Homilia JE ks. bp. Józefa Zawitkowskiego z Łowicza wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w 150. rocznicę wykonania wyroku śmierci na Romualdzie Traugucie i członkach Rządu Narodowego
Bracia Kapłani
Przewielebne Siostry
Szanowni Przedstawiciele
Władz Państwowych i Stołecznych
Warszawiacy Czcigodni
Żołnierze i Wszyscy – Kochani moi!
Chcę, abyście wiedzieli,
jak wielkim przeżyciem jest dla mnie
stanąć pod Krzyżem Traugutta,
na stokach Warszawskiej Cytadeli.
Bogu dziękuję za tę łaskę
i Wam wszystkim za ten honor,
w szczególności Panu Profesorowi Wiesławowi Wysockiemu.
Wybaczcie mi mój chrapliwy głos,
ale chcę, abyście usłyszeli to,
co powiem sercem:
Warszawo, Ty moja Warszawo!
bom Twój honorowy obywatel.
Nie płakać tu przychodzę,
ale otwieram groby naszych Ojców
na świadectwo Wam:
że nawet z wyschniętych kości
mocen jest Bóg wskrzesić sobie
naród doskonały (por. Ez 37,1-14).
Stoję przed Wami z pokorą
wsparty potęgą Łowiczaków
ich pracowitością, dumą i modlitwą.
W 150. rocznicę śmierci
Naczelnika Rządu Narodowego
i Dyktatora Powstania Styczniowego.
W latach siedemdziesiątych tamtego stulecia
byłem szczęśliwym wikariuszem
w parafii Dzieciątka Jezus przy ul. Czarneckiego.
W styczniu każdego roku ksiądz infułat
Stanisław Mystkowski i ksiądz proboszcz Jan Szymborski
zwoływali Warszawę, aby przypominać
bohatera Powstania Styczniowego,
wielkiego dyktatora Romualda Traugutta,
i prosili o modlitwę, by Kościół
ogłosił Go błogosławionym.
Warszawa milczała i milczy.
Chodziłem wtedy chaszczami
złowieszczej cytadeli, aby szukać grobu
Naczelnika Powstania i ludzi Rządu Narodowego.
Nie znalazłem.
Nikt nie mógł znaleźć,
bo przykryte były tajemnicą kłamstwa.
Tylko Krzyż Traugutta wołał:
Ja jestem Romuald Traugutt!
A ja, kmiotek niepowstaniowy,
prosiłem Pietę broniącą Warszawy nocami:
Módl się za nami.
Warszawo, Ty moja Warszawo!
Bałaś się cytadeli.
Miasto rosło w stronę Piaseczna.
Miasto świętości i grzechu,
ruder i pałaców,
bohaterstwa i zdrady,
Cudu nad Wisłą i klęski Powstania.
Miasto nieujarzmione
i miasto grzechów Sodomy,
miasto ludzi uczonych i biednej ciemnoty,
gdzie groby są męczenników i zbrodniarzy.
O miasto moje!
Moje święte Jeruzalem,
które zabijasz proroków
i kamienujesz tych,
którzy do Ciebie są posłani.
Ile razy chciałem zgromadzić
syny Twoje, jak kokosz gromadzi pisklęta
pod skrzydła – a nie chciałeś.
Oto teraz zostanie dom Twój pusty (Mt 23,37-39).
Przyjdą nieprzyjaciele, otoczą Cię wałem
i nie zostanie z ciebie
kamień na kamieniu,
boś nie poznało czasu Twego nawiedzenia (por. Mt 24,2).
I płakałeś!
Ogłaszam alarm dla Warszawy!
Dziś, w sto czterdziestą rocznicę śmierci
Naczelnika Powstania Styczniowego,
i alarm niech trwa! (S. Starzyński)
Otwieram groby Wasze!
Prorokuj, Synu Człowieczy,
niech kości te staną się szkieletami,
I stały się.
Prorokuj, aby kości te okryły się skórą.
I stało się jakby wojsko ogromne,
ale nie miało ducha – nie miało życia.
Tchnij więc Ducha swojego.
I stał się wielki naród.
Żebyście wiedzieli: Ja jestem Pan!
Nawet z wyschniętych kości mocen jest Bóg
wskrzesić sobie naród doskonały (por. Ez 37,1-14).
A wśród nich jest jeden,
który zna swoje imię,
swoją godność i swoją tożsamość.
Ja jestem Romuald Traugutt!
Znałem go – był dzieckiem – znałem.
Jak urósł duszą i ciałem!
A życie jego trud trudów
a tytuł jego lud ludów...
Krew Jego dawne bohatery,
a imię Jego czterdzieści cztery (A. Mickiewicz).
Romuald Traugutt
zginął tu, na stokach Cytadeli,
sto czterdzieści lat temu, a miał dopiero 38 lat.
Gdy miał dwa lata, zmarła mu
mama Alicja. Wychowała go babcia Justyna.
Był dobrym uczniem, celującym
w matematyce i językach obcych.
Maturę zdał ze złotym medalem.
Musisz być oficerem.
Będziesz Polsce potrzebny!
