Orban na linie

 |  Written by Gadający Grzyb  |  3

Trzeba się zastanowić jaką propozycję możemy złożyć Węgrom, by po zmianie władzy w Polsce opłacało im się stworzyć wraz z nami wspólny front.

I. Sprzysiężenie

Grzegorz Górny opublikował tekst w którym donosi, iż węgierska lewica postanowiła zewrzeć szyki przed kwietniowymi wyborami, by wspólnie odsunąć od władzy Fidesz i Viktora Orbana. W dziele zjednoczenia wiodącą rolę odegrał znany węgierski spekulant narodowości „kupieckiej” George Soros, futrując finansowo opozycję. Jak podaje tygodnik „Heti Valasz" „tylko w 2012 roku instytucje związane z George'm Sorosem przekazały soc-liberalnej opozycji pół miliarda forintów” - czyli, ponad milion sześćset tysięcy euro. Obecnie zjednoczona lewica osiąga w sondażach ok 22% poparcia, zaś Fidesz 28%. Czyli – wynik wyborów wcale nie jest taki pewny.

Cóż, skoro w węgierskie wybory zaangażował się Soros, to należy domniemywać, że czynni są tam również szatani dużo cięższego kalibru, których eksponentem jest finansista. Jak bowiem twierdzi w „Wojnie o pieniądz” Song Hongbing, Soros jest jedynie „komandosem”, wysłańcem do specjalnych poruczeń prawdziwych macherów z londyńskiego City i Wall Street, którzy sami wolą pozostawać w cieniu. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na przytoczoną przez Górnego wypowiedź angielskiego filozofa Rogera Scrutona, który oznajmił w zeszłym roku podczas wykładu w Węgierskiej Akademii Nauk: Istnieje sprzysiężenie przeciw waszemu krajowi". Najprawdopodobniej zjednoczenie soc-liberalno-postkomunistycznej lewicy za pieniądze przekazane przez Sorosa jest jednym z efektów owego „sprzysiężenia”, które dąży do ponownej politycznej i gospodarczej kolonizacji Węgier rękoma krajowych kolaborantów. Dobrze obrazuje to skalę wyzwań i zagrożeń, którym musi sprostać Viktor Orban.

II. Szkodliwe projekcje

Powyższe koresponduje mi z nieco wcześniejszym tekstem Igora Janke „Viktor Orban popełnił strategiczny błąd”, w którym dał on wyraz swojemu rozczarowaniu, że węgierski przywódca zachowuje się nie tak jak trzeba – zupełnie jakby nie wiedział, czego od niego oczekuje redaktor Janke, autor książki „Napastnik”. Redaktor Janke i jemu podobni oczekują zaś ni mniej ni więcej tego, by Orban splunął na uwarunkowania międzynarodowe w jakich przyszło mu funkcjonować i poszedł razem z nami na Moskwę bić się o wolność waszą i naszą. Majaczy tu wizja jakiegoś wspólnego antyrosyjskiego frontu tworzonego przez orbanowskie Węgry i polską opozycyjną prawicę, co do której nawet nie mamy pewności, czy wygra przyszłoroczne wybory, a jeśli nawet, to w jakim rozmiarze.

Taki sojusz z polskiego punktu widzenia byłby oczywiście pożądany, zapominamy tylko o jednym: jaką ofertę może Polska złożyć Węgrom, by podobny ruch im się opłacał? Wybudujemy gazociąg z przyszłego terminala LNG w Świnoujściu do Budapesztu? Postawimy atomową elektrownię nad Balatonem? Udzielimy korzystnego kredytu przebijając ofertę Rosjan lub na przykład Chińczyków? Póki co bowiem możemy im zaoferować jedynie wycieczkę Klubów „Gazety Polskiej” z Tomaszem Sakiewiczem pozującym na jakiegoś nowego Józefa Bema. I co, z wdzięczności za pociąg klubowiczów „GaPola”, którzy nawet nie mogą zagłosować na Fidesz, Orban wiedziony romantycznym porywem, każe się Putinowi bujać?

Widzę w tym wszystkim echa skrajnie naiwnej polityki każącej wierzyć, że gdy zrobimy coś miłego dla innego państwa, to ono odwdzięczy się nam tym samym. Tego typu projekcje zawsze kończą się rozczarowaniem, o czym mogliśmy się przekonać choćby w przypadku ekipy „pomarańczowych” na Ukrainie – Julia Tymoszenko zawarła gazowy deal z Rosją wpędzający Ukrainę ostatecznie w orbitę rosyjskiej energetyki, a tonący Juszczenko chwycił się brzytwy dowartościowując neo-banderowców.

III. Ryzykowny taniec

Tymczasem, sytuacja Węgier i Orbana wygląda następująco: z jednej strony ma przeciw sobie sprzysiężenie międzynarodowej finansjery oraz pozostającego w znacznej mierze na jej usługach politycznego establishmentu wiodących europejskich stolic i Brukseli, do tego węgierską piątą kolumnę pozostającą na obcym jurgielcie; z drugiej natomiast ma Rosję, która składa konkretną ofertę – budujmy razem elektrownię i gazociąg, oferujemy na inwestycje korzystny kredyt – wchodzicie w to? Oczywiście, Rosja liczy na przywiązanie w ten sposób do siebie Węgier i polityczne profity. Tylko jaki wybór ma w tym wszystkim Orban? Trzymać równy dystans do Moskwy i Brukseli? Węgry, znajdujące się między młotem a kowadłem starają się właśnie coś takiego robić – na ile jest to możliwe dla kraju uginającego się pod ciężarem trudnej sytuacji finansowej będącej spuścizną postkomunistycznych poprzedników. To i tak cud, że Orbanowi udaje się krok po kroku dekolonizować gospodarkę.

