniejsi uczniowie zaczęli robić zdjęcia a fotki wysyłać na fejsa.
- ...Tylko Klose i Podolski mogą mu dorównać, ale oni grają dla innych klubów. Możemy więc śmiało powiedzieć, że królem wszystkich napastników jest on.
Przez niezamknięty stadionowy dach powiał lekki wiatr a czirlinderki zajęły się utrzymaniem w pionie naszego narodowego napastnika.
- ...Kopnięta przez dobrego napastnika piłka osiąga prędkość nawet 130 kilometrów na godzinę … - kontynuował niezmordowanie nauczyciel – gdy taką piłkę kopnie on to…
Kilka najniesforniejszych urwisów niespodziewanie wyciągnęło ukratkiem papierosy i tak, aby nie widział ich nauczyciel, zaczęło zaciągać się dymem. Robili to z wprawą nałogowych palaczy. Wiem bo widziałem to Wysoki Sądzie na własne oczy.
Wtem gumowy trener drgnął i z niezwykłym piskiem, jak jakaś rakieta uniósł się w powietrze. Przerażone dzieciaki zaczęły piszczeć i krzyczeć a tymczasem nasz gumowy trener wznosił się w powietrze. W pewnym momencie uniósł się już tak wysoko, że wśród chmur można było zobaczyć tylko mały punkcik aż w końcu całkowicie zniknął.
Osłupiałe i przerażone dzieci patrzyły w niebo. Niektóre z nich do tej pory opowiadają, że pierwszy i najlepszy w dziejach współczesnego świata polski napastnik, jak Jan Twardowski, wylądował na Księżycu.
Niestety Wysoki Sądzie urwisy, które wtedy paliły papierosy, opuściły się w nauce i stały się chuliganami. Podobno są kibolami, piją wódkę i tłuką szyby. W żadnych kapitanów, napastników i trenerów nie wierzą już w ogóle.
Tymczasem powłokę z gumy w kształcie naszego kapitana po kilku dniach wyłowiono w jednej z rzek w centralnej Polsce.
http://www.youtube.com/watch?v=mcwfwP7ApZ0
(2)