Mówiła babcia.
Do Akademii w Petersburgu
Romualda nie przyjęli.
Ukończył Szkołę Saperów w Żelechowie.
Słuchaj, przystojniaczku,
ty powinieneś iść na księdza,
podśmiewali się koledzy z bursy.
Romuald modlił się codziennie
przy swoim łóżku
i czytał Pismo Święte.
Czynił to nawet w czasie bitwy
pod Sewastopolem, a rosyjscy
żołnierze też podśmiewali się,
nazywając go:
durak, świaszczennik!
Zakochał się w Ance Pikiel
z ulicy Kapitulnej.
Anka była protestantką.
W czasie narzeczeństwa u kapucynów
na Miodowej złożyła wyznanie wiary.
Romek, ja to robię dobrowolnie!
Gdy patrzę na Twoje życie, to ja
nie mogę inaczej.
Pamiętaj!
Ja to robię dobrowolnie!
Wielka miłość, szczęśliwa rodzina,
ale rok 1859 był dla Romualda
rokiem hiobowym. W tym roku
zmarła mu babcia Justyna, żona Anna
i dwoje najmłodszych dzieci.
Bóg dał, Bóg wziął! (Hi 1,21).
A w książeczce do nabożeństwa
napisał: Boże, okaż im miłosierdzie,
a mnie wspieraj!
Załamany psychicznie zamierzał wtedy
wstąpić do zakonu kapucynów,
ale Ojciec przypomniał mu testament
babci: Romku, będziesz Polsce potrzebny!
Córka tak pisała o swoim ojcu:
Tatuś urządził w pokoju na górze kaplicę.
Był tam ołtarzyk,
obraz Matki Bożej, świece.
Tatuś zabierał nas tam co wieczór
na rodzinny pacierz.
W niedzielę, gdy nie mogliśmy
jechać do kościoła, tatuś
gromadził tam wszystkich domowników
i czytał nam modlitwy.
Tatuś zawsze rano modlił się z mamą.
W maju zabierał nas wszystkich na majowe.
Pamiętam jak brał nas na kolana,
uczył katechizmu i historii świętej.
W styczniu 1863 r.
Polska wyraźnie się zbroiła.
Początkowo Romuald nie włączył się
do Powstania, nie wierząc w jego powodzenie.
W maju porucznik Mitraszewski
na kolanach prosił Traugutta:
Romku, ratuj Polskę!
Romuald przystąpił do spowiedzi,
do Komunii Świętej, pożegnał się z rodziną
i wbrew nadziei objął dowództwo
niewielkiego oddziału pod Kobryniem.
Do Powstańców pisał tak:
Żołnierze, Bracia!
Nie na podboje idziemy,
ale po odbiór wydzieranego nam
dobra Boskiego.
Dobrem Boskim jest wolność!
Wygraną będzie ocalenie Dumy Narodu.
Jeżeli przegramy, rzeką krwi naszej
popłyną inni ku wolności...
Codziennie modlił się na kolanach,
w kościele świętego Aleksandra
na placu Trzech Krzyży.
O sobie mówił tak:
Nie przypominam sobie, bym kiedyś
opuścił Mszę Świętą niedzielną.
To nie był dewot.
To był człowiek rozumnej wiary.
Tylko w kościele jest ocalenie
naszej niepodległości i wolności.
Do Ojca Świętego Piusa IX pisał:
Ojcze Święty!
Chwyciliśmy za broń
dla odpędzenia nieprzyjaciół
wiary katolickiej,
którzy niszczą nasze krainy
i depczą nasze świętości.
Ojcze Święty!
Otocz naszą sprawę
opieką Twojego ojcowskiego serca.
Ojciec Święty na to:
Wzywam wszystkie narody,
do modlitwy za Polskę!
Powstanie gasło.
Romku, uciekaj stąd, aresztują Cię!
– prosili przyjaciele.
Jestem naczelnikiem powstania
odpowiadającym za Naród.
Nie o mnie teraz chodzi – o Polskę!
Jedenastego kwietnia 1864 r. o północy
aresztowano Traugutta.
Zdradzili Go: Goldman, Morawski i Przybylski.
Traugutt, maltretowany na Pawiaku,
nikogo nie zdradził. Całą odpowiedzialność
za powstanie wziął na siebie.
Na sali rozpraw Morawski upadł do nóg
Traugutta i prosił Go o przebaczenie.
Niech Ci Bóg przebaczy.
Ja już Ci przebaczyłem!
Czy Polska Ci przebaczy?
W więzieniu prosił o widzenie z żoną
– Antoniną Kościuszkówną.
Władze carskie nie zezwoliły.
Czwartego sierpnia Traugutt
wyspowiadał się. Miał do końca wyrzut
sumienia: A jednak strzelałem do człowieka.
Przyjął Wiatyk ponoć z rąk Ojca Honorata.
Całą noc modlił się na Różańcu.
Na stokach Cytadeli
wystawili okazałe podium
z pięcioma szubienicami
dla ludzi Rządu Narodowego
i dla Traugutta.
Piątego sierpnia od rana
zbierali się warszawiacy.