Sukcesem była przedterminowa spłata pożyczki z MFW po której Węgry grzecznie acz stanowczo podziękowały tej organizacji za współpracę. To nie jest bowiem tak, że tylko Ruscy prowadzą neoimperialną politykę. Identyczną strategię mają międzynarodowe instytucje finansowe i stolice „starej Unii” ze szczególnym uwzględnieniem Berlina, dla których obszar postsowiecki jest celem gospodarczej i politycznej kolonizacji. Nie sądzę, by Orban nie zdawał sobie sprawy z celów zarówno Rosjan, jak i Zachodu – to polityk pragmatyczny do bólu, a nie jakiś neoromantyk, jakim chcieli go widzieć przedstawiciele naszej prawicowej sceny.

W tym kontekście naiwne przestrogi, którymi raczy nas Igor Janke brzmią rozbrajająco. Pisze on bowiem: „To (węgierska umowa z Rosatomem i poparcie dla South stream – przyp. GG) oznacza ułatwienie Rosji wbijanie klina w Europie, rozgrywanie przez Moskwę Zachodu, dzielenie Unii. To porozumienie ułatwia Putinowi prowadzenia polityki bilateralnej z państwami europejskimi zamiast polityki z całą UE, co dla Moskwy jest dużo mniej wygodne.” I wszystko niby racja, z jednym zastrzeżeniem – Bruksela, która gotowa jest utopić Orbana w łyżce wody, miałaby w imię wspólnotowych interesów chronić Węgry przed Putinem? Akurat, już prędzej wkopałaby Orbana do politycznego grobu, a potem ustaliła sobie z Rosją jakąś formę polityczno-gospodarczego kondominium z postkomunistyczną lewicą u władzy w charakterze obrotowych kolaborantów – czyli mniej więcej tak, jak miało to miejsce przed erą Orbana.

Dlatego też Orban zmuszony jest do balansowania na linie. Przeciwwagą dla jawnie wrogiej Unii i światowego banksterstwa staje się Rosja. To skrajnie ryzykowny taniec – wyemancypować gospodarkę narodową od dotychczasowych wpływów i uniknąć zarazem bezpowrotnego osunięcia się w niedźwiedzie objęcia Rosji - który może się skończyć różnie. Ale, patrząc realistycznie z węgierskiej perspektywy, trudno tu znaleźć inne wyjście. Jeśli zaś chodzi o perspektywę naszą, to zamiast rozdzierać szaty, trzeba się zastanowić jaką propozycję poza kilkoma gestami możemy złożyć Węgrom, by po zmianie władzy w Polsce opłacało im się przynajmniej w jakiejś mierze stworzyć wraz z nami wspólny front emancypacji Europy Środkowej.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

5
5 (5)

3 Comments

Obrazek użytkownika Danz

Danz
Otóż to, zastanówmy się co możemy zaproponować Węgrom, skoro polska gospodarka tonie jak filmowy Titanic. Oczywiście możemy powoływać się na wspólną historię, wspólne interesy (o ile takie są), ba nawet planować sojusz wewnątrz UE, tylko co z tego przyjdzie, gdy następne wybory wygra PiS 10% różnicą nad PO.
Pozdrawiam.
p.s.
Tak na marginesie to męczą mnie te "ruskie serwery, które obliczają głosy w Polsce".

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
Możemy zaproponować wspólny sojusz przeciw naszym wierzycielom - Polska i Węgry w gruncie rzeczy siedzą w podobnych kieszeniach.

A ruskie serwery? One się uaktywniają w sytuacjach "pół na pół". Przy większej przewadze dyskretnie milczą - i należy to wykorzystać.
pozdr.
GG
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Pierwsze i glowne pytanie brzmi: po co skladac cokolwiek Wegrom?
Opowiedz jest oczywista: zeby moc sie lepiej rozwijac znaczy rosnac w sile co sie przeklada na rozwoj wlasnego przemyslu i na rosnaca zamoznosc narodu, na bogacenie sie.
Niemcy rowniez Wegry deinstrializowaly, nie tylko Polske.

Razem, znaczy tworzac wspolnote ineteresow mamy nieporownywalnie wieksze szanse, niz w pojedynke.
I bierzmy przyklad z Niemcow. Niemcy bogaca sie rowniez na rynku rosyjskim.  Walcza  o ten rynek.  I dlatego staja sie ekonomicznie jeszcze silniejsze.
To samo ma robic konfederacja polsko-wegierska.

Co do kupna elektrowni z Rosji wlacznie z jej fiansowaniem.
Aby kupic ja z Uni i finansowac z Uni, Orban musialby popelnic zbrodnie ekonomiczna dzialajac na niekrzysc Wegier, zadluzyc na niezwykle niekorzystnych warunkach (miedzy innymi wymuszajacych pogorszenie socjalne ludnosci) i w ten sposob stac sie bardzo podatnym na szantaz finansowy i ekonomiczny.
Orban dzialal racjonalnie. Wegrzy wzbogacili (wzbogaca) sie dzieki tej transakcji i dlatego beda silniejsze niz przed nia.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>