Było ich ponad trzydzieści tysięcy.
Przywieziono skazańców.
Cisza.
Który z Was jest Traugutt?
– pytał policmajster.
Romuald chwycił krzyż
z rąk kapucyna
krzyż podniósł w górę
i powiedział:
Ja jestem Romuald Traugutt!
Błogosławiony Honorat był przy egzekucji
ludzi Rządu Narodowego.
Na śmierć nie dysponował jednak
Traugutta. Rozgrzeszał Jana Jeziorańskiego.
Płacz
Krzyk
Modlitwa
Śpiew: Boże, coś Polskę,
a orkiestra carska grała dla ironii
walca: Na stokach Mandżurii.
Tu, przed Bogiem i przed Warszawą,
rozpłakała się nawet śmierć.
Romuald złożył ręce,
patrzył w niebo,
modlił się,
a ojciec Honorat z płaczem,
jeszcze raz udzielił im rozgrzeszenia
i polecił ich Matce Bożej, Królowej Korony Polskiej,
a Polska jeszcze raz konała,
ale nie umarła,
jeszcze przyjdą prorocy
i będzie zmartwychwstanie.
O. Rafał Kalinowski, Br. Albert Chmielowski,
Ks. Antoni Mackiewicz, Ks. Józef Brzóska,
Ks. Skorupka, Ks. Popiełuszko,
Ks. Bogucki, Prymas Wyszyński,
święty Jan Paweł II
zawołają jednym głosem:
Powstała z martwych na Twe własne słowo
Polska wolności narodów chorąży,
pierzchnęły straże, a ponad Jej głową
orzeł biały krąży.
A Biały Prorok na placu Zwycięstwa
zawoła:
Niech zstąpi Duch Twój!
Niech zstąpi Duch Twój
i odnowi oblicze ziemi,
Tej Ziemi.
Niech zstąpi.
Na rozpad moralności
ładu
sztuki
porządku
cywilizacji
słów i prawa
logiki
i wszelkich wartości.
I niech broni nas
od zniewolenia, co udaje wolność
od obłudy udającej szczerość
od głupoty udającej mądrość
od chamstwa udającego
obrażaną godność
od tych, co obrońców życia
linczują jak zabójców
od szatańskiego tak
które znaczy nie
od mędrców, którzy ulepili golema
na własną i na naszą zgubę.
Romualdzie!
Teraz jesteś Polsce potrzebny!
Obudź księży, nauczycieli, lekarzy
i urzędników.
Złączym się z Narodem!
Kapłani polscy byli zawsze z Narodem.
Wolność krzyżami się mierzy
Wszystkie drogi miłości
prowadzą ku wolności.
To mój Matejko:
Pokażę Europie,
żeśmy tu byli zwycięzcami.
To mój Reymont,
co ziemię rodzoną
jak matkę mieć nas uczył.
Mój Chełmoński z Boczek,
co zakochał się w polskiej ziemi
przy orce, przylocie bocianów
i odlocie żurawi.
Arcybiskup Fijałkowski na łożu śmierci
prosił księży: Trzymajcie zawsze z Narodem!
Jako pasterze zawsze brońcie sprawy Ojczyzny
i nie zapominajcie nigdy, że jesteście Polakami!
Święty arcybiskup Szczęsny Feliński, syn sybiraczki,
wołał do cara:
Najjaśniejszy Panie!
Uczyń z Polski naród wolny!
Arcybiskupie,
za to się idzie na wygnanie.
Wiem, do Dźwinaczki.
Na Sybir poszło z Polakami 260 księży
Wystarczy?
To ksiądz Skorupka z krzyżem
i zawołaniem: Za Boga i za Ojczyznę,
bronił Europę przed jasyrami.
To Prymas Tysiąclecia,
który nam przysięgał:
Kocham Polskę więcej
niż własne serce!
Aż do świętego Papieża Polaka,
który mówił:
Gdy całuję polską ziemię,
to tak jakbym całował
ręce rodzonej matki.
Polsko, ile Ty mnie kosztujesz! (s. F. Kowalska).
Warszawo, Ty moja Warszawo!
Nie pomogą i moce piekła:
jam Ciebie, Tyś mnie urzekła.
O północy przy zielonych stolikach
modliły się diabły do cyfr...
diabły w sercu swym głupim, niedobrym
rozwiązywały biało-czerwony problem.
Czym zginąć powinna
bo jestem inna
nie taka dyplomatyczna
to od mgieł i tkliwej rozpaczy
i od serca, które nic nie znaczy
jak ballada szopenowska
co ją tkała sama Matka Boska
Ale wtedy przyszła dziewczyna
i uniosła flagę wysoko
wysoko ku samym obłokom,
gdzie się wszystko zapomina.
Jeszcze wyżej gdzie jest tylko sława
i Warszawa, ta moja Warszawa
Warszawa jak piosnka natchniona
Warszawa – biało-czerwona.
Czerwona jak puchar wina
biała jak śnieżna lawina
najukochańsza, najmilsza
biało-czerwona (wg K.I. Gałczyńskiego).
Amen.
http://naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/89665,otwieram-groby-ojcow...